oczekiwania wobec partnera - po zdradzie

Problemy z partnerami.

Postprzez Pytajaca » 17 cze 2008, o 18:34

kropka75 napisał(a):
I kolejna sprawa... Naprawa bez wznowienia zaufania nie jest możliwa. Zdradzony musi w sobie to zaufanie odbudować, zdradzający musi mu w tym pomóc. Jeśli tak się stanie, związek może być lepszy niż był kiedykolwiek, a obie strony paradoksalnie mogą być potem bardziej szczęśliwe. I tym razem nie jest to wydajemisię moje, Ewki czy agik, ale fakt stwierdzony przez terapeutów, na podstawie wieloletniej praktyki.



Kropka, zgadza sie od a do z. Czytalam i te ksiazke i wlasnie caly czas powtarzam - posprzatac, wybaczyc i sie uspokoic - da sie. Odbudowac zaufanie - nie jest juz tak prosto. Tymbardziej, gdy partner zdradzajacy nie zadoscuczynia zdradzie, a zdradzony - nie pracuje na soba, by w sobie to zaufanie odbudowac.

To ile jest zwiazkow, ktorym sie udaje?...Poprostu garstka, musza to byc niesamowicie dojrzali ludzie, OBOJE, nie jedno z partnerow, bo to nic nie da. To sa WYJATKI. Ale oczywiscie, jak mowi Ewka, skad wiadomo, ze my nie jestesmy tym wyjatkiem. Ja probowalam, nie jestem. Albo raczej nie jestem dla partnera, ktory postepowal tak a nie inaczej po zdradze.

Podsumowujac - szanse na szczesliwy zwiazek po zdradzie sa niewielkie, ale jest to mozliwe pod warunkiem tego samego poziomu dojrzalosci partnerow. I to jest moja kropka na ten temat, Kropko :)

Pozdrawiam!
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez kropka75 » 18 cze 2008, o 20:19

I teraz się z Tobą zgadzam, Pytająca. :)
kropka75
 
Posty: 178
Dołączył(a): 22 sie 2007, o 12:49

Postprzez Zielona » 19 cze 2008, o 20:55

Wprowadziłam sie spowrotem do niego półtora miesiąca temu. Dwa miesiące po tym jak sie dowiedziałam, że mnie zdradza.

O tym, że to koniec nie miałam wątpliwości. Nie odpuszczał. Przychodził, błagał, płakał, żałował i wiem , że szczerze. Wprowadziłam sie więc znowu i teraz męcze się potwornie. Nie mam determinacji, żeby skupić sie na odbudowywaniu ani siły, żeby odejść na zawsze. Najpierw pojawia się iskierka nadzieji, że może się uda, a potem otrzeźwienie, że nie ma prawa sie udać, bo nigdy nie pogrzebie tego żalu, nie zapomnę, więc będę żyła z zadrą pod skórą i strachem, że kiedys sie to powtórzy.

Wiem czego oczekuje od niego. Wspólnej terapii. On sie jednak broni. Przekonuje, żebyśmy próbowali sami. Stara się, rozmawiamy, ale czuję, że jego cierpliwość kruszeje. Już nie przyjmuje moich wyrzygiwań ze spuszconą głową,w milczeniu. Teraz się broni atakując, że nie potrzebnie rozdrapuję. A to jest dokładnie zachowanie, którego teraz NIE OCZEKUJĘ. Choćby dlatego, że mam silne przekonanie, że on nie ma żadnego prawa mówić mi co powinnam/ nie powinnam robić. Ja natomiast - mam prawo do wszystkiego.
Wiem, że to nie fair postawa, ale nie umiem inaczej. Nie ma we mnie tyle dobrej woli...
Zielona
 
Posty: 27
Dołączył(a): 11 cze 2008, o 13:37

Postprzez kropka75 » 20 cze 2008, o 09:58

Zielona... mam dokładnie to samo, dwa dni dobre, jeden super, a potem trzy dni żalu, złości, rzygania itp. To tak jest, tak musi być, przynajmniej teraz.

Kup książkę "Życie po zdradzie". Jeśli Twój mężczyzna nie chce terapii, niech ją przeczyta. Zrozumie, że ten etap musisz przejść, musisz to rozdrapać, rozłożyć na czynniki pierwsze, musisz pytać, wspominać, musisz i koniec, bo cały Twój świat się zawalił, stoisz na linie nad przepaścią i boisz się ruszyć w którąkolwiek stronę. Jeśli mu zależy, zrozumie. Tam jest to napisane prosto do bólu, bez ogródek, bez udziwnień. Ciebie może nie rozumieć, może robić wyrzuty, oskarżać, szukać w czymś Twojej winy, ale inne źródło raczej przyswoi. Spróbuj.

Udawanie, że nie ma sprawy nie działa. Zamykanie tematu przedwcześnie też nie. Próbowałam przyspieszyć, przeskoczyć pewne etapy, ruszyłam do przodu jak byk, ale żal i złość i tak mnie dogoniły. Zeszłej niedzieli miałam najgorszy dzień odkąd wiem, płakałam cały czas, wieczorem w łóżku prawie 2 godziny i nie mogłam przestać. To trzeba przerobić od A do Z. A on albo Ci w tym pomoże albo przegra...

A co do tego ostatniego wersu Twojego... Mam to samo. Wczoraj mąż mi wyrzucił, że zaczęłam palić w pokoju i powiedział: "przecież się kiedyś umawialiśmy". Oczywiście natychmiast skoczyło mi ciśnienie i wyrzygałam, że umawialiśmy się też, że nie będziemy się zdradzać... :roll: Humor prysł, a naprawdę miałam świetny, i poszłam w cholerę. Chciał rozmawiać, stwierdziłam, że nie i poszłam spać. Na swoją część łóżka, zawinięta w swoją kołdrę, żeby się przypadkiem nie przytulił.

Też czuję, że mam prawo. Ale myślę, że w tym momencie to bardzo fair i całkiem naturalne.

Ściskam.
kropka75
 
Posty: 178
Dołączył(a): 22 sie 2007, o 12:49

Postprzez ewka » 20 cze 2008, o 10:16

Trzymajcie się, Dziewczyny... serce mi pęka, jak czytam o tym Waszym bólu. Ale on minie - no minie przecież do diaska :!:
:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Zielona » 22 cze 2008, o 13:59

---------- 14:37 20.06.2008 ----------

kropka75 napisał(a):Zielona

Kup książkę "Życie po zdradzie". Jeśli Twój mężczyzna nie chce terapii, niech ją przeczyta. Zrozumie, że ten etap musisz przejść, musisz to rozdrapać, rozłożyć na czynniki pierwsze, musisz pytać, wspominać, musisz i koniec, bo cały Twój świat się zawalił, stoisz na linie nad przepaścią i boisz się ruszyć w którąkolwiek stronę
.

Dziekuje Kropko za radę. Faktycznie, sprobuję z książką. Mój pomysł na terapie też właśnie powstał z przekoanania, że być może jeśli usłyszy od trzeciej osoby - terapeuty, że moge i powinnam do tego wracać nie bedzie podważał tych zachowań. Poza tym twkw we mnie ogromna potrzeba, konieczność dotarcia do przyczyny. Wychodzę z założenie, że jeśli mamy cokolwiek próbować naprawiać, to trzeba wiedzieć co, jaki element. On nie wie dlaczego to zrobił. Tak przynajmnie twierdzi. Wiem, że to nie była miłość, raczej ucieczka. Kryzysu tez nie było, dobrze nam sie układało. Więc co? NIe daje mi to spokoju, stąd nadzieja, że może terapia coś mu/nam uswiadomi.


[/quote] A co do tego ostatniego wersu Twojego... Mam to samo. Wczoraj mąż mi wyrzucił, że zaczęłam palić w pokoju i powiedział: "przecież się kiedyś umawialiśmy". Oczywiście natychmiast skoczyło mi ciśnienie i wyrzygałam, że umawialiśmy się też, że nie będziemy się zdradzać... :roll:
.[/quote]

Jak ja to znam! W najfajniejszym momencie potrafię wsadzić taka bombę. Nawet jak on mówi czule jaka jestem cudowna. "A ona nie była?" - pytam - 'musiała byc skoro mnie z nią zdradziłeś..."
Nigdy chyba nie czułam w sobie tyle złości. Tym bardziej, że raczej jestem pogoda osobą. Spokojną, nie wojuję. W tym czasie jednak jest zupełnie inaczej. Nie lubię siebie takiej :(

Dzięki za wsparcie, dziewczyny.

---------- 13:59 22.06.2008 ----------

kropka75 napisał(a):Zielona...

Kup książkę "Życie po zdradzie". Jeśli Twój mężczyzna nie chce terapii, niech ją przeczyta. Zrozumie, że ten etap musisz przejść, musisz to rozdrapać, rozłożyć na czynniki pierwsze, musisz pytać, wspominać, musisz i koniec, bo cały Twój świat się zawalił, stoisz na linie nad przepaścią i boisz się ruszyć w którąkolwiek stronę.


Kupiłam książkę, pokazałam mu, powiedziałam, że dla nas i o dziwo - życzliwe przyjęcie! Potem od słowa do słowa probowałam przekonać go jak ważna jest dla mnie ta terapia, ale czując jego zdecydowany opór ("sama sobie idź na terapię! Ja nie jestem chory" (sic!)) zaczęłam się wściekać. Mam poczucię, ze on powinien właściwie wszystko teraz zrobić o co go poproszę, nawet jeśli w to nie wierzy, że jest mi to winien. Jak pytam jak on w takim razie ma zamiar to naprawiać i zapobiegać ewentualnej powtórce, mówi, że rozmowy i bycie świadomym... Przy okazji okzało się, że on ma wytłumacznie tej sytucji - w okresie poprzedzającym jego romans było miedzy nami bardzo źle. Zdębiałam! Dla mnie ten okres był dośc chaotyczny - od niedawna mieszkaliśmy razem, nowa sytuacja - ale obiecujący, że wchodzimy w nowy etap.
Teraz nie wiem czy on próbuje znaleźć dla sibie usprawiedliwienie wsazując na nasze kłótnie w tym okresie czy faktycznie zupełeni inaczej postrzegalismy tą sytuację.

Kilka pierszych stron książki 'Życie po zdradzie' wprawilo mnie w kolejną konsternację. Zastanawiam sie poważnie czy on mnie w ogóle kochał. Autorzy mówią o dwóch rodzajach miłości: jedno z potrzeby - kiedy jest się z dana odobą bo ona realizuje nasze potrzeby emocjonalne, seksualne, towarzyskie, intelektualne, etc. a drugie "dla bycia razem' - czyli bezwarunkowe. Kochamy osobę jako całość.
Analizując nasz związek mam poważne podejrzenia, że byłam kochana właśnie z potrzeby... To niestety słaba sytuacja, bo w któryms momencie znajduje się osoba, która te potrzeby może lepiej realizować...

Zamknęliśmy się w osobnych pokojach i nie rozmawiamy. Wieje chłodem...
To takie męczące. Czy jest sens próbować jeśli oczekiwania po zdradzie nie są realizowane?
Zielona
 
Posty: 27
Dołączył(a): 11 cze 2008, o 13:37

Postprzez kropka75 » 23 cze 2008, o 09:14

Zielona, nie wiem jak jest z tym Twoim chłopem, ale u mnie też trwa walka...

Mój mąż nie radzi sobie z własnymi wyrzutami sumienia i miewa różne fochy, np:
- wyrzuca mi, że nie mówię co się dzieje, nie mówię co czuję, czemu płaczę itd. bo to przecież nic nie da jeśli odpowiem, że nic się nie stało...
- jeśli powiem, tak jak przy tej gadce o papierosie, potem mam rzygane, że przywaliłam mu zdradą... czyli tak źle, tak niedobrze;
- niby daje mi prawo czuć żal i złość, a z drugiej strony jeśli jestem zła on nie wie co robić i najchętniej by uciekł na koniec świata;
- jego wina tak go gnębi, że szuka mi różnych przewinień, różne bzdury na różnych frontach wyciąga, a gdy ja się przed jego chorym atakiem bronię, słyszę w odp. że jestem bezkarna... :roll:
- nie daje mu spokoju, że o nim z kimś piszę i parę dni temu przekopał mi komputer w poszukiwaniu pewnej rozmowy, przy okazji znajdując listę żali, którą sobie zrobiłam, żeby mniej mu rzygać; oczywiście przeczytał i wypomniał mi każde spisane tam słowo :?

Myślę, że jeśli druga strona żałuje, to widząc nasz żal i ból czuje się z tym niemal równie fatalnie jak my.

Zielona, daj Wam chwilę spokoju, na siłę i w złości nigdzie nie dojdziecie. Nie duś go tą terapią, im bardziej będziesz przyciskać, tym bardziej on się zaprze. Odpuść trochę. Ochłońcie. A potem spróbujcie jeszcze raz pogadać, na spokojnie, może na łonie natury, bez oskarżeń, krzyków itd.
kropka75
 
Posty: 178
Dołączył(a): 22 sie 2007, o 12:49

Postprzez Zielona » 24 cze 2008, o 15:06

kropka75 napisał(a):

Zielona, daj Wam chwilę spokoju, na siłę i w złości nigdzie nie dojdziecie. Nie duś go tą terapią, im bardziej będziesz przyciskać, tym bardziej on się zaprze. Odpuść trochę. Ochłońcie. A potem spróbujcie jeszcze raz pogadać, na spokojnie, może na łonie natury, bez oskarżeń, krzyków itd.


Właśnie tak próbowałam. Odpuściłam na kilka dni, tym bardziej, że oboje mieliśmy 'gorący czas' w pracy, potem napisałam list, żeby spokojnie sobie przeczytał i zrozumiał dlaczego jest to dla mnie waznie, a przede wszytkim, że w ten sposób ja tez podejmuję wysiłek naprawiania, tylko, ze jest to inny sposób od jego. Trudno u nas o spokojna rozmowe bo on jest i zawsze był bardzo wybuchowy (to też uważam za konieczną zmianę, np. przy pomocy terapii).

Wkurza mnie to jego stanowisko tym bardziej, że kiedy błagał, żebym się wprowadziła spowrotem przystał na terapię ("Jeśli tobie na tym zależy..."), a teraz kategorycznie mówi "nie". Czuję sie oszukana!
On oczywiście uważa, że bardzo sie stara, tylko, że nie przemawia do niego, że jego starania nie są do końca tymi jakie ja oczekuję! (Choć oczywiście doceniam kino, kolacje, etc).
Póki co sama zgłosiłam sie do terapeutki. Nie radzę sobie z emocjami, ze swoja złością i chce nad tym popracować.

A jeśli chodzi o reakcje na żale Kropko, to u mnie wygląda bardzo podobnie. Z jednej strony on wie, że temat musi i będzi powracać a z drugiej zarzuca mi, że ta złość, która się w takich momentach pojawia jest dla nas destrukcyjna. Co za obłuda! :x Desktrukcyjny był jego romans!
Oj, kiepski mam dziś nastrój. Całkowite zwątpinie w sens odbudowywania.

Myślę, Kropoko, że bardzo ważne teraz jest spojrzenie na trzeźwo na ten czas przed zdradą. Jeżli były mocne podsatwy w związku, jeżeli były pozytywne elementy to można próbować o nie zawalczyć. Napewno, nie wolno w tym momencie idealizować przeszłości, a pokusa jest bardzo silna, bo przecież w porówaniu z bólem zdrady wszystko inne wydaje się być landrynką. Pozdrawiam!
Zielona
 
Posty: 27
Dołączył(a): 11 cze 2008, o 13:37

Postprzez kropka75 » 30 cze 2008, o 13:02

Większość z nich stara się bardzo na początku i naprawdę cuda są w stanie obiecać, byle było tak jak chcą. Potem gdy kobieta daje sygnał, że jest poprawa odpuszczają sobie, bardzo często zapominają też o obietnicach. :(

Mój już się nachodził do psychologa. Babka u której był poszła na L4, niedługo rodzi, potem idzie na macierzyński, wróci w przyszłym roku. Do nikogo innego on się nie wybiera... :roll:

I jak tam dalej u Ciebie, Zielona, coś lepiej?
kropka75
 
Posty: 178
Dołączył(a): 22 sie 2007, o 12:49

Postprzez Zielona » 30 cze 2008, o 20:49

Oh, Kropko :cry: Lepiej jest tylko wtedy jak ja nic nie mówię, nie wracam do tego co się stało, nie dopytuję. Lepiej o tyle, że bez awantur, ale w środku czuję potworne napięcie. Chyba właśnie dlatego, że mam wrażenie jakiejś fikcji. Jemy razem obiady, ogladamy TV, rozmawiamy, ale to wszystko jest dla mnie pozbawione wyrazu, znaczenia. Równie dobrze mogłabym spędzać czas sama. Albo lepiej! Kiedyś jak dzwonił, że musi dłużej zostać w pracy to sie smuciłam, teraz nawet się cieszę... :?

Kilka dni temu w kłótni powiedziałam, że się wyprowadzę (a nie mam w zwyczaju 'straszyć' w ten sposób przy byle kłótni) i... poczułam coś jak ulgę, jak olśnienie, że tego właśnie chcę! Potem się wyciszyliśmy, ale myśl ta nie daje mi spokoju. Tu te obiadki a w środku marzę o pakowaniu rzeczy. Nawet mam dokąd się wyprowadzić... Strasznie męczy mnie ta sytuacja. Jestem napieta jak balon. On chyba nie przeczuwa...

A Ty, jak u Ciebie? Jak długo już starcie się odbudowywać?
Zielona
 
Posty: 27
Dołączył(a): 11 cze 2008, o 13:37

Postprzez kropka75 » 1 lip 2008, o 08:49

No właśnie...

Wasze życie teraz jest tak cholernie typowe dla takich sytuacji, że aż boli. :( Tak się kończy większość związków po zdradzie. Po prostu winny nie wytrzymuje napięcia, zawsze chce uciąć kwestię jakby jej nie było, a zdradzonemu w środku buzuje i co jakiś czas jak z wulkanu wylewa się na wierzch i zalewa wszystko... :(

Ja zauważyłam, że im mniej starania mojego chłopa, im więcej on we mnie znajduje (chyba po to by jemu było lżej, albo by nie był AŻ TAK bardzo winny), tym dziwniejsze moje reakcje. Zwykle liczę się ze słowami i kontroluję swój jęzor, gdy mówię do niego, ale ostatnio coraz częściej rzygam, gdy on czegoś szuka we mnie... Dwa dni temu powiedział do mnie, że coś nie powinno mieć miejsca (oczywiście w sensie takim, że ja nie powinnam coś tam), na co normalnie odpowiedziałabym pewnie jakimś argumentem, tymczasem teraz walnęłam, że jego ch... też nie powinien się znaleźć w jej c... :roll:

Mój mąż przestał się starać, przestał być słodki i kochany. Jest normalny, jak wcześniej. Jest w domu, je, śpi, wita się ze mną, żegna, ale już mnie nie oblega, nie biega wokół mnie, nie dba o mnie, nie troszczy się, już nie przyjeżdża po mnie do pracy czy chcę czy nie, nie myje naczyń bez proszenia, czeka aż znowu powiem że coś trzeba zrobić...
Męczy mnie to. :roll: A najbardziej męczy mnie, że to ja, zdradzona, poniżona, zmieszana z błotem baba mam się starać, żeby było dobrze...
Nie mam na to ani siły ani ochoty. :(
kropka75
 
Posty: 178
Dołączył(a): 22 sie 2007, o 12:49

Postprzez Justa » 1 lip 2008, o 09:12

Dziewczyny,
przykro mi, że przeżywacie takie napięcia... Codzienność z takimi huśtawkami emocji musi być strasznie męcząca...

:pocieszacz:

Trzymajcie się jakoś. Wiem, że oczekujecie teraz podwójnego zaangażowania od swoich partnerów, a oni już psychicznie nie wyrabiają - i kupa.

Co zrobicie dalej, to Wasza decyzja - piszcie tutaj, jak sobie radzicie, ja trzymam za Was kciuki.
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez ewka » 1 lip 2008, o 09:20

kropka75 napisał(a):Mój mąż przestał się starać, przestał być słodki i kochany.

Bo pewnie chce już normalności, do której Tobie Kropko i Zielonej trudno wrócić.

kropka75 napisał(a):A najbardziej męczy mnie, że to ja, zdradzona, poniżona, zmieszana z błotem baba mam się starać, żeby było dobrze...
Nie mam na to ani siły ani ochoty. :(

Na brak ochoty trudno coś zaradzić... a gdyby było "tylko" normalnie, to byłoby źle? Nie uważacie, że ten stan zdwojonego starania, zabiegania i słodyczy nie może trwać w nieskończoność? Ja wiem, że tego jeszcze Wam trzeba, a dla nich to jakoś "za długo". I czy to znaczy, że mają w nosie? Ja myślę, że nie mają w nosie.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Zielona » 1 lip 2008, o 10:40

Na brak ochoty trudno coś zaradzić... a gdyby było "tylko" normalnie, to byłoby źle? Nie uważacie, że ten stan zdwojonego starania, zabiegania i słodyczy nie może trwać w nieskończoność? Ja wiem, że tego jeszcze Wam trzeba, a dla nich to jakoś "za długo". I czy to znaczy, że mają w nosie? Ja myślę, że nie mają w nosie.[/quote]

normalnie byłoby bardzo super jesli w związku jest normalnie, bez syfu. Czyli normalnie jest wtedy adekwatnie do tego co sie dziej w zawiazku i to 'normalnie' jest wówczas nawet bardzo dobrze! Ale w sytuacji, kiedy nie jest normalnie samo 'normalnie' nie wystarcza :( . To jest wyjatkowa sytuacja i są potrzebne wyjątkowe działania. Tak jak w sytuacji powodzi, na przykład. Oczywiście, że te nadnormalne działania nie moga trwać cały czas. Ale i mi i Kropce chyba chodzi o to, że po zdradzie zdrazdający partner powinien podejmować starania dotąd dopóki nam jest to potrzbne a nie dopóki jemu sie wydaje, że już nawyższy czas ruszyć do przodu. Osoba zdradzana natomiast musi znaleźć w sobie tyle siły, wielkoduszności, nadzieji, żeby w którymś momencie zrozumieć, że nie może ciągle oczekiwać tych specjalnych działań. Musi odpuścić po prostu. I to jest najtrudniejsze.

Mi osobiście już chyba nie chodzi nawet o te jego starania. Świadomość, że skrzywdził mnie tak bardzo odbiera mi ochotę, na jakiekolwiek starania. Tym bardziej, że to już drugi raz... :(
Czasem trzeba trzeźwo spojrzeć na sytuację...
Zielona
 
Posty: 27
Dołączył(a): 11 cze 2008, o 13:37

Postprzez kropka75 » 1 lip 2008, o 11:01

Justa napisał(a):Dziewczyny,
przykro mi, że przeżywacie takie napięcia... Codzienność z takimi huśtawkami emocji musi być strasznie męcząca...
:pocieszacz:
Trzymajcie się jakoś. Wiem, że oczekujecie teraz podwójnego zaangażowania od swoich partnerów, a oni już psychicznie nie wyrabiają - i kupa.

Co zrobicie dalej, to Wasza decyzja - piszcie tutaj, jak sobie radzicie, ja trzymam za Was kciuki.

Oni nie wyrabiają?? To co my mamy powiedzieć??

ewka napisał(a):Na brak ochoty trudno coś zaradzić... a gdyby było "tylko" normalnie, to byłoby źle? Nie uważacie, że ten stan zdwojonego starania, zabiegania i słodyczy nie może trwać w nieskończoność? Ja wiem, że tego jeszcze Wam trzeba, a dla nich to jakoś "za długo". I czy to znaczy, że mają w nosie? Ja myślę, że nie mają w nosie.

Czy byłoby źle? To jest niemożliwe po prostu. Nie teraz. Nie jest normalnie. To tylko udawanie, że jest.

Staranie nie ma trwać w nieskończoność, ale parę tygodni to trochę mało, żeby odbudować kupę straconych lat.

Zielona napisał(a):Mi osobiście już chyba nie chodzi nawet o te jego starania. Świadomość, że skrzywdził mnie tak bardzo odbiera mi ochotę, na jakiekolwiek starania. Tym bardziej, że to już drugi raz... :(
Czasem trzeba trzeźwo spojrzeć na sytuację...

Drugi?? :shock:
kropka75
 
Posty: 178
Dołączył(a): 22 sie 2007, o 12:49

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 25 gości

cron