Noce są najgorsze.
Wróciły moje stany lękowe. Znowu nie mogę spać. Jak fala wracają wszystkie moje demony przesłości. Po raz kolejny dałam się nabrać, że teraz będzie trochę łatwiej i lżej. Mimo, że w domu jest troszkę lepiej (jakoś rodzice nie kłócą się, gdy się ochlają, brat nie przychodzi pijany do domu), to teraz dopiero zaczęło się przedstawienie. Albo poczucie mojej wartości ciągle spada, albo dopiero teraz wychodzi na wierzch jakie było naprawdę. To mnie przeraża ;(
I ten lęk przed odrzuceniem, samotnością, Poczucie bezradności. To jest okropne i czuje te lęki całe moje ciało. Na samą myśl o odrzuceniu moje oczy przepełniają się łzami. Nawet jeśli wiem, że jakaś relacja jest dla mnie niekorzystna, toksyczna to i tak w niej tkwię, bo świadomość, że znowu miałabym stracić kogoś do kogo się przywiązałam jest dla mnie niemalże zabójcza. To przypomina jak dla mnie obsesję i nie panuję już nad sobą. Impulsy i emocje już zawładnęły moim życiem. Teorię doskonale znam, wiem co powinnam robić. Naczytałam się dużo książek. Na terapię muszę poczekać, aż wyjadę na studia z mojego miasta.
W tych relacjach z innymi osobami mam ciągłe wrażenie, że się tej osobie narzucam, że będzie mnie miała za chwilę dość. I istotnie ta osoba się ode mnie stopniowo oddala, a ja rozpaczliwie o nią walczę, niemalże żebrząc o jej uznanie, zainteresowanie i miłość. To okropne, kiedy sobie uświadamiam, że taka własnie jestem. To mi przypomina taką sytuację, gdy przykleiło się g*** do statku i mówi "płyniemy!". Tak właśnie się czuję, gdy się do kogoś "przyklejam". Czasem chcę komuś na siłę pomóc. Być plastrem na ranę (w końcu to plaster klei się do rany, a nie odwrotnie:/) i istotnie tak mnie ludzie traktują. Biorą to co jest dla nich korzystne, a potem mnie odrzucają. Ja wtedy sobie uswiadamiam, że zostałam wykorzystana, to zaczynam bić się w pierś, że mogłam temu zapobiec, a teraz naważyłam sobie piwa, to muszę je teraz wypić. Gdy ktoś mnie odrzuca od razu pojawia się myśl, że jestem znowu komuś NIEPOTRZEBNA. I wtedy zaczynam się zastanawiać, czym sobie na to zasłużyłam, dlaczego dana osoba mnie nie chce, skoro ja chcę jak najlepiej dla tej osoby. Błagam ją wtedy o ostatnią szansę, dziękuję za wszystko, przepraszam za każde przewinienie. Ale rzadko tą szansę dostaję, albo znowu zostaję wykorzystana.
To jest strasznie męczące.
Jeszcze jedna rzecz mnie ostatnio zabolała...byłam na kursie wychowawców placówek wypoczynku i tam prowadzący zajęcia opowiadał nam jakąś historię i podsumował ją tak, że on z żoną zdecydował, że zawsze będą stali murem za swoja córką, cokolwiek by się nie działo. Wtedy pojawiła się u mnie myśl, że za mną nikt tak murem nie stoi i nie będzie stał, że mnie nikt tak bezgranicznie i bezinteresownie nie pokocha.
Tak marzy mi się spotkanie kogoś, kto zaakceptuje i POKOCHA mnie taką jaka jestem. Z tą całą moją cholerną naiwnością, płaczliwością i impulsywnością ;(