Bardzo przykre uczucie. Szczegolnie jesli jest chroniczna i trwa latami. Pojechalem dzisiaj na juwenalia. Chcialem isc do ksiegarni po ksiazke, totez pomyslalelm, ze skoro juz jestem w centrum, to pojade zobaczyc koncert. Zajechalem i okazalo sie ze jakas konstrukcja nie wytrzymala i glosnik sie zerwal i zamiast startowac o 17, to nie wiadomo, czy w ogole wystartowali. Czekalem do 22. Wlasnie o 22 caly studencki Poznan zaczal sie schodzic nad Warte. Normalnie tysicace ludzi. Siedzialem tam 4 godziny sam. Jak to zwykle. Ciagle sam, w tlumie ludzi, co jeszcze bardziej poglebialo uczucie samotnosci. Jaki sens jest samemu chodzic na impreze? Normalnie tylko debil sam chodzi na impreze i sam sie bawi. Jak w ogole samemu mozna sie bawic na imprezie tanecznej? Przeciez wtedy jeszcze bardziej czlowiek odczuwa swoja samotnosc. Prawda? Po prostu debilem jestem. Nienawidze siebie takim jakim jestem. Nienawidze siebie za to jaki jestem i za to, jak mnie inni postrzegaja. Nienawidze swojej samotnosci i swojego marnego zycia. Codziennie sie mecze sam ze soba. Kazdy dzien jest meczarnia. Tylko dni, kiedy spie caly czas, badz jestem na speedzie, nie przysparzaja mi cierpienia. Sa po prostu znosne.
Kurwa jak mi jest zle w chuj...
Jak to pokonac?