Niekochana...

Problemy z partnerami.

Niekochana...

Postprzez Lilli » 1 lip 2008, o 13:54

Witajcie!

Swego czau pisałam tutaj, jaki dręczy mnie problem. Niestety mimo upływu czasu nic się nie zmieniło, a ściślej nie ma żadnej zmiany, gdyż jestem bezradna i bezsilna.

W tej chwili czuję, iż nie mam wpływu na cokolwiek co dzieję się w moim życiu.
Taki rodzaj totalnej rezygnacji, poddania sie. Jedynie zostały mi myśli o śmierci - to one kojarzą mi się z uwolnieniem:(

Ale po kolei.
W ubiegłym roku Go poznałam, nie sądziłam, iż będę mogła się w nim zakochać, w końcu emocjonalnie byłam wciąż związana z moim poprzednim chłopakiem. A, tu proszę - pojawia się On. Zawrót głowy! Nie potrafiłam myśleć wówczas racjonalnie - ja tuż po 30-tce, a On kilka lat młodszy. Miało być tylko przyjemnie, wesoło i miło, a skończyło się moją tragedią.
Ja Go kocham, niestety z Jego strony mogę liczyć owszem na jakieś uczucie, ale z pewnością nie na miłość.
Co chwila zmieniam decyzje - raz zakazuję mu dzwonić, przy czym, gdy on w jakiś sposób usiłuje kontaktować się ze mną natychmiast zmieniam zdanie.
Nawet nie wiem, do kogóż powinnam mieć pretensje? Do losu? Do siebie?
Straciłam resztki pewności siebie - analizuję swoje zachowanie, każdy szczegół i myślę "co jest ze mną nie tak?" Czemu po raz kolejny facet dostrzega moją urodę, podkreśla moja osobowość, ale nie jest w stanie się zaangażować.
Tak bardzo jest mi przykro - ja dla niego jestem w stanie poświęcić noc, aby sprawdzić mu pracę mgr, zawsze mógł liczyć na moje wsparcie. A, ja...?
Owszem słyszę czasem - że jestem ważna osobą, ale to dla mnie za mało.
Nie umiem odejść (ech ileż to razy czytałam podobne posty tutaj). Ja płaczę nocami, a On chodzi uśmiechnięty. Dla niego to nie stanowi problemu - kocham Go, to mój problem, to ja muszę dostosowywać się do jego nastroju
, a jeśli nawet powiem "koniec", On z pewnością nie będzie rozpaczał. To tak bardzo boli, tym bardziej, iż naprawdę dla tego faceta wiele zrobiłam, nie będę tutaj wspominać konkretnych sytuacji, ale jak odejść?
Moje życie to właściwie czekanie na spotkanie z nim, a potem rozpacza, bo świadomość, że "czegoś" mi brak, aby mnie kochać obezwładni ana tyle, iż zamykam się gąszczu myśli, aby skończyć to wszystko. Uciec w ciemność.
Jak żyć w przekonaniu, iż nic się nie znaczy? Jak uwierzyć, że można być kochaną? Może ja mam jakiś "program" w sobie, który stawia mnie na przegranej pozycji.
Lilli
 
Posty: 20
Dołączył(a): 10 sty 2008, o 00:12

Postprzez tytania » 1 lip 2008, o 14:57

Lilli... Myślę, że wszystko już wiesz. On Cię nie kocha i nie pokocha. Jeśli odejść to tylko w jeden sposób: raz a porządnie. Wtedy się powolutku zacznie wszystko układać. Ja dopiero weszłam na tę drogę kiedy zaczyna być lepiej. Moje kontakty z Nim są teraz dość przykre, on jakby ma pretensje, ze mi tak długo zajmuje zbieranie się, które polega na braku kontaktu z nim. Dopiero teraz po prawie 5 m-cach potrafię zając myśli czymś innym niż On. I udało się to jedynie dlatego, że ograniczyłam kontakty. Tobie też radzę tak zrobić.
Pewnie doszukujesz się z jego gestach i słowach, próbach kontaktu dowodów, ze jemu jednak zalezy... Może troszkę zależy, ale wierz mi, że gdy postanowisz odejsć on "nadspodziewanie" szybko si z tm pogodzi. Wtedy też poczujesz żal i smutek, ale będziesz już szła we właściwym kierunku; tj. zdala od niego.
Twoje myśli o śmierci w takiej sytuacji wbrew pozorom są naturalne. Człowiek chce uciec od dręczącego go w środku bólu. Ale na szczęście jestesmy świadomi siebie i świata oraz mamy nadzieję i wolę walki, która każe nam isc na przód, która podpowiada, zę to tylko zły czas, który minie.
Pamiętaj, nieważny jest etap, liczy się cel! A Twoim celem jest włąsne zdrowie i znalezienie prawdziwej miłości.
Nie poddawaj się, walcz o siebie.
Ale najpierw uwolnij się, odejdź! Nie dzwoń do niego, nie umawiaj się z nim, nie szukaj wymówek, żeby się z nim spotykać. Pozwól sobie na żałobę, ale niech nie trwa ona tygodniami i miesiącami. Każdy dzień sprobuj zaplanować co do godziny. Spotykaj się z ludźmi, rozmawiaj z nimi, koniecznie! I nie pozwalaj sobie na luksus ropływania się we własnym nieszczęściu i smutku. Żyj.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez Megie » 1 lip 2008, o 14:58

Lilli ja ze swojego doswidczenia i obserwacji powiem Ci, ze jak kobieta zrobi " za duzo " dla faceta to On przestaje sie starac.. Z facetem jak z dzieckiem jak mu na za duzo pozwolisz to wejdzie na glowe..
Moze to ostro zabrzmialo i ja w rzeczywistosci nie jestem taka ostra, ale wymagam nie tylko od siebie ale i od Niego..

nie wiem co wiecej napisac,,
ale przytulam :pocieszacz:
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez ewka » 1 lip 2008, o 17:59

Lilli, czy to ten sam facet, z którym skończyłaś w kwietniu? Skończyłaś i zaczęłaś? Dlaczego?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Lilli » 1 lip 2008, o 21:36

Dziękuję Dziewczyny!
Tak, 'skończyłam" w kwietniu, po tym, jak w dzień moich urodzin, zadzwonił, aby mi powiedzieć, że nie przyjedzie...
Potem był długi tydzień - umierałam...
Zadzwonił przepraszał i zmiękłam:(

Było jeszcze kilka moich prób odejścia - każda kończyła się tak samo, a mianowicie tak bardzo cierpiałam, iż wybierałam ten "dawny" ból.
Jestem tak zrezygnowana, tak bardzo nienawidzę siebie, iż godzę się na "układ", który nie daje nic prócz bólu.

W sierpniu moja ukochana siostra ma ślub, a ja wciąż stoję nad przepaścią.
Kolejne niepowodzenie:(
Czy naprawdę w życiu nie liczą nasze starania, nasza chęć pomocy, nasze oddanie - jak, ja mam wierzyć w miłość, kiedy za ciepło i miłość nie dostaję NIC.
Ostatnia moja próba odejścia skończyła się kilkudniowym niejedzeniem, apatią, środkami nasennymi.
Gdyby, ktoś tylko mógł mi powiedzieć, czego mi brak, że taki scenariusz powtarza sie w moim życiu już po raz kolejny?
Lilli
 
Posty: 20
Dołączył(a): 10 sty 2008, o 00:12

Postprzez ewka » 3 lip 2008, o 07:17

Lilli napisał(a):Jestem tak zrezygnowana, tak bardzo nienawidzę siebie, iż godzę się na "układ", który nie daje nic prócz bólu.

No to trzeba to zmienić, Lilli. I możesz to zrobić tylko Ty!
Nie wiem, dlaczego takie scenariusz się w Twoim życiu powtarza... może gwiazdy zapisały Ci życie "niestandardowe" (jak to określa Pytająca)... może masz inwestować w siebie, może się dzięki temu coś w Tobie odkryje, co nada życiu sens i wartość. Może nie mężczyzna ma być treścią Twojego życia na dzisiaj... może on pojawi się, kiedy będziesz szczęśliwa i spełniająca się w czymś tam. Nie wiem, tak kombinuję, bo nie wierzę, że "czegoś Ci brak"... jesteś jaka jesteś po to może, by odkrywać też inne wymiary życia. Nie wierzę też, że życie dokopuje i SPECJALNIE robi nam na złość... wierzę za to, ze wszystko dzieje się "po coś" i by szare przekuwać na złote. Wydłubać dobre ze złego.
:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Pytajaca » 3 lip 2008, o 19:39

Ewka, powaznie to moje okreslenie?... :roll:

Lili, przeczytaj nasza dyskusje pod moim topikiem t. Stereotypu milosci do grobowej deski. Serdecznie zapraszam! I glowa do gory! Wszechswiat wyspprzatal w Twoim zyciu i przygotowuje Ci cos niezwyklego...a Ty taka niecierpliwa! Troche wiary, dziewczyno!
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 236 gości

cron