Mam chaos w głowie...
1. jego zaburzenie- tłumaczy jego zachowanie w pewnym stopniu. A własciwie może nie tyle tłumaczy, co wyjasnia
2. Twój strach i rozterki...
Z jednej strony partner borderline, ze swoim cierpieniem, niskim poczuciem własnej wartości, podejrzliwością. I jego działanie "w przekonaniu" poniesionej krzywdy, straty, czy obrazy...
Z drugiej strony- Evunia, ze swoim cierpieniem i nieuzasadnionym poczuciem ponoszenia kary...
Hmm.. ja sobie wyobrazam związek tak, ze obydwie strony dbają nawzajem o dobre samopoczucie drugiej osoby. Obydwie strony dokładają starań, by nie ranić, nie dokładać cierpienia...
Zrozumienie- jak najbardziej. Mój partner jest borderline i dlatego tak się czasem zachowuje.
I tylko to jedno małe pytanie- a gdzie ja jestem w tym wszystkim?
To chyba tez nie jest tak, ze swiadomość że partner ma zaburzenia, zwalnia go od obowiązku, zęby z nimi walczyć.
Wiesz Evuniu, tak sobie myślę, że jesteś prawdziwym skarbem dla niego. I to, co pisałaś, że on to docenia- to ja sobie myślę że to największa prawda jaką można napisać.
Ja nie mam pojęcia, czy stać by mnie było na takie pokłady cierpliwości, zrozumienia, wyrozumiałości... I raczej chyba nie.
I jeszcze sobie pomyślałam, że to, ze on jest borderline- to takie "dobrodziejstwo" inwentarza. On się raczej nie zmieni.
Jego rozumienie, jego przyznanie się do winy, jego przepraszam, jest ważne tylko w danej chwili. A wszystke te akcje, które wyczynia- jemu także dokładają cierpień. Tak próbuję zrozumieć i jedyne co mi przychodzi do głowy to to, ze on ma wykrzywiony obraz rzeczywistości. Tak jakby przeglądać się nie w lustrze, a choinkowej bombce...
Twoja "czystośc" a raczej przejrzystośc nie ma tu nic do rzeczy. Portal "nasza klasa" komunikuje ludzi- piszesz, ze w Twoim wypadku to nie jest "podejrzana" komunikacja. Tylko jak zwykła komuniakacja wygląda w bombce?
Myślę sobie, ze jego poczucie zagrożenia nie ma realnych podstaw. Ale dla niego są realne. I jego działanie odpowiada temu, jak on to ocenia.
To jest jedna strona.
Druga to TY... I Twoje realne poczucie zagrożenia.
Myślę sobie, ze nie powinno się chyba podporządkowywać zycia temu, ze ktoś jest chory, albo ma zaburzenia. To nie tylko Twój obowiązek- wspierac jego, bo on jest bardziej pokarany ( borderline), bo nie jesteś siostrą miłosierdzia, tylko cierpiącą kobietą, zę swoim strachem, ze swoimi uczuciami, równie ważnymi, jak jego. To jest równiez jego obowiązek walczyć ze swoimi "potworami" jak to mówi Katusia...
Jeśłi ktoś chce walczyć ze swoimi jakby nie było ułomnościami- to nalezy mu się wsparcie, wyrozumiałość, wybaczenie. Jelsi ktoś mowi, jestem chory i mi się nalezy i to wszystko tłumaczy- to uz nie jest tak bardzo ok...
no tak. Tylko znowu jesteśmy w punkcie wyjścia
Bo dalej nie wynika z tego jakie jest najlepsze wyjście z tej podłej sytuacji...
Odezwać się czy się nie odezwać?
Moze odezwać się za kilka dni, nie pod byle pretekstem, tylko z konkretnym pytaniem skierowanym do niego_ jak zamierza rozwiązać tę sytuację.
Tylko, ze ciągle pozostaje pytanie co z przyszłością...
Prawdopodobnie takie akcje się powtórzą. O tym tez z nim porozmawiać... Jak on to widzi, jak powinniście te sytuacje rozwiazywać w przyszłości.
A Evunia powiedz mi- świadomość, ze to zaburzenie, nie zmniejsza jakoś Twojej niepewności? To, co przytoczyła Miki? Z tego, co piszesz- właśnie widzę tak jego zachowanie? Nic Ci to nie pomaga?
To może wtym szukac ratunku na przyszłość? I jakiegoś uspokojenia?
ze to "zawieszenie" jego zaangażowania jest CZASOWE i jest wynikiem zaburzeń?
Jejku, zyczę Ci, zebyś w to uwierzyła, bo póki co nie widzę innego rozwiazania...
W jakiejś książce Chmielewskiej jest taka rada- ja nie można zwalczyć moli, to trzeba je pokochac...
Jeśłi nie ma sposobu, zeby takie jego zachowania nie powtarzały się w przyszłości ( zakładając, ze nie chcesz rozstania), to trzeba działąć tak, zeby ich skutki były jak najmniej dotkliwe. Uzbroić się w cierpliwość i powarzać sobie- minie, minie, minie...
Co Ty na to Evunia?