Zyskaliśmy coś jeszcze, kolejny problem...
Panna wysyłała na subkonto w rachunku mojego męża pieniądze. Żeby je ukryć przed tym swoim, co ją niby okradał mimo że go utrzymywała.
Dostała większość tej kwoty do ręki. Został tysiąc złotych. Napisała do męża, że chce tę kasę. Ponieważ jego telefon ze starym numerem mam ja, odpisałam że bardzo chętnie zrobię przelew, jeśli potwierdzi odbiór tamtej gotówki.
Najpierw robiła cyrki, że nic nie odebrała. Potem stwierdziła, że to była pożyczka udzielona mojemu mężowi. Później nasłała na mnie tego swojego padalca, a on mnie straszył. Wreszcie przyznał, że został tysiąc i zażądał przelewu. Ustaliłam z gnojem, że mają mi wysłać potwierdzenie na resztą, którą laska dostała. Zgodził się.
Minęło 10 dni, faceta wcięło, a ona pisze, że chce przelew i o żadnym pokwitowaniu nic nie wie. Próbowałam się z nią dogadać jak z normalną babą, nie da rady. Przyznaje, że został tysiąc, ale potwierdzić na piśmie nie potwierdzi. Zaproponowałam, że jej przywiozę tę kasę... Nie ma odwagi mnie widzieć, wydumała że jest na Mazurach.
Byłam gotowa już zrobić ten przelew, ale znajomy policjant ostrzegł mnie, że zapewne nie chodzi o tysiąc, skoro nie chce tego napisać, inaczej nie byłoby problemu. Zasugerował, że jeśli wyślę tę kwotę, jej się przypomni tamta reszta, znowu zaprzeczy, że ją wzięła i będzie dochodzić całości, a ta zabawa nigdy się nie skończy.
Chyba spotkamy się w sądzie.