Zmieniam życie

Problemy z partnerami.

Postprzez limonka » 17 lip 2008, o 15:43

ja jz sie pogubilam..ost raz jak czytalam chcialas go rzucic bo nic do niego nie czulas "uczucia wygasly" jak sama pisalas....no wiec chyba jednak nie wygasly...ty chyba po prostu nie umiesz byc sama (wiem pisalas ze bylas sama) teraz widocznie to sie zmienilo...co to za facet ktorego mamusia moze zmaniplowac??? ma on swoj rozum czy nie??? jesli mamusia go moze zmanipulowac...kazdy moze...
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez Sanna » 17 lip 2008, o 17:16

Ladorado, a tak z ciekawości spytam- ile masz lat? To ważne pytanie, bo jeśli nasze problemy w związkach mogą mieć coś wspólnego z BDP to jest pocieszająca informacja- to łagodnieje z wiekiem, a po 40ce zanika prawie całkiem. Rozmwiałam z psychoterapeutą- gdybym trafiła do specjalisty w wieku dojrzewania postawiono by diagnozę BDP. Teraz zostały ślady tych zachowań i tylko w związkach, bo to jest sfera najbardziej intymna, która najdłużej opiera się zmianom. Ja mam 34 lata , więc 40-ka blisko :). Na psychoterapię będę chodzić, bo to jedyne co pozostaje - znalazłam informacje że to działa i w takich wypadkach- co strona internetowa to inne dane. Psychoterapeuta zapewnia że za kolejny rok będę już innym człowiekiem. Bunia słusznie stwierdza, że partner nie może być Twoim psychoterapeutą. Wydaje mi się jednak, że jeśli masz partnera który twoje niektóre zachowania postrzega nie jako Ciebie a jako przejaw choroby ( a tak to sobie tłumaczy mój narzeczony) to łatwiej Ci się uspokoić i zmienić bo masz pełne poczucie bezpieczeństwa. Bardzo trudno byłoby mi zmieniać coś w sobie, jeśli czynniki zewnętrzne np. partner nie rozumiejący, kłótnie z nim, żal itp. , powodowały by u mnie jeszcze silniejsze niż zwykle huśtawki nastroju. Dlatego może dobrze się złożyło że będziesz sama? Może warto poświęcić ten czas na psychoterapię jednak i próbę rozsupłania swojego życia? Rozsupłania życzę Tobie i sobie.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Ladybird » 17 lip 2008, o 21:43

gdzie Sanno znalazlas takiego męzczyznę? Zaden z moich partnerow nie rozumial mojego problemu. Obecny tez pewnie jest za slaby, aby to znosic. Tak trudno mi sie z tym pogodzic,nie chce zostac sama.to takie trudne, wyjsc na prosta samotnie.
moje zachowania sa irracjonalne, ale on chyba nie rozumie tego jako choroby. napisalam mu Twoje slowa, ale juz nie odpisuje. Tak mi przykro. Czy to jest milosc ? Czy moze strach przede mną?
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez agik » 17 lip 2008, o 22:26

Ladorado, tak strasznie mi przykro, że się aż tak zakręciłaś....

Miłośc, czy nie miłosć...

Dlaczego nie chcesz najpierw sama się ze sobą dogadać?
Pytasz, czemu nie spróbować? Zawsze warto- ale najpierw chyba trzeba wiedzieć dokłądnie czego się chce. Przed wyjazdem na urlop pisałas, ze niczego nie jesteś tak pewna, jak tego, ze juz go nie chcesz.
To czego chcesz teraz znowu próbować? Chcesz, żeby za Toba latał, żeby się kajał, zapewniał o miłości? Tak? O jakiej miłości? O tej o której kiedyś mówił? Czy o tej, o której Ty kiedyś mówiłaś?

Nie chcesz być sama ( to nic zdroznego), ale nie jestes w stanie dopasować się do partnera, kiedy jest dobrze. To do czego niby ta próba ma doprowadzić? do kolejnego "dobrego" tygodnia ( miesiąca) ? Ja nie twierdzę, że nie warto tak chwytać chwili. Warto, ale nie w sytuacji, w której to wszystko jest okupione tak wielkimi dołkami, jak Twoje.
Takie jest moje zdanie, podobne do zdania innych osób wypowiadających się tutaj.

Piszesz, tak, jakbyś miała do niego pretensje, że nie potrafi doskoczyć do Ciebie. A sama starasz się?
Piszesz tez, ze on sam ma kopoty ze sobą. A sama jestes dla niego wsparciem? Wsparciem! a nie psychoterapeutką...

Jeju Ladorado, a życie ucieka...

Mam takie wrażenie, jakbys ze zdumieniem zauwazyła, ze Twoje dotychczasowe życie to jakies odbicie w krzywym zwierciadle. I jakbys sama nie wiedziala, co jest prawda, a co fatamorganą.
I nawet Ci się nie dziwię. Partner też ma niezłe jazdy.
Może i warto próbowac dalej - łatać, naprawiać, przepraszać, prostowac...
Może warto, ale w każdej chwili trzeba pamiętać, ze nawet jeśli masz jakieś zaburzenia, to to nie jest jakaś wymówka, czy usprawiedliwienie, tylko wskazówka, z czym nalezy walczyć. U SIEBIE! też

Po prostu- czy z nim, czy bez niego- przyszedł chyba czas, zebyś zajeła się sobą. Porównujesz sie do Sanny- może słuszne, może nie. Tylko popatrz, jak Sanna pracuje nad sobą. Ile wysiłku i cierpienia wkłada w to, zeby wyprostowąc swoje relacje intymne. Bez pracy nie ma nic. Rozpaczanie, biczowanie się tez tu nic nie pomoże.
A dlaczego lepiej samej? Bo w ten sposób oszczędzasz przykrości ( czy nie wiem, jak to nazwac) innej OSOBIE, równiez nierównej, jakoś poharatanej...
Nie ma co miec pretensji do zajączka, ze nie lata jak orzeł. Jeśli nie on nie rozumie Ciebie, a Ty chcesz, żeby Cie zrozumiał- to musisz jakoś postarać się to wytłumaczyć, a nie wkurzać się, że nie rozumie.

Próbuj, jeśli chcesz, ale mnie się wydaje, ze energia jest Ci potrzebna do walki ze swoimi zakrętasami.

Pozdrawiam gorąco, bardzo mi przykro, ze się tak kręcisz, ze takie to wszystko staje się trudne i bolesne.
Pocieszające jest to, ze można z tym wygrać...
Bardzo Ci tego życze...
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Ladybird » 19 lip 2008, o 19:41

---------- 07:55 19.07.2008 ----------

Limonko, wlasnie tu jest problem w mojej pokreconej osobowosci, z ktorej niedawno zdalam sobie sprawe. jak pisalm wczesniej, jak on jest ze mna, stara sie to patrze sie na niego i mysle - co ja do niego czuję? Wtedy nic nie czuję. A jak go nie ma zdaje sobie sprawę, ze go kocham. Zreszta tak bylo juz wielokrotnie w moim zyciu.
Chce to zmienic, to mnie wykancza. i mężczyzn, ktorzy mnie kochają.
Czyje tu w niektorych wypowiedziach, ze nic nie robie miotam sie.
Owszem, ale ja dopiero uswiadomilam sobie, ze to jest moj problem.
I chce pracowac nad soba. Dzisiaj jestem umowiona do psychiatry.
Moze jestem bordeline, moze nie, nie stawiam diagnozy, od tego jest lekarz.
Sanno, ja jestem po 40-ce. Jak sobie przeanalizowalam cale moje zycie, to rzeczywiscie, wiele z objawow bdp zniknelo, a pozstal problem w zwiazkach.
Tez czytalam o tym i jestem dobrej mysli.
Ja kiedys strasznie krzyczalam, nawet na dzieci, to zniknelo, umiem sie opanowac wyciszyc.
Spotkalam sie z nim wczoraj, rozmawialismy dlugo.Przeprosilismy sie. Chce mi pomoc, choc powiedzial, ze nie uwaza mnie za walnietą. Mam problemy , bo nie mial gdzie sie zatrzymac i byl wsciekly na mnie.
Moze uda mi sie go namowic na wspolna terapie.
Zobaczymy. Boje sie tylko ,czy zrozumie, jak znowu zacznę uciekac?
A moze ,jak zrozumialam, uda mi sie nad tym zapanowac?
On tez chce przestac pic. Widzie w tym przyczyne wszystkich naszych nieporozumien i nieszczęsc , ktore nas spotkaly. nie pil od przyjazdu. Zaprosil mnie do swojej cioci i jej przyjaciela , u ktorych mieszkal. Bylo bardzo milo i normalnie. Nie koles alkoholik tylko normalni ludzie. Oni mowili mi, ze to dobry czlowiek, tylko zagubiony i bardzo mnie kocha.
Piszecie, zebym byla sama, az uporzadkuje swoje emocje.
Ale ja nie chce byc sama, on tez nie.
tylko jak to zrobic, aby nie powtorzyc swoich zachowan?
Czy uda mi sie nad tym zapanowac, wiedzac o tym?
Ja juz nie chce go krzywdzic, dzieci, robiac im balagan z zycia.
bardzo chce zaczac zyc normalnie, jak sie na cos zdecydowalam.
Sanno ,jak to jest? Dajesz sobie radę ?

---------- 19:21 ----------

Bylam, jak pisalam u psychiatry. Diagnoza mocno mnie zdziwila, szczegolnie jej druga częśc. Otoz wg lekarza mam osobowosc z pogranicza, ale nie bordeline tylko drugi rodzaj takiej osobowosci - osobowosc chwiejna emocjonalnie. natomiast podobno mam tez wszelkie cechy dda.lekarz powiedziala ,ze jestem dda. Tylko nie rozumiem jak to moglo sie stac? Moi rodzice nie pili zupelnie, do momentu kiedy moj ojciec rozchorowal sie na depresje, jak mialam ok. 3 lat. Wtedy zaczal popijac, ale ja juz od dawna z nim nie mieszkalam. Lekarz mowi, ze to nie szkodzi, bo jestem z nimi blisko zwiazana i ciagle kieruja moim zyciem. Czy to mozliwe?
Mam zalecona psychoterapie, bez lekow. Ona nie zaleca lekow. Zreszta momo tego, ze mam taki rodzaj osobowosci , podobno mam umiejętnosc wyciagania wnioskow ze swojego zachowania i klarownego przedstawienia swoich problemow i objawow. To wymaga szybkiej psychotrapii, poniewaz w takiej sytuacji moge sie zalamac zdajac sobie sprawe z wszystkiego ,a nie potrafiac sobie pomoc.
Ide w czwartek .
Moj partner jest alkoholikiem. Dostalam telefon do osrodka terapii uzaleznien , polecono mi woronowicza, ktory sam byl uzalezniony i 25 lat jest wolny. To wspanialy czlowiek, pomogl wielu ludziom, tez mojej przyjaciolce ( jest dda i wszyscy jej partnezy tez}
Nie wiem co mam robic? Nie orientuje sie ,co sie robi w takiej sytuacji? Nigdy nie bylam z czlowiekim pijacym, wbrew temu co sugeruje psychiatra ,ze jestem dda ,to musialam spotkac męzczyzne dda i do tego alkoholika.
Czy mu pomagac? On sie znowu dzis upil, zaprosil mnie i byl juz mocno wstawiony.
To jest czlowiek slaby, brak mu wiary w siebie, pelen kompleksow. Caly czas powtarzal, ze jak ja go moge chciec takiego , bez pieniedzy, takiego ,ktoremu nic sie nie udaje.
Powtarzal, ze musi stanac na nogi, zaczac zarabiac i wtedy bedzie mnie wart.Ale jak widzę, w ten sposob tego nie osiagnie.
Chcialam dzis z nim orozawiac, ale w takim stanie trudno bylo. Czy bedzie chcial terapii ,nie wiem. Wszyscy mu radza, lącznie z matka ,aby sie zaszyl. Ale przeciez nie tędy droga.
Jak powiedziala lekarz, jest alkoholikiem, choc pije rzadko, ale na umor. Nie umie przestac , jak zacznie.
i tak sie porobilo, ja - niezownowazona emocjonalnie i on alkoholik.

---------- 19:34 ----------

Patrzylam do internetu. Osobowosc chwiejna emocjonalnie dzieli sie na dwa typy - bordeline i impulsywny, ja jestem tym drugim . wszystko pasuje do mnie. Nie do konca zrozumialam lekarza, ale diagnoza jej potwierdzila moje podejrzenia.
Wszystkie cechy typu impulsywnego pasuja do mnie, ale nie tsty tez do mojego partnera.
Boze, ale sie porobilo!!!
Nawet moje wpisy na forum szokuja tu wiele osob. Wcale sie w tej sytuacji nie dziwie.
Boje sie o corke, ona tez zdradza cechy takiej osobowosci .
Czuje sie winna, mam dzieci , i to niestety nie jest beaz wplywu na ich osobowosc,
:(

---------- 19:41 ----------

A najlepszym wyjsciem ,w mojej sytuacji byloby pojsc na leczenie na 9 tygodni na oddzial nerwic. nie zdawalam sobie sprawy, ze jestem w az takim stanie :(
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Megie » 19 lip 2008, o 23:16

Laborado najwazniejsze ze juz wiadomo o co chodzi..
teraz trzeba cos z tym zrobic.. i nie daj sie..
na pewno mozna wyjsc z tego na prosta..

i zobaczymy to tutaj na forum.. napiszesz kiedys ze wszystko sie poukladalo a Ty czujesz sie wolna i ustabilizowana wewnetrznie..

trzymam kciuki!!! :pocieszacz:
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez Ladybird » 20 lip 2008, o 07:26

Dziekuje Megus :serce:
Dziekuje za slowa otuchy, ciesze sie, ze jest tu chociaz jedna osoba,ktora mi moze je dac. tak mi to potrzebne.
Widzisz takie sa we mnie emocje, ze az lzy zaczely mi kapac na klawiature, kiedy czytalam Twoje cieple slowa.
Ale staram ssie, sama sie staram wyciszyc.Staram sie opanowywac. Nie wiem czy to jest mozliwe, jak to jest w takiej chorobie.
Dziekuje jeszcze raz.
chyba odejde stad.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez nefi » 20 lip 2008, o 09:24

Czemu chcesz odejsc?
Bo znalazlas miejsce gdzie ludzie sa z Toba?
I juz nie czujesz sie z tym dobrze?

Tak sobie myslalam ze moze zamiast zwiazkow z emocjami nie nalezalo by zaczac skakac na spadochronie. Moze wtedy po kontrolowanych emocjach czlowiek by sie uspokajal...
Avatar użytkownika
nefi
 
Posty: 78
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:35

Postprzez Megie » 20 lip 2008, o 12:40

lab mysle ze jest tu sporo osob, ktore dobrze Tobie zycza...

jak pomaga Ci obecnosc tutaj to nie powinnas odchodzic.
ja tutaj bede, moze nie zawsze, ale od czasu do czasu zajrze..

jak tylko chcesz to pisz..

usciski Nasza Droga Laborado i spokojnej niedzieli...
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez Ladybird » 20 lip 2008, o 21:46

Chcialam odejsc. tak bardzo potrzebuje wsparcia, zrozumienia problemu, nie mnie ,ale wlasnie mojego problemu. Opisalam wszystko,bo moj swiat sie zawalil kiedy wyszlam od psychiatry. Najlepsze byloby dla mnie 9 tyg. leczenia, jak ja mam sobie na to pozwolic? Zostawic dzieci same, konie, psy, koty? Nikt mnie nie zastapi, zawsze tak bylo. Moze dlatego sie rozsypalam... Zawsze bylam taka odpowiedzialna ,ponad sily i zawsze sama.
Nie mam rodzenstwa, a rodzice nie pomagaja mi w takich sytuacjach. Nie lubia chorob i trudnych sytuacji. Finansowo owszem ,pomoga, ale zawsze czekalam na cos innego. Na cieplo i milosc.
Moze dlatego moi najwiekszym marzeniem jest nie byc samą.
Trafilam na forum , ale tu takie slabe jednostki nie znajduja zrozumienia. Trzeba byc silnym,wtedy mozna liczyc na odzew.A tak przeczytalam juz wiele slow krytyki, nie od wszystkich. Sa nieliczne osoby, ktorych odpowiedzi mi pomagaja.
Cale zycie czekam na milosc, na cieplo,na zrozumienie, wsparcie, moze dlatego ze brak tego bylo w mojej rodzinie. Moze dlatego czekam na to tu na forum. Zawsze slyszalam od wszystkich ,ze mam byc silna MUSZE sobie radzic. Radzilam sobie, ale nadszedl czas kiedy sily sie skonczyly. Jestem innym czlowiekiem. Jeszcze 6 lat temu byla silna, operatywna, choc samotna. Mie wytrzymalam tej presji. I tu na forum tej presji tez nie wytrzymam. To jakby slyszala moich rodzicow. I co ze mnie zrobili? Kalekę emocjonalna.
Spotkalam męzczyzne. To dobry czlowiek ,tak jak i ja, ale taka sama kaleka. Jeszcze do tego alkoholik. Ktos napisal, ze niszcze mu zycie. Tak mi przykro ,nigdy tego nie chcialam .Ale nie moge byc ofiara , choc juz podobno jestem wspoluzalezniona, mimo, ze sie nie daje.
Ja juz sama nie wiem ,czy mam odejsc ,czy byc z nim.
Ostatnio chcialam zastosowac terapie szokowa,zostawilam go ,bo sie upil jeszcze raz. tak slyszalam, ze nalezy robic u alkoholikow.
Ale on sie teraz stacza, pije, codziennie. Mowi, ze tak mnie kocha, a ja go nie chce.
Moge byc z nim, zaopiekowac sie z nim, zabrac za raczke na terapie, byc zawsze mila ,sztuczna , traktowac go jak dziecko.
Ktoredy droga? Gubie sie... Tak bardzo sie gubie..
Moge postapic wdrew sobie ,zabrac go z tej meliny gzie jest i uratowac (????)
Pojechalam dzis na spotkanie, obiecal ,ze bedzie trzezwy. Porozmawiamy...
Uchlal sie, niestety wkurzylam sie, nie udalo mi sie opanowac,przyrzekal.
Nagadal mi ,ze nie umiem sie z niczego cieszyc. A niby z czego?Krzyczalam na niego..Zostawilam ...
Mogla go zabrac do siebie, nie umialam sie przelamac.
Mam resztki godnosci ,mimo wszystko.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez limonka » 21 lip 2008, o 02:32

:cry: :cry: nie wiem co napisac...szczerze ci wspolczuje ...moze tylko tyle ze za wszelka cene powinnas oojsc na terapie....i zanim z kims sie zwiazesz wyprostowac swoje sprawy:):)potem pojdzie z gorki..czego ci zycze:):)
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez Szafirowa » 21 lip 2008, o 09:09

Ladorado ... czytam tak, czytam wszystko co piszesz i przyszedł mi na myśl obraz.
Jesteś oazą na pustyni.
Jesteś bijącym źródłem, które każdemu niesie chłod i orzeźwienie.
Martwisz się o wszystkich (o dzieci oczywiście słusznie) chcesz pomagać wszystkim potrzebującym, a czy wiesz, że oazy też znikają zasypywane powoli piaskiem ?
Są źródła, które potrzebują podziemnych strumieni, żeby nadal bić, niczym ludzkie serca.
Z Ciebie może czerpać każdy potrzebujący - jesteś niezwykle wprost ofiarna - a z czego Ty czerpiesz ?
Kto pomaga Tobie ?
Myślę, że jesteś bardzo wyczerpana swoimi problemami i swoją chorobą.
Myślę, że jeszcze jedno, dwa zobowiązania i złamiesz się, niczym suche drzewo.

Twój partner jest człowiekiem dorosłym - może decydować sam o sobie w sensie zerwania z nałogiem, decyzji o odwyku, terapii.
Wiele przykładów z życia podaje, że nikt i nic nie jest w stanie zmusić ich do zerwania z nałogiem, jeśli sami do tego nie dojdą.
Mam w rodzinie przykład alkoholika (a raczej alkoholiczki) - ale jest to utajane. Ciocia twierdzi, że ona nie ma absolutnie żadnego problemu, mimo że kilka razy piła do tego stopnia, że rodzina musiała poddawać ją przymusowemu odtruciu. Leżała przywiązana do łóżka na sali pełnej podobnych jej ... przeżywała ten horror kilka razy, a po tym spokojnie wracała do domu ... i po krótszej lub dłuższej przerwie - zaczynała znowu "relaksować się".
I tak to jest i będzie - dopóki alkoholik sam nie przeżyje szoku, wstrząsu - to nie odejdzie od nałogu - mimo, że najbliżsi będą gorąco go kochali, wspierali i namawiali.
Ladorado - poczekaj może na co zdecyduje się Twój partner ?
Zapewniam Cię, że on przecież potrafi logicznie rozumować, że nie zrobi rzeczy której nie chce.
To nie może być tak, że Ty będziesz się nim opiekowała, organizowała mu terapię, prowadziła za rączkę ... nie możesz go ratować.
Jeśli kocha Cię i chce być z Tobą, tak jak utrzymuje, to uwierz mi, że rozumie Twoje warunki względem niego czyli trzeźwość i rozpoczęcie terapii i ZROBI TO.

Myślę, że musisz zaopiekować się sama sobą, Ty jesteś najważniejsza. Masz wielkie kłopoty, problemy, cierpisz, Twój stan emocjonalny przysparza Ci wiele bólu. Twoja psychoterapia jest teraz najważniejsza.
Jeśli nie możesz sobie pozwolić na 9 tygodniowe leczenie - ze względów oczywistych - to może psychiatra mógłby pomóc Ci znaleźć jakieś inne rozwiązanie ? Jest jakaś alternatywa ?
Jak się przy nim czujesz i czy ten lekarz odpowiada Ci jako człowiek, jako terapeuta ?

Przepraszam, jeśli moje poprzednie wpisy uraziły Cię. Po prostu z Twojego wpisu wyciągnęłam chyba błędne wnioski. Wydawało mi się, że Twój partner jest osobą poszkodowaną, bo zostawiłaś go na lotnisku (myślałam, że tam, na Krecie). A zawsze kiedy uważam, że ktoś jest poszkodowany albo krzywdzony, to ujmuję się za nim. Nawet nie znając wszystkich faktów.
Muszę zweryfikować moje poglądy i postawę.
Przepraszam, jeśli uraziłam Cię.

P.S. Bardzo się martwię o Ciebie. Naprawdę bardzo. Myślę, że jestes na skraju ludzkiej wytrzymałości.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez mahika » 21 lip 2008, o 09:30

Ladorada, ja tez sie martwie o Ciebie coraz bardziej. musze pomyśleć, żeby coś napisac, ale wiedz ze jestem z Toba. :serce:
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez Sanna » 21 lip 2008, o 10:11

Ladorado, pisałaś jak sobie radzę? Dość ciężko. W sobotę znowu miałam ,, napad" - zraniłam mojego faceta, powiedziałam coś bardzo przykrego. Całą sobotę przeleżałam, nie byłam w stanie się nawet ruszać, nie chciało mi się żyć. Wieczorem przemogłam się, objęłam go i wydusiłam z siebie, że jest mi tak trudno dlatego że go kocham, a jednocześnie panicznie boję się, że jeśli zaufam i uwierzę - to pozbędę się swojej ochronnej skorupy i jeśli mnie zrani- nie przeżyję tego. W niedzielę pojechaliśmy do faceta którego można nazwać bioenergoterapeutą, szamanem,lekarzem duszy ? Sama nie wiem. Znajoma tam jeździ i zdobyła się na dużą zmianę w życiu. Cóż, powiedział że jeśli będę medytować- będę zdrowa, jeśli nie będę- może będę zdrowa. Można się śmiać z takich metod, ale próbuję wszystkiego. Nazwaliśmy moje problemy, wybraliśmy największy- lęk przed zaufaniem- no i stworzyliśmy moją mantrę do powtarzania. Pomyślałam dziś, że dam sobie rok ( jeśli wcześniej mój narzeczony nie straci siły i miłości). Jeśli za rok nic się nie zmieni trzeba będzie się rozstać. Zresztą, może to za krótka perspektywa- psychoterapia trwa i kilka lat. Pogadam w czwartek z psychoterapeutą. Co jeszcze zostaje? Może się modlić?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Ladybird » 21 lip 2008, o 21:20

Dziekuje Wam dziewczynki :serce:
Dziekuje za to ,ze jestescie ze mna.
Szafirowa, wlasnie twoje posty daja mi tak duzo, ze od razu lepie sie czuje. Nigdy w nich nie znalazlam slow krytyki.przebija z Twoich slow mądrosc. Juz to Ci kiedys dawno pisalam.
Moze pisze czasem nie skladnie i niejasno, bo najczęsciej pisze w chwilach emocji. Czasem ednak siadam do komputera ,kiedy jestem spokojna i wtedy zauwazam ,ze lepszy jest odbior moich wypowiedzi.
Teraz jestem spokojna, wiec wykorzystam to i napisze.
Otoz, psychiatra zalecil mi terapie indywidualna u psychoterapeuty, jesli nie bede mogla pojsc na leczenie do szpitala. Ide tam w czwartek. Zobaczymy , na pewno opisze moje pierwsze wrazenia.
Postanowilam sie wziac za siebie, niezaleznie od terapii. Wyrzucilam fajki, pije herbate wieczorem, a nie jak zwykle piwo.
Jednak pojechalam po niego. Bardzo rano, liczac na to,ze jeszcze bedzie trzezwy. Nie byl, ale jeszcze byl z nim normalny kontakt. Zabralam go stamtad, spakowalam. Nic nie pamietal z poprzedniego dnia.
Po drodze wytrzezwial,
Rozmawialismy o wszystkim, o jego alkoholizmnie, o moich problemach z emocjami, o naszej milosci.
On myslal ,ze to juz koniec z moje strony, zalamal sie, czekal tylko na moj telefon.
Mowilam mu o znajomych, ktorym pomogl Woronowicz w Klinice terapii uzaleznien. Chce tam isc, nie namawialam go. Widzi swoj problem. Mowilam mu o moich chorych emocjach, o tym ze go kocham, ale moge miec znowu chwile, kiedy zaczne uciekac. Mowilam mu ,ze to nie jestem wtedy ja. Staral sie zrozumiec.
Widze, ze jest szczęsliwy.
Co dalej?
Nie wiem.
To tylko zalezy od nas.
Pojdziemy tez do homeopaty. Kiedys chodzilam i bylam inna, moje dzieci wyleczyly sie w ten sposob z wielu chorob.
Homeopatia mozna doprowadzic organizm do rownowagi.
Sanno, Kochana , jestem z Toba. Pisz o sobie, jest mo to szczegolnie bliskie.
Mahiczko, nie musisz nic pisac na sile, wazne ,ze jestes ze mna.
Szafirowa, Twoje odpowiedzi bardzo mi pomagaja, przeczytalam ta ostatnio R. To piekne porownanie go ujęlo.
Megus, jestes zawsze ze mna od poczatku i zawsze moge liczyc ,choc na jedno zdanko .
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 241 gości

cron