przyszedł...

Problemy z partnerami.

Postprzez agik » 7 cze 2008, o 01:53

A mnie jakoś spanie odeszło...
To trochę Ci upisze...

Napisałaś, zę nie wiesz, jak z nim rozmawiać, ze nie chcesz, zeby czuł się bezkarny...
I jeszcze napisałaś, że córka prosiła, go, zeby wrócił, a on powiedział, ze się z Toba nie dogada.
Dalczego on uważa, ze się z Tobą nie dogada? Tu mi jakoś brzmi właśnie problem z komuniakacją. Tak jakby uważał, ze nie słuchasz tego co mówi? Że nie przyjmujesz jego racji?

Taka asertywna postawa by Ci się przydała- prosic- NIE! schlebiać mu- NIE!
Spokojnie powiedzieć, ze Ciebie jeszcze boli ( no bo jak ma nie boleć?!), ale jakby Ci pomógł- to może...

Właśnie tak- że już mu mówiłaś, ze zranił Cię i ze jest w Tobie jeszcze ten żal, ale ze nie o tym chcesz rozmawiac.
Jeśli potrafisz mu wybaczyc, a właściwie jelsi chcesz spróbowac mu wybaczyć- to mu o tym powiedz tez.
I że temat zdrady nie będzie poruszany.
I dlaczego odszedł i olał dzieciaki?
Brakło mu ducha walki? Poddał się, bo uważa, ze już nic nie można zdziałać?

Jeju :roll: bez sensu jest takie moje gdybanie...Pisałaś kiedyś, ze w trakcie jakiejś rozmowy powiedział Ci, że tez go zraniłaś i że jesteś egoistką...
To może rzeczywiście brakło mu tego ducha walki?
Może czuje się stłamszony i nie widzi możliwości, zeby rzeczywiście się dogadać?
I jakąś otwartością może mogłabys go przekonać, że da się? Albo chociaż spróbować?

Zizi doczytałam teraz, że rzeczywiście boisz się, ze jakims działaniem całkiem wszystko przekreślisz.
Tylko ten kij ma też drugi koniec- brakiem rozmowy, brakiem kontaktu oddalacie się jeszcze bardziej. I coraz trudniej będzie to wszystko poodkręcać.

No na razie tyle

Buziaczki i dobrej nocki
( i dobrego dnia, bo jak to poczytasz to już pewnie będzie nowy dzień)
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez KATKA » 7 cze 2008, o 14:46

Kurcze a ja sie zastanawiam Aguś ile wart jest facet , który nawala po raz kolejny....bo gdyby to był pierwszy raz..... :( no nie wiem...ja juz chyba nie bede umiała dawac drugiej szansy tym bardziej.....że on wyglada troche jakby mu nie zależało....wiec o to tu ma być toczona walka....o jakiś późniejszy bezsens???.....
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez agik » 7 cze 2008, o 15:07

Katuś- ja wiem,

I chyba wszystkie pisałysmy to Zizi już nie raz.
Tylko jest jedno zasadnicze "ale"...
ZiZI CHCE WŁASNIE KAKTUSA!!!!
A to, co ja, czy Ty myślimy- to ma mniejsze znaczenie.

I jesli jest chociaż cień szansy, ze się uda- to niech Zizi próbuje.
A właściwie to dopóki najważniejsze sprawy nie staną się jasne ( czy on chce, Jakie ma złości do Zizi, co zamierza dalej...)- nawet nie wiadomo, czy uda się , czy nie.

A wyobrażasz sobie rozstać się z kimś z kim spędziłaś kilkanascie lat zupełnie bez rozmowy?

Bo to chyba o to chodzi, prawda? Tak dalej żyć nie można ( ja bym nie mogła) Katuś Ty powinnaś to wiedzieć najlepiej- sama tak zyłaś kilka miesięcy- nei mogąc rozstać się, ani porządnie zostać razem.

A teraz Zizi jest w takiej sytuacji :(
I albo w jedną albo w drugą. Jeśli Zizi chce próbować- to przynajmniej będzie wiedziała, ze zrobiła WSZYSTKO.
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Pytajaca » 7 cze 2008, o 16:44

bunia napisał(a):Jezeli Zizi chce latac zwiazek to do tego potrzeba jest dwoje a nie tylko Zizi i dlatego jest potrzebna konstruktywna komunikacja a wiec mimo wszystko ludzie powinni ze soba rozmawiac...w przeciwnym razie na koncu zostanie im tylko poczta urzedowa.


Mnie sie wydaje, ze sie nie zrozumialysmy. Ja tez jestem ZA komunikacja, ale to jest ZA WCZESNIE dla niej, to jest faza wscieklosci i buntu...Gdy jest klotnia, by jej nie zaostrzac - co robimy?..liczymy do 10, oddychamy gleboko, "wycofujemy sie w glab siebie", mowimy moze jakis dowcip - kazdy ma inny sposob. To jest po to, by ODROCZYC zmierzenie sie z najgorsza strona nas, faza, w ktorej prawdopodobnie jeszcze do niedawna byla/jest zizi. W tej fazie najlepiej rozmawia sie z samym soba, a nie z partnerem, w dodatku takim, ktory nie chce mowic!

Komunikowac mozna i trzeba, ale wtedy, gdy przejdzie pierwszy szal.


---------- 16:35 ----------

agik napisał(a):
Miałam wrazenie, że Zizi bardzo pragnie, zeby znowu byli razem. jasne, ze najprościej byłoby Jej wybaczyć, gdyby on przyszedł do niej na kolanach.
Ale on do tego też się nie kwapi. Jak wiesz, jak go do tego skłonić- to napisz to proszę Pytająca, bo ja nie mam zadnego pomysłu.


Nie sklaniac. Taka jest moja odpowiedz. Ja sadze, ze zizi albo nie wie, ze kocha go toksycznie, albo jest wlasnie w procesie walki o sama siebie.

agik napisał(a):
P.s. Pytająca-czy bzykanie innej panny kilka razy, kiedy mnie nie było kilka tygodni, w dodatku na oczach wszystkich znajomych, a potem wypłakiwanie się tymze znajomym, jaka to ja jestem niedobra, bo on teraz jest smutny- to podpada pod kategorię "porządnej" zdrady? czy porządna zdrada- to coś innego? No bo może to taka byle jaka zdrada, a ja się czepiłam i sobie teraz wymyślam.
Zizi- bardzo przepraszam za prywatę w Twoim watku.


Agik, to co Cie spotkalo bylo przykre i wybacz jesli Cie urazilam. Nie wiem, co czulas "zaraz po", ale jesli mezczyzna nie przeprosil Cie, a Ty go zaczelas blagac o rozmowe, on sie odburkiwal, a Ty dalej walczylas - to ...moglabym zrozumiec rady dawane tu przez Ciebie. Jesli w Twym przypadku bylo inaczej, to prosze Cie nie teoretyzuj.

agik napisał(a):Są dwie mozliwości- albo Zizi rozstanie się z męzem ( on nie kwapi się do jakiegokolwiek rozwiązania sprawy), albo zostanie z nim.
Pośrednie rozwiązanie ( czyli to, co jest teraz) przyniesie tylko cierpienie.


Zgadzam sie w calej rozciaglosci :)

ewka napisał(a):
Być może pomylę fakty, ale to chyba nie tak, Pytajaca... zbyt wcześnie to chyba nie jest - Zizi we wrześniu 2007 przyszła tutaj i pisała o zdradzie, która była 3 lata wcześniej... czyli w 2004 roku. Teraz mamy czerwiec 2008 - jak dla mnie, to jest kosmiczny czas na zrobienie z tym wszystkim czegoś.... albo zamknąć, albo skreślić albo wyjść do tego obrażonego.


Ewka, to az tyle czasu minelo?...Ja bylam przekonana, ze to swieza sprawa! A moze to kolejna zdrada w takim razie?

Jesli tak jest, zizi potrzebuje fachowej pomocy, nie mozna zyc w ciaglej malignie prze 3 lata! Nie mozna sie zatruwac dla czlowieka, ktory zdradzil ponownie! Nie wolno wrecz dawac kolejnej szansy temu czlowiekowi. Dlatego rozwiazanie jest jednao - uciac to. pracowac nad soba. Nie namawialabym wiec raczej bron Boze kdo odbudowywania tego zwiazku.

Zizi, kochana, Ty walcz o siebie i dzieci!!


Pytajaca napisał(a): ...z calym szacunkiem dla grona mych przeswietnych kolezanek...

ewka napisał(a):To mi jakoś tak brzydko zabrzmiało...


Ewka, doszukujesz sie podtekstow tam, gdzie ich nie ma!

Pozdrawiam,

P.
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez KATKA » 7 cze 2008, o 17:25

ech no......może wiedząc to co wiem teraz....chce ustrzec Zizi...moim zdaniem nic z tego nie będzie....jeśli on nie chciał naprawić tego wcześniej a widać, ze nie chciał to teraz też nic nie zrobi...olał sprawe...jego głupi wybór ale nic tego nie zmieni....michał też iedyś olał sprawę a ja myślałam, ze sama wszystko naprawie...co z tego, ze stawałam na rzęsach ....skoro druga strona się dawno poddała......ja bym chciała, ze by takie rzeczy wychodziły....ale nie wychodzą :( nie wiem czy wierzę w drugą szansę ale na pewno nie istnieje coś takiego jak trzecia i czwarta....bo to się będzie ciągnąć już zawsze aż....on powie dosć???!!!!
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez mahika » 7 cze 2008, o 17:46

Bo to wszystko przez to ze za łatwo wybaczamy, że są tacy bezkarni.... :(
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez bunia » 7 cze 2008, o 17:50

W takim razie jak mialaby wygladac ta kara....i do czego prowadzic?a moze bardziej konstruktywne byloby porozumienie...?
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez mahika » 7 cze 2008, o 17:59

oj bunia, nie chodziło mi o karę jako taką (kleczenie na grochu np ;) ), raczej o myśl że wspaniałomyślnie wybacxzyła raz to i każdy następny raz...

Zastanawiam sie często nad mechanizmem zdrady i skruszonego już po osiołka.... Co nim kieruje, jak to działa, dlaczego potem chce dalej to ciągnąć, przeprasza, a potem znów, w mózgu zachodzi jakiś proces który każe zdradzić i koło sie zamyka....

Raczej kiedy to następuje to powinniśmy się rozstać, bo na moim przykładzie tak było... Konstuktywne rozmowy, zasady, powroty.... wszystko ładnie pieknie, ale znów zdradził....

Rozumiem że trzeba brać pod uwagę Twoje słowa że jeśli zdradził to coś było nie tak w związku, ja nawet wiem co. Ale przecież mozna o tym porozmawiać a nie zdradzać....

Zizi odbiegłam od tematu... przepraszam.
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez bunia » 7 cze 2008, o 18:14

Ja tez...a ja bym tam nie zalowala tego kleczenia na grochu :haha:

:buziaki:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez agik » 7 cze 2008, o 19:12

Pytająca mam wrażenie, ze czytasz bardzo wybiórczo. Nie będę już nic prostować, bo wszystkie moje słowa sa napisane czarną czcionką na białym tle. Przeczytaj porządnie a potem się zastanów, czy jest miejsce na polemikę.
I nie uraziłaś mnie. Sprawa jest dawna, nie boli. Zapomniałam ( no właśnie ;), sama wiem po sobie, ze mozna zapomnieć. teraz mi to już jest najzupełniej obojętne, rejestruje ten fakt jako były- miniony, zasługuje tylko na wzruszenie ramion)

Katuś- nie uchronisz nikogo. Mozna pisac o swoim doswiadczeniu, ale każdy sam musi przeżyć własne życie.
Ja sobie myślę, ze jestem tu po to, zeby Zizi podtrzymać na duchu. Ale decyzja jest jej. Niech słucha swojego serca.
Sama nie uratuje małżeństwa.
Może juz nawet nie ma czego zbierać.
Ale może warto zrobić wszystko, zeby albo zostać albo odejść.
Koniecznie któreś z tych dwóch- a nie to, co jest teraz, czyli trwanie w takim zawieszeniu i to już bardzo wiele miesięcy. Zbyt wiele.
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez zizi » 7 cze 2008, o 21:19

Dziewczyny dziękuję wam.....troszczycie sie o mnie,wspieracie mnie....rozgryzacie trafnie to co czuję,to co dzieje się.
Na prawdę bardzo podtrzymujecie mnie na duchu :slonko:

W realu,w rzeczywistości mam trzy zaprzyjaźnione osoby,z którymi mogę szczerze porozmawiać.Z nimi jednak nie mam stałego kontaktu...tylko wtedy gdy spotkamy się.

A na was tu mogę liczyć o każdej porze dnia i nocy.
Gdy jest mi bardzo źle to piszę do was,czytam co piszecie.
Internet to na prawdę cudowna sprawa....
Mogę porozmawiać.
W rzeczywistości przecież nie otworzyłabym sie tak do tylu ludzi.Nie rozmawiałabym tak szczerze.
Dziękuję.
Śmiało mogę powiedzieć,że dzięki wam trzymam sie...i że poradzę sobie.

Ja to wiem :wink: Wierze w to.

Nie wiem jak będzie...czy w końcu zejdę sie znów z kaktusem....czy może pogodzę sie z tym,że nie ma nas.....nie wiem tego jeszcze..czas pokaże.

Teraz motam się...walczę z sobą.



Agik ja nie wiem,czy on chce czy nie chce?!...on zamknął sie w sobie....i wbił sobie i dzieciom do głowy,że tak jest lepiej :cry:
Agik ja próbuję go zrozumieć...dlaczego mnie zdradził....Znalazłam wiele wytłumaczeń.....Ale czy o to chodzi,żeby kaktusa rozgrzeszyć...wytłumaczyć...?
Ja to rozumię,takie wytłumaczenie potrzebne jest do wybaczenia.

Ale teraz jest ważne co on robi teraz.To co zrobił już sie nie odstanie.....
A to co robi TERAZ jak postępuje po tym jak zawalił ! Jak on postępuje w stosunku do mnie.

A co on robi?

NIC.


Ewka mądre to co napisałaś.Ja rzeczywiście boję sie być sobą przy kaktusie......boję sie szczerze powiedzieć
,,,,że jest mi źle
,,,,że tęsknie za nim
,,,,,że chciałabym spróbować naprawić to małżeństwo

BOJĘ SIĘ......

bo go nadal kocham(tak to przynajmniej interpretuję,tak czuję)...że kocham kaktusa mimo wszystko.

BYLIŚMY Z SOBĄ OD 15go roku życia.Razem poznawaliśmy tajniki młodości...a potem dorosłości.Nikt nigdy tak mnie nie rozumiał jak kaktus...nikt nie dawał mi takiego poczucia bezpieczeństwa.Nie dostałam tego od rodziców ,czy rodzeństwa.....Razem z kaktusem stworzyliśmy taki swój świat.Lepszy...przyjazny....

Tak było przez lata.....aż dobiła nas proza życia.....najpierw pojawiły sie problemy z pracą,a co za tym idzie z utrzymaniem....
Byliśmy z tym zupełnie sami.Rodziny nie wspierały nas..tylko dokładały zmartwień....szkoda gadać....
Chyba przerosły nas przewlekłe problemy polskiej rzeczywistości.....
Nie daliśmy rady....kryzys z pracą kaktusa zrodził kryzys między nami.

Od tego sie zaczęło.

On nie miał pracy...więc ja brałam dodatkowe zlecenia,żeby związać koniec z końcem.....On był sfrustrowany tym,ze nie może utrzymać rodziny..a ja przemęczona ,przepracowana...wiadomo oprócz pracy zawodowej zajmowałam sie domem i dziećmi.....
W końcu znalazł pracę...ale beznadziejną...od czwartej rano,ze swoim autem...i do tego mało płatną...tak ,że zarabiał akurat na naprawy
eksploatowanego auta.Więc w domu dalej piszczała bieda.
Nie myślcie,że jestem jakaś cholerną materialistką.Nie.Ale naprawdę ciężko było żyć gdy nie starczało na najbardziej podstawowe potrzeby rodziny.

Stres był wciąż ogromny.

I wtedy pojawiła sie wyrozumiała,troskliwa,czuła pinda.

Oni "tylko z sobą pracowali"
Niby było ok.

...................................................

Musze teraz odejść od komputera.Później dopisze resztę.
....................................................
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez Pytajaca » 7 cze 2008, o 23:43

No ale zizi, przeciez to nie o "pinde" chodzi, nawet nie o kaktusa!

Jak Ty sie z tym wszystkim czujesz? Po co sie go tak trzymasz? Dlaczego wracasz do tego, jak bylo dobrze? bylo,ale sie skonczylo. Trzeba powiedziec sobie wprost - zizi, tak dluzej nie mozna, bo sie wykonczysz. Sobie powiedziec. Nie czekaj na to, az go oswieci. Nie czekaj na to, ze sie pojawi druga pinda. Nie czekaj na nic, poza swoim wlasym oswieceniem.

Zizi bedzie jeszcze dobrze. Niekoniecznie z kaktusem, a moze i z nim. Nie bedzie tylko wtedy dobrze, gdy bedziesz wracala do przeszlosci zamiast zobaczyc, co tak naprawde sie z Toba dzieje. I z dziecmi. Daj spokoj z patrzeniem na to, co sie dzieje z kaktusem. Nawarzyl piwa to niech je wypije.

Mahika ma racje - za szybko wybaczamy. A pozniej im nie zalezy. I tego bym sie trzymala.

Jesli wroci do Ciebie, to tyko wtedy, gdy TY sie przemienisz, zizi.

I tego Ci zycze - spokoju i wewnetrznej radosci.
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez zizi » 8 cze 2008, o 01:29

jestem znowu :wink:

mąż oczywiście nie przyznawał sie do romansu...wypierał sie...

dawniej nie chowaliśmy komórek...w sumie nie raz on pisał gdzieś z mojej,ja z jego...było ok....
do czasu :cry:
kiedyś kąpał się i ja coś tam chciałam z jego komórki.Gdy wzięłam je coś mnie tknęło i przeczytałam kilka smsów ...były to czułe,zbyt czułe smsy na dobranoc od pindy do kaktusa.

MÓJ ŚWIAT RUNĄŁ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
nie spodziewałam sie tego...........................

gdy zapytałam męża co to ma znaczyć to powiedział,że to nic takiego...tylko smsy od koleżanki z pracy.
On oczywiście nie przyznawał sie do romansu..wypierał się.

To było przeszło trzy lata temu.

Mąż uparcie twierdził,że nie zdradza mnie...że tylko kumpluje sie.....
Ale niepostrzeżenie zaczął oddalać sie ode mnie....był mniej czuły....miał mniej czasu dla mnie...mniej ochoty na mnie.

Ale wciąż upierał się,ze mnie nie zdradza.

Potem po kilku miesiącach on miał urodziny.....między nami pojawił się mały kryzys...ale jeszcze jakoś staraliśmy się.....pomyślałam,że zrobię mu niespodziankę i włożę do kieszeni prezencik,i że on znajdzie go w drodze do pracy.....kaktus wstawał o wiele wcześniej,wiec ja rano nie mogłam złożyć mu życzeń.
I przeżyłam kolejny szok! W kieszeni szanowny kaktus miał liścik od pindy...(aha nie napisałam wam,że to ta której listy znalazłam dwa miesiące temu..ta do której 20 marca kaktus pisał czułe smsy :evil: TA SAMA)

W tamtym liście były ciepłe życzenia urodzinowe...i podziękowanie za pocałunek :evil:
Ale kaktus nadal twierdził,że nie zdradza mnie...bo pocałunek to nie zdrada.

Ja byłam załamana......dla mnie on przekroczył granice...zdradził mnie tym,że całował się,tym,że myślał o niej,tym,że poświęcał jej czas..zamiast mi

wtedy kaktus niby zaczął sie starać....były kwiaty....miłe słowa....
Ale między nami zaczęło sie psuć.....
Powiem wam wprost...kaktus odtrącał mnie fizycznie....bolało mnie to..było coś nie tak.To wzbudzało mój smutek i niepokój.Często pytałam kaktusa dlaczego tak się dzieje.... czy ma kogoś i dlatego mnie nie chce?.....Tak płynął czas....minął rok.....zaczęłam (przyznaje si e)szperać w jego kieszeniach.....chciałam wiedzieć co jest,o co chodzi...i po roku od smsów znalazłam jej zdjęcie schowane w etui przy dowodzie....obok mojego zdjęcia....na odwrocie było wyznanie miłości ...i słowa "wierzę kochanie,że spotkamy sie za 10 lat...znajdź mnie......"
Wkurzyłam sie nie wytrzymałam ..pokazałam to kaktusowi....wkurzył się,ze grzebałam w jego rzeczach....poszarpaliśmy sie wtedy....ja podarłam to zdjęcie na kawałeczki...on je pozbierał...i wyszedł z domu na kilka godzin a była to noc.
Potem mówił mi,ze to nie tak....że to tylko zdjęcie....
A ja od tamtej pory załamałam się....poczułam sie potwornie skrzywdzona.

teraz tamte lata pamiętam jak przez mgłę...nawet dokładnie nie pamiętam co było kiedy....
Przestaliśmy sie dogadywać.Ja nie rozumiałam jego,on nie rozumiał mnie.
Ja czułam sie zdradzona...chciałam,żeby on starał się o mnie jakoś szczególnie...chciałam zapewnień,że to ja jestem dla niego tą wyjątkową.A on nie widział potrzeby nadskakiwania mi...bo w jego mniemaniu nie zdradził mnie :evil: ..że przyjacielski pocałunek to nie zdrada...

A ja zaczęłam więcej płakać,gdy on mnie nie rozumiał to uciekałam w środku nocy z domu....
Były miesiące,że było już niby lepiej,spokojniej...i wtedy gdy ja chciałam sie do niego przybliżyć ....bo myślałam,że już "czas"...on odtrącał mnie....ja znowu załamywałam się..znowu bałam się,ze mnie zdradza...On mówił,że nie..JA tłumaczyłam sobie,że pewnie jest zmęczony,przepracowany....Potem po jakimś czasie kłótni odpuszczałam,.......starałam się i po mojej jakiejś kolejnej próbie przybliżenia on mówił_nie.....ja znowu załamywałam się..potem podnosiłam się...i tak w kółko...

Miałam mętlik w głowie...nieraz zastanawiałam się,czy nie przesadzam...że może zdrada to dopiero cały seks. Ale bolało mnie to,że kaktus zmienił się...był czasy,że przynosił kwiaty,był miły....spędzał z nami czas.....niby było ok...poza tym jednym...więc cały czas czułam niepokój....Czasami bywaliśmy "razem".....
Ja wciąż miałam nadzieję,ze zły czas minie....że będzie jak dawniej....niestety zmieniło sie.
To nie było tak z dnia na dzień...to był proces...teraz to widzę...mąż zmienił się....zaczął przekładać spotkania ze znajomymi(nowymi jego)nad czas z rodziną.....
Ale jeszcze nie było tak źle...robiliśmy wiele rzeczy wspólnie.

I znowu po długim czasie...po roku od znalezienia zdjęcia...znalazłam to samo zdjęcie skryte w aucie (posklejane taśmą,bo przecież ja je podarłam)..i w tej samej reklamówce..babskie stringi...nie moje.....
On powiedział kolejny raz ,że to nie jest nic...że nie zdradza mnie...tylko to po prostu miał....
Znowu zaczęłam wściekać się...i równocześnie zabiegać o kaktusa....prosiłam,żeby to on dał nam szansę,żeby nie przekreślał nas....
Strasznie bałam sie,że odejdzie.....
Zamiast wtedy......ROK temu dać mu kopa....to ja za nim"ganiałam".....złościłam się..ale go nie odtrąciłam.....błagałam go,żeby postarał się...żebyśmy byli rodziną.....
A on wkurzał się,nie rozumiał mojego przedłużającego się żalu....


cały czas mówił,że nie zdradził mnie...że przesadzam.

Ja starałam się w to wierzyć..ale byłam nieufna....
Co jakiś czas robiłam nocne dyskusje,kłótnie,chciałam,żeby on pokazywał mi,że bardzo zależy mu na mnie...On niby był ze mną..ale nie był...
żeby unikać sprzeczek izolował się...zaczął brać dodatkowe godziny pracy na niedziele......nie miał dla mnie czasu...
Nawet na wakacje nie pojechał ze mną i dziećmi tłumacząc się,że nie di\ostanie urlopu....Pojechałam sama....byłam zła i obrażona na kaktusa....
I tak minał czas...od tamtego kwietnia do września.W lecie wogóle nie dogadywaliśmy się...on unikał mnie..albo pracował..albo oglądał telewizję.

Nie wytrzymałam ...powiedziałam mu,że ja tak żyć nie potrafię..że albo niech postara sie bardziej okazać zaangażowanie w związek..i w dzieci...albo niech zastanowi sie czego tak na prawdę chce w życiu...
Wyprowadził się w e wrześniu ..na piec tygodni..wtedy ja trafiłam tu na forum.

potem kaktus wrócił...niby wrócił..a ja cały czas czekałam na czułość...na bliskość...
On wtedy zaczął otwierać ten swój sklep....był tym pochłonięty... a ja czekałam,aż minie zły czas...wierzyłam,że jak kaktus otworzy swój interes,jak poczuje,że zarabia na rodzinę,jak poczuje,że nie jest taki do niczego...że wdedy znajdzie serce dla mnie....
pomagałam mu przy uruchamianiu sklepu...prawie dwa miesiące roboty....potem przy otwarciu kilka nieprzespanych nocy,,,,tyle było pracy,,,pomagałam ,wierzyłam,że robię to dla NAS .....
Potem jak kaktus otworzył sklep ja codziennie po południu przyjeżdżałam z obiadem,troszczyłam się o niego....nie robiłam awantur...czekałam.....wciąż czekałam na lepszy czas...
On zaczął głaskać mnie po ręce...czasem przytulił...to było mało..ale jednak coś..wiec łudziłam się,że on stara się....tylko jest zablokowany..potrzebuje czasu.....


AŻ DO MARCA.......jak znalazłam listy od kochanki......tej samej co wcześniej....tej samej ,co niby nic ich nie łączyło...an tu kawa na ławę....wyszło,ze mieli romans...ohydny romans...

I gdyby to były tylko listy pomyślałabym,że to jest stara sprawa....Ale w komórce były świeże smsy...na ten sam numer ci trzy lata temu.......Pinda miała wciąż ten sam numer...zapamiętałam go.

Więc romans kaktusa nie był przeszłością..tylko raczej teraźniejszością.... :evil: I nie był moim domysłem..ale prawdą.....

Resztę znacie....kaktus wyprowadził sie..nic nie tłumacząc.

Pinda wmówiła mi,że to już zakończone.....ale ja nie wiem jak jest..nie wiem kiedy tak na prawdę on byli razem.....teraz .czy kiedyś...

Kaktus nie tłumaczy sie.....a pinda zapewniała,że to przeszłość sprzed lat....

I widzicie......to nie jest ani przyschnięte...ani świeże...to jest nie wiadomo jakie.Gdyby nie te smsy,to dałabym sobie wmówić,że to przeszłość.

A tak?

sama nie wiem.

Jakby to była przeszłość...to kaktus starałby sie naprawić nas...

Nie wiem na czym stoję.

Buniu ta cholerna nadzieja męczy mnie już.....gdybym sie jej pozbyła to łatwiej byłoby mi sie pogodzić z rozstaniem.Podobno nadzieja umiera ostatnia......kiedy ta moja durna nadzieja padnie?????

ciężko mi rozmawiać z kaktusem..wiem,że on ma poczucie winy...ale sie do tego nie przyzna...obraca to w złość...

Nie wiem co on zamierza.....
Mamy problem z komunikacją.



Ja teraz pisze drugi list..taki bez tylu wyrzutów.
Zobaczę czy mu go dam.....

Ale pewnie umówię sie na rozmowę.Nie będę czekać na jego ruch.
Boje sie...ale gorzej to już nie będzie.
Sprobować mogę...........
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez Pytajaca » 8 cze 2008, o 01:44

Zizi, trzymam kciuki, sprobuj, nie mozna ciagle zyc w strachu.

Jestes wyjatkowa kobieta, kobieta, ktora rozumie dzialania i ruchy swego partnera, nawet jego reakcje (poczucie winy zamienione w zlosc). Wiesz i widzisz wiecej niz przecietnie. Ale zauwaz w tym wszystkim siebie i swoje dobro, prosze.

Nadzieja na co? Perfidna zdrada, wielokrotna, wyparta, nieposzenie o wybaczenie, brak przeprosin, zadoscuczynienia...Nawet, jesli wina byla rowniez po Twojej stronie, to jest za duzo zizi jak na jedna osobe.

Ja bym byla za przewozem, choc tak wiele osob tu stara sie poprzec "woz". Nie widze sensu wozenia sie takim samochodem, nie w takim stanie.

Moze dopiero jak szarpniesz mocno to powroci. I nie na chwile i nie na "niby". No ale powinnas dac mu do zrozumienia, ze to juz naprawde koniec jego perfidnych dzialan, koniec Twojej woli wybaczania i tolerancji. Inaczej znow sobie otworzy wygodnie furtke na wybieg...

Zizi, Ty sie kobieto trzymaj prosto. Wiekszosc z nas i tak chodzi na kolanach.

Pozdrawiam.
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez agik » 8 cze 2008, o 01:52

Jezu Zizi, zatkało mnie i łzy kapią na klawiaturę...

Zrób Dziewczyno, co jeszcze można, pogadaj z nim, bez pretensji, wyzłość się tutaj, wyżal.
Niech powie, jak on to widzi...
Prosić- nie; Nie wiem, jak to powiedzieć- odsłonięcie się nie zawsze oznacza bycie na kolanach.
Napisałaś tutaj tak, jakbyś go rozumiała- kłopoty, codzienna harówa i odskocznia w osobie jakiejś innej kobiety.
Twój zal jest oczywisty... ale jest tez orientacja na cel...

Eh, bardzo Cię przepraszam za chaos
Na dzisiaj tyle... :serce:
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 185 gości

cron