---------- 14:37 20.06.2008 ----------
kropka75 napisał(a):Zielona
Kup książkę "Życie po zdradzie". Jeśli Twój mężczyzna nie chce terapii, niech ją przeczyta. Zrozumie, że ten etap musisz przejść, musisz to rozdrapać, rozłożyć na czynniki pierwsze, musisz pytać, wspominać, musisz i koniec, bo cały Twój świat się zawalił, stoisz na linie nad przepaścią i boisz się ruszyć w którąkolwiek stronę
.
Dziekuje Kropko za radę. Faktycznie, sprobuję z książką. Mój pomysł na terapie też właśnie powstał z przekoanania, że być może jeśli usłyszy od trzeciej osoby - terapeuty, że moge i powinnam do tego wracać nie bedzie podważał tych zachowań. Poza tym twkw we mnie ogromna potrzeba, konieczność dotarcia do przyczyny. Wychodzę z założenie, że jeśli mamy cokolwiek próbować naprawiać, to trzeba wiedzieć co, jaki element. On nie wie dlaczego to zrobił. Tak przynajmnie twierdzi. Wiem, że to nie była miłość, raczej ucieczka. Kryzysu tez nie było, dobrze nam sie układało. Więc co? NIe daje mi to spokoju, stąd nadzieja, że może terapia coś mu/nam uswiadomi.
[/quote] A co do tego ostatniego wersu Twojego... Mam to samo. Wczoraj mąż mi wyrzucił, że zaczęłam palić w pokoju i powiedział: "przecież się kiedyś umawialiśmy". Oczywiście natychmiast skoczyło mi ciśnienie i wyrzygałam, że umawialiśmy się też, że nie będziemy się zdradzać...
.[/quote]
Jak ja to znam! W najfajniejszym momencie potrafię wsadzić taka bombę. Nawet jak on mówi czule jaka jestem cudowna. "A ona nie była?" - pytam - 'musiała byc skoro mnie z nią zdradziłeś..."
Nigdy chyba nie czułam w sobie tyle złości. Tym bardziej, że raczej jestem pogoda osobą. Spokojną, nie wojuję. W tym czasie jednak jest zupełnie inaczej. Nie lubię siebie takiej
Dzięki za wsparcie, dziewczyny.
---------- 13:59 22.06.2008 ----------kropka75 napisał(a):Zielona...
Kup książkę "Życie po zdradzie". Jeśli Twój mężczyzna nie chce terapii, niech ją przeczyta. Zrozumie, że ten etap musisz przejść, musisz to rozdrapać, rozłożyć na czynniki pierwsze, musisz pytać, wspominać, musisz i koniec, bo cały Twój świat się zawalił, stoisz na linie nad przepaścią i boisz się ruszyć w którąkolwiek stronę.
Kupiłam książkę, pokazałam mu, powiedziałam, że dla nas i o dziwo - życzliwe przyjęcie! Potem od słowa do słowa probowałam przekonać go jak ważna jest dla mnie ta terapia, ale czując jego zdecydowany opór ("sama sobie idź na terapię! Ja nie jestem chory" (sic!)) zaczęłam się wściekać. Mam poczucię, ze on powinien właściwie wszystko teraz zrobić o co go poproszę, nawet jeśli w to nie wierzy, że jest mi to winien. Jak pytam jak on w takim razie ma zamiar to naprawiać i zapobiegać ewentualnej powtórce, mówi, że rozmowy i bycie świadomym... Przy okazji okzało się, że on ma wytłumacznie tej sytucji - w okresie poprzedzającym jego romans było miedzy nami bardzo źle. Zdębiałam! Dla mnie ten okres był dośc chaotyczny - od niedawna mieszkaliśmy razem, nowa sytuacja - ale obiecujący, że wchodzimy w nowy etap.
Teraz nie wiem czy on próbuje znaleźć dla sibie usprawiedliwienie wsazując na nasze kłótnie w tym okresie czy faktycznie zupełeni inaczej postrzegalismy tą sytuację.
Kilka pierszych stron książki 'Życie po zdradzie' wprawilo mnie w kolejną konsternację. Zastanawiam sie poważnie czy on mnie w ogóle kochał. Autorzy mówią o dwóch rodzajach miłości: jedno z potrzeby - kiedy jest się z dana odobą bo ona realizuje nasze potrzeby emocjonalne, seksualne, towarzyskie, intelektualne, etc. a drugie "dla bycia razem' - czyli bezwarunkowe. Kochamy osobę jako całość.
Analizując nasz związek mam poważne podejrzenia, że byłam kochana właśnie z potrzeby... To niestety słaba sytuacja, bo w któryms momencie znajduje się osoba, która te potrzeby może lepiej realizować...
Zamknęliśmy się w osobnych pokojach i nie rozmawiamy. Wieje chłodem...
To takie męczące. Czy jest sens próbować jeśli oczekiwania po zdradzie nie są realizowane?