Cześć Sanna,
Przeczytałem Twój cały wątek - i kilka myśli ode mnie.
1. Ujmując rzecz w wielkim skrócie, można ująć bardzo poetycko, ale zarazem prawdziwie, że "kochasz, nienawidzisz, uciekasz" SIEBIE. Wiem, że wygląda to jak psychoterapeutyczna bajka dla grzecznych dzieci z gimnazjum ale tak jest - nasz stosunek do samych siebie bardzo często "odgrywamy" w związkach z ludźmi.
Zmienia to trochę punkt widzenia - nie ucz się "tylko kochać" twojego faceta, ale ucz się "tylko kochać" samą siebie. Jeśli uda Ci się to, uda Ci się wejść w dobrą miłość z Twoim menem.
2. Tak w ogóle to nie napisałaś, co było powodem, dla którego poszłaś na psychoterapię. Właśnie takie schizy? Czy też coś innego? Dla jasności: nie musisz pisać, to nie obowiązek, sprawdź tylko na ile stany "kocham, nienawidzę, uciekam" są SKUTKIEM pewnych problemów z jakimi walczysz, a nie PROBLEMEM SAMYM W SOBIE. Gdyby było bowiem tak, że np. jesteś DDA, to idź w kierunku pracy nad sobą DDA, a nie w kierunku zajmowania się tylko i wyłącznie objawami.
3. Z psychoterapią to jest tak, że czasami cholernie boli - i tyle. Ja podczas swojej miałem przez pewien czas całe serie ostrych myśli samobójczych. Przychodziły falami i waliły mnie jak młotkiem w potylicę. Łup, łup, łup, łup!!! Gdybym miał giwerę, myślę, że zastrzeliłbym się. Nie wiem po co one były... Ale jak wylazły mi z głowy, to już nie wrociły... Czytałaś kiedyś o mechanizmie i etapach pożegnania i pogodzenia się ze stratą? Pisała o tym Elisabeth Kuebler-Ross (ue - u z przeglosem, nie mam na tym kompie tej litery). Zgadzam się z nią...
Dodam tylko, że czasami czułem się tak, jak pewnie czuł się Orfeusz w Hadesie. Musialem zejść na dno piekła po moją Eurydykę (czyli dajmy na to wyleczonego samego siebie), a potem musiałem się odwrocić i wyjść stamtąd nie oglądając się już za siebie.
4. W twoich wpisach widać ZBYT WYSOKIE WYMAGANIA WOBEC SIEBIE. "Nie będę Umą Thurman i Bjork". A po cholerę Ci to? Ludzie kochają siebie także wtedy, kiedy im wypadają zęby, cuchnie z paszczy, mają nietrzymanie moczu i cholera wie co jeszcze. Kto Ci włożył w łeb takie przekonanie, że masz wymagać od siebie bycia kimś wielkim, a jeśli nie będziesz - masz siebie karać?
Norma jest chyba taka, że jak jesteś średniaczkiem - czujesz i postępujesz normalnie, nie popadasz w deprechę. Jeśli potem bozia pomoże i zostaniesz gwiazdą - czujesz i postępujesz dokładnie tak samo.
5. Fajnie, ze mówisz facetowi - mozesz mu też dodać, że skuteczność dobrych psychoterapeutów jest duża.
6. Możesz świadomie ODWRACAĆ SIĘ od myśli "Ja2". Jak się uda malutko, to trudno - kolejnym razem uda się lepiej. Pamiętaj o UCZENIU SIĘ, czyli o tym, że nie od razu Kraków zbudowano.
To tyle... I ani słowa o borderline.
pa!
Maks