Jejku jak ja dawno nic nie pisalam tu o sobie...
Nie wiem sama gdzie powinnam zakwalifikowac ten problem, moze na depresji, czuje ze nie mam sil, czuje sie jakbym ciagnela wozek z kamieniami i coraz rzadziej rzadziej robie krok do przodu..
Za 3 miesiace dokladnie 3 wychodze za maz, od 2 miesiecy jestem na zwolnieniu z pracy bo mam problemy z kregoslupem, boje sie tam wrocic, boje sie ze nie dam rady bo ta praca wykancza moj kregoslup nie wspominajac o atmosferze i rywalizacji stresie itp. wracam tam w czwartek.
nie mamy gdzie mieszkac itp,
problem jednak najwiekszy dreczy mnie taki, ze moj narzeczony jak juz kiedys pisalam stosowal wobec mnie przemoc, postawilam warunek, albo pojdzie na terapie albo z nami koniec. Gdyby nie chcial sam to by nie poszedl, bo jednak zajelo mu to troche czasu zanim sie wybral, mowil ze pojdzie jak poczuje sam ze musi, bo to on musi chciec, co racja to racja. Poszedl, od tamtej pory mnie nie uderzyl,nauczyl sie rozmawiac, wychodzic ilekroc czuje agresje, chodzil tez na DDA, skonczyl terapie dla przemocowcow, na DDA przestal chodzic z powodu pracy, pracuje od rana do wieczora...
Duzo mu terapia dala, twierdzi ze teraz ma inny mozg, nic mi nie grozi..
Problem w tym ze ja sie boje ze przemoc wroci.Niby nie mam podstaw, ale jednak ta obawa gdzies we mnie tkwi. Ostatnio jak rozmawialismy wybuchl, nagle, nie spodziewalam sie tego bo temat nie byl jakis straszny, nie bylo powodu do zdenerwowania, zauwazylam typowe objawy nadchodzacej agresji : podniesiony glos, niedopuszczanie mnie do glosu, zagadywanie kazdego slowa, przeklinanie, agresywny gest rękami ("takiego wała" nie wiem jak inaczej to sie nazywa) i wyjscie...
probowalam z nim o tym porozmawiac, ale on wtedy twierdzi ze ja wszedzie sie doszukuje agresji, ze nawet zdenerwowac sie nie moze, a przeciez kazdy sie czasem denerwuje, przeciez nic mi nie zrobil i nie zrobi..
dziwi mnie ze on nie rozeznaje sie w objawach przed wybuchem bo na terapii mieli o tym..
przepraszam za chaos i wielowatkowosc ale wszystko mi sie zwalilo na glowe
powinnam sie martwic? czy tak jak on mowi, przesadzam i doszukuje sie problemu? moze ja za bardzo go obserwuje a faktycznie przeciez kazdy czasem sie denerwuje?