Hm...
Wydaje mi się, że tak naprawdę nie ma sensu, żebym wypisał tu cechy takiej kobiety.
Przecież i tak sprowadza się to do tego, że byłaby to osoba, przy której nie objawiałaby się moja zła natura.
Czyli wracam do punktu wyj¶cia.
Eh - wypisuję tu od pewnego czasu różne rzeczy. Nieraz sprzeczne ze sob±.
Zdaję sobie sprawę, że w tym wszystkim chodzi o mnie - o to, jakie mam zahamowania, negatywy itd.
Ja naprawdę się obawiam tego, że nie potrafię dać blisko¶ci, że mogę kogo¶ ranić, męczyć się z kim¶ a kto¶ ze mn±.
Po prostu sprowadza się wszystko do obawy przez nieudanym życiem dwóch osób, przed pomyłk± - także dla drugiej strony.
Na tyle widocznie uznaję, iż jestem, jaki jestem, że mogę być z:
a) niewolnic±
b) aniołem
A w żadnym wypadku z człowiekiem...
Możesz to nazwać strachem, możesz narcyzmem i egoizmem, możesz wygodnictwem, możesz zadufaniem w sobie itd.
A także tym, że tworzę obraz życzeniowy, że nie chcę zaakceptować człowieka a tylko swoje wyobrażenia...
Być może jestem przykładem faceta, który znalazłby się w ksi±żce "Żony ze Stepford"...
Wiem, że pomimo tego, iż w ci±gu paru lat tyle w sobie znalazłem i tyle przepracowałem, s± obszary, których nie jestem w stanie ruszyć.
Spodziewam się tego, że naraz spojrzę na kobietę, która ni to kocham, ni przeciwnie i uznam, że jest kretynk±, że jednocze¶nie chcę wszystko naprawić, jak i j± zranić i po prostu zniszczyć. Naprawdę tego się boję. Tego, że przestanę dotykać j± z przyjemno¶ci±, że się wzajemnie znienawidzimy. Boję się zarówno zniewolenia zwi±zkiem, jak i jego utraty... Obawiam się tego, że nie będę zainteresowany tym, kim ona jest, że kompletnie stan± mi się obojętne jej problemy, że będę absolutnie niewrażliwy na jej ból itd.
Mi się nie udało doj¶ć ani razu to stanu długotrwałego zwi±zku.
Zreszt± - nawet, jakbym chciał kolejny raz spróbować, to w sumie żadna mnie nie interesuje.
Zmęczyłem się grzebaniem w temacie - nic sobie nie odpowiedziałem.
Pozdrawiam.