przez carita » 19 cze 2008, o 15:51
Selenit, mogę zrozumieć, co czujesz, a powody, dlaczego tak czujesz, doskonale ujęły osoby, które Ci odpisały wcześniej. Nie zgodzę się, że to tylko wina męża. Spójrz trochę na swój schemat myślenia. Czy Ty tak naprawdę nie myślisz, że dbanie o to wszystko, o co dbasz, jest Twoim obowiązkiem, że nie masz za bardzo prawa do wyjścia z koleżankami, do kosmetyczki, gdziekolwiek, czy chociażby poleżenie z gazetą, bo wtedy będziesz się czuła jakbyś "zdradzała" rodzinę? Czy wszystko w domu musi być "akuratne", czyli obiad na czas, porządeczek itp.?
Myślę, że do takiego podejścia na pewno przyczyniło się zachowanie Twojego męża i jego ciągłe wbijanie Cię w "rolę", która wcale nie jest ustawowo rozpisana tylko na Ciebie. A może też Twoja rodzina (rodzice) i jej schemat wbił Cię w taką rolę. Pytanie, czy masz tyle siły, żebyś najpierw Ty sama uwierzyła, że Twoim obowiązkiem jest zrobić coś dla siebie, że jak się dobrze ubierzesz, zrobisz makijaż, spędzisz wieczór z koleżankami, to jest coś naturalnego i nie musisz z tego powodu siedzieć jak na szpilkach, bo co pomyśli on, czyli mąż, a dzieci pewnie zginą pod jego opieką. Nie dajesz sama sobie prawa do bycia sobą, do robienia tego, co chcesz (oczywiście wiadomo, że przy dzieciach nie da się realizować wszystkich pomysłów) i nie dajesz tego prawa także mężowi, bo jak mówisz on też czuje się uwiązany. Gdybyś Ty wychodziła z domu, a on musiałby zająć się dziećmi, a potem on mógłby wyjść bez Twoich wymówek, a czasem dziećmi zajęliby się dziadkowie, a Wy wyszlibyście razem, to na pewno on by sie przyzwyczaił, że to dobry układ.
Prawdziwy związek to nie więzienie, tylko dojrzała relacja dwojga dorosłych, odpowiedzialnych osób, wspierających się wzajemnie w realizacji samych siebie. Odpowiedz sobie na pytanie, czy wielkie sprzątanie w weekend, do którego chcesz zapędzić męża, naprawdę jest co tydzień w sobotę takie niezbędne? A komu taki rytuał sprawia przyjemność? Ja na przykład wolałabym wrzucić kilka rzeczy do torby, zamknąć drzwi na klucz, wsiąść w samochód i tylko z moją rodziną lub też ze znajomymi jechać raz tam, gdzie ja chcę, raz tam, gdzie wymyśli mąż. A np. w poniedziałek, jak wrócimy z pracy, posprzątamy oboje, jeśli dom tego wymaga. I zrobimy to naturalnie, bez narzucania sobie jakichś niepotrzebnych prawideł. Myślę, że jak Twój mąż zobaczy, że związek to coś miłego, to chętniej sam z siebie zrobi to, do czego nigdy go nie zmusisz nakazami czy ciągłymi wymówkami, jaki to on jest zły. Chyba że jemu naprawdę daleko do prawdziwej dojrzałości... Zdarza się i tak, że ludzie całe lata żyją w relacjach oprawca-męczennica. Ktoś musi zrobić pierwszy krok do jakiegoś innego rozwiązania.
Życzę Ci dobrej walki o samą siebie - ze sobą i z mężem.