przyszedł...

Problemy z partnerami.

Postprzez bunia » 5 cze 2008, o 09:15

Chyba Zizi boi sie takiej rozmowy i byc moze podswiadomie unika aby nie uslyszec tego czego nie chce slyszec :bezradny: ale sadze,ze to by pomoglo.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez agik » 5 cze 2008, o 10:31

To może dokończę, to co mi wczoraj zniknęło...

Zizi- myślę sobie o Twoich dzieciaczkach. Próbuję się wczuć i zastanawiam się, co czuje, jak widzi mamę mdlejącą, płaczącą.
I myslę sobie, żedla dziecka jest to trudne- to jedna strona medalu.
A druga jest taka, ze nie da się uchonić dzieic przed wszystkimi nieszczęściami, stresami i niefartami- one są nieuchronną koleją zycia.
A Twoje dzieciaczki ( wygląda na to) jakoś juz się odnalazły w nowej, trudnej sytuacji.
Zizi nie musisz się zamieniać w kamień. I ukrywać wszytskich swoich uczuć.
Musisz się kiedys wypłakac, wyzłościć, wyżalić...
Dzieci nad wyraz dużo rozumieja.
One też by chciały mamę wesołą, szczęśliwą - i tak kiedyś bedzie.
Nie jestes maszyną Zizi. Ani dodatkiem do szczęścia swoich dzieci.
Proszę- nie wpędzaj się w poczucie winy, ze dzieci przez Ciebie cierpią.

A co do rozmowy, czy tez listu do kaktusa
Jakoś Wam faktycznie nie idzie ta rozmowa. To trochę wygląda tak, jakby każde z Was zamknęło się w jakims poczuciu krzywdy i złościło się, że ta krzywda jest niezauważona. Ty jesteś obrażona, ze on nie przyszedł na kolanach, że on nie widzi, jak Cie rani, a on ma swoje litanie ( no bo jakieś ma)
No i nie wiem, czy coś z tego moze być jeszcze.
Ale chyba jesli ma być- to musiało by byc inaczej.
Gdyby wola była-po obu stronach- to mogłoby się udac.
Jakiś taki ślimak z tego kaktusa, zamknięty nic o nim nie wiadomo. Nic nie mówi, nic nie robi, kawałek drewna niesiony wodą...
A Ty jakoś tak strasznie roszczeniowo podchodzisz do niego- stawiasz mu wymagania, masz jakiś scenariusz i żadasz jego realizacji.
( nie mówię teraz o zdradzie)
Czasem mam wrażenie, ze kiedy zastanawiałaś sie jak skłonić męza do powrotu, to jakby męza w tym nie było, tylko Twoje uczucia i oczekiwania.

Swego czasu napisąłam do lubego list.
Jakos chyba podziałał, jakoś udało mi sie skłonić go do wysłuchania mnie.
Bo wcześniej było tylko jego "ale". Komunikował mi, co mu sie nie podoba i dawał ultimatum. Ja robiłam to samo ze swojej strony.
Już teraz nie pamiętam, jak to napisałam, ale miało być tak- wiem, ze nie podoba Ci sie we mnie to i to... Ja mogę to spróbowac zmienić, ale nie za darmo... jeśli mi pomożesz i sam zmienisz to i to( a ja Ci pomogę)- to może nam się udać.

Nie wiem, jak piszesz swój list Zizi, bo jesli tylko wylewasz żale i pretensje- to chyba by lepiej było, zebyś zostawiła list dla siebie.
taki list tez jest potrzebny- ale Tobie, żebys znalazła jakiś spokój...
Nie ma co liczyć na to, ze usłyszysz od kaktusa- przepraszam- bo miał już wiele okazji, zeby to zrobic.

Buziaczki
Swietnie sobie radzisz i jakoś to wszystko wybrzmi w Tobie...
Zaświeci słonko dla Ciebie
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez zizi » 6 cze 2008, o 00:02

Agik ja nie mam pojęcia jak teraz z nim rozmawiać?.......wogóle od czasu tego cholernego kryzysu między nami nie umiemy rozmawiać...ani on..ani ja...

Ja boje się,że cokolwiek powiem to go jeszcze bardziej stracę,czy utwierdzę w przekonaniu ,że tak jest lepiej......

On nie rozmawia...po rozstaniu schował sie w swojej dziupli i ..udaje,że jest lepiej :cry:

Nie wiem..może i jest mu lepiej?......na pewno spokojniej,bo nie słucha pretensji.....

Odizolował się.....

Nawet pozew go nie ruszył......(liczyłam na przełom :oops: ..tak po cichu..liczyłam,że będzie prosił,żebym wycofała pozew,żebyśmy dogadali się...)A tu nic...dystans....

NIE WIEM JAK MAM Z KAKTUSEM ROZMAWIAĆ?????

gdybym wiedziała co zadziała ...to zrobiłabym to.

On przecież dobrze wie,że jestem smutna,że skrzywdził mnie.....Ja nie chcę już tego mu powtarzać.


Jak on nie chce wrócić do domu...nie chce jakoś odbudować relacji,,,to nic z tego nie będzie.
Agik on mnie zdradził!!!!!!.....to nie jest nic??????...on złamał przysięgę....

Jak mielibyśmy być razem on musiałby postarać się..nie uważasz....

Może ja i mam scenariusze....nigdy nie zawiodłam sie aż tak na nikim.Nie wiem jak postępować.Czuję sie odtrącona....skrzywdzona(chyba słusznie)

Nie jestem ideałem...ale mam wiele plusów ,dla których fajnie ze mną żyć....Nie jestem tylko gderliwą babą.

Teraz nie wiem jak zachowywać sie w stosunku do kaktusa?
Prosić go,żeby wrócił?

Wkurzać sie za to co zrobił?

Troszczyć się o niego..jak mu idzie?


Nie chciałabym dalej utwierdzać go w poczuciu,że jest bezkarny,że ja tak jestem za nim,że on może robić cokolwiek....ranić mnie..a ja i tak będę kochać?!

Ciężko nam znaleźć drogę do siebie........O ile taka jeszcze jest.


A co do listu....to nie daję go kaktusowi,bo na razie pełno w nim bólu,wściekłości,pretensji...
Teraz przecież nie mam go za co chwalić.
A nie chce pisać listu pożegnalnego.

miałabym mu podziękować za tamte cudowne lata...i powiedzieć,że skoro nie chce ze mną być...to ja go nie trzymam...niech idzie wolno????
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez bunia » 6 cze 2008, o 00:34

Duzo jest w Tobie emocji i dlatego moze lepiej zamiast mowic to sluchac....sprobuj zadac mu kilka pytan odnosnie przyszlosci i nic wiecej :bezradny:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Pytajaca » 6 cze 2008, o 02:30

Zizi, doskonale rozumiem Twoj bol. Sadze, ze jeslli chcesz ratowac swoj zwiazek, to najpierw ratuj siebie, Dokladnie w takiej kolejnosci.

Ty mu jeszcze nie wybaczylas. Jesli uda Ci sie to, to staraj sie odbudowac zaufanie.

Nie wysylaj lisu teraz, bylby to blad. W nim nie ma tego, co chcesz mu naprawde zakomuniokowac, jest Twoj bol, szal, nienawisc moze wrecz...ale przeciez to nie to chcesz od niego, ani nie to chcialabys mu zaoferowac. Pisz ten list nadal, tak dlugo, az wyrzucisz pierwsza lawe wsciaklosci, przykryje sie lepkim popiolem zalu i glebokiego smutku. A pozniej, jak Twoje serce nabierze nowego oddechu, napisz czesc druga. Jesli wybaczysz - napisz to. Sa dwa rodzaje wybaczenia - natychmiastowe i odroczone ;) Najczesciej maluczkich jak my stac na odroczone i to jest ok...byleby mozna bylo....I jesli bedziesz mogla rozmawiac sama ze soba - polemizuj. Dlaczego mu niby wybaczyc, dlaczego nie. Jesli on nic-nie-robiacy, bys wybaczyla, musisz wybaczyc sama z siebie, zrob to dla siebie samej, to Cie w pewnym stopniu uleczy.

Tak naprawde wybaczyc latwiej, gdy osoba zdradzajaca prosi o wybaczenie. I zadoscuczynia winie. Bez tego dialogu nie bedzie, to zrozumiale, i z calym szacunkiem dla grona mych przeswietnych kolezanek, ktore rowniez staraja sie pomoc, nie dziwie sie, ze nie mozecie z kaktusem rozmawiac. Postawa roszczeniowa? Jak najbardziej!!! Musisz miec teraz taka, inaczej energia nie zostalaby wyrownana, poczytajcie drogie kolezanki o procesie wychodzenia ze zdrady zanim sie zaczniecie dziwic, ze zizi nie wycaga reki. Nie wyciaga, bo podswiadomie jej organizm sie broni przed calkowitkym zalamaniem. To jes tobra droga, jednakze powinna byc wsparta duza iloscia rozmow z roznymi osoabami lub z sama soba...A wybaczenie przyjdzie na pewno. To jest proces, do tego potrzebny jest czas.

Dopiero pozniej bedzie mozna w ogole zaczynac rozmowe o odbudowywaniu wiezi, o ile bedzie mozna. Wiele zalezy od ciebie samej ziz, on moze Ci w tym pomoc, ale nie musi. Zrob to dla siebie, kochana, podaruj SOBIE wybaczenie JEMU. Ciagly bunt i walka i tak nie beda trwaly wiecznie.

Przyjscie z ramionami do kogos, kto nas zdradzil i ponowne zaoferowanie sie w calosci jest NIEMOZLIWE na razie. To tak jakby wymagac zaraz po pogrzebie kogos, kogo sie kochalo, bysmy byli calkowicie szczesliwi i pokochali inna osobe. Troche wrecz nie na miejscu.

Zizi, dasz rade, odpocznij,badz dobra dla siebie. Sprawe "jego" odloz na pozniej.Pozdrawiam ciaplo i przytulam!
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez agik » 6 cze 2008, o 07:00

Zizi

Najezyłas się troszku? czy mi się zdaje?

Widzisz, przez wszystkie Twoje posty, przebija sie pragnienie, żeby on jednak wrócił, żeby jakis cud sprawił, że znowu bedziecie razem.
(przynajmniej ja tak to czytam)
Nie atakuję Cie, a juz broń boże nie krytykuję. No jak bym mogła? Jestem dla Ciebie pełna podziwu.

A to, co napisałam wyżej- to tylko takie rozważania- jakie są możliwe sposoby, żeby jednak Was scalić...
Zizi- nie ma sposobu zmusić go, zeby przyszedł na kolanach. Musi chcieć.
Jesli nie chce już być z Tobą- nikt nic nie zrobi.

Inna sprawa- jesli sam nie wie, czy chce...

Ja tego nie wiem, Ty tez nie wiesz ( albo nie piszesz).

Zizi- musisz pamietać, ze tutaj tylko Ty mówisz, mówisz za siebie i relacjonujesz jego zachowanie, przekazujesz jego słowa.
Piszesz o swoim bólu i ja to dobrze rozumiem, a często przezywam wraz z Tobą.
Tylko widzisz- łatwo jest powiedzieć- on jest podły i marzyć tylko o tym, zeby podły nie był. Inna sprawa- spróbować go jakoś zrozumiec ( co nie znaczy, ze tłumaczć zdradę, czy minimalne zainteresowanie dziećmi), sprobowac się dowiedzieć jakiego rodzaju deficytu doświadczył w Waszym małżeństwie, ze tak to wszystko rozwalił.
Zizi- on nic nie robi!!!
Nie szuka sposobu, zeby to skończyć, albo żeby naprawić.

Ja wiem, ze boli Cię strasznie i bardzo się starasz, zeby sobie jakoś pomóc- jesli targa Tobą złość i gniew i że te emocje muszą jakos zostać skanalizowane, bo inaczej ból nie ustapi.
Ale jest też w Tobie pytanie wielkie ( przynajmniej ja je czytam) i jednak nadzieja, ze coś sprawi, ze będziecie znowu razem.

Moze takie pytanie warto zadać- co dla mnie jest ważniejsze- znalezienie zadośuczynienia za moje krzywdy, czy to, ze ja chcę właśnie jego?
Jeśli to pierwsze- to miecz do ręki-i do sądu i koniec. Przebolejesz, przekurwujesz- minie, znajdziesz szczęście i zaświeci słońce- za jakiś czas.
Jesli to drugie- to duma do kieszeni, rozmawiać i szukać zrozumienia.
wtedy nie krzyczenie, zdradziłeś mnie, zraniłes mnie, odepchnąłeś mnie- tylko słuchanie- co Ci zrobiłam, jaki masz żal do mnie, co mogę zrobić?
A potem zastanowienie się- czy ja CHCĘ TO ZROBIĆ, czy mogę?, czy koszty nie okazą się zbyt wielkie dla mnie.

Zizi- jesteś wojowniczką. Chcesz wziąć całą pulę- i jego chcesz, ale wydaje się, ze jego chcesz na swoich zasadach- pod butem
A mnie się wydaje, ze tak się nie da.

Nie wiem, czy da się naprawić Wasze małżeństwo...
Ale jesli chcesz naprawiać- to po pierwsze trzeba się dowiedzieć, czy on też chce; po drugie dowiedzieć się- jak on widzi czemu się zepsuło, po trzecie rozważyc- czy dasz radę wybaczyć i dowiedzieć się, czy on wybaczy Tobie ( Zizi on ma swoje racje też) i czy on chce.
A dopiero potem zastanawiac się nad zaufaniem i zadośuczynieniem.

Jestes bardzo mądra, zę piszesz list, ze wylewasz swój żal, ale jeśli ten list to tylko to- to pisz go, ale nie dawaj mu- takie jest moje zdanie.
Sama musisz rozważyć i wybrać swoje prioryterty.
Ja jestem z Tobą tak czy siak...
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez ewka » 6 cze 2008, o 09:14

zizi napisał(a):NIE WIEM JAK MAM Z KAKTUSEM ROZMAWIAĆ?????
gdybym wiedziała co zadziała ...to zrobiłabym to.

A może w tym miejscu trzeba inaczej? Może BEZ WZGLĘDU na to, jak zadziała... spróbować? Tak normalnie? Pokazać siebie, odsłonić? Powiedzieć, co myślisz i co czujesz? Jezu, ja tego nie potrafię zrozumieć... przeżyliście ze sobą kupę czasu, a Ty się Zizi trzęsiesz jakbyś miała rozmawiać z prezydentem USA conajmniej... dlaczego??? To nie jest obcy człowiek, znacie się na wylot... dlaczego masz grać? Dlaczego masz szukać sposobów na "zadziałanie", a nie możesz być po prostu sobą? No nie rozumiem tego. :cmok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez bunia » 6 cze 2008, o 09:20

Lek Zizi polega na tym,ze boi sie uslyszec to czego nie chce w tej chwili uslyszec z powodu zyjacej nadziei :bezradny: ....lek wprowadza nastroj nerwowy i paralizuje,trudno jest wiec wtedy byc soba...tak ja to widze.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez agik » 6 cze 2008, o 09:29

bunia napisał(a):Lek Zizi polega na tym,ze boi sie uslyszec to czego nie chce w tej chwili uslyszec z powodu zyjacej nadziei :bezradny: ....lek wprowadza nastroj nerwowy i paralizuje,trudno jest wiec wtedy byc soba...tak ja to widze.


A ja ciutkę inaczej... ;)
Ja mam takie wrażenie, że Zizi czeka, owszem boi się, ale chyba raczej tego, zę coś działaniem zepsuje.

Zizi?

I jeszcze pytanie ( kolejne :oops: )- jak długo Zizi? Umiesz tak zyć? Stojąc jedną noga w małeństwie, a druga noga w "singielstwie" ?
Jeju- ja bym tak nie mogła...
Musiałabym wiedzieć- albo w tą, albo w tą...
A jeszcze najbardziej bym chciała wiedziec, czego pragnę tak w samym środku człowieka.
I od tego uzaleznić dalsze decyzje...

I jeszcze takie przekonanie w sobie jakoś urodzić, zę jest się gotowym na wszystko. A w tym wypadku "wszystko" oznacza naprawdę wszystko- i schowanie dumy do kieszeni i wyciagniecie jej na sztandar...
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez bunia » 6 cze 2008, o 10:04

Zepsuje..i nadzieja prysnie :bezradny: ....sadze,ze Zizi nie jest gotowa na bycie "samej" dopoki nadzieja zyje....i w tym problem,ja tez bym chciala wiedziec na czym stoje ale widocznie u kazdego inczej ten proces przebiega :bezradny:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Pytajaca » 6 cze 2008, o 20:10

Agik - tak sczerze wierzysz, ze mozna natychmist kogos przytulic, kto nas zdradzil i jeszcze sie ofukuje dookola? ...Ej, n nie tedy droga.

Inicjatywa ma byc jego, nikogo wiecej. Jesli nie jego, to po co wchodzic znow w ten uklad - by przytrafilo sie to samo?...

Czasami mysle sobie, ze albo nie zostalas porzadnie zdradzona (przez kogos, kogo bardzo kochalas) albo troche wymyslasz.

Ewa, bunia - zdradzone bylyscie przez swoich partnerow?

Nie jest prosto wyjsc i powiedziec - tak, chce byc z Toba. Nie jest dlatego, ze sie czlowiek zastanawia, ze juz chyba nie ma sensu byc, a poniej jest ttargany uczuciem przeciwnym.

I do tego decha w glowe - zamkniety i "obrazony" partner. To nie sa warunki doszybkiego wybaczenia i "pogadania".

To on ma byc obrazony? Jesli sie wybacza, jesli sie wyciaga reke (osoba zdradzajaca, a nie zdradzana!), to moze bedzie cos z takiego zwiazku. W przeciwnym razie nici.

Tu chodzi o zizi i jej zdrowie psychiczne w pierwszej kolejnosci.I to ona zdecyduje, czy chce byc mimo. A potrzebuje czasu, weic rady typu idz i usiadz z nim, porozmawiaj sa po prostu zbyt wczesne moim skromnym zdaniem.
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez bunia » 6 cze 2008, o 20:30

Od tego trzeba zaczac,ze jezeli ktos zdradza i odchodzi to zwiazek nie funkcjonowal tak jak oboje partnerzy tego oczekiwali a wiec nie tylko Zizi....w takim przypadku oboje partnerzy czuja sie zawiedzeni chodz kazdy w inny sposob to wyraza.
Jezeli Zizi chce latac zwiazek to do tego potrzeba jest dwoje a nie tylko Zizi i dlatego jest potrzebna konstruktywna komunikacja a wiec mimo wszystko ludzie powinni ze soba rozmawiac...w przeciwnym razie na koncu zostanie im tylko poczta urzedowa.
Czasami trzeba schowac emocje,racje do kieszeni i zaczac prawie od poczatku wyjscia czyli punktu zerowego a tym jest moment w ktorym zaczelo sie psuc....pozatym co by nie bylo to zawsze mozna sie spotkac na rozmowe ale bez atakow i oskarzania sie wzajemie a kto zaproponuje to nie ma znaczenia.....tu nie chodzi kto sie komu klania ale o to aby moc posunac sie do przodu i zaczac zyc razem lub osobno.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez agik » 6 cze 2008, o 22:10

:roll:
Zaczynam wątpić, ze rozumiem, co pisze...
Ale sprawdziłam- napisałam dokładnie, to, co chciałam przekazać.
Są dwie mozliwości- albo Zizi rozstanie się z męzem ( on nie kwapi się do jakiegokolwiek rozwiązania sprawy), albo zostanie z nim.
Pośrednie rozwiązanie ( czyli to, co jest teraz) przyniesie tylko cierpienie.

Miałam wrazenie, że Zizi bardzo pragnie, zeby znowu byli razem. jasne, ze najprościej byłoby Jej wybaczyć, gdyby on przyszedł do niej na kolanach.
Ale on do tego też się nie kwapi. Jak wiesz, jak go do tego skłonić- to napisz to proszę Pytająca, bo ja nie mam zadnego pomysłu.

I obojętne, co ja o tym myślę, co Ty o tym myślisz- tak czytam pragnienie Zizi- żeby byli razem mimo wszystko.
A jak tego dokonac, jelsi oni w ogóle nie rozmawiają?

P.s. Pytająca-czy bzykanie innej panny kilka razy, kiedy mnie nie było kilka tygodni, w dodatku na oczach wszystkich znajomych, a potem wypłakiwanie się tymze znajomym, jaka to ja jestem niedobra, bo on teraz jest smutny- to podpada pod kategorię "porządnej" zdrady? czy porządna zdrada- to coś innego? No bo może to taka byle jaka zdrada, a ja się czepiłam i sobie teraz wymyślam.
Zizi- bardzo przepraszam za prywatę w Twoim watku.
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez ewka » 7 cze 2008, o 00:33

Pytajaca napisał(a):Nie jest prosto wyjsc i powiedziec - tak, chce byc z Toba. Nie jest dlatego, ze sie czlowiek zastanawia, ze juz chyba nie ma sensu byc, a poniej jest ttargany uczuciem przeciwnym.

I do tego decha w glowe - zamkniety i "obrazony" partner. To nie sa warunki doszybkiego wybaczenia i "pogadania".

Być może pomylę fakty, ale to chyba nie tak, Pytajaca... zbyt wcześnie to chyba nie jest - Zizi we wrześniu 2007 przyszła tutaj i pisała o zdradzie, która była 3 lata wcześniej... czyli w 2004 roku. Teraz mamy czerwiec 2008 - jak dla mnie, to jest kosmiczny czas na zrobienie z tym wszystkim czegoś.... albo zamknąć, albo skreślić albo wyjść do tego obrażonego. Takie miotanie się jest przecież okropne i ja tutaj naprawdę szczerze współczuję, ale nie umiałabym tak. Poszłabym do dziada i POROZMAWIAŁA. Minęło tyle czasu... ja mam wrażenie, że ta zdrada już trochę przyschła, że w tej chwili bardziej boli jego nieobecność i to "obrażenie" - Zizi, dlaczego on jest obrażony? Wiesz to?

Pytajaca napisał(a):Jesli sie wybacza, jesli sie wyciaga reke (osoba zdradzajaca, a nie zdradzana!), to moze bedzie cos z takiego zwiazku.

O:!: JEDNAK :?:
Ja np. nie wiem, dlaczego on nie wyciąga ręki... i na pewno bardzo chciałabym wiedzieć - czy nie chce już mieć ze mną nic wspólnego, czy co? I dlaczego jest obrażony? No musi być jakiś powód. Ja to MUSIAŁABYM wiedzieć, dlatego postawie Zizi się dziwię - chyba dlatego, że nie umiałabym tak.


Pytajaca napisał(a): ...z calym szacunkiem dla grona mych przeswietnych kolezanek...

To mi jakoś tak brzydko zabrzmiało...
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez zizi » 7 cze 2008, o 00:44

dziękuję,że tak dużo napisałyście....odpisze jutro...

już nic nie widzę,oczy mi sie zamykają...

dobrej nocy
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 218 gości