uzalezniona od milosci

Problemy związane z uzależnieniami.

uzalezniona od milosci

Postprzez Ulatje » 12 cze 2008, o 14:30

Witam Kochani,

No wlasnie, czy mozna sie uzaleznic od milosci?

Wydaje mi sie ,ze ja mam wlasnie z tym problem. Za szybko sie zakochuje, przywiazuje. No a potem cierpie... Bo okazuje sie czesto, ze druga osoba ucieka ode mnie. Bo jest mnie za duzo!
Wlasnie niedawno tak sie stalo.Spotykam sie z kims. Powiedzialam mu o swoich uczuciach i on teraz strasznie sie zmienil. Juz nie zabiega o moje wzgledy jak dawniej. Czuje sie z tym okropnie, bo wiem,ze znow cos zchrzanilam. Zamaist byc dla niego, dla faceta "hard to get" ja sie zatracam. Nie wiem jak przerwac to bledne kolo..Wiem,ze powinnam byc silniejsza ale jakos nie potrafie. Bardzo trudno mi z tym zyc. Jestem zalamana. Co najgorsze to ja unieszczesliwiam siebie SAMA! jak uwolnic sie od uzaleznienia od mezczyn? ja juz nie chce latac za chlopakami, za kazdym razem gdy ktos poswieca mi wiecej uwagi od razu mysle,ze to milosc. i tak przeskakuje z jednego zwiazku w drugi, ktory konczy sie tak samo jak poprzedni. Moja porazka :(

Czuje sie strasznie samotna, zwlaszcza ostatnio. Kolejny raz przez moje natretne, niedojrzale zachowanie stracilam szanse na szczescie....
Boje sie,ze jak czegos nie zmienie to tak bedzie za kazdym razem. Za kazdym razem bede ladowac jako ofiara.
Jak sobie pomysle,ze tak ma byc zawsze to NIE CHCE MI SIE ZYC!


Pomozcie mi!!!! Co mam zrobic ze soba?
Ulatje
 
Posty: 39
Dołączył(a): 16 cze 2007, o 22:05

Postprzez bunia » 12 cze 2008, o 15:24

Nie biegaj,nie szukaj....zrob sobie przerwe,zajmij sie innymi sprawami,nie mysl o milosci...ona Cie sama znajdzie nawet nie bedziesz wiedziala gdzie i kiedy a czas wykorzystaj z mysla o sobie - moze byc calkiem fajnie.
Pozdrowka :wink:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Ulatje » 12 cze 2008, o 16:44

wiem Buniu, wiem ze musze sie zajac soba.

Tylko,ze nie wiemjak sie do tego zabrac, bo nie potrafie byc twarda po prostu. Np obiecalam sobie, ze nie bede juz do niego pisac emaili, dzwonic. I przez pare dni czuje sie silna i wydaje mi sie,ze sobie bez niego poradze. Ale nadchodza takie momenty,ze bardzo mi go brakuje i wtedy dzwonie.
Wiem,ze powinnam bardziej sie szanowac i pokazac,ze jestem niezalezna. Ale czasami brakuje mi sily po prostu. Np w tym momencie. Bardzo za nim tesknie... Bo przy nim zawsze czuje sie bardzo swobodnie, robimy razem duzo fajnych rzeczy. Jestem po prostu szczesliwa. A gdy wracam do domu, to cos jakby mnie przygniata. Nie umiem tego uczucia dokladnie opisac.Jest mi smutno i czuje sie samotna. I wlasnie w takich momentach kryzysu potrzebuje czegos co mi doda sil. Ale co wtedy zrobic , Buniu? Plakac w poduszke? Sport mi pomaga, ale tylko chwilowo. Ja potrzebuje kogos obok, komu moglabym zaufac, Kto by mnie nie odzucil. i najlepiej jakby ta osoba byla zawsze przy mnie. Bo panicznie boje sie samotnosci.

Mieszkam za granica, wynajmuje mieszkanie, ale ostatnio rzadko tam spie. Nocuje np u kolezanki lub u mojego przyjaciela. I wtedy czuje sie bezpiecznie. Ale to przeciez nie jest normalne! I tu jest moj problem.
I tu chyba nawet nie chodzi o poszukiwanie milosci samej w sobie.

Ktos mi kiedys powiedzial,ze niemowleta umieraja szybciej z braki uwagi niz z braku jedzenia . I ja w to wierze!

Ja chyba jestem niedojrzala emocjonalnie, co jest straszne, bo mam juz 32 lata na koncie. Dwa powazne zwiazki, ktore sie rozpadly, glownie z mojej winy. Bo bylam w nich z obawy przed byciem sama. Jak teraz czegos ze soba nie zrobie to tak bedzie zawsze. A po co zyc jak trzeba wmawiac sobie kazdego dnia,ze jest OK. Przeczytalam tyle ksiazek psychologicznych, na temat poczucia wlasnej wartosci, DDa itp. i wciaz nie moge znalezc lekarstwa na swoj bol. W weekend, gdy ide na impreze i wypije 3 piwa, wtedy czuje sie dobrze. Czasami mysle sobie, ze chcialabym byc cale zycie lekko podchmielona. Bo tak jest latwiej. Ale przeciez nie o to chodzi, prawda?

Moze za duzo ostatnio mysle, ale juz nie moge dluzej zyc na automatycznym pilocie. Musze podjac jakies decyzje, zaczac cos robic, zeby miec kontrole nad swoim zyciem, zeby czuc sie dobrze. Nie supwer szczesliwa , po prostu OK. Tylko od czego zaczac?
Mam kompletny metlik w glowie przez moje mysli...
Ulatje
 
Posty: 39
Dołączył(a): 16 cze 2007, o 22:05

Postprzez Dziunia » 12 cze 2008, o 22:21

z miłoscia u mnie było tak samo..
zawsze odbierałam wszystko inaczej niz wydawac by sie mogło.
teraz jestem sama i dobrze mi z tym
mam duzo znajomych chłopaków
z jedym spotykam sie generalnie codziennie a to pogadac a to wyzalic sie i dobrze wiemy oboje ze to tylko przyjazn.
a miłosc przychodzi sama
nic na siłe
zawsze mowiłam sobie ze ja nie umiem zyc sama bez chłopaka
w samotnosci
a tak nprawde nie jest zle samemu.
jesli miłosc ma przyjsc to chce by przyszła z nienacka i by nic na siłe nie było
i najechetniej chciiałabym zeby pochłoneła mnie w całosci
jak kiedys gdy byłam zakochana...tak prawdziwie
a nie "zauroczona"
pozdrawiam Cie:*
Dziunia
 

Postprzez Madzia0226 » 13 cze 2008, o 10:36

Zostaw mężczyzn z boku... 8) Musisz sobie w końcu uświadomić, że miłość przyjdzie sama, wtedy, gdy będzie na to czas. :P Później cierpisz z powodu mężczyzn, po co Ci to, kochana?
:gites: :paluszek:
Avatar użytkownika
Madzia0226
 
Posty: 70
Dołączył(a): 27 maja 2008, o 10:07
Lokalizacja: Dolnyśląsk, Kotlina Kłodzka:)

Postprzez Sanna » 13 cze 2008, o 12:32

Trudna sprawa, jedyne wyjście to trenować, trenować i jeszcze raz trenować wstrzemięźliwość i zdrowy luz na początku znajomości :).
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez mariusz25 » 15 cze 2008, o 15:22

mozna, bez tego sie umiera :cry:
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Postprzez carita » 24 cze 2008, o 08:41

Ja uzależnienie od mężczyzny w związku, paniczny lęk przed jego odejściem i przed samotnością "dostałam" jako prezent od rodziców, szczególnie od matki. Ona w sposób, którego sobie nie uświadamiałam, wykorzystywała mnie emocjonalnie, bo sama była niedojrzałą osobą. Brak prawdziwej miłości rodziców przypłaciłam schematem, który powtarzałam z facetami. Terapia pozwoliła mi odciąć się od dzieciństwa (nie ma znaczenia, czy rodzice żyją, czy już nie, nie, czy ma się z nimi bliższy, czy luźny kontakt, to jest w nas). Zmiana "zaprogramowania" jest bardzo trudna, ale nie jest niemożliwa. Nawet jeśli się nie pozbyłam wszystkich złych symptomów, to na pewno wiele mam już za sobą, jestem silniejsza i cieszę się z tego, co osiągnęłam. Jestem teraz w związku, w którym ciągle pamiętam, że Ja jest tak samo ważne jak Ty, więc szanuję siebie, swoje uczucia i nie pozwolę, żeby partner ich nie szanował. Nie boję się samotności, więc umiem powiedzieć "nie", kiedy czuję, że moje granice są przekraczane.
Im szybciej podejmie się wysiłek pracy nad sobą, tym lepiej. Ja zrobiłam to po latach cierpienia w związkach i zatracania samej siebie. Czuję, że to nie pozostało bez wpływu na mnie. Nie jest tak łatwo zapomnieć.
Avatar użytkownika
carita
 
Posty: 133
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 11:23

Postprzez zdruzgotana » 24 cze 2008, o 11:31

hej, jak przeczytałam Twoją wypowiedź to zupełnie jakbym czytała o sobie. Zachowuje się w identyczny sposób. Zawsze Ty jest ważniejsze niż ja. Pozwalam się zdominować, bez problemu się poświęcam, nie ma rzeczy której nie byłabym w stanie zrobić dla niego... I powiem Ci moja droga, że za takie podejście do życia zapłaciłam bardzo wysoką cenę. I wiem, że ciężko jest się zmienić - mi się to nie udało, choć bardzo próbowałam...
zdruzgotana
 
Posty: 24
Dołączył(a): 24 cze 2008, o 09:41

Postprzez carita » 24 cze 2008, o 11:46

Najczęściej nie udaje się za pierwszym razem. Czasem i za drugim... Każdy, kto przechodzi drogę wychodzenia z jakiegoś uzależnienia, wie, jak to jest trudne i ile kosztuje wysiłku, porażek, łez itd. Z tym, że uzależnienia od środków chemicznych, alkoholu traktuje się "poważnie", jako chorobę, natomiast w naszym społeczeństwie uzależnienia od chorej czy nałogowej miłości (czyli od drugiego człowieka), od seksu traktuje się z przymrużeniem oka. Z tego powodu ludzie machają ręką, mówią: zostaw go, odejdź, przejdzie ci, wyhamuj... Nie rozumieją, że to nie jest takie proste, a czasem - wbrew temu, co może uświadamiamy sobie - nawet staje się niemożliwe. To "coś" w nas jest silniejsze i dyktuje nam warunki, pcha do robienia różnych rzeczy. Owszem, najpierw trzeba oddzielić uzależnienie od jakiegoś życiowego fatalnego przypadku, ale jeśli ktoś przez to, co robi, zrujnował sobie życie, stracił pracę, zaniedbał dzieci itd. i nie umie sam sobie poradzić z tym, to nie rożni się to niczym od stanu zejścia na dno u alkoholika. Samemu nie da się z tego wyjść. Są grupy pomocy, wsparcia, terapeutyczne, w końcu terapia indywidualna. Warto podjąć ten wysiłek, by przeżyć resztę życia w wolności i godności.
Avatar użytkownika
carita
 
Posty: 133
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 11:23

Postprzez vanessa22 » 24 cze 2008, o 16:32

Ja niewiem ale chyba wszystkie mamy podobny problem?:( tylko niewiem jak go rozwiązać?
vanessa22
 
Posty: 28
Dołączył(a): 24 cze 2008, o 01:54

Postprzez mariusz25 » 24 cze 2008, o 16:54

pcoztaj sobie www.slaa.pl
duzo zrozumiesz
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Postprzez Filemon » 25 cze 2008, o 10:40

Ulatie i carita - to co Wy piszecie jest mnie szczególnie bliskie. Mimo, że jestem mężczyzną (co prawda odmiennej orientacji), to jednak problem, o którym tu mowa "przerabiam" praktycznie przez całe życie (a jestem już po czterdziestce...) :(

W moim przypadku psychoterapia okazała się praktycznie zupełnie nieskuteczna. To co udało mi się wywalczyć, właściwie osiągnąłem sam. Na przykład to, że na szczęście nie rozmieniam się na drobne i nie wskakuję z łóżka do łózka w poszukiwaniu miłości i uspokojenia... - to piszę sobie na plus. :) Ponadto nauczyłem się jako tako żyć samotnie będąc jednocześnie otwartym na to, co życie przyniesie - nie rozpaczam z tego powodu, choć bywa to przyczyną moich smutków, gorszych dni i cały czas mam oczywiście nadzieję, że się to jeszcze zmieni...

Ja również uważam, że takie chorobliwe wręcz pragnienie miłości i bliskości oraz ogromne trudności z życiem w pojedynkę, to jakieś dziedzictwo z przeszłości. Moja rodzina była rozbita i kontakt z ojcem miałem minimalny, prawie żaden, choć może niewielka to strata, bo dał się on poznać jako niezbyt fajny człowiek... Wychowywany byłem przez... beznadziejnego ojczyma, który dla własnych, rodzonych dzieci nie potrafił być ojcem... i matkę, która utrzymuje, że mnie kocha, jednak postępowała wobec mnie przez całe lata w taki sposób, że (nie wnikając w szczegóły) czuję się od tego chory wewnętrznie i nie za bardzo radzę sobie w życiu, głównie z powodu lękowych zaburzeń. Zawsze byłem waleczny i wytrwały, więc wiele zdziałałem zmagając się z moimi problemami, okazało się jednak, że po okresach dobrych i owocnych przychodzą potem nawroty różnych zaburzeń lękowych i depresyjnych i problemy zaczynają się od nowa...

Piszę też sobie na wielkiego plusa fakt, że ustrzegłem się od alkoholu, narkotyków czy innych nałogów, które przynoszą złudną ulgę. Nie jestem też i nie byłem nigdy leczony na stałe farmakologicznie, więc nie jestem uzależniony od żadnych leków. Uważam to wszystko za sukces. Jednak w dalszym ciągu mój problem podstawowy pozostaje aktualny i nie rozwiązany niestety, choć jakby po części go oswoiłem i nauczyłem się z nim żyć...

Obecnie, po paru latach biernego zniechęcenia... znowu szukam w moim życiu kogoś bliskiego, rozglądam się, nawiązuję kontakty, jednak mam poczucie, że coś w tym nie gra... Nie jestem w tym szczęśliwy, zbyt często się to nie udaje lub powstają różne trudności już na początkowym etapie. Na dodatek relacje męsko-męskie wydają się być jeszcze trudniejsze i bardziej skomplikowane, o ile komuś zależy na prawdziwej uczuciowej więzi a nie tylko na seksie...

Mitingi, o których wspominasz Mariusz akurat dla mnie się nie nadają, bo wiem, że bardzo wiele mówi się na nich o sprawach seksu i nałogowym "parciu" na jego uprawianie - mnie to akurat nie dotyczy, gdyż seks sam w sobie aż tak mnie nie pociąga i choć mi go brakuje, to jednak nie mam problemu z tym, żeby się powstrzymać od uprawiania go z przypadkowymi osobami... Właściwie nawet się nie muszę powstrzymywać, bo po prostu miałbym opór i niesmak związany z czymś takim.

Chciałem jeszcze dodać, że naczytałem się w życiu mnóstwo książek psychologicznych (także w języku angielskim) - jest to wręcz moje hobby i zdobyłem sporą wiedzę na te tematy. Uważam, że niestety wiedza psychologiczna na temat problemu o którym mówimy jest niewielka a metod skutecznego rozwiązywania (dogłębnie!!) tego problemu od podstaw niestety nie znalazłem nigdzie... To co można poczytać w różnych poradnikach ma charakter czysto zewnętrznych, praktycznych działań, który jedynie mogą zawoalować problem a nie go naprawdę rozwiązać...

Jedyne wartościowe lektury na jakie natrafiłem z tego obszaru, to książki Karen Horney - w szczególności "Nasze Wewnętrzne Konflikty" oraz "Nerwica A Rozwój Człowieka", w której to książce jest nawet rozdział pod znamiennym tytułem: Patologia Szukania Oparcia W Drugim Człowieku... Ponadto interesujące, choć trudno dostępne są akademickie prace na temat osobowości symbiotycznej oraz tak zwanych zaburzeń z pogranicza (borderline) i analitycznych metod ich leczenia pod redakcją Marii Sokolik - w edytowanych przez nią esejach można poczytać o tym, jak poprzez proces psychoanalizy lub też psychoterapii analitycznej próbuje się wypełniać pewnego rodzaju DEFICYT, który podobno jest przyczyną tego typu problemów o jakich tu mówimy. Chociaż koncepcja owego deficytu nie jest jedynym sposobem rozumienia tego rodzaju trudności (zaburzeń) i bywają też zupełnie odmienne podejścia do ich leczenia. Ja osobiście nie zetknąłem się jednak jak dotąd z autentycznymi sukcesami na tym polu, zweryfikowanymi przez życie...

carita, napisz może coś więcej, jeśli możesz, bo to co sygnalizujesz brzmi interesująco... Czym różni się Twoje obecne życie od tego co było poprzednio? Jakie udało Ci się osiągnąć zmiany, w jaki sposób? Jak przebiegało to oddzielanie się od przeszłości i czy jesteś obecnie w udanym, stabilnym związku, który zaspokaja normalne ludzkie potrzeby w tym obszarze...?

Pozdrawiam - Filemon :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez bunia » 25 cze 2008, o 10:54

Imponujace Filemon :ok: ....moze wlasnie zachowanie rownowagi pomaga przetrwac wzloty i upadki a jednoczesnie nie zatracic siebie :wink:
Pozdrowka :D
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Filemon » 25 cze 2008, o 12:35

Chyba coś jest w tym co powiedziałaś bunia... :) Chociaż tyle da się zrobić, jak się człowiek postara. Cóż, może każdy z nas ma pewne obszary problemów, które rozwiązać jest na tyle trudno, że trzeba się jakoś nauczyć z tym żyć - w miarę możliwości po ludzku...

Pozdrawiam Cię również :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Następna strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 110 gości