taki oto żarotbliwy tytuł postanowiłam nadać temu wątkowi, bo i watek nie jest zbyt poważny (przynajmniej dla mnie).
W tytułowym Tesco poderwał mnie facet!:) Zwykła banalna sytuacja w kolejce, która skończyła się wymianą numerów. Zadzwonił i poszliśmy po południu na kawę. W zasadzie pojechaliśmy jakieś 40 km do sasiedniego urokliwego miasteczka. Było bardzo miło. Taki zawadiacki podryw w "zbójnickim stylu":) Poza kilkoma niegroźnymi minusami, facet jest w sumie w porządku... tylko... fizycznie zupełnie mi nie odpowiada. Wiem, brzmi głupio, szczególnie po pierwszej randce, ale już wiem, że on jest kompletne anty-sex dla mnie. Nie chodzi o to, że ma w sobie coś odpychającego, ale jest zwyczajnie... no nie mogłabym!:) nie umiem chyba tego do końca wytłumaczyć. Uwierzcie mi na słowo.
Żeby było śmieszniej on bardzo jest moim wyglądem "zaczarowany" i nie ukrywa, że jestem 100% w jego typie i to go skłoniło "do podrywu", chociaż nie tylko, bo znaleźliśmy kilka bardzo ciekawych tematów do rozmowy.
Z jednej strony jest fajnie i miło, ale z drugiej wiem, że nic z tego. Ależ to dziwne uczucie. Miło chociaż przez chwilę być wielbioną i rozpieszczaną, chociaż wiem, że nie powinnam go wykorzystywać i najlepiej jak najszybciej zakończyć znajomość.
A z trzciej strony... czuję przez skórę, że taki facet "nosiłby mnie na rękach do końca życia"...
Ufff... alez ten świat jest przewrotny, ależ ja bym nie chciała być w skórze tego faceta...
nana