ewka napisał(a):Nie wiem, jakie komu są potrzebne... a uważasz, że co Tobie mogłoby pomóc?
Dość istotne jednak jest (skoro decyzja wspólna na dalsze życie zapadła - a czy to nie jest najważniejsze?), ile zdradzona strona potrafi dać. Oczekiwania jak z księżyca (porównując do czasu 'przed') mogą się nie spełnić. Jestem przekonana, że jeśli jest to TAK... on (zdrajca) w jakiś sposób się zmieni, ale nie zmieni się całkowicie.
Wydaje mi się, że zdradzony sam musi się ze zdradą uporać (niestety)... z jakąś pomocą zdradzającego oczywiście... ale czy setki zapewnień, przysiąg i bukietów złamią brak zaufania i przykryją przeszłość (bo nią nie warto żyć)? To się musi odbyć w głowie. Tak sądzę.
Ja ogólnie Kropko (ciut wyżej i teraz)... niekoniecznie o Tobie i Twoim mężu.[/color]
Mnie pomaga jego zachowanie. Dwa dni się burzył, pienił, potem dotarło i uspokoił się. Jest cierpliwy, stara się, dba o mnie, widzę że żałuje, że ma żal do samego siebie. Ta świadomość mi pomaga, widzę że nie jestem z tym sama. Gdyby się wkurzał i wychodził, spakowałabym go. Nie chcę już starać się sama, nie potrafię i nie mogę.
Nie chcę go sprawdzać, pilnować, grzebać w telefonach i komputerze, nie umiem tak żyć. Dziś pojechał z kolegą pomóc mu zrobić gaz w samochodzie, wiem gdzie jest i wiem, że jest tam gdzie mówi, że jest. Nie snuję domysłów i nie chcę ich snuć. Nie chcę być ciągle niepewną i podejrzliwą żoną. Kwiaty nie mają tu znaczenia. Chcę wiedzieć starania, nie kwiaty. Chcę widzieć, że pracuje na nasz związek tak jak ja. Inaczej nie potrafię.
lili napisał(a):miliony godzin rozmow na ten temat, dlaczego, po co, jak to wygladalo z jego strony, ja z mojej, kto gdzie popelnil blad (w zasadzie tylko on popelnil, moj polegal na tym, ze ufalam w stu procentach i balam sie nawet pomyslec o sprawdzaniu go czy cos w tym stylu)
nawet kiedy minelo juz duzo czasu, zdarzalo sie ze bylo milo ale mi nagle cos sie przypomnialo czego jeszcze nie zrozumialam, co burzylo cala konstrukcje historii potrafilam w srodku romantycznej kolacji zapytac a on odpowiadal i byl cierpliwy
Właśnie. Ja też sobie przypominam, różne rzeczy wyłapuję nagle jak z powietrza. Jego cierpliwość pomaga mi to wszystko przyswoić i jakoś zrozumieć.
lili napisał(a):
wie i czuje bo wiele razy to niestety bylo widoczne ze nie mam do niego zaufania, ze czasem go o cos prosze a potem sprawdzam czy to zrobil, ze nie wierze juz jego slowom tylko czekam na zachowanie
nie wie tego ze czasem przegladam jego telefon, wstydze sie tego ale nie umiem ponownie zaufac, taka jest cena zdrady, poniewaz postanowilam dac nam druga szanse to wiem ze jest to zwiazek wysokiego ryzyka, teoretycznie nie powinnam sie wiazac z kims kto mnie tak zranil a wiec skoro to robie to sama sie prosze...czyz nie? moze stad to przegladanie telefonu, to daje mi wrazenie ze troche monitoruje sytuacje
Wydaje mi się, że przy dobrych reakcjach z drugiej strony, taka podejrzliwość kiedyś się skończy. Jeszcze sprawdzasz, jeszcze nie masz pewności, ale mam nadzieję, że to się da kiedyś przeskoczyć. Czego sobie i Tobie życzę.
lili napisał(a):prawda jest taka ze zycie po zdradzie jest inne niz zycie przed i nie da sie wrocic do tego co bylo. Wybaczyc mozna i trzeba, zapomniec sie nie da. To czasem wraca, czasem w najbardziej dziwnych sytuacjach. Najtrudniejsza rzecza na swiecie jest odbudownie zaufania, trudniejsza niz znalezienie przebaczenia u ukochanej osoby. Zawiedzione zaufanie godzi w obie strony- ja sie go boje , on to czuje bo wie ze chocby teraz stawal na rzesach ja jemu nie ufam i bede na wszelkie mozliwe sposoby weryfikowala jego prawdomownosc.
Taki jest chyba koszt zdrady. Też tak to odbieram. Coś się kończy bezpowrotnie i obie strony są tego świadome. Obie strony też to pewnie boli, ale żeby było inaczej potrzeba pewnie duuuużo czasu. Mam jednak nadzieję, że zamknięcie tego rozdziału nie jest niemożliwe.
lili napisał(a):
Wydaje mi sie ze nie ma gotowej recepty ani tym bardziej uniwersalnej na radzenie sobie ze zdrada, ani dla zdradzanego ani dla zdradzajacego. Na pewno strona winna musi przyznac sie do winy, uzmyslowic sobie ten blad i go przyjac, bo to jest poczatek. Potem jest mozolne odbudowywanie zaufania, a na to kazdy musi znalezc swoj sposob.
Dla mnie to samo było początkiem starań, początkiem walki z własnymi myślami, które co tu kryć prześladują mnie. Bez wyraźnych sygnałów z drugiej strony, że wie i rozumie swój błąd, nie ma dla mnie żadnej motywacji.