a ja sie bede powtarzac
akceptacja.
chodzi o to, ze spotykamy na swojej drodze ludzi, ktorzy w danym momencie sa nam potrzebni, w danym momencie kompatybilni. spotykamy ich, oni spotykaja nas, cos sie rozwija, tworzy sie jakas wspolna rzeczywistosc...
...ale nie pozostajemy na cale zycie tacy sami - czytamy inne ksiazki, sluchamy innej muzyki, inni filozofowie przemawiaja do nas bardziej, inni mniej. Partnerzy rozwijaja sie rowniez - czasem szybciej, czasem wolniej, czasem po prostu w innym kierunku...po kilku latach bycia razem ani ja, ani moj partner nie jestesmy tymi samymi osobami, ktore wchodzily na wspolna droge...
...i czasem dalej jestesmy kompatybilni, czasem akceptujemy i podzielamy te droge, i to jest piekne....a czasem nie, i zaczynaja sie schody...
ani to wina moja, ani drugiej osoby...po prostu czas bycia razem sie konczy, probowac byc razem dluzej to bezsens - meczarnia dla jednej i drugiej osoby, zamykanie sie w systemie ktory jest skazany na porazke...
dlaczego jest w spoleczenstwie, nawet tu na Psychotekscie czasem, takie parcie na zmuszanie sie do milosci za wszelka cene? czy nie lepiej czasem jest oddac sobie i drugiej osobie wolnosc?