przez Ola23 » 21 cze 2007, o 00:02
Chyba nie da się lepiej podsumować tej całej sytuacji - trafione w 100%... Jak na razie jestem na etapie stawania oko w oko z tym co się w moim życiu stało. Paradoks - prawie po roku ja ci±gle odkrywam w sobie jakie¶ zniszczone tereny, o których wcze¶niej nie miałam pojęcia. Nie wiem co będzie kiedy uda mi się "ogarn±ć" całokształt krajobrazu po bitwie, bo może się okazać że z pięknej, bajkowej krainy zostały tylko gruzy i nic nie ocalało. Między innymi dlatego chodzę na terapię - by umieć się trochę sprawniej poruszać po tym całym bagnie. Nie potrafię zapomnieć...nie potrafię wybaczyć, a muszę żyć z tym człowiekiem 24/h. Czasem na prawdę zaciskam zęby - nie dlatego że mój m±ż nie jest dla mnie dobry i kochany (bo de facto teraz jest), tylko dlatego że mnie skręca od ¶rodka kiedy sobie my¶lę o tym wszystkim. Prawd± jest również to, że ci±gle co¶ pozytywnego do niego czuję, nie potrafię jednak zdefiniować co. Na pewno to nie jest to uczucie co kiedy¶, w zasadzie prawie go nie przypomina...Czasem przeraża mnie my¶l, że to może być zwykła przyjaĽń plus przyzwyczajenie. Na razie nie wiem co to jest - i wolę tego nie nazywać. Czekam na moment w moim życiu, w którym będę dokładnie wiedziała czego chcę, czego potrzebuję i z kim chcę je dzielić. Faktem jest, że dookoła mnie jest pustynia na której nie ma mężczyzn gotowych oferować mi swoje zasoby:) Prawdopodobnie ułatwia mi to sprawę, bo nie mam wokół siebie sztucznego tłumu, który rozpraszałby moje my¶li i mógł sprawić, ze ulegnę złudzeniom - ale niebezpieczne jest to, że sama stworzyłam t± pustynię i postawiłam przed sob± "wstęp wzbroniony". Więc kółko się zamyka - nie wiem z kim chcę być (czy z mężem czy nie), a jednocze¶nie sama zamykam sobie drogę do ludzi - z samotno¶ci w samotno¶ć. A czas płynie jakby nigdy nic - tyle że akurat za bardzo mi nie sprzyja. Dzień za dniem a ja nie czuję się ani bardziej ¶wiadoma tego co się stało i co w zwi±zku z tym czuję, ani mniej zraniona, ani gotowa na żadne decyzje...
Czy potrafisz pogodzic sie utrata twojej wizji milosci ? --- nie, nie potrafię, bo ja przestałam mieć wizję jakiejkolwiek miło¶ci - dla mnie ona nie istnieje. A jesli gdzie¶ tam istnieje, to na pewno mnie nie dotyczyi mnie nie znajdzie...
Czy potrafisz zaakceptowac ja taka jaka sie okazala w praktyce ? --- w praktyce to się okazało, że nigdy tej miło¶ci nie było, bo gdyby była nie doszłoby do zdrady. Nie zdradzaj± się przecież ludzie, którzy się kochaj± (wg mnie).
To dobre okre¶lenie - wiszę w powietrzu...pomiędzy swoim żalem, bólem, prze¶ladowczymi wspomnieniami i my¶lami o tym co było...pomiędzy pogard±, nienawi¶ci± i w¶ciekło¶ci± a bólem, rozpacz± i żałowaniem że kiedykolwiek spotkałam na swej drodze "tego człowieka"... .pomiędzy swoimi tęsknotami za kochaj±cym facetem, za szczę¶ciem i spełnieniem kobiety a obrzydliw± rzeczywisto¶ci±.... i pomiędzy d±żeniem do własnych celów a poczuciem odpowiedzialno¶ci za dom mojej córki i ogromnym strachem przed odpowiedzialno¶ci± za jego ewentualne rozbicie. Mieszanka wybuchowa...Czy jest jakie¶ wyj¶cie z tej sytacji????????