Skutki psychoterapii...?

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Postprzez Księżycowa » 6 maja 2008, o 23:39

Witaj Maui! Wybaczcie wszyscy, że tak ucichłam ale chwilowo nie mam po prostu kiedy odpisać! Na pewno się w najbliższym czasie odezwę, bo mam troszkę do napisania Pozdrawiem serdecznie :) .
Księżycowa
 

Postprzez Orm Embar » 7 maja 2008, o 17:07

kasiorek43 napisał(a)::) .


Nie ma sprawy. Na pewno wszyscy ciekawi co u Ciebie, ale wytrzymamy. :)

Ale, ale ... w Twoim liście pojawił się następujący emotikon: :)

Już nie: :( :cry: :x

Może jeszcze nie: :D :D :D

ale chyba i tak lepiej, co nie ?

O.
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Księżycowa » 15 maja 2008, o 13:26

---------- 13:26 15.05.2008 ----------

kasiorek43 napisał(a):Witam wszystkich i przepraszam za tak długie milczenie.
Nie do końca jest tak :) niestety. Mam nadzieje, że teraz, to już się wszystko sprostuje. Tyle problemów wszędzie, źe po prostu nie dawałam rady i nadal nie daję.

Narobiło mi się sporo zaległości w szkole. Przez te lęki i zwolnienia... Jakoś panicznie przestraszyłam się tych egzaminów i przestałam sobie radzić, przestałam w siebie wierzyć. Nie wierzę, źe mogę je zaliczyć, chociaż staram się to myślenie zmienić. Jakoś przyzwyczaiłam się, źe zawsze ,,nic nie umiałam", chociaż mogło być inaczej. Może nadal jest, ale ja nawet nie znam swoich możliwości. Jakoś nikt we mnie nie wierzył a przynajmniej tego nie okazywał. Ostatnio zauważyłam tyle rzeczy. Jakoś nieswojo czuję się, gdy ktoś mówi mi komplement, kiedy interesuje sie i martwi.
Odrzucam to wtedy. Zrobiłam krzywdę komuś, kto tak się dla mnie stara, wytrzymuje wsazystko. Zachowania DDA kiedy sie boi zranienia są bardzo dyrastyczne i pewnie wszyscy tu zdają sobie z tego sprawę.
On to wytrzymuje ale wiem, że ma już dość. Nie chcę wnikać w szczegóły, jeżeli o nas chodzi. Mam nadzieje, że zrozumiecie...
Ja zdałam sobie sprawę, że naprawdę mam problem. Czasem czuję się gorsza od innych, jakbym była mało ważna, miała mniejsze znaczenie, jakbym zawsze była na drugim miejscu. A najgorsze jest to, że czasem czuję się tak przy nim, tylko nie mam do tego powodu. Zapominam o tylu jego staraniach... Wiem, że nie zawsze każdy będzie idealny dla siebie, ale nie chcę, żeby czuł, że jego starania są bez sensu... Ostatnio zrobialm mu tym wszystkim straszną krzywdę. Na razie dogadaliśmy się ale naprawdę nie chcę więcej takich sytuacji. Teraz nie wiedziałam jak to się naprawdę skończy...

Czułam się oststnio tak źle. Jakbym była kompletnie beznadziejna, jakbym nic dla nikogo nie znaczyła. I krzywdzę tym ludzi, na których mi zależy, którym na mnie zależy. Wiem, że to nie bardzo zrozumiałe ale mnie przeraża to, że nie zawsze nad tym panuję. Nie wiem nawet czy jest sposób, żeby w odpowiedniej chwili ,,się obudzić i zatrzymać..." Nie chcę robić nikomu przykrości jakimś swoim zachowaniem, to przestaje być zabawne...


Nie wiem co znów zaczyna się dziać. Zaczyna kręcić mi się w głowie, znów brak oddechu.
Dziś idąc do szkoły, zdałam sobie sprawę, źe czuję się strasznie bezradna. Zaczynam przypominać sobie okres kiedy jeszcze było ok. w domu, w szkole. Było tego niewiele, więc ledwo to widać. Przypomniało mi się jak się wtedy czułam. Niczego się nie bałam, czułam się bezpiecznie.
Mam wrażenie, że tej luki, którą zrobili rodzice już nic nie zapełni, że czas na to się skończył. Jak można być szczęśliwym, jeżeli ta pustka tak bardzo boli, jak można czuć się bezpiecznie, jeżeli nikt nam tego nie dał. A my nie damy sobie tej opieki. Co teraz???
Księżycowa
 

Postprzez Orm Embar » 15 maja 2008, o 20:50

Podstawowe i niezwykle ważne pytanie: czy rozmawiasz o tym otwarcie podczas psychoterapii? Czy mówisz o takich stanach psychoterapeucie?
M.
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Księżycowa » 15 maja 2008, o 23:07

---------- 23:07 ----------

[quote="kasiorek43"]Tak mówie ale nie tak dosłownie i otwarcie jak tutaj. Jakoś po prostu nie potrafię. Wstydzę się, boję, nie wiem...
Jeżeli chodzi i o te wspomnienia, to nie mówiłam nic, bo dopiero dziś mnie to naszło. Ostatnio płaczę z bezsilności. Nie znoszę tego uczucia.
Jestem rozbita ostatnio i boję się zranienia. Wiem, że tak nie mogę. Coś się popsuło... Może sobie trochę dopisuję ale czuję się niepewnie.
Trudny okres... Nie chcę zniechęcać do siebie tak ważnej dla mnie osoby...
Rozmawialiśmy. Na jedno spotkanie do lekarza chcemy iść razem, jeśli wyrazi on na to zgodę. Nie wiem czy to dobre ale myślę, że tak. On powie co widzi i jak widzi. Może coś to da... Tylko teraz dzielą nas kilometry i nie możemy normalnie porozmawiać. Ja tego potrzebuję ale wiem, że facet inaczej reaguje na drążenie czegoś.
Do lekarza za tydzień, jeszcze teraz sama.
Co ja mam zrobić do tego czasu? Często się tym martwie co teraz się dzieje. Jeszcze szkoła i praca, to co dzieje się w domu.
Nie chcę, żeby miał przy sobie osobę, której zawsze musi znosić irracjonalne zachowanie, przepraszającą za każdym razem.
Wiem, że pewnie za dużo od niego wymagam, wiem że i tak wiele wytrzymuje, wiele robi dla mnie ale wiem też, że to wszystko ma swoje granice, bo każdy ma swoją wytrzymałość. Nie chcę przekroczyć tej granicy...
Boże to wszystko jest takie poniżające. Nie chcę się tak czuć.
Wiem, że moje zachowanie jest inne czasem, że jestem taka ,,nieporadna". Nie wiem jak to inaczej mogę określić. Dlaczego straciłam pewność siebie w związku? Naprawdę nie mam do tego powodu, chyba, że niskiej samooceny.
quote]
Księżycowa
 

Postprzez Orm Embar » 16 maja 2008, o 02:08

Cześć Kasiorek,

No to właśnie mów o tym wszystkim na terapii tak otwarcie jak tutaj - po to ta terapia jest. Wiem, że trudno, ale zdobądź się na to, powalcz sama ze sobą o otwarte mówienie o sobie.

Oczywiście jeśli czujesz, że to absolutnie niemożliwe - taka otwartość - to chociaż powiedz, że jest problem większy niż mówisz, ale nie stać Ciebie na większą odpowiedzialność.

W miarę możliwości staraj się nie zawalać spraw w życiu.

Chodzisz na terapię grupową czy indywidualną?

pozdro

M.
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Księżycowa » 26 maja 2008, o 21:21

Chodzę na terapię indywidualną...
Jakoś czuję się oststnio cała rozdygotana, kręci mi się w głowie i ciężkio oddycha. Może jednakm mi coś dolega? Czuję się jakbym miała się za chwilę udusić, nie złapać powietrza albo jakby było ono zbyt gęste.
A podobno najgorsze jeszcze prezede mną...
Czuję, że nie mam siły a rzede mną jeszce egzaminy i trochę nauki.
Przepraszam, że tak marudzę ale jakoś czuję się przerażona...

Gdybym mogła odwróciłabym to tak, żeby nie poełnić tylu głupstw. Wiem, że muszę to jakoś przeżyć ale ja gdzieś w środku czuję, że nie jest ok. Trudno z resztą oczekiwać, żeby wszystko rozeszło się tak od razu po kościach...
Wiem, może część z tego sama sobie wkręcam i wyolbrzymiam.
Tak często pewnie bywa...

Dlaczego mam wrażenie, że jestem dla nich probleme? Nie muszę nic zrobić a rodzice mi dowalają. Nie zawsze się tym przejmuję ale dziś ojciec przesadził. Dlaczego mnie obraża?
Jak ja mam sobie z tym poradzić? Czuję się jakbym była najgorszym człowiekiem pod słońcem. Nic tylko płakać...
Nie żywię do nich głębszych uczuć ale niektóre słowa bolą mimo wszystko...
Boję się, że coś mi zrobi. Nie chcę już czuć tego strachu...[/quote]

To wszystko to jakaś porażka. Nie wiem co się dzieje ze mną.
Zachowują się jakbym była powietrzem dla nich. Dziś nie dałam mamie nawet prezentu, bo nie potrafię się przełamamć po tym co zaczynam zauważać. Dla nich znów jestem tą najgorszą. Będzie tak niezależnie czy zrobię coś dobrego wobec nich, czy nie.
Wszystko się pokomplikowało, moje uczucia... gubię się we wszystkim. Nagle zaczynam się zastanawiać czy mogę ufać chłopakowi i ludziom w ogóle. Powiedzcie, że to przejściowe.
Tak mi brak tego, żeby poczuć się dobrze, chociaż na chwile. Nie mam sił. Boję się, że nie dam rady... Zbyt wiele dla mnie to wszystko.
Księżycowa
 

Postprzez liczmond » 26 maja 2008, o 22:54

Będzie dobrze... musisz pozbyć się starych przekonań a to że działają tu mechanizmy obronne jak to ktoś mi kiedys wytłumaczył powoduje strach, zwatpienie, zagubienie itp.
Ja jestem na terapii ale nie mieszkam teraz z rodzicami więc mam może łatwiej z resztą moi rodzice tez chodzą na terapie. Trudne to wszystko i rozumiem Cię w jakimś stopniu. Sam jak się dowiedziałem o tym, że to przez moich rodziców mam teraz problemy to nie mogłem nawet z nimi gadać. Wiem, że dobrym wyjściem jest wyprowadzić się z domu ale nie każdy ma taką możliwość.
Ja im więcej wiem tym więcej spokoju jest we mnie chociaż czasem muszę się na siłę przekonywać że to ja wszystko wyolbrzymiam... i nie jest tak źle.
Pomimo, że wszystko zdaje się sypać to dobrze, że widzisz co się z Tobą dzieje i ja myśle że to dobry znak....BęDZIE DOBRZE :!:
liczmond
 
Posty: 27
Dołączył(a): 23 maja 2008, o 14:23

Postprzez Księżycowa » 29 maja 2008, o 15:23

Ja jestem po prostu beznadziejna. Wiem, że nigdy nic się nie zmieni. Zawsze będzie tak samo. Rozwaliłam chyba coś co jest dla mnie bardzo ważne. Ktoś taki już nie może być szczęśliwy, nie zasługuję na to. Czuję się okropnie i to się nie zmieni. Wiem, że niedługo już będę całkiem sama i to się nie zmieni. Jaki to wszystko ma sens? Przestaję go dostrzegać...
Księżycowa
 

Postprzez Orm Embar » 29 maja 2008, o 20:34

kasiorek43 napisał(a):Ja jestem po prostu beznadziejna. Wiem, że nigdy nic się nie zmieni. Zawsze będzie tak samo.


Nie możesz tak mówić. Nie jesteś beznadziejna - co najwyżej MYŚLISZ, że jesteś beznadziejna. W realnym życiu ludzie są raz lepsi raz gorsi - i mają też lepsze i gorsze strony.

Poza tym doświadczenie bardzo wielu ludzi pokazuje, że MOŻNA wiele zmienić. Dlaczego w Twoim życiu miałoby być inaczej? Dlaczego widzisz, że ludzie chodzą na nogach, a w Tobie tkwi przekonanie, że zawsze będziesz stać na głowie?

Nie będziesz. :-) Twój świat też stanie na nogach jeśli się postarasz. :-) Nie ma innej możliwości. :-)

Poza tym czy Ty gadasz o tym wszystkim z psychoterapeutą? On/ona jest od tego, żeby mu czymś takim dowalać na maxa. Bierze za to kasę.

Ile masz lat tak na marginesie?

pozdrowienia i ściskam!

Maks (Orm)
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Księżycowa » 31 maja 2008, o 19:24

[quote="kasiorek43"][color=red]---------- 22:46 29.05.2008 ----------

Co wiek ma tu do rzeczy? Ja ze swoimi lękami i innymi odruchami w jakiś sposób sobie dam radę, tylko boli mnie, że krzywdzę drugą osobę. Wiem, że każdego cierpliwość jest do czasu. Troszkę boję się odrzucenia. Poza tym ostatnio czuję jak mi brak czegoś dobrego, pozytywnego... Widzę jak wygląda sytuacja w domu naprawdę odkąd zmieniłam otoczenie i mniej w nim mieszkałam. Teraz na jakiś czas znów jestem i czuję się o wiele gorzej. Jest mi ,,zimno" tutaj.
Docierają do mnie moje problemy.
Mam ochotę w ogóle nie podchodzić do egzaminów, bo czuję się po prostu bezsilna. Nie mam podstaw aby w siebie wierzyć...
Czuję się jakbym była mniej warta niż ktokolwiek inny. Boję się, że stracę wartość dla niego... Czasem czuję się zagrożona, niepewna. Sama sobie to wymyślam chyba...
A najgorsze jest to, że ja nie chcę taka być. Nie chcę czuć tej okropnej słabości...

size=9]---------- 22:11 30.05.2008 ----------

Nie chcę mi się jakoś wierzyć, że to zależy ode mnie. To zależało od rodziców, którzy nie potrafili niczego odpowiednio doprowadzić ani dać mi siły do radzenia sobie z czymkolwiek. Takie coś za głęboko siedzi, żeby się mogło zmienić. Czasem myślę, że nie mam odpowiednio dużo wartości, żeby ktoś mógł poświęcić mi czas i uwagę...
Księżycowa
 

Postprzez liczmond » 31 maja 2008, o 22:16

Faktem jest że pewnie rodzice nie dali Ci tego "czegoś" ...ale to że to "coś" można zbudować bez nich też jest faktem tylko trzeba w to uwierzyć i chcieć. Przeszłości nie zmienisz ale możesz zmienić przyszłość pracując nad sobą teraz . Teraz wszystko zależy od Ciebie!!! Wszystko czego potrzebujesz w sobie masz i masz też ludzi tu na forum i w poradniach którzy mogą Ci dać rady jak to zmienić..wiec nie jestes sama w tej walce :) Bedzie dobrze
liczmond
 
Posty: 27
Dołączył(a): 23 maja 2008, o 14:23

Postprzez Orm Embar » 31 maja 2008, o 23:20

kasiorek43 napisał(a):Nie chcę mi się jakoś wierzyć, że to zależy ode mnie. To zależało od rodziców, którzy nie potrafili niczego odpowiednio doprowadzić ani dać mi siły do radzenia sobie z czymkolwiek. Takie coś za głęboko siedzi, żeby się mogło zmienić. Czasem myślę, że nie mam odpowiednio dużo wartości, żeby ktoś mógł poświęcić mi czas i uwagę...


To, co było kiedyś NIE ZALEŻAŁO do Ciebie. Byłaś dzieckiem, a Twoi rodzice byli wszechwładnymi bogami Twojego świata. To, co jest teraz w dużej mierze ZALEŻY od Ciebie. Zaraz powiesz, że nie chcesz swoich problemów - a one są. Zgoda. Nie znikną. Ale możesz albo bezwarunkiowo się im poddać, albo zacząć nad nimi pracować. Ważna sprawa: zacząć pracować, znaczy iść krok po kroku, czasami cofając się, a nie być od razu u celu.

Tak to jest. :-)

Jeśli jesteś na etapie wywalania wszystkich poukrywanych w sobie kiedyś złości, gniewu, niechęci do Twoich rodziców, i masz na to miejsce w gabinecie psychoterapeuty lub tutaj - to sobie nie żałuj. Nie rób tylko tego jakoś bardzo agresywnie wobec Twoich rodziców - no bo nie ma sensu robić krwawej jatki w zemście za krwawą jatkę.

Pytałem o wiek, bo uderzyło mnie to, iż Twoje posty wyglądają tak, jakbyś miała 16 lat, mieszkała z rodzicami i była od nich totalnie zależna. :) To nie zarzut, to tylko informacja, jak bardzo wychodzi teraz z Ciebie dzieciństwo. :-)

Mów to wszystko psychoterapeucie. On od tego jest. Nawet jak na początku zbyt agresywnie będziesz się domagała od niego pracy nad Tobą, to ona jest tak szkolona, żeby nie przyjąć tego osobiście i móc nad tym pracować dla Twojego pożytku.

trzymamy wszysyc kciuki!!!!

Maks (Orm)
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Księżycowa » 1 cze 2008, o 20:06

---------- 12:11 01.06.2008 ----------

Mam 18 lat. Troszkę mnie zaskoczyło to jak to wygląda z zewnątrz. Ale bardzo dobrze, że ktoś to mi uświadomił. Dzięki. Właściwie na co dzień wygląda i wyglądało to tak, że rodzice nie zbyt mi z czymkolwiek pomagali, jeżeli chodzi o problemy, to nigdy o nic nie zapytali. Czy wszystko ok. Cały czas od dawna jestem samodzielna. Nie oczekuję od nich tego już teraz ale bardzo boli mnie to, co zaczynam widzieć i sobie uświadamiać. A do tego porównywać podejście ich z podejściem do życia, do ludzi innych. Może dlatego moje odczucia i zachowania są takie a nie inne...
Mieszkam z rodzicami ale jak tylko będzie to możliwe, chcę się wyprowadzić. Kiedy jestem poza domem na dłuższy czas, większość spraw wygląda inaczej. Ostatnio nie zawsze ale w wkszości było ok.
Ciekawi mnie tylko dlaczego wokół mnie, w mojej rodzinie w sumie wszyscy są tacy. Siostra, brat... Są sporo starsi ode mnie a dla roidziców ważniejsi, bardziej się nimi przejmują... Czuję się przez to jakbym była dla nich problemem.
Uświadomiłeś mi właśnie, że oczekiwałam od chłopaka czegoś niemożliwego...

---------- 20:06 ----------

Nie wiem czego się bałam... Właśnie doszłam do wniosku, że chciałam, żeby ,,prowadził mnie za rączkę", chociaż nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Chciałam by był dla mnie kimś, kim być nie może. I tak popsułam niektóre rzeczy, teraz jestem tym całkowicie przerażona. Nie zdawałam sobie z tego kompletnie sprawy. Mam nadzieję, że uda mi się to odkręcić, zapanować nad tym i rozgraniczyć związek od problemów. Tak jak kiedyś mi napsałeś Maks. Iść na własnych nogach a jedynie się wesprzeć. Nic więcej.
Co ja bym bez Was zrobiła :) .
Księżycowa
 

Postprzez Orm Embar » 2 cze 2008, o 22:52

kasiorek43 napisał(a): Uświadomiłeś mi właśnie, że oczekiwałam od chłopaka czegoś niemożliwego...

---------- 20:06 ----------

Nie wiem czego się bałam... Właśnie doszłam do wniosku, że chciałam, żeby ,,prowadził mnie za rączkę", chociaż nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Chciałam by był dla mnie kimś, kim być nie może. I tak popsułam niektóre rzeczy, teraz jestem tym całkowicie przerażona. Nie zdawałam sobie z tego kompletnie sprawy. Mam nadzieję, że uda mi się to odkręcić, zapanować nad tym i rozgraniczyć związek od problemów. Tak jak kiedyś mi napsałeś Maks. Iść na własnych nogach a jedynie się wesprzeć. Nic więcej.
Co ja bym bez Was zrobiła :) .


Może chciałaś, żeby był Twoim kochającym Tatą albo kimś takim, a to się nie uda. :-) Sam się z coś takiego wpakowałem z moim kumplem - i pewnie też coś tam namieszałem. :-) Przez jakiś czas chciałem pewnie zbyt dużo, dostałem więc kopniaczka w tyłeczek. :-)

Nie wpadaj w drugą skrajność: jeśli masz tworzyć dobre związki z facetami, oni muszą TROCHĘ dawać Ci tego, czego nie dostałaś od ojca - ale nie ZAWSZE, WSZEDZIE I NA KAŻDE TWOJE ŻADANIE.

Czytałem ostatnio książkę o współuzależnieniu. Sporo czytam takich spraw, bo teraz bardzo mocno do mnie docierają, a ja wbrew wszelkim pozorom mam teraz ważną sprawę do załatwienia w swoim życiu. :-)

No i tamże wyczytałem fajne porównanie: dobry związek to taki, w którym oboje stoją jak samodzielne kolumny, całkowicie niezależne, ale razem potrzymują leżącą na nich belkę - ich związek. Związek zły - współuzależniony - to taki, w którym kolumny usiłują się spleść i zlać w jedno.

Na razie trudno będzie Ci to zaobaczyć, i np. tekst "samodzielne, osobne kolumny" brzmi dla Ciebie jak "samotne kolumny" - a to nie tak, to nie to samo.

Będziesz zresztą uczyć się tego podczas terapii, zobaczysz to...

A chłopakowi powiedz po prostu, że psychoterapia to czas, kiedy bywa GORZEJ, bo trzeba zerwać strupy i otworzyć blizny... Potem się wszystko leczy, ale czasami chwilowo jest trudno...

Sama się przekonasz...

Papapapa!

Maks (Orm)

ps. a co do wieku to i tak jesteś młoda - i całe życie przed Tobą. Masz ogromne szczęście, że masz możliwość sprzątnięcia swoich problemów w tak młodym wieku. Ja nie miałem tak dobrze...

We wpisach brzmialaś rzeczywiście tak, jakbyś była dzieckiem totalnie uzależnionym od rodzicow, choć czuło się też, że jesteś dorosła. :-)

Do miłego!

M.
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 28 gości