Pytajaca napisał(a):Ewa, jesli sa dzieci i rodzina to oczywicie "zachowuje sie pozory, ze jes tok". Niestety, bez znaczenia jakie sa warunki zewnetrzne, zdrada pozostawia pietno.
Co ja bym zrobila, gdybm miala dzieci i rodzine - moge teoretyzowac. Wybaczyla, walczyla, jak to robie zawsze. Starala sie zapomniec i zaufac.
Oczywiscie - najkorzystniej dla rodziny byloby zostac razem i wybaczyc. Najkorzystniej tylko z wierzchu...w istocie jednak dzieci czulyby, ze miedzy rodzicami juz nie tak samo. I powtarzalyby sie klotnie o byle co, z powodu braku zaufnia. I stworzylabym pieklo kontroli, a nie zaufania. Tak mi sie wydaje. Przezylam zdrade, probe rekonstrukcji i sadze, ze ofiara (czyli zdradzony) staje sie katem - swgo wla,snego losu, zwiazku, malzenstwa. Ewa, czy potrafilabys poswiecic dobro wlasnych dzieci patrzacych na oblude i zmagania emocjonalne matki?
Przepraszam, ale to chyba dość daleko idące uogólnienia.
Ja nie zachowuję pozorów. Nie wywołuję też kłótni, rozmawiamy spokojnie jak nigdy przedtem. Ja pytam, on rozumie o co i dlaczego pytam i odpowiada.
Nawet już nie kontroluję. I nie czuję się ofiarą. Nie zamierzam też nikogo katować.
Pytajaca napisał(a):Ewa, dobrze jest teoretyzowac i wydawac opinie, gdy sie nigdy nei rpzezylo zdrady tak jak Ty. Kiedys bylam ordeowniczka "wybaczania i z,apominania", tak jak Ty.
A ja kiedyś byłam zdecydowaną przeciwniczką poglądów Ewy. Nie tylko w tej jednej materii. Nie przeżyłam, nie wiedziałam jak to jest, ale byłam "mądra" na ten temat, że ho. Teraz wiem, że żeby coś wiedzieć na pewno i do końca, trzeba to przeżyć i nie ma co się zapierać, stawać okoniem ani nabzdyczać. Poza tym tylko krowa nie zmienia zdania.
Poznałam niestety na sobie, podjęłam decyzję, wybaczyłam, zrozumiałam... Ciągle pamiętam, ale odbudowuję swój związek, a mąż mi w tym pomaga.
Pytajaca napisał(a): I przenigdy sie nie zgodze z kolei ja - mysle, ze pozwolisz
- ze zdrada umacnia zwiazek. Byloby to zbyt proste. Zdrada ZMIENIA zwiazek, najczesciej na niekorzysc, bo umiera cos nieodwracalnie, co bylo dobre miedzy partnerami. Ktos, kto dopuszcza nawet mysl o zdradzie partnera nie jest go wart. A z taka "miloscia" to niech idzie do kogos, kto rownie go "silnie "kocha".
[/color]
A ja zaczynam przychylać się do opcji, że czasem, w jakiś dziwny sposób duży błąd, ryzyko utraty kogoś (w tym także w wyniku zdrady) może otworzyć oczy i paradoksalnie umocnić związek dwojga ludzi.
Mój mąż był ze mną z rozpędu, związek rozhuśtany kiedyś tam trwał siłą rzeczy. Jak większość związków wokół nas.
Nagle ja zobaczyłam, że tracę, zrozumiałam jak to jest dla mnie ważne. Potem on zrozumiał co może stracić, wystraszył się tego, nadal się boi, że nam się nie uda. Jest inaczej, oboje się staramy, mówimy do siebie, słuchamy się, on chce być blisko, bardzo mi pomaga. Zobaczymy jak to wyjdzie na dłuższą metę, ale gdyby nie to co się stało, za kilka lat pewnie całkiem byśmy oślepli i w końcu każde z nas poszłoby w inną stronę...
I to nie prawda, że jeśli jest zdrada to nie ma uczucia. Zupełnie nie tędy droga.