jestem z powrotem
przeczytalam temat Sanny i moge powiedziec, ze to jestem ja.
Szkoda nawet cos pisac od siebie w moim temacie, czuje dokladnie to co sanna, w kazdy moim zwiazku, w malzenstwie, gdzie byly dzieci.
kocham, ale zaczynam nienawidzic po jakim czasie, szukam najgorszych wad u partnera, daje mu to do zrozumienia, on robi sie nieznosny bo nieakceptowany i wtedy woda na mlyn. Odchodze, a potem kocham, szaleje i cierpie. I szukam go , jezdzę do niego, prosze ,zapewniam. Potem znowu nienawidze, jak jest na codzien. Pisze na forum najgorsze rzeczy o nim. Tendencyjnie. Moze i mam troche racji, bo na moje nieszczescie ,nie trafilam na takiego wspanialego męzczyzne jak Sanna.
Moi maja mnie dosyc, choc czesto wracaja, ale i tak niszczę wszystko.
Mojemu niedawnemu partnerowi mowilam, ze chodze na psychoteraie, ze podejrzewam, ze am problemy z osobowoscia, ale nie dotarlo do niego, on zacząl mnie nisczyc. Moze kochal, ale nie mogl zniesc mojej osobowosci modliszki.
Znowu sie z nim rozstalam. Zabralam go na krete, nie mogl mnie tam zniesc, bylam wredna, caly czas okazywalam brak akceptacji jego osoby. On ciagle z byle powodu krzyczal na mnie, czul ,ze go nie chce. Az sie zachlal ostatniego dnia i zostawilam go na lotnisku,mowiac, ze jak u zalezy na mnie, to pojdzie sie wyleczyc z alkoholizmu i pojdziemy razem na terapie. To moj warunek. Ja musze wiedziec, ze ktos mnie kocha bezwarunkowo, musi mi to caly czas okazywac, a jednoczesnie, panicznie boje sie porzucenia.
Teraz jestem sama, w rozpaczy, juz pisze do niego ,milczy. Zadzwonilam, byl zimny, olal mnie. Wraca do Norwegii.
I tyle mam do powiedzenia. Choc raz bylam szczera. Nie daje sobie rady ze soba.
jak pisze na forum, nikt nie nie rozumie, bo i jak mozna mnie zrozumiec????