Ulatie i carita - to co Wy piszecie jest mnie szczególnie bliskie. Mimo, że jestem mężczyzną (co prawda odmiennej orientacji), to jednak problem, o którym tu mowa "przerabiam" praktycznie przez całe życie (a jestem już po czterdziestce...)
W moim przypadku psychoterapia okazała się praktycznie zupełnie nieskuteczna. To co udało mi się wywalczyć, właściwie osiągnąłem sam. Na przykład to, że na szczęście nie rozmieniam się na drobne i nie wskakuję z łóżka do łózka w poszukiwaniu miłości i uspokojenia... - to piszę sobie na plus.
Ponadto nauczyłem się jako tako żyć samotnie będąc jednocześnie otwartym na to, co życie przyniesie - nie rozpaczam z tego powodu, choć bywa to przyczyną moich smutków, gorszych dni i cały czas mam oczywiście nadzieję, że się to jeszcze zmieni...
Ja również uważam, że takie chorobliwe wręcz pragnienie miłości i bliskości oraz ogromne trudności z życiem w pojedynkę, to jakieś dziedzictwo z przeszłości. Moja rodzina była rozbita i kontakt z ojcem miałem minimalny, prawie żaden, choć może niewielka to strata, bo dał się on poznać jako niezbyt fajny człowiek... Wychowywany byłem przez... beznadziejnego ojczyma, który dla własnych, rodzonych dzieci nie potrafił być ojcem... i matkę, która utrzymuje, że mnie kocha, jednak postępowała wobec mnie przez całe lata w taki sposób, że (nie wnikając w szczegóły) czuję się od tego chory wewnętrznie i nie za bardzo radzę sobie w życiu, głównie z powodu lękowych zaburzeń. Zawsze byłem waleczny i wytrwały, więc wiele zdziałałem zmagając się z moimi problemami, okazało się jednak, że po okresach dobrych i owocnych przychodzą potem nawroty różnych zaburzeń lękowych i depresyjnych i problemy zaczynają się od nowa...
Piszę też sobie na wielkiego plusa fakt, że ustrzegłem się od alkoholu, narkotyków czy innych nałogów, które przynoszą złudną ulgę. Nie jestem też i nie byłem nigdy leczony na stałe farmakologicznie, więc nie jestem uzależniony od żadnych leków. Uważam to wszystko za sukces. Jednak w dalszym ciągu mój problem podstawowy pozostaje aktualny i nie rozwiązany niestety, choć jakby po części go oswoiłem i nauczyłem się z nim żyć...
Obecnie, po paru latach biernego zniechęcenia... znowu szukam w moim życiu kogoś bliskiego, rozglądam się, nawiązuję kontakty, jednak mam poczucie, że coś w tym nie gra... Nie jestem w tym szczęśliwy, zbyt często się to nie udaje lub powstają różne trudności już na początkowym etapie. Na dodatek relacje męsko-męskie wydają się być jeszcze trudniejsze i bardziej skomplikowane, o ile komuś zależy na prawdziwej uczuciowej więzi a nie tylko na seksie...
Mitingi, o których wspominasz Mariusz akurat dla mnie się nie nadają, bo wiem, że bardzo wiele mówi się na nich o sprawach seksu i nałogowym "parciu" na jego uprawianie - mnie to akurat nie dotyczy, gdyż seks sam w sobie aż tak mnie nie pociąga i choć mi go brakuje, to jednak nie mam problemu z tym, żeby się powstrzymać od uprawiania go z przypadkowymi osobami... Właściwie nawet się nie muszę powstrzymywać, bo po prostu miałbym opór i niesmak związany z czymś takim.
Chciałem jeszcze dodać, że naczytałem się w życiu mnóstwo książek psychologicznych (także w języku angielskim) - jest to wręcz moje hobby i zdobyłem sporą wiedzę na te tematy. Uważam, że niestety wiedza psychologiczna na temat problemu o którym mówimy jest niewielka a metod skutecznego rozwiązywania (dogłębnie!!) tego problemu od podstaw niestety nie znalazłem nigdzie... To co można poczytać w różnych poradnikach ma charakter czysto zewnętrznych, praktycznych działań, który jedynie mogą zawoalować problem a nie go naprawdę rozwiązać...
Jedyne wartościowe lektury na jakie natrafiłem z tego obszaru, to książki Karen Horney - w szczególności "Nasze Wewnętrzne Konflikty" oraz "Nerwica A Rozwój Człowieka", w której to książce jest nawet rozdział pod znamiennym tytułem: Patologia Szukania Oparcia W Drugim Człowieku... Ponadto interesujące, choć trudno dostępne są akademickie prace na temat osobowości symbiotycznej oraz tak zwanych zaburzeń z pogranicza (borderline) i analitycznych metod ich leczenia pod redakcją Marii Sokolik - w edytowanych przez nią esejach można poczytać o tym, jak poprzez proces psychoanalizy lub też psychoterapii analitycznej próbuje się wypełniać pewnego rodzaju DEFICYT, który podobno jest przyczyną tego typu problemów o jakich tu mówimy. Chociaż koncepcja owego deficytu nie jest jedynym sposobem rozumienia tego rodzaju trudności (zaburzeń) i bywają też zupełnie odmienne podejścia do ich leczenia. Ja osobiście nie zetknąłem się jednak jak dotąd z autentycznymi sukcesami na tym polu, zweryfikowanymi przez życie...
carita, napisz może coś więcej, jeśli możesz, bo to co sygnalizujesz brzmi interesująco... Czym różni się Twoje obecne życie od tego co było poprzednio? Jakie udało Ci się osiągnąć zmiany, w jaki sposób? Jak przebiegało to oddzielanie się od przeszłości i czy jesteś obecnie w udanym, stabilnym związku, który zaspokaja normalne ludzkie potrzeby w tym obszarze...?
Pozdrawiam - Filemon