Nie umiem być szczęśliwa..

Problemy z partnerami.

Nie umiem być szczęśliwa..

Postprzez moje_paranoje » 31 lip 2008, o 17:29

Witam!
Czytam wasze posty już od dłuższego czasu tylko jakoś tak śmiałości mi brakowało by samej się odezwać...Tym bardziej, że mój problem w porównaniu z innymi, które tu czytałam wydaje mi się śmieszny..A jednak.. nie daje mi spokoju i niszczy moje życie sukcesywnie.. Pewnie to zabrzmi głupio ale ja nawet nie umiem nazwać swojego problemu.. Mój problem polega na tym, że ja nie umiem być.. szczęśliwa.. nie umiem cieszyć się życiem.. Są dni, że czuję się dobrze i mam wrażenie,że unoszę się nad ziemią ale są dni zaraz po nich, że czuję się beznadziejna i najchętniej nie wychodziłabym z łóżka i płakała cały dzień.. Samą mnie to męczy ale nie umiem sobie z tym poradzić.. Nie wiem co mam robić..:(
Mam cudownego faceta, właśnie wróciliśmy z wczasów w Grecji i pierwsze pytanie jakie padło z ust mojej mamy, gdy rozmawiałyśmy przez telefon było:"Córcia, jak było??" ja odpowiedziałam.."rewelacyjnie"..tylko,że ton mojej wypowiedzi zaprzeczał temu wszystkiemu..
Nie umiem sobie już ze sobą poradzić..wiem tylko, że starcę tego chłopaka jeśli taka będę nadal..On też z pewnością ma dość juz tych moich huśtawek nastroju.. Jest dzień, że jest nam cudownie i dziękuję Bogu,że moje życie wygląda tak jak teraz a następnego dnia uważam,że jestem głupia, nieinteligentna, ze nic mi się w życiu nie udaje, ze jestem beznadziejna i do niczego..Zadręczam wtedy chłopaka smsami czy rozmowami na gg czy jemu naprawdę na mnie zależy, czy jest mu ze mną dobrze itd. Nie daj Bóg niech odpisze,ze "zawsze może byc lepiej" to już w ogóle jest masakra.. zaczynam szukać w tym drugiego dna, dociekać co miał na myśli, co ja źle robię itd. W rezultacie czego po 30min takiej rozmowy on już jest zmęczony tłumaczeniem w kółko tego samego,ze tak tylko napisał i w ogóle..i faktycznie urywa rozmowę bo ma dość (co rozumiem)...a ja co zyskuje? Oprócz tego,że i jemu dodatkowo psuję nastrój to.. nic..
Mój 'bad day' (bo tak zwykle nazywam te gorsze dni) najczęściej bierze się z jakiejś błahostki..mam problem, przedstawiam go chłopakowi a on to bagatelizuje, albo odpowie nie tak jakbym tego chciała i się zaczyna...dociekanie, łapanie za słówka..zawsze tak samo.. Albo umówieni byliśmy,że w ten weekend pojadę z nim do jego rodziców.. po czym nagle słyszę między wierszami teksty "jadę do rodziców", "jak pojadę to przywiozę to czy tamto", 'teraz jak wiesz nie mogę bo będę u rodziców" itd. wszystko w pierwszej osobie... Dla mnie to jest jednoznaczne,że plany się zmieniły i , że są już nieaktualne.. Stwierdziłam, że to przemilczę.. Zaplanowałam sobie już weekend inaczej.. (w grę wchodzi cały weekend,gdyż jego rodzice mieszkają w innym mieście) ale oczywiscie nie dawało mi to spokoju i wypaliłam mu to wczoraj...On na to:"CHcesz jechać? nie ma sprawy, przecież wiesz,ze zawsze jesteś mile widziana".. Tylko skoro "nie ma sprawy" to czemu sam z siebie nie zaproponuje.. przecież to od niego powinno wyjść a nie ode mnie, to jemu powinno zależeć by jego rodzina mnie poznała lepiej.. I tak jest ze wszystkim...Corocznie organizowana impreza charytatywna w stolicy, bierze udział regularnie od lat, przysłali mu już zaproszenie i pytam go idziesz?? W odpowiedzi tylko;"no pewnie!" Zero propozycji typu"moze wybierzemy się razem, czy pójdziesz ze mną?" (jesteśmy ze sobą rok, choć znamy się już wiele lat) I po raz kolejny tłumaczy to tym, że przecież sama powinnam mu powiedzieć,ze chcę z nim iść.. Tylko,ze ja tak nie umiem... Uważam,ze to jest tak jakbym się narzucała...ze skoro to jest coś na co on jest zapraszany to prpozycja powinna wyjść od niego.. Czasem już nie mam na to wszystko siły.. Zależy mi na tym,żeby jemu było dobrze ze mną, żeby o mnie nic złego nie pomyślał, a jak zdarzy się jakaś spzreczka drobna to odrazu boję się,że już mu na mnie nie zależy,ze pewnie mnie zostawi itd. Jak dowiaduję się np. że powiedział komuś,że się wkurzył na mnie (nie podając jednak powodu) to dla mnie jakby się świat zawalił...myślę o tym codziennie potem...a przecież ile jest takich dni kiedy to ja (słusznie) mam o coś żal do niego?? przecież on się takimi rzeczami na pewno nie przejmuje..bo wiadomo, że to się zdarza a i mija szybko.. A ja strasznie wszystko przeżywam i biorę do siebie..
Dzisiejszy 'bad day' jest na skutek wczorajszej wieczornej rozmowy na skypie..(mieszkamy w różnych miastach stad często używamy internetu jako formy komunikacji) Otóż On mieszka w stolicy a ja 2h drogi od Niego w mniejszej miejscowości, gdzie wkrótce zamierzam podjąć pracę. Jest rzeczą oczywistą, że on nie przeniesie się do tak małego miasteczka kiedykolwiek tylko raczej ja będę musiała do niego...i choc znamy się już tyle czasu to jednak nie jestem gotowa by zrobic to teraz (choć namawiał mnie do tego) postanowiłam,ze najpierw dokończę studia a zostały mi tylko 2 lata..(mam tytuł licencjata póki co). Wpadłam więc na pomysł,że mozemy to rozwiazać w taki sposób,ze pójdę na studia do Warszawy i w ten sposób wszystkie weekendy będziemy spędzać razem i jakoś te 2 lata się przemęczymy..Miałam jeszcze jedna szkołę do wyboru..Niedaleko mnie...Ale sprawa była jakby oczywista.. Wybieram stolicę , chcę byc z Nim! Ale sprawa była oczywista aż do wczoraj...kiedy okazało się,ze szkoła, do której chciałam isć jest bardzo droga.. Rok kosztuje tyle co w tej drugiej całe dwa lata.. Na ten rok na czesne bym miała..tylko co w następnym roku.. Poprosiłam Go o rozmowę, jak on to widzi, i w ogóle..w końcu ta stolica to nie jest jakieś ucieleśnienie moich marzeń tylko idę tam by być z nim...a i później gdybym miała się tam przeprowadzić byłoby mi łatwiej..miałabym już pierwszych znajomych, poznałabym odrobinę lepiej miasto..i z pracą pewnie też byłoby łatwiej po takiej szkole.. On mnie wysłuchał, powiedział,że bardzo zależy mu,zebym studiowała w Warszawie ale skoro mnie nie stać to,zebym nie robiła tego.. że on mi inaczej już pomóc nie może..że skoro JA uważam,że to dla mnie za drogie i nie dam rady finansowo to mam to sobie odpuścić... Tylko, że mnie to zabolało..(być może niesłusznie!) myślałam,że robię to dla NAS, że w razie czego to MY mamy sobie poradzić.. Na tym właśnie polega różnica między nami ja zawsze mówię MY a On:"Ja, Ty" Coraz częściej mi to spokoju nie daje.. Chyba jestem zbyt przewrażliwiona.. Boję się,że takim łapaniem za słówka i doszukiwaniem się drugiego dna zamęczę Go i zniszczę wszystko.. Martwię sie też o siebie..bo zaczyna się od błahostki a ja potem dodaje sobie jeszcze 15 innych rzeczy przemawiających "za" tym,że jestem do niczego... że pewnie i tak bym sobie w tamtej szkole nie poradziła, że nikomu na mnie nie zależy, że i tak zawsze będę sama itd. Jestem już sobą zmęczona.. Powinnam cieszyć się tym co mam a ja nie potrafię... Podnieście mnie jakoś na duchu, proszę..Doradźcie coś jeśli w tak beznadziejnym przypadku można w ogóle.. Z góry dziękuję..
moje_paranoje
 
Posty: 14
Dołączył(a): 31 lip 2008, o 14:40

Postprzez caterpillar » 1 sie 2008, o 00:18

Witaj!
Kiedyś mialam podobne stany w swoim staaarym zwiazku.Niby szczesliwa a jednak ciągle brakowalo mi tego "my" o ktorym piszesz i to ja zawsze bylam jak ten szczeniak wiernie machajacy ogonkiem i czekajacy az go pan poglaszcze :roll:
Nie wiem czym są spowodowane Twoje nastroje (to raczej zadanie dla Ciebie).Chyba czas przygladnac sie samej sobie ,swojemu zyciu, no i odpowiedziec sobie na pytanie czy taki zwiazek Ci odpowiada ...
jesli chcesz znac moje prywatne zdanie hmm mi bylo by ciezko zyc z kims ,kto oczekuje zeby to tylko z mojej strony wychodzila inicjatywa i tez bylo by mi nie wsmak gdyby ktos mnie tak traktowal.Rozumiem ,ze facet moze nie chce brac odpowiedzialnosci finansowej za Twoje studia no ale jakies wsparcie by sie przydalo.
Piszesz o swoich tendencjach do robienia "z igły widły" i o postrzeganiu siebie jako małowartościowej osoby.
Bo to chyba tak mniej wiecej wyglada ..jesli nie jestes pewna co do milosci drugiej osoby i swoich uczuc do niej kazde zdanie analizujesz i rozkladasz na czynniki pierwsze(ja tak robilam i nic to dobrego nie wnioslo :( )
jesli jestes gdzies tam w srodku niepoukladana , maz niska samoocene to tez wszystko zaczyna byc nie tak a zwykle zdania wypowiedziane przez druga osobę "maja w sobie diabla" :twisted: :wink:
Jeśli Twoj facet nie traktuje tego powaznie i bagatelizuje to,
a Tobie jest z sobą cieżko, moze porozmawiaj z jakims psychologiem.
Ważne zebys wiedziala gdzie lezy przyczyna Twojego nastroju, to zapewne wymaga pracy nad soba ale taka kolej rzeczy.
Powodzenia i nie boj sie mowic o swoich problemach ,inni maja gorzej a jeszcze inni maja jeszcze gorzej a niektorzy to maja przesrane (po co sie porownywać? :wink: )
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Nie umiem być szczęśliwa..

Postprzez ewka » 1 sie 2008, o 07:49

Witaj Droga ???... no nijak się do Ciebie zwracać po nicku;) Nie wiem, czy to huśtawki czy nakręcanie się - mnie to bardziej wygląda na nakręcanie i niestety... przy takiej skłonności zawsze znajdzie się powód.

moje_paranoje napisał(a):Zadręczam wtedy chłopaka smsami czy rozmowami na gg czy jemu naprawdę na mnie zależy, czy jest mu ze mną dobrze itd.

Nazywam to "męczeniem kaczora";) Kobiety chcą słyszeć, to jasne... mężczyznom mówienie o tym (często lub co chwilę) sprawia raczej trudność. Uważam, że skoro jesteście razem, skoro oboje chcecie być ze sobą - to należy założyć, że mu zależy i że jest mu dobrze. I (wg mnie) - koniec kropka.

Myślę, że powinnaś nauczyć się wyraźnie mówić, czego chcesz i co Ci się nie podoba... on nie jest jasnowidzem (zresztą faceci ponoć są w ogóle z innej planety, haha)... i nie musi umieć czytać w Twoich myślach. Jeśli chcesz iść z nim na imprezę charytatywną, a on Ci nic nie proponuje... powiedz: idę z Tobą. Popatrz na reakcję... może akurat go to ucieszy? A może nie... może jest tam grono ludzi, z którymi zawsze spotyka się sam, może mają swoje jakieś zwyczaje. I ma do tego prawo.
Tak samo z weekendem u jego rodziców... "Stwierdziłam, że to przemilczę" nie załatwia sprawy, bo się z tym męczysz - ja stawiam na jasne i proste komunikaty. Nie trzeba się bać, że się usłyszy coś nie po myśli... to niedopowiedziane i niewypowiedziane urasta do wielkości demonów, a po co Ci to? I jest jakimś przyklepywaniem tego, co Ci się w gruncie rzeczy nie podoba... więc niech się takie sytuacje na bieżąco wyjaśniają i będziesz wiedziała, czy Wasze "być albo nie być" ma w ogóle sens i przyszłość. Ja myślę, że tego nie należy się bać, a po prostu stawić czoła sytuacjom... tak właśnie wygląda życie.

I jeszcze jedno: mam wrażenie (a może się mylę)... że oprócz niego i tego co powie i jak spojrzy - nie masz jakiegoś swojego życia, swoich spraw, swoich "muszę tam pójść, to dla mnie ważne". Ważne wydaje mi się, żeby mieć kawałek swojego świata, niezależnego od nikogo i niczego - tylko Twój i tylko dla Ciebie. Daje to fajną przestrzeń dla nas samych i naszych partnerów, aby mogli za nami tęsknić;)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: Nie umiem być szczęśliwa..

Postprzez julkaa » 1 sie 2008, o 08:30

ewka napisał(a):Witaj Droga ???... no nijak się do Ciebie zwracać po nicku;) Nie wiem, czy to huśtawki czy nakręcanie się - mnie to bardziej wygląda na nakręcanie i niestety... przy takiej skłonności zawsze znajdzie się powód.

moje_paranoje napisał(a):Zadręczam wtedy chłopaka smsami czy rozmowami na gg czy jemu naprawdę na mnie zależy, czy jest mu ze mną dobrze itd.

Nazywam to "męczeniem kaczora";) Kobiety chcą słyszeć, to jasne... mężczyznom mówienie o tym (często lub co chwilę) sprawia raczej trudność. Uważam, że skoro jesteście razem, skoro oboje chcecie być ze sobą - to należy założyć, że mu zależy i że jest mu dobrze. I (wg mnie) - koniec kropka.

Myślę, że powinnaś nauczyć się wyraźnie mówić, czego chcesz i co Ci się nie podoba... on nie jest jasnowidzem (zresztą faceci ponoć są w ogóle z innej planety, haha)... i nie musi umieć czytać w Twoich myślach. Jeśli chcesz iść z nim na imprezę charytatywną, a on Ci nic nie proponuje... powiedz: idę z Tobą. Popatrz na reakcję... może akurat go to ucieszy? A może nie... może jest tam grono ludzi, z którymi zawsze spotyka się sam, może mają swoje jakieś zwyczaje. I ma do tego prawo.
Tak samo z weekendem u jego rodziców... "Stwierdziłam, że to przemilczę" nie załatwia sprawy, bo się z tym męczysz - ja stawiam na jasne i proste komunikaty. Nie trzeba się bać, że się usłyszy coś nie po myśli... to niedopowiedziane i niewypowiedziane urasta do wielkości demonów, a po co Ci to? I jest jakimś przyklepywaniem tego, co Ci się w gruncie rzeczy nie podoba... więc niech się takie sytuacje na bieżąco wyjaśniają i będziesz wiedziała, czy Wasze "być albo nie być" ma w ogóle sens i przyszłość. Ja myślę, że tego nie należy się bać, a po prostu stawić czoła sytuacjom... tak właśnie wygląda życie.

I jeszcze jedno: mam wrażenie (a może się mylę)... że oprócz niego i tego co powie i jak spojrzy - nie masz jakiegoś swojego życia, swoich spraw, swoich "muszę tam pójść, to dla mnie ważne". Ważne wydaje mi się, żeby mieć kawałek swojego świata, niezależnego od nikogo i niczego - tylko Twój i tylko dla Ciebie. Daje to fajną przestrzeń dla nas samych i naszych partnerów, aby mogli za nami tęsknić;)


:oklaski: żeby to dla mnie też takie oczywiste było. no ale pracuje nad tym :wink:
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez moje_paranoje » 1 sie 2008, o 11:13

Hmm... Ewka masz rację..to jest nakręcanie się i zdaję sobie z tego sprawę. Staram się tłumaczyć sobie, że przecież on jest wolnym człowiekiem a pozatym kto jak kto ale ON jest ostatnią osobą, która robi coś bo 'wypada' czy 'należy' więc nie tkwiłby w czymś co mu nie odpowiada.. I są dni,że w to wierzę, staram się nie dopuszczać wtedy do głowy żadnych czarnych scenariuszy ale za jakiś czas niestety one biorą górę i to już jest wtedy silniejsze ode mnie...Nie umiem nad tym zapanować, co mnie martwi..:(( Dlatego wiem, że jeśli coś z sobą nie zrobie to zniszczę ten zwiazek.

Myślę, że powinnaś nauczyć się wyraźnie mówić, czego chcesz i co Ci się nie podoba.


- Ja tak nie potrafię.. Owszem, zdarza mi się to coraz częściej bo to taki typ człowieka że w wielu sprawach sam nie wyjdzie z inicjatywą ale ciągle jest to jeszcze dla mnie problem.. Mam wrażenie, że to jest narzucanie się.. Co gorsza, jeśli On mi nie zaproponuje czegoś tam, a ja sama otwarcie nie powiem, że 'tego' chcę to odrazu jestem zła, On oczywiscie nie wie o co mi chodzi i tak się koło zamyka.. Choć przyznam,że nie pozwalam sobie ostatnio na demonstracyjne pokazywanie jaka to zła jestem kiedy coś jest nie po mojej myśli bo faktycznie ani On ani nikt inny jasnowidzem nie jest..

Inna sprawa, że gdyby mi powiedział, że "sorry, ale wolę iść sam ze swoimi znajomymi" albo coś podobnego po tym jak odwazyłam się otwarcie powiedzieć czego chcę to po.1 byłoby mi bardzo przykro a po2. chyba bym się zniechęciła następnym razem,. Bałabym się odpowiedzi..

I jeszcze jedno: mam wrażenie (a może się mylę)... że oprócz niego i tego co powie i jak spojrzy - nie masz jakiegoś swojego życia, swoich spraw, swoich "muszę tam pójść, to dla mnie ważne". Ważne wydaje mi się, żeby mieć kawałek swojego świata, niezależnego od nikogo i niczego


-hmm... pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy to "ależ skąd! przecież mam swoje zycie, swoich znajomych" ..A tak po dłuższym zastanowieniu to mam wątpliwości..Jak mnie pyta o moje plany na dziś to na wszelki wypadek odpowiadam,że nic nie mam do roboty (choć mam np. już wcześniej zaplanowane) ale w razie gdyby chciał pogadać czy coś to chcę być.. Jestem na jego każde zawołanie.. hmm...mój humor też jest zależny od tego jak on się akurat zachowa...

Kurcze, jak tak to czytam to nieciekawie to wygląda.. zamęczam go swoją osobą a im bardziej on czuje się zmęczony mną ( a ma nieraz prawo po niektórych naszych rozmowach i moich dociekaniach) i próbuje się na chwilę odsunąć,żeby wszystko się uspokoiło, żeby mi przeszło...tym bardziej ja naciskam i staram się na siłę "zrobić "dobrze..byle tylko nie myślał o mnie źle... A może ja powinnam pierwsza odejść, żeby mu oszczędzić tego wszystkiego? Boję się, że zniszczę tę jego dziecięcą radość wiecznymi pretensjami czy dociekaniem.

Ps.Wstydzę się tego, że taka jestem..
moje_paranoje
 
Posty: 14
Dołączył(a): 31 lip 2008, o 14:40

Postprzez ewka » 1 sie 2008, o 12:00

moje_paranoje napisał(a):Wstydzę się tego, że taka jestem..

Eeee! Nie wolno tak mówić! Nie wolno się wstydzić! Taka jesteś i już... teraz tylko albo sobie taką pozostać, albo zacząć to jakoś zmieniać. Masz wybór.

Nie wiem, ale tak jakoś czuję, że ktoś musiał kiedyś mocno nadszarpnąć Twoje poczucie własnej wartości, niewiary w siebie, w swoje możliwości, zdolności... być może to są efekty, nie wiem, tak zgaduję.

Możesz pomyśleć: "kurczę, ja to jestem nieszczęśliwa" lub "może dobrze, że tak jest, bo dzięki temu odkryję w sobie coś wartościowego?".

I do całej sytuacji też możesz podejść też na dwa sposoby.
1-zostawiasz to, ale ja bym nie radziła
2-bierzesz swoje życie w swoje ręce... może samej być Ci trudno, więc może terapia, może psycholog, może jakieś książki. Ze swej strony polecam Anthony de Mello "Wezwanie do miłości" - on pięknie pisze o tym, jak można zmienić swój sposób oglądania świata, życia, ludzi. To on zdaje się powiedział, że ludzie zwykle świat chcą wyłożyć skórą, a wystarczy uszyć z niej wygodne buty.


moje_paranoje napisał(a):A może ja powinnam pierwsza odejść, żeby mu oszczędzić tego wszystkiego? Boję się, że zniszczę tę jego dziecięcą radość wiecznymi pretensjami czy dociekaniem.

Jak to "pierwsza"? To znaczy zakładasz, że on Cię zostawi, tak? Oj Dziewczynko... no nie można tak! Oczywiście, że możesz odejść - ale to w żadnym razie nie rozwiąże Twojej umiejętności bycia szczęśliwą, bo "to" będzie wyłaziło zawsze. Byka trzeba chwycić za rogi!

I nie wstydź się, naprawdę nie masz powodów
:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez moje_paranoje » 1 sie 2008, o 18:30

Dziękuję za wsparcie..za mądre słowa.. Tego było mi trzeba.. Książkę już zakupiłam :) Narazie mi trochę lepiej i chcę się zmienić.. pozostaje mi tylko być wytrwałą w swym postanowieniu.. Zobaczymy na jak długo sił starczy.. :slonko:
moje_paranoje
 
Posty: 14
Dołączył(a): 31 lip 2008, o 14:40

Postprzez ewka » 1 sie 2008, o 20:01

Brawo!!! I wytrwałości życzę :kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez moje_paranoje » 5 sie 2008, o 01:01

No to dałam mu właśnie prosty komunikat... i co mi z tego przyszło..? oprócz tego, że zepsułam tak superową ostatnio atmosferę między nami to nic pozatym... Powiedziałam czego chcę..
Ech... to może zacznę od początku..

Umówiliśmy się wstępnie, że przyjadę w środę gdyż w piątek musimy gdzieś razem wyjechać z jego miasta.. Miałam przyjechać autobusem, On miał mnie odebrać z przystanku i miało być super.. taaa:( Siedzę sobie dzisiaj i głupia myśl strzeliła mi do głowy...a może On by tak po mnie przyjechal?? Dawniej, na samym początku jak się starał zrobic na mnie wrażenie i zabiegał o mnie to potrafił przyjechać po pracy późnym wieczorem, a na drugi dzień wstawalismy bardzo rano i wracaliśmy do jego miasta ..on zostawiał mnie u siebie w domku a sam jechał do pracy.. (On nalegał na takie jazdy w tę i z powrotem a nie ja!! wręcz byłam nawet przeciwna czasem bo miałam np. coś zaplanowane a On potrafił niespodziewanie przyjechać!) Teraz gdy już wie na czym stoi, jesteśmy razem dość długo już mu się takie "spontany" nie zdarzają.. A szkoda.. Zaproponowałam dziś pod wpływem chwili, że może by po mnie przyjechał i dzięki temu juz jutro spotkalibyśmy się ... i niby byłam przygotowana na odmowę a jednak..chyba nie do końca..
Usłyszałam, że nie chce mu się jechać w upały.. nie wiem jakie upały miał na myśli jeśli jechałby między 18-20.30 a ja musiałabym już o 13tej i co więcej ja bardzo źle znoszę jazdę autobusem, i On to wie...ale rozumiem,że mi się musi chcieć :( Potem uważam był już cios poniżej pasa gdyż użył stwierdzenia, że "nie przelewa mu się po urlopie"a z autem wyszłoby troszkę drożej niż za przejazd autobusem (nie należy On do osób biednych)co jest kompletną bzdurą.. bo 2h wcześniej dzwonił do mnie chwaląc sie,że kupił z kumplem 30piwek i piją sobie właśnie.. Ale gdy mu to wspomniałam to dowiedziałam sie,że jedno z drugim nie ma wiele wspólnego a w ogóle to "cios poniżej pasa" ..Ja już chyba jestem głupia od tego wszystkiego ...nie wiem kto ma rację a kto nie... dowiedziałam sie że czemu nagle zmieniam plany...a to nikt inny tylko ON wiecznie coś w ostatniej chwili zmienia i gdy denerwuję sie odpowiada :"Tak, tak Ty musisz mieć wszystko zaplanowane. Ale ja Cię tego muszę oduczyć:) Żyj chwilą Kochanie"...No to sobie pożyłam dzisiaj..:) Na koniec usłyszałam ,że "Ok, wygrałaś! zrobię to-przyjadę,żeby pokazać Ci jak bardzo to jest bez sensu".. Powiedziałam, ze to nie fair, bo skoro postanowił przyjechać to mógł sobie darować to ostatnie zdanie , bo jak ja się mam niby teraz czuć..? co zrobić..? Pozwolić by naprawdę przyjechał czy odpuścic sobie i wsiąść w ten głupi autobus i przyjechać..? Aha kiedy mu powiedziałam,że przykro mi , że tak postawił sprawę na koniec, że zawsze musi być tak jak on chce to w odpowiedzi usłyszałam "nie histeryzuj" i był koniec rozmowy...i gdybym ja się nie odezwała to On sam tego by nie zrobił.. Powiem wam,że czasem mam dość tego wszystkiego... On sam przyznał mi kiedyś,że już zobojętniał na to moje "sprawiłeś mi tym przykrość".. a to przecież nie tedy droga.. wkońcu to dopiero początek to co bedzie za kilka lat???
moje_paranoje
 
Posty: 14
Dołączył(a): 31 lip 2008, o 14:40

Postprzez ewka » 5 sie 2008, o 08:50

moje_paranoje napisał(a):No to dałam mu właśnie prosty komunikat... i co mi z tego przyszło..? oprócz tego, że zepsułam tak superową ostatnio atmosferę między nami to nic pozatym... Powiedziałam czego chcę..
Ech... to może zacznę od początku..

Superowe atmosfery zwykle trwają jakiś czas i potem się psują... ale potem znowu wracają, tak to już jest. Nie słyszałam nigdy i od nikogo (sama też nie doświadczyłam), aby superowo było zawsze i bez przerwy.

Nie uważam, że zepsułaś... coś na pewno zyskałaś: jedno, że powiedziałaś. Drugie, że w sumie ten targ waszych racji wygrałaś. Trzecie, że MASZ PRAWO myśleć inaczej niż on, skrytykować coś co zrobił... i to prawo wykorzystałaś. To duży plus moim zdaniem.


moje_paranoje napisał(a):Aha kiedy mu powiedziałam,że przykro mi , że tak postawił sprawę na koniec, że zawsze musi być tak jak on chce to w odpowiedzi usłyszałam "nie histeryzuj" i był koniec rozmowy...i gdybym ja się nie odezwała to On sam tego by nie zrobił.. Powiem wam,że czasem mam dość tego wszystkiego... On sam przyznał mi kiedyś,że już zobojętniał na to moje "sprawiłeś mi tym przykrość".. a to przecież nie tedy droga.. wkońcu to dopiero początek to co bedzie za kilka lat???

Ja osobiście uważam, że nie ma sensu na koniec gorących rozmów wytykać, że zrobił przykrość czy że nie tak postawił sprawę czy nie musiał na koniec coś tam powiedzieć... w akcie obrony rzucają wtedy zwykle jakimś "nie histeryzuj". I myślę, że to nie jest tak, że kończy się rozmowa i słowa lecą w nicość... ani Twoje nie znikają, ani jego - zostają w głowie, aby pomyśleć i następnym razem być o coś już mądrzejszym. To moje zdanie i wcale nie uważam, że tak jest najlepiej i najsłuszniej- tak po prostu sądzę.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez moje_paranoje » 5 sie 2008, o 08:55

Czyli co..?pozwolić by przyjechał czy odpuscić tym razem i wsiaść w autbus grzecznie..?
moje_paranoje
 
Posty: 14
Dołączył(a): 31 lip 2008, o 14:40

Postprzez ewka » 5 sie 2008, o 09:05

Niech przyjeżdża... a dlaczego miałabyś odpuścić, skoro już tyle Cię to kosztowało? Przyjeżdża i koniec kropka.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez julkaa » 5 sie 2008, o 09:46

moje_paranoje napisał(a):Czyli co..?pozwolić by przyjechał czy odpuscić tym razem i wsiaść w autbus grzecznie..?


zgadzam sie z Ewką. ale na drugi raz to ty idź na kompromis i ustąp, tzn jedź bez zrzedzenia i wymuszania. zeby było po równo;) teraz on jedzie a nastepnym razem ty i bedzie pieknie:P
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez moje_paranoje » 5 sie 2008, o 10:17

Ciągle ja jeżdżę...On pierwszy raz przyjedzie od 2 miesięcy.. Ale masz rację, tak czy owak więcej już tego nie zaproponuję tylko bez zrzędzenia będę wsiadała w autobus i jechała..
moje_paranoje
 
Posty: 14
Dołączył(a): 31 lip 2008, o 14:40

Postprzez Applee » 5 sie 2008, o 10:44

:kwiatek2:

Nie jestem dobra w doradzaniu, bo sama nie potrafie sobie poardzic ze swoim zyciem... ale dziewczyny chyba maja racje...
pozdrawiam...
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 204 gości

cron