Witam.
Jestem tu od dzisiaj więc nie umiem jeszcze sie prawidłowo poruszać.
Mam ogromny problem z córką.
Mam 53 lata, córka 29. Mieszkamy w 50 metrowym mieszkaniu, nie mamy możliwości finansowych na mieszkanie oddzielnie. Zawsze była wybuchowa, nadpobudliwa, ale to co sie dzieje w chwili obecnej przekracza wszelkie granice wytrzymałości psychicznej.
W maju 2006r córka wyszła za mąż, w lutym 2007 urodziła śliczną córeczkę. Po porodzie stała się tak nerwowa, że awantury stały się chlebem powszednim. Jej mąż okazał się czlowiekiem mało odpowiedzialnym i fałszywym. Doszło do tego, że po kolejnej awanturze i krzykach córki (wy.......) wyprowadził się. Całkowicie urwał sie ich kontakt. Ojciec nie odwiedza dziecka i uchyla sie od płacenia alimentów. Stres córki pogarsza się jeszcze bardziej. Nachodzą ja takie straszne napady agresji, że wyzyzywa mnie obelzywymi słowami, których wstydze się powtórzyć. W takich momentach obarcza mnie winą o to co się u nich wydarzyło, chociaż w chwilach normalności mówi mi, że jest inaczej. Mieszkanie jest w TBS, pieniądze na nie składałam przez ćwierć wieku (może komuś wydać się to śmieszne, ale po ucieczce od tyrana alkoholika ledwie pozbierałam się z tego). Mieszkanie figuruje na córkę, chociaz jej wkład finansowy był minimalny. W chwilach gniewu krzyczy do mnie abym wy....... bo to jest jej. Nie umiem juz tak dłużej funkcjonować. Coraz częściej nachodzą mnie myśli samobójcze, bo po co mam żyć tak, jak nie mogę inaczej... normalnie... wiem, że każdemu człowiekowi należy się szacunek... normalność... ale jak to wyegzekwować?
Tyle na początek.
Alicja