Cześć Wam wszystkim.
Znowu wracam z problemem ale jak każdy z nas.
Problem dotyczy tego, że za dużo się czepiam i zbyt wiele wyolbrzymiam. Tak uważa o mnie mój partner. O co się czepiałam?
Przedostatnia sytuacja: mój chłopak, z którym zresztą współpracuje, 2x próbował się umówić na spotkanie biznesowe z jakaś nieznaną panna. Z tym, że: to spotkanie biznesowe dotyczy naszego wspólnego przedsięwzięcia, na wszystkie wczesniejsze spotkania zabierał mnie i chciał, abym była na nich obecna a tylko na to jedno jakoś chciał iść sam. Tak, przyczepiłam się do tego. Zapytałam, jak to się dzieje, że akurat na to jedno spotkanie z jakąś dziewczyną mnie nie chce wziąść. Wyniknęła z tego pytania mało przyjemna atmosfera w efekcie której dowiedziałam się, że się czepiam. Po tym okazało się, że: to spotkanie miało być bardziej prywatne niż biznesowe, ta dziewczyna nie jest obca ale zna ją od ponad roku choć nigdy się z nią nie spokał. Za to wiele jej zawdzięcza i dlatego chciał się w końcu z nią zobaczyć. Czy faktycznie nie miałam powodów do czepiania się? Czy może bardziej kilka zakrytych faktów zmyliło obraz stanu faktycznego?
Ostatnia sytuacja, z dzisiaj. Otrzymuję informację od mojego chłopaka, że chce jechać na 2-3 dniowe mini wakacje do swojej przyjaciółki ze wspólnym znajomym. On się pyta, co o tym myślę a ja na to: czy ja nie jestem zaproszona? (z jego wypowiedzi nie wyczytałam, iż on chce abyśmy jechali tylko - że on chce jechać). Dowiedziałam się, że nie wie, czy jestem zaproszona bo jego przyjaciółka nic o tym nie mówiła a on nie pytał choć wydaje mu się, że jestem. To mnie bardzo dotknęło. Tu już sie nie przyczepiłam bo usłyszałabym podobne pretensje, że się czepiam i wyolbrzymiam. natomiast nie zmienia to faktu, że mój chłopak nie wpadł na to, aby zapytać od razu o mnie i że nie przeszkadza mu, że jego znajomi mogą mnie nie zapraszać.
Co poza tym? Poza tym czuję, że nie mogę w ogołe zwrócić uwagi na żadną sytuację, która sprawiła mi przykrość bo od razu zostanę oskarżona o czepianie się i wyolbrzymianie. Powinnam się cieszyć z tego, co on mi daje i kategorycznie nie powinno być mi przykro i nie powinnam czuć żalu, jeśli jest coś nie tak. Nie wiem, co robić jeśli autentycznie czuję przykrośc. Spróbuję następnym razem po prostu tak to mu przekazać, że jest mi przykro.
Czy coś poza tym mi moglibyście doradzić? Muszę powiedzieć, że męczy mnie takie podejście do mnie. Nie widzę chęci zrozumienia mnie, nie widzę chęci dotarcia, czemu coś mi się nie spodobało. Zresztą, dużo bym tu mogła pisac....