witam wszystkich,
nie wiem czy bardziej potrzebuje się wygadać czy potrzebuję rady...
nie należę do tych osób które są zawzięte i miewają ciche dni.. a jednak mój mąż w niedziele przegiął i usłyszałam kilka bardzo przykrych słów. Dziwne jest to że po kłótniach zwykle nie umiałam milczeć, albo wywalałam z siebie żółć albo prowadziłam rozmowy nazwijmy je wyjasniajace i zwykle po paru godzinach wszystko było ok. Teraz jest inaczej. Męczę się w tej ciszy a jednocześnie jest mi dobrze... czuję że tego potrzebuję. wiecie że facetom strasznie cięzko przechodzi przez gardło magiczne słowo PRZEPRASZAM i ja to wszystko wiem, nie wymagam żeby padał przede mną na kolana ale wiem tez że tym razem bez większych przeprosin sie nie obejdzie nie jestem tylko pewna czy jego na to stać, nie mniej jednak jestem skłonna poczekać. Widze że jest zmieszany nie wie jak się zachowac i jak zagaić ale wiecie ze mnie to trochę śmieszy Marzy mi się że w końcu zabierze mnie do restauracji i wyjaśnimy sobie wszystko na spokojnie ale jakoś tez mam dziwne przeczucie ze mam po prostu wybujałą wyobraźnie
Nie chciałabym wypisywac czemu się obraziłam, bo chyba musiałabym napisać książkę o tym uwierzcie mi na słowo że to nie była pierdoła. Coś we mnie pękło i boję się że nawet przeprosiny tego nie zmienią, boje się że już nigdy nie będzie tak jak było. Nie boję sie nawet takiego życia obok - mamy dzieci które kochamy nad życie... straszne !!! nie boję się zobojętnienia okropne