Wiem, że ciężko...
Sama byłam takim "brzydkim kaczątkiem". Na wdep odrzucałam ludzi, którzy chętnie by się ze mna zaprzyjaźnili. I wcale nie dlatego, zę zadzierałam nosa, choć to mogło tak wyglądać. Panicznie bałam się kontaktu z ludźmi- płec była obojętna. A własciwie to może nie tyle bałam się, co z góry "wiedziałam", ze im się nie spodobam, ze nie będą mnie lubili, ze nie będą mnie rozumieli, że nie będa chcieli na mnie marnować czasu.
Ja wysmignęłam na studiach. Jakoś okazało się, ze ludzie do mnie lgną, lubią ze mną spędzać czas, ba- że nawet szukają mojego towarzystwa, że mam coś ciekawego do powiedzenia, że nie jestem taka brzydka, jak mi się zdawało, że cycki są całkiem ok... i jakoś posżło dalej.
Wierzę, że jak wystawisz nosek ze swojej pustelni, to się okaże, ze całkiem duzo ludzi jest wokół. Przyjaznych, życzliwych, takich z Twojej bajki.
A i inne rzeczy wtedy wskoczą na swoje miejsce.
Tylko nie warto się tak zamykać.
Teraz ja wierzę, ze tamten czas samotności był mi bardzo potrzebny. Tak długo byłam sama ze sobą, ze myślę, ze dobrze znam siebie.
Poza tym- musiałam zapełnić jakoś czas
, ja akurat czytalam jka szalona- wszystko jak leci. Do tej pory moi rówieśnicy nie przeczytali tylu książek, co ja jako nastolatka. Duzo zyskałam. A dodatkowo jeszcze to, ze nie boję się samotności. To moja najlepsza przyjaciólka.
Stąd moja rada- zajmij się czymś, co na razie wypełni Ci i czas i świat.
I jak najcześciej upiększaj dodatkowo śliczną buzię uśmiechem- za jakiś czas wejdzie Ci w krew- zobaczysz.
Będzie dobrze
Tylko nie poganiaj czasu.