Kochać za bardzo...

Problemy z partnerami.

Postprzez cosy » 16 maja 2008, o 00:00

Oj, kochana...wiem co przezywasz.. Przytulam mocniachno :cmok:
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez Applee » 16 maja 2008, o 12:13

Cosy,
sledze Twoj temat i mozemy sobie piatke przybic....
W 4 klasie liceum, moja pierwsza milosc, 3 miesiace przed matura oznajmila mi, ze to koniec a nasz zwiazek nie ma sensu...
Wspominam to jako jeden z najgorszych okresow mojego zycia, Presja egzaminow nauki itd...a nie moglam sie na niczym skupic. Przez glowe przeleciala mi mysl,ze przez jednego osla zawalam i mature i egzamsy na wymarozne studia.Wylam w poduszke kazdego wieczoru przez pol roku, widywalam go. 2 tyg po naszym rozstaniu zdazyl sie :pocieszyc: u boku nowej dziewczyny. slowem: TRAUMA!
Ale... czas i przyjaciele mi wtedy pomogli. Ja wiem,ze Ty pewnie to wiesz, ale GWARANTUJE Ci,ze pewnego dnia po prostu, obudzisz sie... i stwierdzisz, ze CI PRZESZLO!
Popatrz na to z drugiej str: konczysz szkole, teraz studia, nowi ludzie, nowe miasto (?). Dobrze, ze to zdarzylo sie akurat w momencie tak dla Ciebie przelomowym. Mozesz zaczac nowe, wspaniale zycie bez niego! I ta prawdziwa milosc znajdzie Cie z pewnoscia.
Zycze Ci duzo szczescia i optymizmu!
Sciskam mocno!
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez tytania » 16 maja 2008, o 14:33

Twój komentarz Silence jest do mnie tak? ;)
Rzeczywiście przeszło mi przez głowę: "co jesli zawalę maturę bo jestem w takim stanie...". Były chwile, że nawet przestało mi zależec na studiach, bo czułam, ze na nic nie mam siły. Ale strasznie głupio było mi przed rodzicami, którzy każdy grosz inwestują w moją naukę i przygotowania. I dlatego dalej się starałam.
Egzaminy poszły mi nieźle, nie będę narzekac, ale w głowie siedzi mi, ze mogło byc lepiej gdbym przez te ostatni 3 m-ce skupiała się jedynie na nauce. Ale nie potrafiłam przez to zmęczenie i smutek :(
Na szczęście też mam przy sobie przyjaciół o których niejednokrotnie tutaj wspominam.
Nadal mam chwile załamania, tak jak wczoraj gdy znalazłam ten zeszyt... ale nie trwają one długo i jeśli tylko skupie uwagę na czymś innym, z kimś pogadam albo otworze się przed wami to czuję się odrazu lepiej.
Dzisiaj poszłam do fryzjera zmieniłam lekko fryzure (nie miałam zbyt dużo odwagi na jakiejś radkalne zmiany), kupiłam sobie fajne spodnie podkreślające figurę ;P Wieczorem spotkanie klasowe, wiec się pośmieje. Będzie dobrze. WSzystko się ułoży.
Planuje w bliskiej przyszłości spotkanie z P. Może nawet jutro? Nie wiem, ale chcę przestac uciekac. Chcę dojśc do takiego etapu kiedy spojrze mu w oczy i nic nie poczuje. I chcę, żeby ten eta nadszedł niedługo.
3majcie za mnie kciuki ;)
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez cosy » 16 maja 2008, o 19:03

Trzymamy!! :)

Głowa do góry :)
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez tytania » 17 maja 2008, o 14:14

Znowu przez niego płacze. Zaczeły się chyba gorsze dni.
Wczoraj taki miły wieczór spędziłam ze znajomymi! Bylo naprawdę bardzo fajnie. Tylko, że patrzyłam na pary (koleżanki przyszły ze swoimi chłopakami) i czułam w sercu smutek, chociaż śmiałam się, żartowałam i naprawdę bawiłam dobrze. Mam opinie modliszki, która zmienia facetów jak rękawiczki, łamaczki męskich serc itd. Śmieszne, co też ludzie nie wymyślą. A ja bym tak chciała, żeby mnie ktoś naprawdę pokochał. Wcale nie potrzebuje tych kolejnych związków... Od nowa i od nowa...
Dzisiaj posmutniałam.
Zadzwonił K. zapytać jak mi poszła matura. Miło z jego strony. Tylko, że ja nie potrafię skupić się na tym, że jest miłym kolega. Ciągle myślę: "Dlaczego nam się nie udało? Dlaczego odszedł? Dlaczego musiał zniknąc z mojego życia? Gdyby nie zniknął może nie poznałabym P. Dojrzałabym do związku z K. i bylibyśmy szczęśliwi. Nie poznałabym P. Byłoby tak spokojnie." Ale to głupie z mojej strony żałować związku z Nim. To tak jakby człowiek chciał wyrzec się swoich doświadczeń i uczuć, a to przecież nas tworzy. Jednak naturalnie chciałabym uwolnić się od teg zawodu i cierpienia. Uciec.
Widziałam zdjęcia P. w necie malującego z kumplami (graffiti). Znowu zrobiło się smutno.On robi to co kocha, a co ja właściwie ze sobą robie? Strasznie za nim tęsknie. A właściwie za tym jak było dawno dawno temu. To wpełniało moje życie. A teraz musze je wypełnić sama. Wiem,że to jedyna droga, żeby wyzdrowieć, ale ... Ciężko.
Znowu płacze.
Mam wrażenie, że kręcę się w kółko.
I dzisiaj mijają 3 m-ce od kiedy mnie zostawił. On pewnie nawet o tym nie wie. A ja licze, tak jakbym z tym odliczaniem była bliżej czegoś. Wolności? On nawet nie ma pojęcia...
"Chcę żyć z Tobą i dla Ciebie". Niech go szlag.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez cosy » 18 maja 2008, o 18:34

Kochana, to jest zwykły dołek, jakich jeszcze wiele będzie. To co czujesz, ten smutek, zal to jest naturalne uczucie. Przykre bo przykre...ale zobaczysz, z czasem ockniesz sie, powiesz dosc tych smutów, wstaniesz i pójdziesz w dalsza drogą. I tego Ci zycze..bys po kazdym tego typu upadku wstawała i szła dalej..

Buziaki :)
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez tytania » 21 maja 2008, o 21:28

Hm. U mnie w sumie nic się nie zmienia. Nadal jest buro.
Właśnie pisze prace maturalną. Jestem ne gg na niewidocznym. Wchodzi P. I ja patrze na ten komunikator i patrze i kusi mnie, a z drugiej strony się boję, bo co my mamy sobie do powiedzenia? A jeśli nie będzie miał za dużo czasu, żeby rozmawiać... jeśli rozmawia z kimś, z Nią? Poczuje się odrzucona. Na co mi to? Widac, że wciąż mam tylko w głowie ich razem... Rany. On jest na GG tak rzadko. Na pewno z kimś rozmawia. Z nią...
Postanowiłam zostać na tym niewidocznym.
"Czy Ty nie widzisz jak ja się męczę? Ja wiem, że Ty tego nie widzisz. Jak to się stałeś, że nagle odszedłeś. Nie widzisz mnie (...)" fragment wiersza T. Różewicza.
Mija tydzień za tygodniem, dzień za dniem. Milczymy. Czy żałuje, że wtedy nie poszłam z nim na spacer? Może trochę. Chyba próbuje go ukarac. Chciałabym być ponad to, ale nie umiem. Próbuję zapewnić sobie to złudzenie wyższości, kontroli sytuacji. Jakie to wszystko sztuczne...
Chciałam nawet ostatnio zadzwonić, żeby się umówić, żeby coś ruszyło się do przodu. Mam wrażenie, ze to by było przyznanie się do słabości. Nie mogę. Myślę: niech on się męczy, niech on się stara. W gruncie rzeczy to tylko chęć ukarania go. Płytkie?
Pewnie zobacze go w sobote. Na kolejnym spotkaniu znajomych. Znowu pomilczymy między sobą, znowu na koniec powie, że moglibyśmy się spotkać, albo tym razem nie powie nic dając mi do zrozumienia, że więcej pierwszy mnie o to nie poprosi.
Po zobaczeniu tych zdjęć, na których malował poszłam obejrzeć te jego prace. Jest u nas taki wielki opuszczony budynek na którym maluja. Nikogo nie było. Chyba trochę liczyłam na to,że jednak go tam spotkam, chociaż strasznie dziwna byłaby to sytuacja. Z jednej strony chciałam z drugiej nie... Nikogo nie było. Pospacerowałam sama po tym budynku, obejrzałam jego stare prace, które kiedyś mi sam pokazywał, obejrzałam nowe, coraz lepsze. Nie byłam tam długo. Mimo to wystarczająca chwilę, żeby sobie przypomnieć jak to było chodzić z nim na długie spacery po tych opuszczonych miejscac i oglądac jego prace.
Wczoraj znowu widziałam się z A. Oczywiście zeszło na wspominki o jego związku z moją przyjaciółką i o moim zwiążku z P. Przypominam sobie czasami te dobre chwile, ale bez wątpienia więcej jest tych złych.
Kiedy ostatnio mślałam o naszym spotkaniu, moim i P, układałam sobie w głowie co mogłabym mu powiedziec itp. W pewnym momencie powiedziałam sobie "nie, tego nie mów". Chodziło o jakąs pierdołę. I zaraz drgi głos "A czemu masz nie mówić?! Mów co chcesz?! Co Cię obchodzi co on myśli. Jak mu się nie podoba to jego problem". I nagle przypomniało mi się jak pół dnia P. miał zł humor, a ja robiłam wszystko, żeby tylko go nie zdenerwować. W myślach powtarzałam "Nie pytaj jak się czuje, on teg nie lubi w takich sytuacjach. Nie nawijaj jak najęta. ZAchowaj spokój. Mów swobodnie". Tysiąc poleceń sobie powtarzałam, żeby tylko nie zdenerwować P., żeby tylko nie okazać się znowu nieodpowiednią! Tamtego dnia umiałam być odpowiednia... Nie obraził się na mnie. Wiecie jaką ulgę, satysfakcję i dumę czułam z tego,że mój chłopak sie na mnie nie obraził? Że się dopasowałam? Ja nie widziałam tego wtedy. Kiedy było już tak źle, że nie potrafiłam z nim rozmawiac to nie umiałam wytłumaczyć skąd ten strach i ciągle tylko trzmałam się wersji,ze to ze mną jest coś nie tak, ze to ja mam jakiś dziwny problem, że jestem chora. Bałam taka zastraszona tym, że go stracę... I błagałam go prosiłam, żeby dał nam szansę, ze ja się zmienie, że coś wmyślę. "Mi jest dobrze ze sobą, więc problem musi leżeć w Tobie"
Mam nadzieję, ze już nigdy sobie nie zrobie takiej krzywdy.
Jeszcze tylko trochę. I to wszystko będzie nieważne.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez cosy » 21 maja 2008, o 22:01

:buziaki:
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez tytania » 23 maja 2008, o 23:54

Obiecałam sobie, że nie spotkam się z P. gdy będę w złym humorze, że nie będę rozmawiać z P. jeśli będę miała zły dzień, będzie mi smutno itd. Nie będę spędzać czasu z P. jeśli będzie zbierać mi się na zwierzenia, tulenie, łzy. Nie chce, żeby mnie kiedykolwiek widział w takim stanie w jakim byłam gdy mnie zostawił. Nie chce, żeby widział jak wyje z bólu, nie chce, żeby jeszcze dostrzegał w moich oczac miłość. Już nigdy.
Jedyne czego chce to, żeby było normalnie. Chcę go przestać kochać.
Rozmawiałam z mamą. Powiedziała, ze mimo iż o nim nie wspominam już wcale to wie jak bardzo byłam w nim zakochana, że to było widać w moich oczach. Z wieloma chłopakami mnie widziała, ale poznała kiedy naprawdę mi zależało. Rzeczywiście za P. wskoczyłabym kiedyś w ogien. A może nadal bym to zrobiła?
Przełamałam się i zadzwoniłam dzisiaj do niego, ale nie odebrał. Pomyślałam, że więcej nie zadzwonie. Ale on to zrobił po jakiejś godzinie. Rozmawialismy z 20 min... I rozmawiało się bardzo miło. Nawet nie chciałam kończyć tej rozmowy. Była właściwie o niczym. Ale było trochę tak jak kiedyś. Przyznaje, przyszło mi do głowy, zę może gdybym mu pokazała, że potrafię być silniejsza, że może zakochałby się we mnie znowu i wrócił... Jednak zabiłam tę nadzieję, a przynajmniej stłumiłam ją, bo wiem, że jakiekolwiek zainteresowanie z jego strony to tylko chęć przyjaźni, a nie miłości, głębokiego uczucia... I przez te 3 m-ce przecież mimo wszystko zobaczyłam co mi robił, jak mnie krzywdził. Nie chce już. Kiedy przypomne sobie jego obietnice, które może zawsze wypływały tylko z tej przjaźni pomieszanej z pożądaniem, które on odczytywał jako miłość...
Trzeba wiedzieć kiedy odejść.
Powiedział, że cieszy się, że zadzwoniłam, że on sam miał dzwonić do mnie, bo już nie pamięta kiedy ostatnio rozmawialiśmy. Mówił, że zdał sobie sprawę, ze zupełnie nie wie co u mnie, że pytał nawet A. o to... Odpowiedziałam, że mogł zadzwonić albo przyjść. "Pomyślałem, że jesli będziesz chciała to zadzwonisz sama, ale przyznaje... chciałem zadzwonić niedługo". Poczułam wtedy satysfakcję. Chyba jestem chora... Z miłości?
Zobaczymy się jutro na imprezie u A. Mamy sobie wtedy porozmawiac... Typowa kobieca natura mówi mi: "bądź czarująca, niech wie co stracił, niech za Tobą zatęskni". Rozsądek podpowiada "owszem, rozmawiaj z nim, ale daruj sobie te sztuczki, on i tak cie nie zechce, miej to wszystko po prostu w dupie, pozwól temu umrzeć".
A jednak chcę, pragnę tego, żeby chociaż przez sekundę pomyślał "Boże, straciłem ją". Żeby pożałował, żeby chciał mnie odzyskać, żeby jeszcze przez chwile popatrzył na mnie jak kiedyś, żeby mnie kochał. Wystarczy przez sekundę...
Ale trzeba wiedzieć kiedy odejść. Kiedy odpuścić. Pozwolić umrzeć temu co umrzeć musi...
Tego jeszcze się nie nauczyłam. Moje miłości żyją gdzieś we mnie. Nadal oddychają. To chyba prawda, że gdy kocham to całą sobą i w pewien sposób na zawsze.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez cosy » 24 maja 2008, o 19:49

Tytania, powodzenia na tym spotkanku..bądz naturalna, uśmiechnięta, pozytywnie nastawiona do życia.

Buziaczki :buziaki:
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez tytania » 25 maja 2008, o 13:55

---------- 12:45 25.05.2008 ----------

Cosy... Położyłam wszystko... Jest mi tak strasznie głupio.
Poszłam na to spotkanie i wstawiłam się :( Nie wypiłam dużo, ale kumpela przyniosła domową nalewkę i kieliszek wystarczył, bo była strasznie mocna.
Generalnie nic złego by się nie stało. Było wesoło, pośmialiśmy się, powygłupialiśmy. Było dobrze dopóki nie przyszedł P. (przyszedł dużo później, impreza już trwała).
No i jak go zobaczyłam... Łzy odrazu napłynęły do oczu. Siedział przy mnie, rozmawiał z A. a ja po prostu nie mogłam. Sama nie wiem kiedy oczy się zaszkliły. Zauważyła to moja przyjaciołka, niestety... Może gdyby nic nie powiedziała to ja bym szybko ulotniła się do łazienki i by mi przeszło. Ale kiedy mnie zawołała, zobaczyła w jakim jestem stanie, zrobiła współczującą minę i przytuliła mnie to nie wytrzmałam i rozpłakałam się. I niestety P. to widział. Bóg jeden wie jak mi było wstyd. Upokarzające. Po prostu czułam się taka słaba, żałosna. Rany, gdybym nie wypiła te cholernej nalewki. Przecież już byliśmy w takim gronie nie raz, przecież już nie raz przeraiałam z nim milczenie. Gdbym nie wypiła na pewno to by się nie stało.
Mam nowe przykazanie: nigdy nie pić w obecności P.
No i zebrało się. Przyszedł do mnie i chciał porozmawiać. Powiedziałam, że nie czuje się najlepiej, że nie teraz... Przyszedł późnie. Odmówiłam. Przyzedł trzeci raz. W końc się wkurwiłam i pytam : "A mamy o czym rozmawiać?!" Więcej, jak łatwo się domyślić, nie poprosił o rozmowę...
Przy okazji skończł się kumpel, więc zajmowali się nim. Kiedy doszłam do siebie to też na zmianę z P. i A. pilnowałam tego chłopaka. P. już więcej się nie odezwał. Gdy wychodził rzucił "Dowidzenia". Czułam się... jak śmieć.
Tak strasznie mi wstyd. Przed nim i przed samą sobą. Strasznie, strasznie wstyd.
Poza tym jest jeszcze jedno. Po raz kolejny odmówiłam mu rozmowy. W sumie co miałam zrobić? W takim stanie mogłam powiedzieć coś jeszcze bardziej głupiego i upokarzającego, a to skończłoby się tym, że usłyszałabym to co zawsze: "Myślałem,że Ci przeszło. Nie pasujemy do siebie". Patrzyłam na niego jak prosił mnie o tę rozmowę i myślałam "Przecież wiem co mi powiesz, wiem to lepiej niż Ty sam...". Dobrze wieć zrobiłam, ze rozmowy uniknęłam, ale czy dorbze robie, ze unikam jego osoby? To chyba te "nawroty" i "wstrząsy", o których kiedyś napsiała mi Nana gdy pytałam cz powinnam się z nim kontaktowac. Może już czas, żeby przestać przed nim uciekac? Może trzeba stanac twarz w twarz ze swoim strachem, z nim? Skoro nie mogę się go pozbyć to może trzeba się z nim zaprzjaźnić... W każdm razie musze zrobić coś, żeby ruszyć to wszystko do przodu.
Dlatego zastanawiam się; zadzwnić do niego i przeprosić za tę przykra scenę, wyjaśnić, że rozmowa nie była dobrym pomysłem, wiec odmówilam, ale przepraszam, że po raz kolejny nie chciałam z nim rozmawiać i zaproponowac, żebyśmy niedługo się spotkali?
Błagam, napiszcie co zrobilibyście na moim miejscu,

---------- 13:55 ----------

Zdecydowałam się jednak zadzwnić,bo psychicznie po prostu nie mogłam wytrzymac.
Powiedziałam krótko i rzeczowo: "Przepraszam Cię za wczoraj. Strasznie mi głupio, że tak wyszło. Przykro mi, że po raz kolejny odmówiłam Ci rozmowy, ale myślę, że tak było najlepiej. To nie był dobry czas na rozmowę".
P. powiedział,że się nie gniewa, że nie mam go za co przepraszać i że chciał porozmawiać po prostu dla rozładowania atmosfery."
Dla rozładowania atmosfery", dobre... :roll:
Pogadaliśmy chwile. Powiedziałam, że możemy się spotkać kiedy będzie miał czas. Chcial, żebym zadzwnila kiedy będe chciała, ale odparłam, ze najlepiej będzie jesli on to zrobi, bo wiem, że teraz jest zabiegany, duzo wyjeżdża no i ja nie mam pojęcia kiedy będzie mógł. Może po trochu nie chce sama z tym wychodzić. Nawet zapytał czy to ma znaczyć, że ja nie będę dzwnić i nie będę się odzywać. Odparłam, że mój harmonogram tygodnia jest stały w przeciwieństwie do jego, więc... może dać znać kiedy będzie chciał.
Znacznie lepiej rozmawia mi się z nim kiedy go nie widze. Telefon to dobre urządzenie.
Potem powiedział, że miał jechac do Krakowa. Myślałam, że złożyć papier na uczelnie, ale powiedział, że nie, ze po cos innego. Nie pytałam po co bo 3 m-ce temu usłyszałam od niego, że zawsze o wszystko pytam, że on mi nawet czasami nie chce mówic o czymkolwiek,bo go irytują moje pytania, itd. No to nie zapytałam, a on po chwili milczenia o dziwo ciągnie "Jadę kogoś odwiedzić". No to mówie "Acha". I dalej nie pytam. Cisza... W końcu rzuciłam "Mam Cię zapytać z kim?". Chyba trochę się zmieszał i powiedział, ze i tak nie znam, że chodzi o jakiegoś kolegę. Potem dodał, że to ma być spotkanie klasowe. 300 km od naszego miasta? Ciekawe...
Pomyślałam oczywiście, że Ona też ta pojedzie, że będą tam razem. YYYYCH! Ale P. dodał, ze mimo, że żałuje to chyba jednak tam nie pojedzie, bo coś tam.
Po co ja wam przytaczam szczegoły tej rozmowy? Nudziara ze mnie ;P
Chyba tak się przejęłam tym, że chciał mi wogóle powiedzieć gdzie jedzie, bo wczesniej nie mogłam od niego nigdy nic wyciągnąc.
Cóż.. Głupiutka jestem. Gotowa pomyśleć, że to coś znaczyło...
Na koniec chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się i wyjaśnił, że to nie ejst rozmowa na telefon. Jak go znam to zanim się spotkamy zapomni o co wogóle mu chodziło i żadnej poważnej rozmowy nie będzie... A w sumie to trochę się boję powżnych rozmów. Nie chce poważnych rozmów, bo wtedy zawsze po mnie widać jak bardzo go kocham i jak bardzo cierpie.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez agutka » 25 maja 2008, o 15:01

A może powinnaś mu powiedzieć wprost :
Popłakałam sie to fakt. Nie bedę udawać że nasz związek i rozstanie nic dla mnie znaczyły. Ale nie musisz mi współczuc ani pocieszać. To że to była twoja decyzja nie ma znaczenia. Teraz wiem ze NIE CHCE BYĆ Z TOBA. [b]JA ! NIE CHCE Troche czasu mi potrzeba aby zapomnieć, nie znaczy jednak że nie jestem swiadoma tego co było złe i nie chcę do tego wracać.Możemy utrzymywać poprawne stosunki, ale czy bedziemy jeszcze przyjaciólmi czas pokaże.

A to że alkohol wywołał takie reakcje, nie masz sie czego wstydzić, to ludzkie. Musisz mu pokazac że nie chcesz wracać do niego że sie zgadzasz z tym ze nie pasujecie do siebie. Niech tak mysli.
Ja dawno temu , tez mialam takie przejscia z chłopakiem z którym się spotykałam a łaczyło nas towarzystwo ( nie zdążył to być tak jak u Ciebie tak zaangazowny zwiazek). Obraziłam sie na niego i nieodzywalam przez poł roku. Witalam się ze wszystkimi, a znim nie. Miał minę! :P To było nawet zabawne po pewnym czasie. Ale sie zaciełam :evil:
W koncu sam mnie przeprosił.
agutka
 
Posty: 13
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 18:48

Postprzez tytania » 25 maja 2008, o 15:28

Dzięki Agutko :) Być może niedługo będe miała okazję mu to powiedzić. Mówił, że chce porozmawiać... Powinnam mu powiedzieć dokładnie to co napisałaś. Dumnie, z głową wysoko. A czas jakoś wyleczy rany.
Robie chyba malutkie kroczki do przodu chociaż czasami mam wrażenie, że kręcę się w kółko albo cofam o dwa kroki :( Tak jak wczoraj... Może masz rację Agtko i nie stało się nic strasznego, moja słabośc była ludzka, ale nie chcę, żeby on widział mnie w taim stanie, żeby widział mnie słabą:( Człowiek uczy się na błędach.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez agutka » 25 maja 2008, o 17:55

Boje sie tylko jednego w Twoim przypadku. Tego ze on nagle stwierdzi że może popełnil bląd i zechce do Ciebie wrócić i Ty nie bedziesz miała siły się opierać i wrócisz do niego i do tego co było złe. :(
agutka
 
Posty: 13
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 18:48

Postprzez tytania » 25 maja 2008, o 18:35

Agutko. Szczerze mówiąc ja też czasami się boje, że bym wróciła :( Wiadomo, jak człowiek kocha to wiele chce i potrafi wybaczyć. Gdyby się bardzo o mnie starał to pewnie wróciłabym, chociaż zdaje sobie sprawę, że nie powinnam, że mnie niszczył.
Ale możesz być spokoja. On nie wróci. Powiedział to dosadnie, wielokrotnie powtórzył. I zresztą nic nie wskazywałoby na to, żeby chociaż przez moment pożałował swojej decyzji i chciał coś zmienić. Wręcz przeciwnie.
Na pewno nie po tych cyrkach, które odstawiłam. :oops:
Może zasugerowałaś się tym, że chciał poważnie porozmawiać? Założe się, że jeśli chciał to żeby oznajmić mi, że mam się pogodzić z końcem (po tym co wczoraj się wydarzyło pewnie dostrzegł, że się nie pogodziłam tak do końca jeszcze...) albo że kogoś ma(?). Tak jakoś czuje :(
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 405 gości

cron