Kochane Dziewczyny
ostatnio mało tu piszę......
ale często o was myślę
Pamiętam te chwile..te dni,gdy to forum było prawie jedynym światełkiem w tunelu.
Na prawdę bardzo sie cieszę,ze jest internet i że można tak szczerze porozmawiać z ludźmi.Wiadomo,że w realu tez są ludzie......ale nie zawsze można otworzyć sie przed nimi.
Często bardzo mi pomogłyście
Jak ja żyje teraz???
Dni mijają mi szybko.Praca...dom..dzieci...to wszystko na mojej głowie...Oczywiście dzieciaki pomagają mi jak mogą..nawet zrobiły sobie wakacyjny grafik pomagania w domu...dzielą sie drobnymi obowiązkami...Ja cale dnie jestem przecież w pracy..a one mają wakacje.Radzą sobie dzielnie.
A popołudniami..wieczorami...czasem pracuję....
Ale też robię sobie przyjemności
Zabieram gdzieś dzieci..albo gdy one idą do swoich znajomych ja jadę do moich znajomych....
Przez długi czas byłam zamknięta..sama zamknęłam się,bo byłam zbyt smutna,żeby iść do ludzi....Teraz jak popatrzę wstecz to widzę ile czasu mi minęło..Ale nie potrafiłam inaczej...musiałam przeżyć ten smutek...tą złość...
Było mi bardzo ciężko....Wpadałam w czarną dziurę....
Aż kiedyś....po kolejnej fali rozpaczy....odbiłam sie od dna
Teraz to widzę.Wtedy to nie działo sie z dnia na dzień.....powoli uświadamiałam sobie,że tak dalej żyć nie mogę.
Na pewno terapia..czytanie książek...pomogły mi...
...ktoś mi powiedział :Zizi jak zechcesz będziesz tkwiła w tym smutku nawet do końca życia,do starości.....ale jak zechcesz to będziesz jeszcze szczęśliwa...mimo wszystko !!!!
I tak powoli....coraz częściej uśmiecham się....już nie płaczę ...nie rozpaczam...
Nie robię nic,żeby zdobyć kaktusa.
Wcześniej..jeszcze w czerwcu zabiegałam o rozmowy....prosiłam go....
A on nadal tkwił..i tkwi przy swoim ....
Zawziął sie strasznie.....
Powiedział mi kiedyś :
Zaakceptuj to co jest.Ja teraz mam spokój....i jest mi dobrze...
wcale nie troszczył sie o mnie..kazał mi iść do lekarza,jak mam problem.
Po tamtej rozmowie załamałam sie strasznie.....na prawdę myślałam czy nie lepiej skończyć z sobą....strasznie źle sie czułam...
Jakimś cudem codziennie wychodziłam do pracy....żyłam jak w letargu...prawie nie spałam...
wtedy moja przyjaciółka porozmawiała ze mną.....trochę przemówiła mi do rozumu...znalazła mi innego terapeutę...
Potem Kaktus wziął dzieci nad morze....zostałam sama w domu na pięć dni.Z początku było mi smutno....oczywiście bardzo mnie bolało,że po raz pierwszy Kaktus nie chce jechać ze mną na urlop....że dzieci jadą tylko z nim.W pierwszym dniu zostałam bardzo długo w pracy....
Bałam sie ,że jak wrócę do domu to przepłaczę te kilka dni.....
stało się inaczej..koleżanka wyciągnęła mnie wieczorem z domu...potem w innym dniu znajomi zaprosili mnie na kawę....
Spodobało mi sie to,że jestem wolna,że mogę wrócić do domu późno,że po pracy tak na prawdę nie muszę nic
..że jestem wolna
Wtedy zauważyłam,że mogę śmiać sie ..mogę miło spędzać czas...że mogę żyć
wyjazd dzieci był przełomem dla mnie.Od tamtego czasu....częściej uśmiecham się..częściej proszę o pomoc innych....po prostu pozwalam sobie pomóc....
Kontakt z ludźmi pozwala mi uwierzyć,że nie jestem taka beznadziejna....
Zmieniło się też to,że jak jadę codziennie do pracy na rowerze to nie płaczę już rozmawiając w myślach z kaktusem....kiedyś tak robiłam,bo długo jadę do pracy..mam sporo czasu na rozmyślanie......
Zmieniło się też to,że lubię czasem wieczorem wyjść do ludzi
Dzieci nie są juz małe...potrafią pobyć same w domu..i cieszą się jak ja robię coś dla siebie.
Nie będę oszukiwać,że całkiem wyleczyłam się z kaktusa......
to początek kolejnego etapu...
Jak go nie widzę to radzę sobie nawet dobrze....żyję fajnie.....
gorzej jak go zobaczę....
w momencie jak jest obok nie jest źle..rozmawiam...nawet śmieje się....nie mam już pragnienia,żeby przytulił mnie....widzę,że on juz jest innym człowiekiem......widzę wiele jego nowych wad..np.to,że zaczął palić...stał sie płytki ...chamski....bezpłciowy....
Nie wiem co sie dzieje jak on wychodzi,to robi mi sie smutno...złości mnie to,że jest jak jest....tak do końca jeszcze nie potrafię zaakceptować rozpadu rodziny....i tego,że tyle marzeń nie spełni sie już
.......czasami myślę sobie,że może jeszcze nie wszystko przesądzone..że może kiedyś ......
Ale rzeczywistość jest taka,że nie jesteśmy razem,że on olał mnie...ja myslę,ze jemu znudzi sie kiedyś ta wolność.......
Tylko pytanie czy ja do tego czasu bedę czekała...
A może pojawi sie przy mnie ktoś nowy