Witam wszystkich!
Proszę o wyrozumiałość, jestem pierwszy raz na tym forum i nie przeglądałam wszystkich wiadomości (być może są już wątki podobne do mojego, jednak każdy jest indywidualny,więc proszę nie mowić mi ze najpierw przydaloby sie zebym przeczytala zalozone juz tematy bo takie problemy pojawiaja sie co chwile i juz nie macie sił/ochoty na nie wciąż odpowiadać). Naprodukowalam sie,ale wlasnie tak potraktowali mnie na innym forum, a chyba nie chodzi o to zeby popsuc jeszcze bardziej komus samopoczucie tylko by je poprawic.
Wiec przejdę do sedna sprawy. Mam 18 lat i za sobą wór doświadczeń. Zmagam się z problemami psychicznymi, wczoraj przeżyłam załamanie. Jestem w związku od 13 miesięcy, chłopak jest wspaniały, troskliwy, kochany, wierny i oddany. Wczoraj mieliśmy kolejną poważną rozmowę. Zaczęło się od rzeczy banalnej - chodzimy razem do szkoły i akurat szlismy razem za rękę, kiedy zawołąły go jest 3 kolezanki z wielkimi usmiechami na twarzach. Ja stanełam z boku (mnie nie zawolaly) on podszedl,cos tam do nich powiedział i wrócił do mnie. Chodziło o zdjęcie o którym miałam się nie dowiedzieć ;/... Mniejsza o to. Jednej z tych dziewczyn nie cierpie...ona mnie zreszta tez. Jest przeciwna mojemu zwiazkowi i jakby "pokazuje" to otwarcie. Byłam zła na chłopaka, ponieważ on pomimo, że wie ze nie lubie jej,podszedł do niej...a pozniej dowiedziałam się po co poszedł no i wybuchła awantura. Nie to jest jednak właściwym problemem. Bo wielu nieprzyjemnych słowach i osterj wymianie zdań On zadał mi pytanie : "Słuchaj, co by było gdybym poznał jakąś dziewczynę? Nie podobałaby mi się w ogole, niemialbym wobec niej zadnych zamiarow, jednak lubił bym z nią rozmawiać?" - zamurowało mnie. Odpowiedziałam mu szybko,bez ogródek i pochopnie "Zerwałabym z Tobą". Zdziwił się i nie wiedzial co powiedzieć... Po chwili jednak dodał,że trzymam go krótko,za krótko... I tak doszło do ogolnego "wyrzutu" w moją stronę wszystkiego co robię źle. Powiedział ze boi się mi mowic o jakichkolwiek wypadach gdzie oprucz jego kolegów będą równiez dziewczyny bo wie ze będę zła i zazdrosna. Miesiąc temu mielismy własnie taką sytuacje, że "oszukał" mnie dla mojego "dobra" .
Mniej więcej opisałam to co mnie dręczy, ale to dopiero początek. Tak naprawdę dopiero wczoraj zdałąm sobie sprawę co mi "dolega" . Jestem chorobliwie zazdrosna,kontroluję go "nieswiadomie" naprawde nie robie tego z premedytacją,czy nawet moj humor kiedy on mowi ze gdzies wychodzi staje się gorszy,ale ja nie panuję nad tym . Dzisiaj czytałam baaardzo duzo artykułow w internecie i wyczytałam,że prawdopodobnie cierpię na chorą zazdrość,uzaleznienie od partnera i że jestem "kobietą za bardzo kochającą". Nie daje juz sobie rady,dzisiejszy dzien caly przeplakałam, czuję się bezsilna wobec samej siebie,wobec mojego wnętrza i toku rozumowania. WG mnie nie ma nic zlego w tym "kontrolowaniu" ale włąsnie tak zakonczyl się moj poprzedni poltora roczny zwiazek,tamten chlopak nie byl w stanie znieść takiej dziewczyny jak ja. Mam bardzo niską samoocenę,niedawno to "odkryłam". Czuję się gorsza od innych dziewczyn,kolezanek mojego ukochanego,jak i od niego samego. Czuję sie niedoceniana i bezwartosciowa. Zwracam się do Was, poniewaz juz chodzę do psychologa, mam dobry kontakt ze swoją mamą i chłopakiem (wiedzą o moim problemie i oboje starają się mi pomóc). Moj chłopak za wszelką cenę chce mi pomoc i zaprzestać moim męczarnią. Powiedział mi wczoraj po naszej najszczerszej rozmowie, ze dopiero teraz wie co czuję,że nie tylko rozumie,ale tez stara się postawić w mojej sytuacji, wspiera mnie i chce byc ze mną mimo wszystko. On głęboko wierzy ze uda mi się wyleczyc z tych obsesji,lęków,zazdrości. Ja natomiast jestem coraz słabsza psychicznie. Jestem wręcz załamana ze w tak mlodym wieku mam takie problemy ;(. Jest mi z tym bardzo ciezko i jak widzicie narazie nie pomaga mi nic,ani psycholog,ani wsparcie najblizszych. Chcę jednak uwierzyć ze komus udalo sie przezwycięzyć to, ze teraz prowadzi normalne zycie,nie kocha zaborczo tylko cieszy się i daje z siebie wszystko,ale jest to zdrowa milosc. Prosze Was o pomoc, bo boję się ze nie dam rady.. Co mnie nie zabije,to wzmocni - chcę w to wierzyć,jednak jestem na skraju wyczerpania. Dodam tylko ze moj poprzedni zwiazek rozpadł się własnie przez moją obsesyjną zazdrość i nie umiejętność okazywania uczuc. W tym związku nauczyłam się kochać i starać się,jednak zazdrość i lęk nie opuszczają mnie nadal . Zasięgnełam porad psychologa,bo poczułam ze jest ze mną naprawdę źle. Jeśli macie jakiekolwiek pytania odnośnie mojego zycia,czy stanu w jakim obecnie jestem, albo tez za malo szczegolow opisalam, to piszcie, a postaram się odpowiedzieć.
Pozdrawiam i liczę na waszą pomoc :*
Jednak muszę dopisać jeszcze kilka ważnych rzeczy. Mój chłopak jest sportowcem, ma liczne osiągnięcia w dziedzinie jaką uprawia (10buj). Jego codzienne treningi kolidują wg mnie z naszymi widzeniami. Mieszkamy 20 km od siebie, widzimy się tylko w sobotę na dłuzej. Jest mi z tym bardzo cięzko, ponieważ czuję się samotna,opuszczona. Jest pieknie umiesniony,wysportowany a ja czuję się nieco gorsza. Chociaż inne osoby postrzegają mnie jako atrakcyjną dziewczynę,wesołą (?) ja się taka juz nie czuję. Kiedyś owszem,taka byłam. Szczęśliwa, uśmiechnięta, rozgadana, dusza towarzystwa, czułam, że jestem ładna i lubilam flirtować. W związkach jednak jestem bardzo wierna i nigdy w zyciu nie dopuscilabym się zdrady. Wszystko traktuję bardzo powaznie. Z moim obecnym partnerem snuję plany na przyszłość. Nie wiem czy to dobrze, czy to źle. Nie mogę znieść jednak wielu rzeczy, np.tego, że inne dziewczyny piszą do niego, czy rozmawiają z nim. Wiem, że nie powinnam, dobrze o tym wiem,ale jak narazie jest to silniejsze ode mnie. Czuję się jakby mnie coś opętało, czuję się bezbronna wobec własnej siebie. Czytam jego smsy, przeglądam wiadomości pw na nk. On o tym wie, na pewno czuje się niezręcznie, a tym bardziej kiedy mu zacznę coś wypominać bo wg mnie jakaś wiadomość będzie dwuznaczna , ale pozwala mi na to.
Kiedy jesteśmy w większym gronie osob to ja staję się cicha,zamknięta, nie taka jak byłam zawsze/kiedyś, ale jakaś inna. Mało się odzywam, to moj chlopak jest duszą towarzystwa,wszyscy smieją się z jego zartow,zachowan,jest powszechnie lubiany, nie ma raczej zadnych wrogow. Ja natomiast jestem jakaś ponura,przez co duzo osob zraza się do mnie. Pewnie duzo osob mysli ze jestem egoistyczna i trzymam go pod pantoflem ze steruję jego zyciem, ja tego naprawdę nie chce . Nie mam za duzo przyjacioł,ani znajomych. Znacznie lepiej dogaduję się z plcią przeciwną, poniewaz jestem inteligentna i mozna ze mna porozmawiac na wiele roznych tematow. Jednak gdy jestesmy w towarzystwie dziewczyn to gotuje się we mnie i najchetniej wydrapalabym oczy tym co się slinia na mojego chlopaka . Chcialabym, zeby cala uwage poswiecal mnie. Chcialabym byc bardzo kochana, jeszcze bardziej niz jestem, zeby gdy jestesby w gronie dziewczyn pokazal kto jest dla niego najwazniejszy,zeby docenil mnie przy innych. Zdaję sobie sprawę ze nie jest ze mną kolorowo. On nigdy by mnie nie zdradzil,wiem o tym...wiem o tym doskonale,ale i tak w kazdej dziewczynie widze rywalkę i zagrozenie,ktore nalezy eliminować w zarodku. Z drugiej strony serce mi pęka kiedy on mi mowi ze go ograniczam ;( to taki cios dla mnie... Chcialabym za wszelka cene odzyskac radość zycia. Moj stan trwa juz ok 7 msc,taki powazny stan. Bezpodstawnie zazdrosna byłam od zawsze . W naszym związku jaki tworze z Ł. były sytuację, ktore przyczynily się do tego ze nie wierzę w siebie. Na początku bycia ze sobą jego ex pisała do niego smsy i raz zdarzylo się jej napisac "hej misiu..." , innym razem po dluzszym czasie bycia ze sobą ta sama byla napisala do niego na gg (akurat jak bylam u niego) czy ma pozyczyc jakies filmy? - on bez wachania napisal oczywiscie,wpadaj za 10 min.. (mnie zamurowalo i bylam zła,a z zazdrosci az kipiałam),sytuacja sprzed miesiąca... dowiedzialam się ze w lutym br. napisal do jednek swojej kolezanki,ze inna dziewczyna zawsze mu się podobała i podoba, ze lubi się z nia droczyc itd... (dodam tylko ze ok.2lat temu mieli się ku sobie) ;(. Czuję sie niedoceniana,gorsza od wszystkich dziewczyn... Wydaje mi się ze innym poświeca wiecej uwagi, i zawsze sluzy pomoca. Brak u niego asertywnosci, co mi czesto sprawia bol, ale to ja jestem przyczyną naszych klotni. Pragnę się wyleczyc,bo ta choroba naprawde wykancza psychicznie.
Z góry dziękuję za wszystkie rady, wsparcie, pomoc.