Kompletnie uzalezniona od niego, a on rani i odchodzi...

Problemy z partnerami.

Kompletnie uzalezniona od niego, a on rani i odchodzi...

Postprzez moniex24 » 26 lip 2008, o 16:59

Witajcie i czesc wszytkim, pisze z Londynu, samotnego dla mnie miasta mozliwosci. Przepraszam za brak polskich literek. Jestem na krawedzi. Kocham za bardzo...czlowieka, ktory jest moim uzaleznieniem.
Zaczne moze od poczatku.
Bylam w zwiazku przez rok i moja juz chyba obsesja sprawia ze nie potrafilam cieszyc sie tym co jest. Wciaz analizowalam kazdy problem, rozkladalam kazdy dzien na czynniki pierwsze, balam sie kolejnego tygodnia i w tym wszystkim niczego bardziej nie pragnelam jak bycia szczesliwa.
Zakochalam sie tu w mezczyznie, Ja 24 lata on 37. Jak na Londyn to zadna roznica wieku bo tu faceci dojrzewaja pozniej (i fizycznie i psychicznie). Moze nawet swiadomie wybralam kogos kto jest starszy. Podobnie jak Tytania w zyciu bylam zawsze otoczona starszymi ode mnie ludzmi. Przy nich sie czulam bezpiecznie...
W Londynie znalazlam sie z dwoch powodow. Pierwszym byla ucieczka od zyciowych problemow. Przez rok moj tato walczyl z rakiem. Tuz pod koniec tylko ja i moja starsza kochana siostra trwalysmy przy nim. Mame opetal kompletny materializm i wizja bycia wlascicielem wszystkiego, czego wlascicielem podczas zycia taty nie byla.
Byl to trudny dla mnie i siostry okres. Nigdy nie bylysmy blisko z tata i ta choroba pozwolila poznac nam tego kochanego czlowieczka i rzucila troche swiatla na jego zycie, ktorego wczesniej nie znalysmy za bardzo choc bylysmy jego czescia.
Po smierci taty nie potrafilam byc w poblizu mamy. Wszystkie okropne wspomnienia sprawialy ze coraz bardziej jej niecierpialam, a to z koleji wywolywalo u mnie wyrzuty sumienia. W koncu postanowilam wyjechac i dac sobie czas.
Kilka miesiecy wczesniej skonczylam 4 letni zwiazek z moim chlopakiem. Juz wtedy kochalam za bardzo...ale nie mialam klapek na oczach i walczylam o siebie myslac co dla mnie jest najlepsze. Teraz jak wspominam ten zwiazek to az sie sama sobie nadziwic nie potrafie jaka bylam zolza. To byl chyba jedyny facet ktory potrafil zniesc bycie z osoba ktora kocha za bardzo. Dlugo zmagalam sie z odejsciem. A moze nie kochalam wtedy za bardzo, tylko mialam zbyt wygorowane potrzeby. Zrywalam, wracalam, potrafilam byc twarda przez tydzien i na prosby turlalam sie spowrotem na czterech lapkach. Bylam z egoista, ale bardzo tez silnym, inteligentnym, zabawnym facetem. Od takich trudno sie uwolnic i latwo wpasc w ich sidla. To moje fatum. Kiedy zebralam w sobie sile na to by odejsc, bylam bezlitosna. Spakowalam walizke I wyprowadzilam sie do kolezanki. Moj byly znosil to strasznie, probowal z kazdej strony miec mnie spowrotem, obiecywal sie zmienic, zwracac wieksza uwage na moje uczucia, ja jednak w nic juz nie wierzylam. Bylam silna, pomagalam walczyc tacie z rakiem. Kilka miesiecy potem staral sie oswiadczyc, odrzucilam propozycje, przeszlam prez pogrzeb I wyjechalam. Pamietam jak powiedzial mi ze kiedys to samo co czuje on, bede czuc ja. Ze kiedys ktos mnie zrani bardzo mocno. Ze ktos mnie zostawi. Teraz musze z tym zyc, bo wlasnie to sie dzieje.

Moj Irlandczyk skradl moje serce w ciagu kilku godzin. To byla milosc od pierwszego wejrzenia choc nigdy w takie bzdury nie wierzylam. Jak tylko otworzylismy usta, I zaczelismy rozmawiac wiedzielismy juz ze chcemy byc razem. To uczucie ktorego tak dlugo nie przezywalam, zakochania, zagniezdzilo sie na nowo w moim sercu.
On wysoki, swietnie zbudowany, silny, intelligentny z poczuciem humoru, ja bardzo atrakcyjna, blyskotliwa I z sercem na tacy. Tworzylismy swietna pare az do pierwszych zgrzytow.
Po miesiacu on oswiadczyl mi ze wciaz jest zonaty. Zona od 10 lat nie ma z nim kontaktu oprocz kartek na swieta. Slub wzieli dla jej papierow. Byli wtedy para I zdecydowali ze to jest wyjscie na to by zostac w UK. Potem zwiazek nie wytrzymal I po przyjacielsku powiedzieli sobie good bye. Rzaden z nich nie ma kasy na rozwod wiec przez te lata nic z tym nie robili liczac na to ze w koncu ktores z nich zarobi na tyle by odzyskac wolnosc na papierku.
Bylam wstrzasnieta. Nie wiedzialam czy wierzyc czy nie. Zastanawialam sie ile w tym jest prawdy. Czulam wstyd ze znalazlam sie w sytuacji ktorej wczesniej nie moglam sobie wyobrazic. Bycie z zonatym mezczyzna I JA. Przezylam jednak, bo zauwazylam ze jego rodzina wie o mnie, zaprasza mnie na wizyte, pozdrawia w smsach. To byl jednak moj pierwszy gwozdz do trumny. Moje niedowartosciowanie lub niepewnosc zaczely kielkowac.
Wtedy jednak nasza milosc kwitla w tempie lat swietlnych. Nie wystarczalo tylko widywac sie w pubie I spedzac kilka nocy u mnie w mieszkaniu. Jack zaproponowal wynajecie wspolnego gniazdka. No I po 2 miesiacach przenosilismy wszytkie swoje graty I urzadzalismy sie od nowa. Mieszkanie bylo dosc drogie, ale Jack mial dobra passe w aktorstwie I biurze w ktorym pracowal gdy nie aktorzyl. Wkrotce zaczely sie pierwsze problemy. Moje naciski na temat rozwodu wpedzaly go w biala rozpacz. Bal sie ze mnie straci. Kontrole nad zwiazkiem mialam wtedy jednak ja I jak cos mnie denerwowalo, pakowalam walizke, on wtedy prosil bym zostala, przepraszal za wrzaski, sluchal co mam do powiedzenia I to podbudowywalo mnie na tyle by przezyc kilka tygodni bez myslenia o jego niedokonanym rozwodzie.
W jego pracy zaczelo sie pogarszac. W aktorstwie nie bylo niczego dla niego. Kredytodawcy zaczeli scigac go o zaprzeszle dlugi. Jego byla zaczela wysylac mu maile...

Kolejny problem do rozwiazania ktory zalamywal mnie kompletnie. Wiedzialam ze granice kontaktow nie zostaly przez niego wytyczone. Ona wiedziala ze Jack ma dziewczyne, ale w mailach zaden z nich o tym nie wspominal za czesto. Ona Szwedka na ciaglym prozacu z powodu depresji zdecydowala opuscic Londyn I wrocic do swojego kraju. On nie chcial zostawic Anglii I tak sie to skonczylo. Byla jednak jego swietna, wiecznie rozesmiana przyjaciolka, w lozku byla chlodna ryba, ale pozwalala mu na male skoki w bok I wielbila go jak swojego brata. Czegoz facet moze chciec wiecej? Jakies pol roku po ich rozstaniu zaczela pisac do niego o dupie marynie, o swoich dniach, tygodniach, pechu w odnalezieniu milosci itp.
Caly miesiac zajelo mi przedstawianie mu mojego problemu, ze pisac mozna ale jak sa granice. Zazdrosc zaczela we mnie kielkowac, niedowartosciowanie poglebiac. W koncu zrozumial w Nowy Rok. Mielismy wspanialy wieczor we dwoje, az tu nagle bum, telefon o 3 nad ranem. Wtedy zrozumial I postanowil ze zadzwoni wytyczyc granice. Ona jednak zdecydowala ze w takim razie lepiej zostac bez zadnego kontaktu I przyjaciolka znika z jego zycia. Nie na dlugo jednak.

Dlugi do splacenia nie znikaja. Zaczelam wspierac go finansowo placac wiecej czynszu I robiac zakupy na domowe obiadki. Atmosfera jednak byla nieciekawa. Jego gryzlo sumienie, mna targaly emocje a wizja jego utraty tylko poglebiala nasze nieporozumienia. Jego agresja I frustracja z powodu pracy zaczely sie ujawaniac. W koncu bylo juz tak duszno, tak bardzo staralismy sie siebie zadowolic ze prawie sie udusilismy. Ja wciaz mialam o cos problem ktory wynikal z mojego poczucia niekochana, on nie chcial o tym rozmawiac, zamykal drzwi od pokoju I zasypial.

Jak bylo zle, nie wracal predko do domu, siedzial sam w knajpie i nie dawal znaku zycia a ja wyobrazalam sobie ze jest z inna, co mnie jeszcze bardziej denerwowalo I zaczelam wpadac w paranoje. Pisac smsy, wydzwaniac z pretensjami I nazywac go tchorzem ze nie potrafi usiasc I pogadac. W koncu zrozumialam ze on chce odejsc I zalamanie wstrzasnelo mna cala.

Przestalam jednak dzwonic I pisac. Ucieklam do przyjaciela ktory pomogl mi to przetrwac. Nie wrocilam na noc bo tak sie zjaralam trawka pierwszy raz w zyciu ze spalam pod kocykiem po 10 min. To go wytracilo z rownowagi. Nie chcial juz zrywac, ale tego bym przemyslala sobie moje zachowanie, czy moge je w jakis sposob zmienic bo on sie dusi moim byciem 'needy'. Dostalam na to tydzien pobytu w Polsce. Wrocilam z checia zmiany. Po moim powrocie jednak Jack juz nigdy nie walczyl o mnie. Zawsze to ja prosilam o sprobowanie na nowo. Zawsze to ja przepraszalam choc czasem trudno mi bylo zgodzic sie z jego argumentami. Poczucie bycia nieszanowana, niedoceniana, nierozumiana I nie kochana roslo I roslo we mnie z dnia na dzien. On nie potrafil zniesc nawet malutkiego krytycyzmu.

Zaczal mnie popychac w trakcie nieporozumien, kilka razy uderzyl, nie przepraszal juz o swoje winy, po prostu przechodzil nad nimi do porzadku dziennego i uwazal ze wszystko to z powodu mojej prowokacji. Moja frustracja z nieudanego zwiazku sprawiala ze zazwyczaj w weekendy staralam sie odzyskac prawo glosu, wtedy kiedy mielismy czas dla siebie i nie bylo pracy na glowie. Kazdy weekend konczyl sie wiec na klotni. Tak bardzo uzaleznilam sie od bycia z nim ze chodzilam na compromisy o ktorych wczesniej nie bylo mowy w zadnym zwiazku. Tkwilam u jego boku choc on wyladowywal na mnie swoja agresje. Czytalam strony na necie jak sie uwolnic z chorego zwiazku i to jeszcze poglebialo moja depresje. Stracilam szacunek do siebie kiedy wybaczalam jak mna rozporzadzal po scianach. ciagle wierzylam w zmiany. bo ja wierze w ludzi. Pracuje z nastolatkami z problemami emocjonalnymi, i widze jak sie zmieniaja. w pracy jestem profesjonalistka ktora niczego nie bierze na klate a w domu, szkoda gadac. Cierpialam na brak przyjaciol, on tez swoich nie mial zbyt wielu wiec zdani bylismy glownie na siebie.

Jego rodzina nie wspomagala nas za bardzo. Siostra byla wielka przyjaciolka jego ex, a rodzice gdy mielismy problemy brali zawsze jego strone z obawy ze moga go stracic.
Zaczelam pomagac mu z porzadkowaniem finansow, znalazlam firme ktora zdecydowala sie mu pomoc, pomoglam wypelnic wnioski. Jego irytacja mimo iz mu pomagalam siegala zenitu. Czulam sie nie doceniana po raz kolejny i kochalam tak bardzo... Zylam wizja ze to wszytko przez problemy z kasa, czulam ze to nie fair ze nie mozemy tak jak on ze swoja byla wyjezdzac na krotkie weekendy czy wakacje i po prostu cieszyc sie zyciem. Zaplacilam za jego bilet do Polski. Spedzilismy tam cudowny czas, uslyszalam ze chce ze mna spedzic cale zycie. Zmienilismy mieszkanie na pokoj. Znow prawie co weekend mielismy o cos klotnie. Ten sam scenariusz, ja chcialam byc wysluchana bez podnoszenia glosow, on zamykal sie w pokoju i twierdzil ze mam paranoje jak tylko skrytykowalam jego odpychajace mnie postepowanie, lub myslenie o jego wakacjach zamiast wypadzie gdzies we dwoje.
Wiekszosc naszych klotni sprowadzala sie do jednego problemu: czulam sie nie kochana i nie szanowana. Poza tym od poniedzialku do piatku zylismy normalnym zyciem, wracajac do normy po ekcesyjnych weekendach i wierzac za nastepnym razem rozwiazemy cos rozmowa. On ciagle winil mnie za moje czepianie sie zony i bylej, za rozwalenie tego co bylo na poczatku. Mowil ze pragnie stabilnosci emocjonalnej a ze mna to nieosiagalne.
Tydzien temu byla nasza rocznica. Zapytalam jak sie czuje, czy chce pogadac, bo wyczuwam ze zachowuje sie sztucznie no i sie zaczelo. Ze tak, bo nie ma stabilnosci emocjonalnej, ze zadam za duzo, ze jestem jak dziecko ktore wciaz potrzebuje slow kocham aby zyc. Powiedzialam ok rozumiem, chce wziac udzial w tej dyskusji, ze wiem ze mam problem, ze kocham za bardzo, ale on mi w tym nie pomaga, ale kolejny raz poproszona zostalam o wyjscie i zostawienie go w spokoju. Tak tez zrobilam. Powiedzialam ze trudno, jak nie widzi ze mna przyszlosci i zamiast mi pomoc woli odejsc, niech tak bedzie wiec. Pzreczytalam kilka listow Tytani i stwierdzilam ze musze sie wydostac. Zadzwonilam do przyjaciela i postanowilismy wyskoczyc na dyskoteke. Po powrocie zasnelam w innym pokoju czekajac na to co przyniesie nowy dzien. Po sniadaniu dostalam sms z zapytaniem czy mam ochote na kino i kolacje. Na kino sie zgodzilam, kolacje nie. Wrocil po godzinie z kobieca gazeta w reku i artykolem o ludziach uzaleznionych od milosci. Przeczytalam, wszytko trzymalo sie w nim kupy. Przed wyjsciem do kina Jack podszedl do mnie, przytulil mnie i powiedzial po Polsku ze mnie kocha. Wszystko wrocilo do normy, poza tym niesmakiem i wszystkimi ubytkami jakie zostawilismy w naszych sercach.
Tydzien zlecial szybko. Czulo sie sztuczna atmosfere ale w smsach od niego wciaz slyszalam zapewnienia o milosci. Wiem ze on mnie kocha ale nie tak jak ja bym tego chciala. Ciagle wierzylam w zmiane na lepsze w to ze sie uda.
W srode przejrzalam jego telefon. Wiedzialam ze nie powinnam tego robic, ale mialam przeczucie. Zobaczylam wiadomosc od ex. Nic wielkiego zwykle: widzialam twoj ostatni film, ktory twoja siostra przywiozla mi tydzien temu, byles wspanialy. u mnie ok, tylko brak szczescia w milosci.
Poczulam sie dotknieta, bo on wlasnie niedawno zmienil numer, a ona go ma. Poczulam sie oszukana ze nie uslyszalam ze poraz kolejny odnowili ze soba kontakt. We wtorek wyjezdzam do Polski na 3 tyg. Postanowilismy spedzic wczorajszy wieczor przy butelce ginu. W koncu nie wytrzymalam i zadalam pytanie co u ex i czy ma z nia jakis kontakt. On spytal dlaczego pytam. Ja na to ze pewnie skoro jego siostra wlasnie zaliczyla tygodniowa wizyte w szwecji to ex pewnie z nim odnowila korespondencje. On na to czy przegladalam jego komorke, ja na to ze nie wiec on mi w oczy ze nie ma kontaktu z ex, ze nie pisza do siebie. I takiego klamstwa juz zniesc nie moglam. Przyznalam sie do komorki i do tego ze nie potrafie zrozumiec jak i dlaczego woli klamac niz powiedzic prawde. Bo ja stwierdzilam ze jak powie to mu pokaze, ze nie ma problemu, ale niepodoba mi sie wizja jego ciagle zapraszajacego ja do kontaktow przez wysylanie nowych numerow, maili itp.
Nie dostalam szansy rozmowy bo znow uciekl do pokoju. Tym razem twierdzac ze alkohol uderzyl mi do glowy, no i ze paranoja po raz kolejny. Gadalam jeszcze przez drzwi o tym jak mnie zawiodl. w koncu poddalam sie i poszlam spac do pokoju obok. Dzis rano dostaje sms ze on juz tak dluzej nie moze, ze potrzebuje stabilizacji, ze nie bedzie go w domu po moim powrocie i mam na to 100% gwarancje. Ze niszcze wszytko. Ze nie bylo weekendu w ktorym o cos sie nie klocilismy. Ja na to ze nasze problemy mogly byc za kazdym razem rozwiazane inaczej gdyby tylko mial chec o nich rozmawiac i wyjasnic mi o co biega a nie uciekac z podwinietym ogonem. Niestety, kolejna wiadomoscia bylo juz tylko: potrzebuje godz na spakowanie, daj mi znac prosze jak nie bedziesz w poblizu.
Na to zzielenialam, poczulam ze nigdy juz go nie zobacze, nie przytule, ze to nie fair tak sie rozstawac. Zaczelam prosic by wrocil na te ostatnie dni, ze nie bede wspominac zwiazku, ze tylko chce miec kogos przy sobie, ze chce sie rozstac w przyjacielskich stosunkach.
Wrocil godzine temu, poszedl spac i teraz sprzata mieszkanie i pewnie sie spakuje. Nie wiem co robic, wiem ze to nie mialoby szans tak odrazu, ale tak nie chce byc sama... tak trudno jest mi przyjac do wiadomosci ze on postanowil odejsc, ze nie podjal walki, ze zostawil mnie tu nie zwracajac uwagi na to ze widzi mnie pewnie po raz ostatni w zyciu...To boli tak bardzo. Pomozcie
moniex24
 

Postprzez zizi » 27 lip 2008, o 01:38

:pocieszacz:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez julkaa » 27 lip 2008, o 09:39

Ja tam widzę, ze on się starał, walczył, ale dla Ciebie ciągle było mało, cokolwiek by nie zrobił.
Nie można walczyć w nieskończoność, jeśli nie ma nawet cienia poprawy. To odbiera siły na wszystko.
Musisz najpierw Ty zmienić podejście, sposób myślenia, ale tego nie osiągniesz od razu, to kooope pracy. Jesli da Ci ostatnią szanse, a myśle że tak, jeżeli zauważy Twoje starania=że chcesz sie zmienić, i jeżeli Ty wytrwasz w tym postanowieniu-długa droga.
Z drugiej strony myślę, że jednak lepiej byłoby wyleczyc się z tych swoich paranoi kochania za bardzo bedąc poza związkiem jakiś czas, rok, dwa..i wtedy najłatwiej i chyba najefektywniej jest siebie "naprawic"
Cokolwiek się nie stanie, będzie dobrze!!
Trzymaj się ciepło i pisz na forum-to pomaga
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

hej

Postprzez moniex24 » 27 lip 2008, o 13:22

Dzieki za wasze odpowiedzi, wiem ze musze sie zmienic, ale nie wiem jak? Jak powiedziec sobie ze facet cie kocha jak ciagle powtarza ze wszystko co zle to przez ciebie i unika rozmow, ktore sa wazne by wyprostowac uklady miedzy nami? Czy ja powinnam po prostu w ogole nie rozmawiac o tym co mnie rani, bo wtedy wszystko sie wali? otwieram gebe i bum, pozamiatane. Wszystko juz chyba przepadlo. Ja wyjezdzam do Polski juz jutro w nocy, on ciagle jest na mieszkaniu, za godzine idziemy do parku, ale mysle ze on jest przy mnie by ukoic swoje wyrzuty sumienia i rozstac sie w dobrych stosunkach tak jak go o to blagalam. Wroce za trzy tygodnie, bez dachu nad glowa, bez zwiazku, bez milosci, bez Jacka. Zastanawialam sie czy nie szukac tutaj pomocy psychologicznej i w koncu nie bac sie tak panicznie bycia samej. Czy tez macie jakies wskazowki jak sobie moge pomoc?

Dzieki za wsparcie, wiele dla mnie znaczy ;-)
moniex24
 

Postprzez julkaa » 27 lip 2008, o 20:50

Lucien Auger "Pomóż sobie sam" Psychoterapia zdrowego rozsądku.
I dużo, ale to dużo pracy własnej, siły, cierpliwości, dystansu pod hasłem: "WYLUZUJ", pomyśl o SOBIE
Wizyta u psychoterapeuty pomaga w przyznaniu przed samą sobą, że jest ze mną coś nie tak, że ma sie problem-to wyklucza schizy wynikające z obwiniania partnera
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez ewka » 28 lip 2008, o 07:55

Myślę, że warto analizować związek, zachowania partnera i swoje, omawiać problemy i wyciągać wnioski. Na pewno warto... ale też chyba nie warto przesadzić, bo robi się tzw. "męczenie kaczora". Mam wrażenie, że masz dużą potrzebą "słyszenia", że jesteś ważna i kochana. Ok, to każdy chce słyszeć... tylko nie każdy ma ochotę co chwilę o tym mówić i zapewniać, zapewniać, zapewniać.

Jeśli nie zdecydujesz się na terapię, aby się wyciszyć, nabrać dystansu do ludzi i świata, do siebie... to ja proponowałabym czytać, czytać, czytać.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez moniex24 » 28 lip 2008, o 11:25

Ewciu, a co naprzyklad moglabym poczytac?
Kocham czytac wiesz?
Facet nie odszedl, zostal, stwierdzil ze chce sprobowac raz jeszcze.
Ja juz zaczynam watpic czy sie do tego z nim nadaje. Tyle krytycyzmu nasluchalam sie przez ostatnie 4 dni, ze juz mi uszami i nosem wychodzi. I nie chce byc tylko taka zla i be be, ale czy moge pokonac bledy przeszlosci w tym zwiazku, czy tez przylepia mi sie do tylko juz na zawsze?
Jutro zmykam do Polski na 3 tyg wiec to powinno dobrze zrobic nam obojgu i ustosunkowac sie do tego wszystkiego.
No i moge poczytac wtedy jak szalona ;-)
To co proponujecie?
moniex24
 

Postprzez mahika » 28 lip 2008, o 16:03

ja nie wiem co byśm musiała poczytać, to ewki pomysł to pewnie wie, a ja mam dla Ciebie taką propozycje :)
Przestań gadać! zamilknij! on wie wszystko. Ugryź sie 100 razy w język zanim zaczniesz mówić cokolwiek. Zawsze to mówie. Słowa tracą sens i swoją moc kiedy sa powtarzane za często. Wiec jesli narzekasz ze jest Ci źle, bo brak Ci czułości, miłości czy gestów to jemu to juz wisi i jest wykończony tym gadaniem, uwierz mi. nie mów nic, albo to co masz do powiedzenia rozważ 100 razy sama zobaczysz czy to jest potrzebne.
Mówisz ze jak otwierasz buzie to robi sie źle. Może własnie za często to robisz, za często chcesz roztrząsaćwasze relacje. one mają poprostu być, czasem samo sie ułoży nie zawsze trzeba każdą rzecz omawiac. I sama stwierdziłas ze moze powinnaś nie rozmawiać o tym co Cie rani i masz racje. chwilowo już dość. jestem pewna ze twój facet DOSKONALE WIE co Cie rani. też mam nadzieje ze poprawią sie wasze relacje, jak bedziesz w polsce nie zawalaj go smsami, mozesz przyjąć taktyke jego ex. bądź słodką przyjaciółka. mimo ze coś Cię tam rani.
Kurcze nie wiem czy dobrze wyraziłam to co na ten temat myślę bo cos mi haotycznie wyszło, dawno nie pisałam ;)
Pozdrawiam i pomyśl aby dla odmiany milczeć zamiast mówić...
Buźka :)
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez ewka » 28 lip 2008, o 16:40

"Wezwanie do miłości" Anthony de Mello... tę polecam każdemu i zawsze.
Tutaj dużo piszą dziewczyny o książce "Kobiety, które kochają za bardzo"... ja jej nie znam, ale podobno jest niezła.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez tytania » 28 lip 2008, o 18:59

Czytałam książkę "Kobiety, które kochają za bardzo" i myślę, że polecenie jej Tobie przez Ewę jest jak najbardziej na miejscu :) Myślę, że znalazłabyś tam wiele odpowiedzi na dręczące pytania.
To, że Twój partner zdecydował się na próbę chyba świadczy, ze naprawdę mu zależy na waszym związku, doceń to, ale nie bierz też CAŁEJ winy na siebie. Wina leży po obu stronach. Z tego co piszesz on tez potrafił być straszny!
3 tygodnie w Polsce powinny dać Ci czas na przemyslenia i wzięcie się w garść. Małymy kroczkami, ale do przodu! To jest najważniejsze!
Życzę wiary w siebie i dużo siły :) Pisz jak Ci idzie!
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

tytanio!

Postprzez moniex24 » 28 lip 2008, o 20:45

Dzieki za slowa wsparcia, to wlasnie twoj temat tytanio zmotywowal mnie do napisania mojej historii. Gdyby nie te kilka slow wiecej, to juz bym tylko wierzyla ze wszytko z mojej winy :? a przeciez ja tez znosilam cierpliwie jego klopoty i frustracje, kurcze no jak aniol jak trzeba bylo.

Poczytam ksiazki, ktore mi podsuneliscie, a ze pochlaniam kartki w szybkim tempie, wiec mozecie smialo podrzucic jakis dodatkowy tytul jak wam cos przyjdzie do glowy. Ja sie nie pogniewam.

Zmykam sie pakowac, zero biadolenia i smucenia sie dzisiaj nie bedzie!

W koncu wyrywam sie spod angielskiej pogody na cale trzy tyg!

Pisac jednak bede jak troche poczytam,

Buziaki
:P
moniex24
 

Postprzez tytania » 28 lip 2008, o 20:46

Super. Bardzo się cieszę, ze mój temat komuś pomógł w jakikolwiek sposób :) Trzymam za Ciebie kciuki!
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

mahika

Postprzez moniex24 » 28 lip 2008, o 20:52

Mahika,

Mysle ze zdrowe masz podejscie do mojego gadania i zamartwiania sie byle sraka. :lol:

Strategia ex zastosowana bedzie na pewno. Jeden mailik dziennie, bez biadolenia i poruszania jakiskolwiek problemow.

Nie wiem czy ja juz nie zmienilam sie o 180stopni albo tak tylko wygladam, ale J wlasnie stwierdzil, ze nie wygladam na taka co bedzie za nim tesknic wyobrazcie sobie 8)

dzieki raz jeszcze za wsztystkie rady
moniex24
 

Postprzez julkaa » 28 lip 2008, o 21:38

julkaa napisał(a):Lucien Auger "Pomóż sobie sam" Psychoterapia zdrowego rozsądku.


jeszcze raz przypomne tę książke. Najlepsza jaką czytałam. Lepsza nawert od "Chcę być kochana tak jak chcę":P
"kobiety, które kochaja za bardzo" Zbyt przygnebiająca i PONURA jak dla mnie.
Polecam też:"Koniec współuzależnienia"
I na poprawe nie tylko humoru;)"Dlaczego mężczyźni kochają zołzy":P
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 134 gości

cron