przyszedł...

Problemy z partnerami.

Postprzez zizi » 22 cze 2008, o 19:41

tak...głupia nadzieja meczy mnie..nie pozwala zapomnieć...nie pozwala zacząć żyć :( :(
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez echo » 23 cze 2008, o 23:07

zizi,
ale masz mądre dzieci. I na tym się skup. Czy warto umierać za dupka, który jest źródłem twojego bólu ?
skoro obok siebie masz fajne dzieci.
trzymaj się , nie masz wyjścia, musisz i koniec. A Twoje dzieci i my trzymamy kciuki za nową zizi.
spokojnej, dobrej nocy
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez Pytajaca » 23 cze 2008, o 23:39

Zizi,jestes kobieta kochajaca za bardzo, za duzo, za mocno - kogos, kto na to nie zasluguje i nigdy nie doceni sily TWego uczucia. Czytalas "Kobiety, ktore kochaja za bardzo?", tak czesto przytaczana tu lekture?...Wedlug mnie to najlepsza pomoc dla Ciebie, bo niestety, ale mam wrazenie, ze kochasz toksycznie. Czy aby nie powtarzasz tego, co zaszlo miedzy Twymi Rodzicami?

I jeszcze jedno - nie ma Tego Jednego, i nic nie ma raz na zawsze, to sa slowa z bajek dla malych ksiezniczek, ale nie dla kobiet, ktore dorostaja (-ly).

Kochana, prosze Cie, skontaktuj sie z terapeuta, poczytaj, zaopiekuj sie ta osoba, ktora jes tnajbardziej warta Twej milosci - soba sama, i oczywiscie dziecmi. Uwierz - jestes warta tego, by byc szczesliwa.
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez zizi » 24 cze 2008, o 00:14

Bez jego miłości czuje sie bezwartościowa......

Jeszcze nie poddam sie.....

.......może uda mi sie uratować rodzinę.

///////
Nie powielam tego co działo sie miedzy moimi rodzicami......oni szanują się i kochają do dziś
//////

a na rozstanie i .......rozwalenie mojej rodziny nie godzę sie jeszcze :nie:

Nie byliśmy tacy bylejacy...byliśmy blisko...rozumieliśmy się...... proza życia spowodowała kryzys.......ale nie damy sie!

Ja wierze,że jeszcze coś z tego będzie.......
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez Szafirowa » 24 cze 2008, o 00:19

---------- 00:16 24.06.2008 ----------

Zizi, czy wobec tego zechciałabyś odpowiedziec na pytania, które zadałam Ci w poprzednim moim wpisie ?

---------- 00:19 ----------

Nie mogę wyzbyc się smutnego wrażenia, że wszystko zeszło na drugi plan, dzieci są mniej ważne, Ty jesteś mniej ważna, liczy się tylko to, żeby wrócił.
Ale nawet jeśli tak się stanie, choc ewidentnym jest, że on nie chce wracac, to co wtedy, jak wtedy będziecie żyli ?

Czy naprawdę tylko powrót kaktusa niesie ze sobą jakąś wartośc ?
:(

Co z dziecmi, co z Tobą ?
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez zizi » 24 cze 2008, o 01:30

[color=red][size=9]---------- 00:22 24.06.2008 ----------[/size][/color]

Szafirowa nie wiem kogo kocham.....czy tamtego czy tego kaktusa?

tamten był inny....ale go już nie ma..ja tez przecież jestem inna.

Jak teraz widzę kaktusa to też podoba mi sie....kocham go ,chciałabym,żeby wrócił.
Mimo,że zranił mnie on ma wiele zalet.......
Mam nadzieje,ze on w końcu wyjdzie ze swojej skorupy i doceni mnie...moje poświecenie...moją miłość....

Dziś powiedziałam mu,że mu wybaczam .

[color=red][size=9]---------- 00:30 ----------[/size][/color]

Szafirowa chciałabym sprobować.

On nie tak dawno pisał mi,że mogę mu zaufać...

A te listy ....ta zdrada...są stare.

Kaktus ma już dość życia w poczuciu winy.
Dość ma kłótni,pretensji.

Może jeszcze nie wszystko stracone????????
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez ewka » 24 cze 2008, o 07:02

zizi napisał(a):Może jeszcze nie wszystko stracone????????

Może nie, Zizi... życzę Ci sił na to odzyskiwanie.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Szafirowa » 24 cze 2008, o 08:25

Zizi - wszystko doskonale rozumiem ... tylko wnioski jakie wyciągam z zachowania Kaktusa nijak mi do tej chęci powrotu nie pasują.
Przecież gdyby tak było, to na litośc Boga, po tych wszystkich znakach i gestach dobrej woli z Twojej strony - uczyniłby jakikolwiek ruch.
A on żyje tak ... jakby mu było wygodnie z tym wszystkim, i jakby był zadowolony, że nikomu z niczego nie musi się tłumaczyc.

Listy i ta cała smutna historia są już stare, to fakt - ale przecież całkiem niedawno Wasza znajoma mówiła Ci, że widziała Kaktusa z "tamtą" kobietą. A to sprawa zupełnie świeża.

Tu nie chodzi o udowadnianie Tobie że tak, tak, tak, albo że nie, absolutnie nie.
Chodzi o to, że to nie jest jedynie Twoja decyzja. Nie możesz powiedziec sobie tak - wracamy do siebie i próbujemy poskładac ten nasz związek i rodzinę - jeśli On nie przejawia w ty kierunku żadnej dobrej woli.

Moje zdanie na ten temat też jest zresztą nieważne.
Ale chciałabym bardzo abyś zrozumiała, że praca nad sobą samym, a myślę, że w Twoim przypadku dobra mogłaby byc farmakologia antydepresyjna oraz spotkania z psychologiem - to nieoceniona inwestycja we własne życie i przyszłośc, a i nie tylko - przecież jesteś powiązana z tak wieloma osobami - najważniejsze oczywiście - dzieci - dla nich zrównoważona spokojna mama to życiowa opoka, to od Ciebie i Twojej postawy zależy ich poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji na całe ich dalsze życie. I przecież dla Ciebie ... dla Ciebie też jest to najważniejsze - w kontekście ewentualnego związku z Kaktusem, w kontekście każdego innego związku, a nawet nie dla relacji z mężczyznami, tylko dla Ciebie samej - na całe życie, nowa jego jakośc.
Przecież musisz w końcu poczuc się tak cudownym, pełnowartościowym człowiekiem za jakiego my Cię tu wszyscy uważamy.
Musisz to poczucie w sobie kształtowac, umacniac je, niezłomnie wierzyc w to że jesteś właśnie taka.
To nie powrót Kaktusa sprawi, że Twoje życie będzie szczęśliwe i spełnione, uwierz mi Zizi.

Tylko Ty możesz to sprawic, Twoje wnętrze, dusza.
Mam głęboką nadzieję, że psycholog pomoże Ci to wszystko wydobyc na światło dzienne.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez agik » 24 cze 2008, o 09:05

A mnie Zizi wyszło z obserwacji, ze Ty trzymasz się tej nadziei, jak jakiegoś koła ratunkowego.
Jedyna rzecz, która jest w stanie Cie postawć do pionu, to chyba myśl, ze on może jednak wróci.

Za nic w świecie nie chciałabym Ci tej nadziei odebrać.
Tylko Zizi popatrz na Tomka- tez nie dał sobie nadziei odebrać, walczył, spinał się i kilkanaście razy wychodził z własnej skóry, żeby naprawić.
Nie udało się. Zobacz w jakim miejscu jest teraz Tomek.
Pogrzebal nadzieję- i ciągle jest zywy. I nawet troszkę słonka pokazuje się w jego życiu. I jakas chec, zeby zobaczyć- co dalej przyniesie życie.
Przynajmniej ja to tak czytam. Przy okazji- Tomek - pozdrawiam goraco.

Zizi- a co jesli ta nadzieja, której się tak kurczowo trzymasz, to taki zamek na piasku? Fatamorgana?

Trzy lata... kawał czasu.

Zizi, dołaczam się do próśb Szafirowej- poszukaj lekarza. Zadbaj o siebie.

Nie będę juz mówić Ci, ze moze będzie dobrze, że może on wróci. Bo nie wiem. Jakoś tej wiary jest we mnie coraz mniej.
Ale poczekam z Tobą.

A Ty Zizi nie marnuj juz więcej czasu.
Jeśli wroci- psycholog Ci nie zaszkodzi. Bedziesz bardziej stabilna z nim.
Jesli nie wróci- tym bardziej terapia Ci potrzebna.

Powtórze, bo wyszło trochę niejasno- poczekaj na Kaktusa, poczekaj, jeśli chcesz. Ale nie oszukuj się i nie bierz tego, co Was łaczyło w przeszłości za znak tego, że on wróci. Nie przerzucaj nie niego swoich uczuć i nie mierz jego uczuć, tym co sama czujesz. Jesteście odrębnymi osobami.
Jakby nie było- zaopiekuj sie sobą. Na razie gonisz w kółeczko.

Już nie wiem, co powiedzieć...
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez zizi » 25 cze 2008, o 19:23

ewka Agik Szafirowa :
serce:

Ja na prawdę jestem bardzo głupia....trzymam sie tej miłości ......

A kaktus ma mnie daleko gdzieś!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


On to pokazał już wiele razy....a ja wciaż starałam sie..czekałam.....

często podświadomie liczyłam,że on coś powie,coś zrobi....

A gdy nadal nie robił nic....ja załamywałam się.
DLATEGO NIE LUBIĘ JUŻ TEJ CHOREJ NADZIEI.

Ta nadzieja nie stawia mnie do pionu....Agik ta nadzieja niszczy mnie....

Po co ja mam myśleć o tym durnym kaktusie?

On postąpił podle...a potem wmawiał mi,że jest pokrzywdzony....
:evil:

A ja jak ta głupia czułam sie winna.

Ostatnio czułam sie fatalnie.....wiele razy ogarniała mnie czarna rozpacz....
na prawdę zastanawiałam się czy nie lepszym wyjściem będzie moja śmierć?

Ostatnie dwie noce czułam sie bardzo źle. :cry:
Bałam się,że sobie coś zrobię........żeby nie było za późno zadzwoniłam do kaktusa,żeby mi pomógł.....przyjechał w środku nocy.

Rozmawialiśmy.

Powiedziałam co czuję...co się ze mną dzieje....pytałam czy on naprawdę nie może postarać sie..jeszcze raz.....jeszcze raz zbudować rodzinę?....prosiłam,żeby powiedział mi czego miał dość,że tak postąpił?co ja mu robiłam?dlaczego jest na mnie taki zły....głupia prosiłam go,żeby wrócił do domu

On powiedział,że miał dość kłótni....że ja go pchnęłam w jej ramiona :evil: wtedy gdy złościłam się na "niewinne"smsy i wkurzałam na list o pocałunkach....On uważa,że wtedy nie zdradził....dopiero potem :evil: :evil: :evil: :evil:
Powiedział,że nie jest teraz z ta pindą....(ale skąd mam wiedzieć,że to prawda?)
Powiedział też,że on nie może mi pomoc...żebym szła do lekarza,do koleżanki....

I żebym pogodziła sie z tym co jest.

on izoluje sie....

on żyje swoim życiem

rozkręca interes...


Starałam sie spokojnie z kaktusem wtedy w nocy porozmawiać....nie płakałam(plus dla mnie)........

Pierwszy raz od dawna szczerze porozmawialiśmy......

potem przeszlochałam dwa dni....

najpierw wymyślałam co by tu jeszcze zrobić....

A potem "puknęłam sie w głowę"

zaczęłam przypominać sobie różne jego przykre zachowania i słowa.

On mi mówił,że w zimie wrócił na prawdę,że starał sie.....TO nie prawda...nie pamiętam kiedy on tak na prawdę starał się??????nie pamiętam...więc było to daaaawno.

On bawił sie moim kosztem.
Kpił sobie.
Nie szanował mnie...nie liczył sie z tym co ja czuję.

Było tylko :JA JA JA

On nie zasługuje na mnie....nie warto po nim płakać.

Miał wiele ,wiele okazji,żeby złapać moja wyciągniętą rękę!

On odpychał mnie.....kazał czekać....

Ja głupia czekałam.....starałam się....

wytrzymywałam ....aż miarka czekania przelewała sie....wtedy płakałam,złościłam sie...MIAŁAM O CO !!!!!

On tego nie rozumiał.
Nie dbał o mnie.

NIE DZIWNE :evil:
myślał o dupie....i o sobie...



Nie wiem ile wytrwam?


Bardzo chciałabym nie czekać już.... uwolnić sie od kaktusa.....nie myśleć co będzie....czy razem,czy nie....

On teraz nie zasługuje na moja miłość.

To nie ja powinnam go prosić..ale on mnie.

On każe mi przyzwyczaić się.

OK !

Znalazłam wiele plusów życia bez niego.
Znalazłam wiele minusów ....jakby teraz wrócił.

Na co mi taki kaktus.

Wbijam sobie to teraz do głowy.

Mam nadzieję,że nie poddam sie.

wciąż uzależniałam swoje życie od niego...a co on jest taki wyjątkowy?...chyba już nie....

Teraz jest żałosny.....tchórzliwy....żyje w swoim egoistycznym świecie...ja sie nie liczę....

Nie chce wracać ...to nie !!!!

Na razie ja nie chcę rozwodu.
Postaram sie puścić kaktusa.....niech sobie żyje "wolny"

Teraz chce od niego odpocząć.

Mam go dość!!!!!!

Mam dość moich łez....dość depresji..lęku....
Dlaczego ja mam tak zadręczać sie przez tego człowieczka????

Nie wiem na ile starczy mi determinacji?mam nadzieję,że na długo
:wink:


Trochę boje sie przyszłego tygodnia.....będzie rocznica naszego ślubu.
Obym wtedy nie zmieniła dzisiejszego zdania.


Trzymajcie za mnie kciuki.

Nie wiem co będzie z nami za kilka miesięcy...czy za rok....
Ale wiem,że teraz nie ma nas......że teraz ja NIE CHCĘ kaktusa.

NIE CHCE GO TAKIEGO JAKIM JEST T E R A Z


dziewczyny bardzo dziękuje wam za rady....czytam wszystkie....jasne jest,że i zrobię co postanowię......ale wasze słowa pomagają mi inaczej spojrzeć na mnie....na to co robię,co dzieje sie w moim życiu.

To jest bez wątpienia najtrudniejszy czas .

Jak to przetrwam....jak to przerwę...to nie będzie na mnie haka...jak to któraś kiedyś mi napisała tu.


Wyjdę z domu.
Chcę poznać nowe osoby.....niestety "przyjaciele"zawiedli.....a sama nie chce tylko siedzieć w domu......
kto wie co czai sie gdzieś :wink:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez agik » 25 cze 2008, o 19:40

Zizi, a to dziś była ta rozprawa o alimenty?

A co do tego, co napisałaś- jakos mnie to bardzo zaniepokoiło........
Jeszcze nie wiem dokładnie, co mnie zaniepokoiło...

Zizi, prosze idź do lekarza, niech Ci da jakies piguły... Długo tak nie wytrzymasz- z taką jazdą raz w górę, raz z górki...

Proszę Zizi...
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Pytajaca » 25 cze 2008, o 19:42

Trzymam za Ciebie kciuki, zizi!
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez Szafirowa » 25 cze 2008, o 20:24

Zizi, z jednej strony piszesz, że olewasz go, że go nie chcesz, złościsz się nawet na niego i wściekasz ...
Z drugiej strony wzywasz go w środku nocy, kiedy źle się czujesz.
Choc w obecnej sytuacji między Wami lepiej byłoby zadzwonic do kogokolwiek, byle nie do niego.

Wiem, że w ten sposób - konfrontując go z ewentualnym zagrożeniem Twojego życia, lub prezentując się w zgoła innych sytuacjach - jako zadbana i opanowana kobieta, podająca na stół pyszny obiad, lub jako nieosiągalna dla niego i obojętna osoba, której jest on zupełnie zbędny ... to wszystko pozy, które mają na celu wywołanie w nim reakcji, zgodnej z tą, na którą masz nadzieję.
Chcesz pokazac mu się w takim świetle, które sprawi, że pęknie w nim mur.
A że nie pęka, to ciągle próbujesz czegoś innego.

Zizi - musisz iśc do lekarza i wspomagac się teraz farmaceutykami.
Twoja psychika nie wytrzyma tej huśtawki nastrojów, wpadniesz w poważną chorobę, z której nie będzie Ci łatwo wyjśc.
Zizi, odnoszę wrażenie, że jesteś na skraju obłędu.
Musisz się ratowac.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez zizi » 25 cze 2008, o 21:02

nie jestem na skraju obłędu...

od dawna nie poddaję się...wciąż szukałam drogi..sposobu...

chodzę na terapię....chodzę do lekarza......!!!!!

może to jednak nie obłęd?
może to jakaś dobra decyzja..decyzja,która pozwoli mi stanąć na prawdę na nogi?????przełom !

tyle czasu pokazywałam kaktusowi,że mi na nim zależy,że chciałabym odbudować rodzinę!!!

a jak on kolejny raz odtrącił mnie ....najpierw szukałam kolejnego sposobu jak postąpić,co zrobić,żeby przekonać go,żeby wrócił....chciałam znowu czekać :evil:

Bzdura.....bezsens....

Ostatnio całe moje życie to było...czekanie!!!

Dlaczego mam dalej robić to samo?

On najwyraźniej nie chce mnie już.

Gdyby było inaczej ..gdyby był cień szansy...dalej czekałabym...

Ale to moje czekanie na łaskę kaktusa nie ma sensu.A właśnie to czekanie dobijało mnie.

Wiec dziś po wielu,wielu przepłakanych miesiącach powiedziałam sobie DOŚĆ...Tym smutkiem i czekaniem i chorą nadzieją niszczyłam sie.
To nie ma sensu.
Jak tak dłużej będę zadręczać sie to zginę.

czasem słabłam...ale tak na prawdę jestem silna.....tyle już przeszłam...

Może dziś właśnie przechodzę do następnego etapu ....do prawdziwego olania kaktusa.... :wink:

A to,że do niego zadzwoniłam ....to do kogo miałam niby wtedy zadzwonić?Dzięki temu,ze przyjechał udało nam sie porozmawiać.....

Kaktus powiedział,że w razie czego mogę do niego dzwonić.

Wydaje mi sie,że jak odpuszczę ....nie będę zabiegać nic o niego ..to prędzej pomoże mi w zwykłych sprawach.
Przecież nie musimy kłócić sie......mamy dzieci...nie możemy całkiem zerwać kontaktu.Ale mi będzie lżej jak nie będę już liczyć na czułość,na bliskość.
Staram sie zaakceptować to,ze NAS już nie ma.Robie to nie dlatego,że mi już nie zależy,ale dlatego,ze głową muru nie przebiję...jak kaktus zapiera sie nogami i rękami....to niech lepiej nie wraca....
Ja po prostu teraz nie mam innego wyjścia...robie to dla siebie....dla swojego spokoju...
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez agik » 25 cze 2008, o 21:16

Zizi, a co psycholog mówi?

No i była ta rozprawa dziś, czy nie?
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 317 gości