---------- 12:45 25.05.2008 ----------
Cosy... Położyłam wszystko... Jest mi tak strasznie głupio.
Poszłam na to spotkanie i wstawiłam się
Nie wypiłam dużo, ale kumpela przyniosła domową nalewkę i kieliszek wystarczył, bo była strasznie mocna.
Generalnie nic złego by się nie stało. Było wesoło, pośmialiśmy się, powygłupialiśmy. Było dobrze dopóki nie przyszedł P. (przyszedł dużo później, impreza już trwała).
No i jak go zobaczyłam... Łzy odrazu napłynęły do oczu. Siedział przy mnie, rozmawiał z A. a ja po prostu nie mogłam. Sama nie wiem kiedy oczy się zaszkliły. Zauważyła to moja przyjaciołka, niestety... Może gdyby nic nie powiedziała to ja bym szybko ulotniła się do łazienki i by mi przeszło. Ale kiedy mnie zawołała, zobaczyła w jakim jestem stanie, zrobiła współczującą minę i przytuliła mnie to nie wytrzmałam i rozpłakałam się. I niestety P. to widział. Bóg jeden wie jak mi było wstyd. Upokarzające. Po prostu czułam się taka słaba, żałosna. Rany, gdybym nie wypiła te cholernej nalewki. Przecież już byliśmy w takim gronie nie raz, przecież już nie raz przeraiałam z nim milczenie. Gdbym nie wypiła na pewno to by się nie stało.
Mam nowe przykazanie: nigdy nie pić w obecności P.
No i zebrało się. Przyszedł do mnie i chciał porozmawiać. Powiedziałam, że nie czuje się najlepiej, że nie teraz... Przyszedł późnie. Odmówiłam. Przyzedł trzeci raz. W końc się wkurwiłam i pytam : "A mamy o czym rozmawiać?!" Więcej, jak łatwo się domyślić, nie poprosił o rozmowę...
Przy okazji skończł się kumpel, więc zajmowali się nim. Kiedy doszłam do siebie to też na zmianę z P. i A. pilnowałam tego chłopaka. P. już więcej się nie odezwał. Gdy wychodził rzucił "Dowidzenia". Czułam się... jak śmieć.
Tak strasznie mi wstyd. Przed nim i przed samą sobą. Strasznie, strasznie wstyd.
Poza tym jest jeszcze jedno. Po raz kolejny odmówiłam mu rozmowy. W sumie co miałam zrobić? W takim stanie mogłam powiedzieć coś jeszcze bardziej głupiego i upokarzającego, a to skończłoby się tym, że usłyszałabym to co zawsze: "Myślałem,że Ci przeszło. Nie pasujemy do siebie". Patrzyłam na niego jak prosił mnie o tę rozmowę i myślałam "Przecież wiem co mi powiesz, wiem to lepiej niż Ty sam...". Dobrze wieć zrobiłam, ze rozmowy uniknęłam, ale czy dorbze robie, ze unikam jego osoby? To chyba te "nawroty" i "wstrząsy", o których kiedyś napsiała mi Nana gdy pytałam cz powinnam się z nim kontaktowac. Może już czas, żeby przestać przed nim uciekac? Może trzeba stanac twarz w twarz ze swoim strachem, z nim? Skoro nie mogę się go pozbyć to może trzeba się z nim zaprzjaźnić... W każdm razie musze zrobić coś, żeby ruszyć to wszystko do przodu.
Dlatego zastanawiam się; zadzwnić do niego i przeprosić za tę przykra scenę, wyjaśnić, że rozmowa nie była dobrym pomysłem, wiec odmówilam, ale przepraszam, że po raz kolejny nie chciałam z nim rozmawiać i zaproponowac, żebyśmy niedługo się spotkali?
Błagam, napiszcie co zrobilibyście na moim miejscu,
---------- 13:55 ----------
Zdecydowałam się jednak zadzwnić,bo psychicznie po prostu nie mogłam wytrzymac.
Powiedziałam krótko i rzeczowo: "Przepraszam Cię za wczoraj. Strasznie mi głupio, że tak wyszło. Przykro mi, że po raz kolejny odmówiłam Ci rozmowy, ale myślę, że tak było najlepiej. To nie był dobry czas na rozmowę".
P. powiedział,że się nie gniewa, że nie mam go za co przepraszać i że chciał porozmawiać po prostu dla rozładowania atmosfery."
Dla rozładowania atmosfery", dobre...
Pogadaliśmy chwile. Powiedziałam, że możemy się spotkać kiedy będzie miał czas. Chcial, żebym zadzwnila kiedy będe chciała, ale odparłam, ze najlepiej będzie jesli on to zrobi, bo wiem, że teraz jest zabiegany, duzo wyjeżdża no i ja nie mam pojęcia kiedy będzie mógł. Może po trochu nie chce sama z tym wychodzić. Nawet zapytał czy to ma znaczyć, że ja nie będę dzwnić i nie będę się odzywać. Odparłam, że mój harmonogram tygodnia jest stały w przeciwieństwie do jego, więc... może dać znać kiedy będzie chciał.
Znacznie lepiej rozmawia mi się z nim kiedy go nie widze. Telefon to dobre urządzenie.
Potem powiedział, że miał jechac do Krakowa. Myślałam, że złożyć papier na uczelnie, ale powiedział, że nie, ze po cos innego. Nie pytałam po co bo 3 m-ce temu usłyszałam od niego, że zawsze o wszystko pytam, że on mi nawet czasami nie chce mówic o czymkolwiek,bo go irytują moje pytania, itd. No to nie zapytałam, a on po chwili milczenia o dziwo ciągnie "Jadę kogoś odwiedzić". No to mówie "Acha". I dalej nie pytam. Cisza... W końcu rzuciłam "Mam Cię zapytać z kim?". Chyba trochę się zmieszał i powiedział, ze i tak nie znam, że chodzi o jakiegoś kolegę. Potem dodał, że to ma być spotkanie klasowe. 300 km od naszego miasta? Ciekawe...
Pomyślałam oczywiście, że Ona też ta pojedzie, że będą tam razem. YYYYCH! Ale P. dodał, ze mimo, że żałuje to chyba jednak tam nie pojedzie, bo coś tam.
Po co ja wam przytaczam szczegoły tej rozmowy? Nudziara ze mnie ;P
Chyba tak się przejęłam tym, że chciał mi wogóle powiedzieć gdzie jedzie, bo wczesniej nie mogłam od niego nigdy nic wyciągnąc.
Cóż.. Głupiutka jestem. Gotowa pomyśleć, że to coś znaczyło...
Na koniec chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się i wyjaśnił, że to nie ejst rozmowa na telefon. Jak go znam to zanim się spotkamy zapomni o co wogóle mu chodziło i żadnej poważnej rozmowy nie będzie... A w sumie to trochę się boję powżnych rozmów. Nie chce poważnych rozmów, bo wtedy zawsze po mnie widać jak bardzo go kocham i jak bardzo cierpie.