Chyba zapeszyłam...
Tak było super - wszystko szło w jednym kierunku...związku, no i facet stchórzył....
Do piątku, kiedy się widzieliśmy było wszystko ok, choć on już przebąkiwał, że za szybko wszystko się rozwija...w sobote mięliśmy się spotkać, no i się nie odezwał, w niedziele też nie. Poprosiłam by się odezwał i na moja prośbę zadzwonił i stwierdził, że nic na siłe i potrzebuje czasu i odezwie się tam kiedyś...To po co mnie wprowadzał w swój świat, przedstawiał wszystkich znajomych i w ogóle był zachwycony...ja już nic nie rozumiem...Ale spoko akceptuje jego decyzje - choć nie mamy 15 lat i po co podchody - myśle, że już po pierwszym spotkaniu czuje się, czy coś tam można zbudować...
Ja już jestem za głupia na to wszystko....
No ale nie bedę już się dolinować - nie ma sensu...
Chciałam się wygadać, bo sama nie wierze, ze tak szybko bańka prysneła i z dnia na dzień sytuacja zmieniła się diametralnie.........Nic trzeba brać się za siebie i co ma być to bedzie..
Teraz juz chyba mało kto wie czego chce...