Mam w sobie tyle smutnej agresji,wszystko kumuluje się we mnie,nie potrafię sobie z tym poradzić.Nie mogę na siebie patrzeć,nie mam siły iść do pracy,nie mam ochoty na rozmowę z ludzmi i udawanie,że jestem normalna i taka jak oni. Myślę o sobie w najgorszych kategoriach,używam słów,które mojego terapeutę ścinają z nóg.Jestem tak cholernie martwa w środku,wypalona,pusta i nie mam nic,co mogłabym komuś dać.Dlatego śmieszne jest moje codzienne,wręcz obsesyjne marzenie,że kogoś kocham z wzajemnością i ufam mu. Ale jak mogę stworzyć związek i spełnić marzenie,skoro na starcie wmawiam sobie,że jestem gówno warta i zmarnuję komuś życie.Zapętlam się,tkwię w jakimś błędnym kole.Jestem swoim największym wrogiem.
Wczoraj nawet na terapii grupowej czułam się, jakbym była z innej bajki...