galimatias - wszystkiego po trochu...

Problemy z partnerami.

galimatias - wszystkiego po trochu...

Postprzez BlackkY » 9 lip 2008, o 21:49

Witajcie :) Jestem z Wami od kilku lat,ale nigdy nie zdobylam sie chyba na odwage by napisac. Az do teraz.

Moj problem dotyczy zwiazku prawie 5-letniego. Duzo by tu opisywac,wiec postaram sie strescic najbardziej subiektywnie jak potrafie.

Poznalismy sie jak wiekszosc par,wspolni znajomi itp. Na poczatku bylo cudownie. W sumie szczerze przyznam,ze zawsze bylam na 1.miejscu i czulam sie wazna osoba dla Niego.
Po 2latach zwiazku A.(pierwsza litera Jego imienia) dostal w spadku mieszkanie i...zamieszkalismy razem. Majac swiadomosc jak ciezko teraz o mieszkanie bylismy szczesliwi i docenialismy ten fakt. A. jest odpowiedzialna osoba,ma stala prace wiec nie bidowalismy. Ja rowniez pracowalam,rodzice pomagali. Naturalna koleja rzeczy byla legalizacja zwiazku,wiec po niecalym roku wspolnego mieszkania A. oswiadczyl mi sie. Jest typem czlowieka,ktory wrecz darzy do tego by miec rodzine. Przyjelam oswiadczyny,choc szczerze przyznam ze troche sie wystraszylam :roll:
No i dziwnie tak jakos wyszlo,ze w krotkim czasie po tym zaczelo sie miedzy nami psuc.
Przestalismy ze soba rozmawiac, stalismy sie dla siebie wspollokatorami. On uciekal w internet,ja do znajomych. Zniknelo gdzies jakiekolwiek zrozumienie,gdyz On uwaza,ze staral sie wszystko naprawic a ja odnosilam wrazenie,ze jestem dla Niego nikim. Ze traktuje mnie jak dziecko i to do tego niepelnosprawne. Ciagle to Jego 'ja wiem lepiej' przyprawialo mnie o mdlosci. Z czasem tak sie od siebie oddalismy,ze naprawde stal mi sie obca osoba. Wszelkie proby naprawy doprowadzaly do tego,ze bylismy w punkcie wyjscia. Bylam zrozpaczona,bezradna i...siegnelam po alkohol :oops: Wstyd mi,ale wtedy tak bylo wygodniej... Co najgorsze wiem,ze bylo to moje wolanie o pomoc do Niego,niestety - przez brak zrozumienia skutek byl odwrotny :(
Przyznac musze,ze jednak zawsze byl 'przy mnie' - wracal szybko z pracy do domu,nie szlajal sie nigdzie. Niestety ja tego Jego staran nie widzialam - jak sam pozniej powiedzial - widzial,ze wolam o pomoc ale juz wtedy przestal mnie sluchac.
No i stalo sie...uderzyl a raczej pobil mnie :cry: W sumie to 3razy. Obwinialam sie za wszystko,ze to moja wina,ze mial powod. Sam tlumaczyl to bezsilnoscia. Wiec w polaczeniu z Jego lzami i checia poprawy - wybaczalam. Musialam tlumaczyc podbite oczy,kryc sie,probowac tlumaczyc to przed rodzicami. Nie wszystko sie udalo. Po 3razie zabralam kilka szmat i psa i poszlam do rodzicow. Przezyli szok,zwlaszcza tata bo o niczym nie wiedzial... Mama raz mnie widziala,ale ulegla moim blaganiom by nic nie robila i teraz wiem,ze nigdy sobie tego nie wybaczy :(

Po powrocie do domu rodzinnego bylam cieniem czlowieka. Zauwazylam jak bardzo moje relacje w tym zwiazku mnie zmienily. Przestalam byc soba,balam sie wyrazac wlasne zdanie w obawie o reakcje typu 'ban'. Z czasem zaczelam byc soba,usmiechac sie i nie chowac glowy w piasek.
Nadal Go kochalam. Mieszkamy w jednym miescie,wiec o kontakt nie bylo trudno. W sumie nigdy go nie zerwalismy ze soba. No i buzia sie podgoila,serduszko nadal bilo,wiec zaczelismy sie spotykac na przyslowiowa kawke. Rozmawialismy,a raczej jak sie okazalo - probowalismy. On ciagle staral sie mnie sprawdzac czy sie zmienilam i np.specjalnie bral mnie do knajpy i obserwowal moje zachowanie. Przykladow takich moge mnozyc,bo zawsze lubil 'testowac' :roll:

I tak przez prawie rok bylismy zawieszeni w prozni. Spotkania na kawke,kilka spacerow,niekiedy kochanie sie... W przeciagu tego czasu czesto mnie splawial,traktowal na odwal sie. Pamietam te esemy po ktorych ryczalam jak bobr. Mialam juz dosc i naprawde cos we mnie narastalo.
W koncu pojawil sie ktos inny na horyzoncie. Nasz wspolny znajomy,no moge smialo powiedziec ze Jego przyjaciel. Wiem,ze to krepujace i mimo wszystko bede uwazac,ze nie fair - chcac nie chcac stanelam miedzy przyjaciolmi. Ale do rzeczy...
S.(ten nasz znajomy) byl od 2lat w UK i przyjezdzal sporadycznie. W styczniu tego roklu spotkal sie z A. i rozmawiali. M.in.o mnie. A. powiedzial mu,ze nic do mnie nie czuje,ze dobrze mu jest samemu,ze w koncu ma spokoj. Poblogoslawil S.,jezeli by cos do mnie mial miec. Najsmiesniejsze,ze w miedzy czasie A. pisal mi esemesy,jakoby w koncu mam szanse wyjechac (zawsze chcialam) i zaczac nowe zycie. Nie wiedzialam,ze to byla kolejna Jego gierka :evil:
W koncu ja sie spotkalam z S. Poczulam sie cudownie w jego towarzystwie. Rozmawialismy o wszystkim,o A. takze. Powiedzialam ze szczegolami o naszym zwiazku i jak mozna bylo sie spodziewac - A. nie wspomnial nic o tym,ze mnie bil. Przedstawil mnie jako alkoholiczke i ogolnie nie wyrazal zbytnio wyzszych uczuc.
Spotkanie z S. sprawilo,ze nabralam wiary w siebie. Jestem pewna,ze przyspieszylo w koncu decyzje co dalej w zwiazku z A. Poniewaz On nie chcial nawet o tym porozmawiac - poszlam do Niego po reszte rzeczy. Wpadlam zaplakany i powiedzialam,ze juz tak dluzej nie moge. Ze chce zaczac zyc. I stalo sie - A. nagle zmiekl,rozplakal sie i po tylu latach zaczal mowic o swoich uczuciach. Powiedzial ze bardzo mnie kocha,ze chce wszystko naprawic. Bylam w podwojnym szoku,bo nie mialam pojecia co On do mnie czuje :!: Najbardziej zabolalo mnie jednak to Jego zdanie,ze widzial co sie ze mna dzieje,ale wtedy juz mu to bylo obojetne. Czulam jakbym kolejny raz dostala w policzek - tyle czasu w prozni,zycia w rozzaleniu ze kochana osoba mna gardzi,ze nic dla Niego nie znacze a On...mowi,ze mnie kocha. Czulam wszystko naraz,takze zlosc,ze dopiero teraz mi to mowi,gdy ja zaczelam stawac na nogi. W koncu jednak wyszlam...
Po kilku dniach napisal esa,czy jestem pewna swojej decyzji i z bolem serca powiedzialam,ze tak. Zdecydowalam sie na wyjazd z S. - chcialam tak bardzo zaczac nowe zycie i przyznam,ze cieszylam sie,ze nadarzyla sie taka okazja. Z dala od tego miasta,od wspolnych miejsc...

No i wyladowalam w UK z szansa by zaczac zyc na nowo. Duzo mnie to wszystko kosztowalo i szczerze ? Do tej pory podziwiam sie za to. Za tak silna wole po raz pierwszy raz w zyciu...
Niestety czar prysl po miesiacu,gdy na gg pojawila sie wiadomosc od A. Zaczelismy rozmawiac... W duzym skrocie : byl wylewny jak nigdy,mowil jak bardzo mnie kocha i ze chce bysmy wrocili do siebie. Ze wszystko wybaczy byle bym tylko wrocila. Ponioslo mnie i zadeklarowalam chec powrotu. Nadal Go przeciez kocham (a moze swoje wyobrazenie o Nim...).

Trwa to ponad 2m-ce,gdyz narazie jestem uziemiona w UK. W tym czasie duzo sie wydarzylo - nie jestem tak przekonana do powrotu jak naq poczatku,ba - za bardzo nie chce wracac do kraju. Pojawilo sie tez uczucie do S.,ktory mimo wszystko duzo zniosl. Nie odtracil mnie,wykazal sie zrozumieniem i oprocz rad-nie wplywal na moje decyzje.
Przez ten czas jestem w kontakcie z A. Rozmawiamy jak nigdy o tym co bylo zle,co dobre. I niestety - widze,ze On usprawiedliwia sie za to co zrobil. Twierdzi,ze zle zrobil bijac mnie ale - nie mial innego wyjscia. Reasumujac - zasluzylam sobie na takie traktowanie,choc podkresla ze nie jest z tego dumny i zle mu z tym. Obiecal,ze juz nigdy nie podniesie na mnie reki chocby nie wiadomo co. Ze Go ta opinia 'damskiego boksera' boli i nie zasluzyl w sumie na nia... :?

Im wiecej czasu mija,tym bardziej do glosu dochodzi moj rozsadek. Mimo,ze On stara sie jak moze ja nie potrafie tak po prostu zbagatelizowac tego co mi zrobil. Boli mnie to,ze Jemu to sie udaje. Po prostu woli o tym nie mowic i ja tez powinnam. Ale czy potrafie ?
Nie wybielam sie,nawet nie staram - mam nadzieje,ze udalo mi sie przekazac to subiektywnie. Wiem jaka bylam,co zle zrobilam i zaluje tego szczerze. Nadal czuje ze Go kocham,ale boje sie. Tak bardzo sie boje...
Mam szanse na nowe zycie z kims ktop mnie szanuje,z kim doskonale sie rozumiem. Nie wiem jednak do konca jaka decyzje podjac...

I wierzcie mi - staralam sie i tak to wszystko skrocic :wink:

Dziekuje za przeczytanie tego postu. Szczerze przyznam,ze od razu mi lepiej jak to wszystko z siebie wyrzucilam. Pozdrawiam :)
BlackkY
 
Posty: 3
Dołączył(a): 9 lip 2008, o 20:20

Postprzez bunia » 9 lip 2008, o 22:16

Witaj....nie daj sie manipulowac,ten facet to manipulant i dla niego kazdy chwyt dozwolony lacznie z okladanka jesli uzna to zastosowne lub kajaniem sie na kolanach.... bedzie to czynil dotad dokad mu na to pozwolisz.....zyj swoim zyciem i nie ogladaj sie za siebie jesli nie chcesz wiecej klopotow i bardziej komplikowac sobie zycie.
Pozdrowka :wink:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez KATKA » 9 lip 2008, o 22:25

Ludzie się nie zmieniają niesttey....trudno jest zacząć od nowa...z kimś nowym.....ale życie leci dalej....i trzeba iść z tym prądem.....widzisz...boimy się nowych rzeczy......ale ja w ciąż powtarzam nowe nie znaczy gorsze tylko inne...z czasem zapominamy o starym.....i zwykle jest lepiej :)
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez kaszmir » 10 lip 2008, o 11:05

Przeczytałam Twoją historię od początku do końca.
Dziewczyny mają rację daj spokój. Ten wyjazd na pewno pozwolił spojrzeć Ci na wszystko z dystansem, choć pewnie masz też duże wahania uczuć.

Ja sama w lutym odeszłam od męża. Wróciłam z zagranicy do rodziców. Trwało to 3,5 miesiąca. Wróciłam jednak po jego usilnych prośbach. Nie wiem czy zrobiłam dobrze. Tak naprawdę to chyba brakło mi odwagi, by zacząć żyć samodzielnie bo u rodziców nie mogłam za długo mieszkać.

Niby teraz jest lepiej ale niepokój w sercu zostaje i gdy dochodzi do kłótni lub ostrej wymiany zdań wracają złe wspomnienia, tłumione emocje....łzy, poczucie poniżenia i osamotnienia. Wracają wszystkie emocje z przeszłości i niestety nie udaje mi się nad tym zapanować.
kaszmir
 
Posty: 5
Dołączył(a): 26 maja 2008, o 09:09

Postprzez vanessa22 » 10 lip 2008, o 13:56

Nie wracaj do A. to zły człowiek. Stara się teraz bo niewie czy z nim będziesz, ale przestanie się starać jak już Cię zdobędzie. Ciesz się że ułożyłaś sobie życie z odpowiedzialnym człowiekiem...ja dopiero muszę takiego szukać bo też strasznie się zawiodłam...:(
vanessa22
 
Posty: 28
Dołączył(a): 24 cze 2008, o 01:54

Postprzez limonka » 10 lip 2008, o 17:14

podpisuje sie pod dziewczynami...facet to manipulant..mial wiele czasu aby wyciagnac do ciebie reke....a kiedy to zrobil??? kiedy na horyzoncie pojawil sie ktos nowy i nowe mozliwosci...tyle juz przeszlas nie cofaj sie!!!!!
ludzie sie nie zmieniaa...a jesli juz to wymaga to masseeee pracy..jesli nie to wszystko wroci do punktu wyjscia szybciej niz myslisz....

pozdrowki
:D
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez BlackkY » 10 lip 2008, o 22:22

Witam :)
Dzieki dziewczyny za slowa wsparcia - przydadza sie :wink:

A nie wspomnialam jeszcze o jednym i chyba najwazniejszym w obecnej sytuacji... Regularnie dzwoni, a jezeli wczesniej byl na piwku to prowokuje klotnie,robi z siebie ofiare,wypomina a co najgorsze wmawia mi ze to ja sie tak zachowuje - swoje zachowania przypisuje mi. On moze wracac do tego co bolesne i mowic co mu na sercu lezy, a moj czas na zale minal :?

Wczoraj zranil mnie jednym esemesem... Stwierdzil,ze nigdy nie zrozumiem MILOSCI,ze czepilam sie jednego (tego jak mnie zle traktowal),ze padl mi do nog a ja tego nie widze i co chyba najbardziej zabolalo - nawet Go nie przeprosze,bo nie stac mnie na to :evil: A ja,chocbym chciala to juz nie mam za co przepraszac - no chyba pozostalo za to,ze zyje...

Pozdrawiam i jeszcze raz dzieki za mile slowa :D
BlackkY
 
Posty: 3
Dołączył(a): 9 lip 2008, o 20:20

Postprzez caterpillar » 10 lip 2008, o 23:51

kurcze a czemu Ty sie dziewczyno katujesz jeszcze kontaktami z A.?
skoro nie jest to jakis pozytywny dilaog to po kiego rozdrapywac rany?? :?
Jesli podiełaś decyzje o zmianie życia to moim zdaniem lepiej zakonczyć wszelki kontakt z A. bo to nic dobrego nie wnosi w Twoje zycie.
Robisz sobie nadzieje? hmm wiem jedno (zreszta jak tu dziewczyny wyzej pisały) jesli ktos uzywa argumentow w postaci reki nie licz na to ,ze sie zmieni po zdaniu "od jutra sie zmienie" o nie nie to wymaga PRACY.
Zreszta kazdy ma w zyciu taki punkt zwrotny, taka czerwona lampke,ktora mowi "czas coś zmienić" i moim zdaniem u Ciebie ta lampka sie właśnie swieci
..czas zacząć nowe zycie a nie przedłuzać agonii :idea:
powodzenia i duzo siły w podejmowaniu decyzji :wink:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez limonka » 11 lip 2008, o 00:45

gosciu spral cie kilka razy i smie pisac ze ty ni rozumiesz milosci??? paranoja jakas....daj sobie z nim spokoj........... :evil:
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez eta » 11 lip 2008, o 07:32

moja wypowiedz może być nieskładna,bo nie mam czasu,a list Twoj czytałam wczoraj.Chcę Ci tylko napisać,że nigdy nikt nie ma prawa Cie bić,nie ma takiego powodu na świecie by kogos uderzyć-nie ma nic gorszego,bo to brak szacunku i poniżenie!!!!!!!!Nigdy na to nie zasłuzyłaś i nie zasłużysz!!!!!po drugie ten kolo to dla mnie psychopata,bo nie tylko znęcal się nad Tobą fizycznie,ale robi to teraz psychicznie.Naruszył wszytskie granice,okazał brak aszacunku.Nie trzymaj sie kurczowo wspomnien tych lat kiedy było dobrze.Czy facet z powodu tego,że po 10 latach zona go wkurzy ma prawo ją uderzyc?To on nie wie co to miłość:(

Zmień numer i trzymaj się S.i poproś go o wsparcie.On Cie szanuje i oprócz miłości własnie szacunek jest najwazniejszy,bo fascynacje miłosne często szybko wyparowują,ale zostaje to,że ktoś Ci jest przyjacielem i traktuje Cię po ludzku.Wiesz,ja myśle,że on do Ciebie wypisuje,bo Ty ułozyłas sonie życie,to Ty okazałaś się osobą zdolną do miłości, do normalnego życia,osobą silną,która nie zgadza się być bita przez jakiegos chama pana i władce.I jeśli się odezwał i zaczął sadzić dyrdymały o przeszłości to tylko dlatego,że chce Cie wszystko zniszczyc.boli go Twoje szczęście.

Nie daj się.Ciesz się ocecnością S.Powodzenia

ps.przepraszam,jesli cos przekręciłam,albo powtórzyłam,ale nie kontaktuję:*
eta
 
Posty: 262
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 08:00

Postprzez rederi » 11 lip 2008, o 07:57

Jako facet powiem jedno - przemocy mówimy stanowcze NIE !
rederi
 
Posty: 17
Dołączył(a): 23 cze 2008, o 23:16

:)

Postprzez BlackkY » 2 sie 2008, o 04:19

Witajcie :)

Jeszcze raz dziekuje za odpowiedzi - az cieplej sie robi czlowiekowi na sercu :)

A wiec - faktycznie - ja sama czulam ze to czerwone swiatelko i u mnie sie w koncu zapalilo. Dlatego jestem teraz gdzie jestem i nie jestem juz z Nim.
Od jakis 3tyg. nie mamy ze soba praktycznie kontaktu i szczerze przyznam,ze wcale mi z tym nie jest zle :shock:
Musze rowniez przyznac,ze do zmiany w tej sytuacji wcale juz nie daze...
Ostatnia telefoniczna rozmowa skonczyla sie znowu pretensjami i wypominkami i... ach,szkoda gadac :evil:

Mam nadzieje,ze wytrwam w swoich postanowieniach i w koncu zaczne zyc - u boku kogos, kto od poczatku widzi we mnie kogos wartosciowego, dal mi poczucie bezpieczenstwa i przy kim jestem soba bez zbednego strachu...

Pozdrawiam serdecznie :)
BlackkY
 
Posty: 3
Dołączył(a): 9 lip 2008, o 20:20


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 219 gości

cron