Wszystko zależy od konkretnego przypadku. Moim zdaniem, zdecydowana większość osób wymaga zarówno leczenia farmakologicznego, jak i terapii. Ale przede wszystkim z naciskiem na terapię, a tabletki jako wspomagacze do przetrwania najgorszego okresu. Ale są i przypadki depresji, gdzie wystarcza sama farmakologia. Takim przykładem jest moja mama, która już po raz drugi bierze fluoksetyne. U niej winne są udary, które miała i mózg nie działa już tak jak powinien, a terapia w jej przypadku jest zupełnie potrzebna. Ale na pewno nie wolno traktować leków antydepresyjnych, jako pigułki szczęścia i opierać się jedynie na ich działaniu.
Ja też przez jakiś czas byłam na lekach przeciwlękowych, zażywałam Sedam. Dwukrotnie i przez krótki czas, ale wtedy bardzo mi pomógł. Z tym, że moja depresja choć długotrwała nie była ciężka. Obecnie już z niej praktycznie wychodzę, bez terapii i leków. Bardziej dokuczały mi lęki związane z nerwicą, ale i z tym nauczyłam sobie radzić. Trzy miesiące temu zażywałam ten preparat:
http://www.doz.pl/apteka/p9293-Boiron_S ... osc_60_szt
Miałam obronę pracy i sporo stresów. Nie wiem czy ten lek rzeczywiście mi pomógł, czy to tylko efekt placebo, ale ważne, że lepiej się po nim czułam. Jest to lek homeopatyczny, a więc zupełnie bezpieczny. Jest to lek w zasadzie na nerwicę, ja nie czułam po ni senności w ciągu dnia.
Wiele z Was pisze, że nie chce leków, bo chce mieć większa kontrolę nad sobą. A czy leki nie powodują, że macie nad sobą większej kontrolę niż gdy atakuje Was depresja? Mnie leki wyzwalały, pokazywały, że mogę żyć inaczej i po ich odstawieniu, tak właśnie żyłam. Pokazywały mi inną drogę.