przez Poranek » 17 sie 2008, o 12:37
Kiedy miałam kilka lat, moja mama na kolejnym nocnym spacerze (po ucieczce z domu, bo pijany ojciec się awanturował) opowiedziała mi o problemach związanych z moim przyjściem na świat.
Otóż, kiedy zaszła w ciążę była panną, która mieszkała ze swoim chłopakiem, moim ojcem. Mój ojciec, kiedy się o tym dowiedział wręczył mojej matce pieniądze na usunięcie ciąży, czyli mnie. Moja matka zastanawiała się jakiś czas, po czym za te pieniądze upiła sie z koleżanką i postanowiła mnie urodzić. Motywacją dla której mnie urodziła było niebezpieczeństwo, że po usunięciu pierwszej ciąży nie będzie mogła urodzić więcej dzieci. Opowiedziała mi jak bardzo cierpiała rodząc mnie, jak długo to trwało, jak po urodzeniu mnie nie mogła wrócić do dawnej figury. Po urodzeniu mnie, po dwóch miesiącach wylądowałam w tygodniowym żłobku, po 9 miesiącach u babci w innym mieście, w dużej odległości, że o odwiedzinach matki nie mogło być mowy.
Moi rodzice w końcu sie dogadali i po 2,5 roku po moim urodzeniu się pobrali. Mój ojciec był (bo już nie żyje alkoholikiem), a moja matka nadużywała alkoholu (może jest alkoholiczką, trudno mi powiedzieć). Ja dopiero po 40 poszłam na terapię dla DDA. Zrujnowałam sobie życie dorosłe i dopiero teraz je odbudowuję. Czasami mam wrażenie, że to musztarda po obiedzie.
Na terapii DDA opowiedziałam terapeutce tę historię, wyryczałam morze łez i dopiero po kilku latach tak naprawdę nie czuję już żalu do matki, że mi to opowiedziała, i że tak postąpiła. Skutkiem bowiem jej opowieści mi w dzieciństwie takich trudnych spraw było, że z całych sił się do niej przykleiłam, bo bałam się, że mnie odrzuci. Utwierdzała mnie zresztą w tym przekonaniu, obrażając się o każdą drobnostkę którą zrobiłam, a która nie była po jej myśli.
Terapia DDA pomogła mi się od nie odsunąć na bezpieczną odległość, aby obejrzeć z dystansu spustoszenia jakie to wszystko we mnie wywołało. Nie wiem, czy kiedykolwiek nasze relacje będą dobre, bo nasze interesy są sprzeczne.