Dziewczyny proszę pomóżcie mi na to jakoś spojrzeć bo całkowicie się już w tym wszystkim pogubiłam. Przepraszam, jeśli to co piszę jest chaotycznie napisane i niegramatycznie. Od ponad roku przebywam za granicą. Tutaj właśnie poznałam swojego obecnego partnera. Na początku wszystko było sielankowo. W sumie to na początku traktowałam ten związek z przymrużeniem oka. Jednak z dnia na dzień urzekał mnie coraz bardziej, swoją upartością, troską o mnie itp. Zamieszkaliśmy razem w domu, który od niedawna wynajmował. Ustaliliśmy jednak, że każdy płaci za siebie, a jedynie zakupy robimy raz ja, raz on. Wszystko układało się, każdy z nas miał jakieś tam plany, swoje marzenia o czym zawsze rozmawialiśmy. Mówiliśmy o swoich problemach, o swoich poprzednich związkach itp. Pewnego razu jednak otworzył się przede mną, opowiadając całą swoja historię życia, że pochodzi z rodziny rozbitej, mamę stracił mając 10 lat, ojciec był alkoholikiem i w sumie w tragicznych okolicznościach zginął; że po tym wszystkim był w związku z 15 lat starszą od siebie kobieta, z która się rozstał po 12 latach wspólnego życia. Obecnie mam wyrzuty sumienia, że nie powiedziałam wtedy sobie po co mi to, po co pakować się w związek z kimś kto nie miał nigdy pozytywnych wzorców. W sumie nigdy nie myślałam negatywnie o takich osobach bo sama znam takie osoby które miały źle w domu ale zdały sobie sprawę że chcąc być szczęśliwymi muszą cos w sobie zmienić. Wtedy już dałam mu delikatnie do zrozumienia, że chyba nie będziemy do siebie pasować. On mimo wszystko dalej mnie zdobywał, troszczył się o mnie, stwierdzał, że wie że to co było jak był mały było złe i on nie będzie powielał tego w kolejnym związku, ze zdaje sobie sprawę z tego co przeżył i że niektóre zachowania może powielać.
Wpadłam po uszy, było sielankowo, dogadywaliśmy się, w jakiś sposób uzupełnialiśmy się. Jednak od pewnego czasu się zaczęło wszystko psuć. Pierwsze zdarzenie miało miejsce koło grudnia, kiedy dowiedział się, że jego eks przylatuje za granice. Mimo jego sprzeciwów przyleciała i zamieszkała u jego siostry. Obecnie z tego co wiem znalazła dobrze płatną pracę i wynajmuje dom po siostrze mojego faceta która już wróciła do kraju. Wtedy zaczęły się jego doły, kiedy miałam ochotę z nim po pracy porozmawiać, stwierdzał, że mam go zostawić, że jest zmęczony itp. Tak było przez ok. 2 tyg. Święta spędzałam razem z nim, nie były to udane święta bo w sumie pomoc od niego uzyskałam dopiero gdy miałam coś gotować. Ubieranie choinki było tylko moją praca-nie naszą wspólną. W wigilię usłyszałam, że nie lubi po prostu świąt. Święta spędziliśmy z moimi rodzicami, którzy traktowali go jako mojego dobrego kolegę nie dając mu żadnych znaków że go traktują jako przyszłego zięcia czy cos w tym rodzaju. Miało być miło i tyle.
Po świętach, sama już nie pamiętam jak to było ale oznajmił mi, że będzie lepiej jak zacznę szukać mieszkania. Na moje pytanie czy mówi poważnie odpowiedział najpierw potwierdzająco a później przecząco. Sama zgłupiałam. Teraz myślę, że wtedy byłaby to najlepsza opcja-wyprowadzić się od niego, ale nie potrafiłam odejść.
Ten cały czas od przyjazdu swojej eks podtrzymywał z nią kontakt, stwierdzał, że „pamiętaj ja zawsze jestem..” Na moje pytanie czy przypadkiem ten związek nie trwa nadal, odpowiadał że pomiędzy nim a nią wszystko skończone i że to tylko kumpelstwo i nic więcej; ŻE JAK ON COŚ MÓWI TO TAK JEST I KROPKA.
Moja obecna praca, którą ciągnę od tamtego czasu, zanim zaczęłam z nim mieszkać utrudnia mi samodzielne docieranie do domu. Jedynym środkiem lokomocji było auto mojego partner który na początku sam zobowiązał się po mnie przyjeżdżać po godzinie 22, tym bardziej że nasz dom znajduje się bardzo daleko, przy drodze bardzo ruchliwej. Od niedawna jednak jego plany się chyba zmieniły wobec mnie. Bardzo się cieszę z tego, że mu się powodzi, ponieważ otworzył swój własny warsztat i obecnie ciągnie dwie prace. Rozmawiałam z nim, że obawiam się czy przypadkiem na tym nie ucierpi związek i zarówno jego zdrowie. Wtedy też mi powiedział, że to wszystko zależy ode mnie jak ja podejdę do tej sprawy. Stwierdził, że niestety nie będzie wstanie teraz po mnie przyjeżdżać, bo jak to on określił „nie ma zamiaru się zajeżdżać ,ze to dla niego niebezpieczne tak szybko pędzić z tej drugiej pracy i wogóle”. Stwierdziliśmy, że skoro tak będzie to na jakiś czas najlepszą opcją będzie kupić rower, ale to tylko na jakiś czas. Niestety ostatnio jak wracałam do domu, miałabym wypadek. Jeden z kierowców zaczął wyprzedzać na trzeciego w miejscu niedozwolonym kolumnę oczekujących aut aż wykonam manewr skręcania. Najadłam się wtedy strachu. Dobrze, że zakończyło się to tylko lekkimi zadrapaniami i upadkiem do rowu. Mój partner jakoś niespecjalnie się tym przejął, stwierdzając ze znowu dramatyzuje, ze mam na siebie nastepnym razem uwazać albo „wracac z bucika albo brac taxi”. Zdalam sobie sprawe ze te jego obietnice na tymczasowa moja jazde rowerem to jego obietnice i ze już w tej sprawie nie mam co na niego liczyc. Zapytalam się jego w takim razie co będzie jak zacznie padac i będzie zima-stwierdzil ze musze kupic sobie auto bo on zawsze marzyl o warsztacie i nie będzie z niego rezygnowal. Od tego momentu zaczeam myslec o sobie, nad możliwymi opcjami odnośnie kupna auta czy zbieraniu forsy na studia.Wiem jednak ze kupno auta oznaczać będzie dla mnie wyrzucenie pieniędzy bo nic mi po aucie w Polsce który ma kierownicę z prawej strony a nie z lewej. W momencie kiedy się dowiedział o moich planach stwierdzil, jak ja tak mogę ze nie mam mysleć jak egoistka, że wedlug niego tak teraz robie; że jestem pod wpływem rodzicow bo wg niego rozmawiam z nimi raz na tydzień; że on uzależnil się ode mnie a ja od niego; że wg niego związek powinien być luzny i takie jego poprzednie związki wlasnie były……; że zachowuje się jak biedna i pokrzywdzona osóbka;((