sen wariata...

Problemy związane z depresją.

Postprzez laissez_faire » 6 maja 2008, o 21:59

---------- 00:34 06.05.2008 ----------

godzina 5.35 rano kolezanki wreszcze zdecydowaly sie pojechac drugim autobusem dziennym do domu, a ja uradowany, ze to juz koniec zabawy, wskoczylem do pierwszego tranwaju nr 7 zmierzajcego w strone mojego lozka... obudzielm sie na peteli po przeciwnej stronie miasta, bardzo niemile uczucie... minelo 25 minut i juz wracalem po raz kolejny do domu... obudzilem sie na przeciwnej petli... i ogarnal mnie niesamowity strach, ze juz zawsze bede sie blakal... blakal niekoniecznie tranwajem nr 7, ale wewnatrz siebie samego;

znow bardzo sie zgubilem... nie che wracac do lekow, bo nienawidze wrecz tego stanu umyslu, gdy wypelnie mnie radosc, a ja nie wiem dlaczego...znow uciekam w zboczone pragnienia, ktore sa efektem nudow; nad wszystkim przeszedlbym do porzadku dziennego, ale cos sie zmienilo w moim zyciu i nauczylem sie zlosci... gdzies przepadl ten stoicyzm spowity lekka ironia wobec samego siebie, ktory byl tylko od czasu do czasu przerywany zalamaniem nerwowym; nie, teraz w myslach i glebi przyslowiowej duszy czuje pogarde juz nie tylko do siebie, ale i do innych... po az tysieczny zamieram intelektualnie, z ta roznica, ze nie przestaje jednoczesnie glosic bzdurnych tez;
znow istota przecieka mi przez palce, a ja sie na to patrze i bezrefleksyjnie obserwuje swoje dlonie (nawiasem mowiac brzydkie dlonie)
juz nawet nie wiem jak zadac to beznamietne pytanie "dlaczego"...
i nie chce juz umierac... pragnienie smierci wylowywalo we mnie wewnetrzny sprzeciw, dawalo sile by ze soba walczyc;

przepraszam, ze pisze w takiej formie, ze trudno jakos konkretnie zaragowac, a pozostaje jedynie zniesmaczenie... ale chyba taki juz jestem obmierzly... prosze nie piszcze nic, bo nie bede mial sily odpowiedziec... ot chcialem tylko cos o sobie napisac, moze skloni mnie do refleksji...

---------- 21:59 ----------

dzien kolejny... dzien jak codzien, mdly i bezrefleksyjny...

brzydze sie wlasnego ciala; juz mniejsza o przyczyne... tak, pasl mnie jak swinie, bo inaczej nie potrafil okazac uczuc, nadal nie potrafi...
schemat dnia zostal nieco zmodyfikowany... taki eufemizm; stalem wsciekly i z premedydacja powiedzialem sobie, ze 'pierdole zajecia'... dalej bylo juz prawie jak zazwyczaj, tylko o 0,5h dluzej wybieralem sie do pracy; tam rzecz absurdalna, jeden robotnik zawsze sie bardzo cieszy jaks sie z nim witam?! nie rozumiem, ale takze wpadam w euforystyczny nastroj... chlopak mnie rozwala, a szegolnie ten przeswit miedzy zebami jak sie gosciu usmiecha; no mniejsza o niego... 3,5 h mierzenia detali ramieniem pomiarowym i juz uciekam... zawsze uciekam, juz chyba nie potrafie wyjsc skadkolwiek; basen! nie przypinam nigdy roweru i liczenna to, ze ktos mi go ukradnie, a ja bede mial pretekst, zeby zastapic grata, konstrukcja bardziej stabilna... i tak juz od niemal roku... wiec ide na plywalnie, choc jak zawsze z oporami i niechetnie... czemu ja tam ide? nienawidze basenu, bo to moja trauma z lat szczeniackich, gdy obnazalem wstretne cielsko z piersiami niemal splywajacymi po kolejnych faldach do pepka (po raz kolejny: dzieki staruszku, glodny nidgy nie bylem, no moze jedynie, gdy w glowie roily mi sie stany bulimiczne...); wlasciwie nic sie nie zmienilo... zapiety pod szyje uchodze traz za szczuplego... w neglizu to obla, oblesna, rozbielona i nieproporcjonala tkanka laczna jest powodem jedynie zniesmaczenia... dzisiaj myslalem o swoim ciele pod innym katem; jutro kolejne placzliwe starcie z urologiem; przypne sie lancuchem od roweru, ktorego nigdy nie uzywam, do kuswa jebanej szafki i rozpoczne glodowke, jezli nie wydadza zgody na wszczepienie implantu jadra i zbyja mnie po raz kolejny... wlasciwie to maja racje i tak mi sie to na nic nie przyda, bo i tak zawsze bede zasypial w samotnosci, a taki implant to 1000 w plecy, jednak to odczlowieczenie jakie przezywam za kazdym razem, jak jestem na besenie calkowicie mnie wyniszcza... juz tak nie chce... juz tak nie daje rady...
i jescze ta narosl na nerce... po raz kolejny dowiem sie zapewne, ze to nic... tyle kurwa smiertelnych chorob, a ja mam jedynie nic nie znaczace zalazki polowy z nich...
wiec jutro: silownia (chyba tylko po to, zeby powachac jak pachna normalni faceci, bo nawet moj pot nie ma zadnej woni), urolog zamiast uczelni, praca... mam tylko nadzieje, ze bedzie ten smieszy gosciu i sie po raz kolejny ucieszy, ze sie z nim witam... choc jedna osoba... idiota, gdyby tylko wiedzial komu podaje dlon...
laissez_faire
 

Postprzez prince » 7 maja 2008, o 00:50

No własnie,gdyby tylko wiedział komu podaje dłoń...

Ile oddałbym ze swej fizycznej atrakcyjności byle by wypowiadać się tak inteligentnie jak Ty...
Ile oddałbym...gdybym tylko miał co oddać...

Trzymaj się.
prince
 

Postprzez laissez_faire » 7 maja 2008, o 20:54

inteligentnie?! glupia w takim razie ta inteliencja... Prience, nie potrafie juz inaczej, odbieram Twoja uwage za sarkazm... szyderstwo zniose... okazywana litosc mi uwlacza... dlaczego wiec tak bardzo jej pragne?
Napisze 'dzieki', ale to glupie, bo ponad wszystko nie chce byc hipokryta, a ja nie wiem, czy jestem wdzieczny? zajebiscie wdzieczny, a jednak i pelen wyrzutu... ewentualnie czekam na krytyke, na policzki, na cos czemu bede mogl sie przeciwstawic, bo przed szczerym umiechem ze szczerba w zebach jestem tak bardzo bezsilny...

wrocilem; o ironio losu: zjadalem jogurt 'Fantazja' i poszedlem spac... obdzilem sie na chwile by w polsnie i przy braku swiadomosci rozluznic sie seksualnie i znow zapasc w niespokojny, wymuszony sen... znow uciekam w sen, tylko, ze sny juz mi nie oferuja nic procz pomnozonego marazmu... obudzielm sie po raz kolejny, by przeniesc sie w letargu na sofe i obok rownie otepialego kota obejrzec koncowke wiadomosci... i rzecz zabawna trafilem akurat na ktotki reportaz o nowej adaptacji ottela, informacja godna telekspresu, jakby specjalnie dla mnie podana dzisiaj w glownym wydaniu... dlaczego dla mnie? Jago to moje alter ego, czastak ktora laczy uprzedzenia, nienawisc, zazdrosc i pozadanie... sacze sam sobie jad do ucha i wpedzam sie w obled... ottelo zabil z zazdroci, co ja zrobie?
a walsnie sen! snil mi sie moj profesor od robotyki; fascynuje mnie jego glos; i przemawial wyniosle, cierpkim tonem, wyrazajac swoja dezaprobate, ze lekcewazymy jego osobe i przedmiot (choc podmiot byl zbiorowy, to jednak chodzilo o mnie)... spocilem sie i to potem przeszytym nieprzyjemna wonia, tak, ze moglem juz sobie darowac pierwszy punkt dzisiejszego dnia tzn. silownie; i plakalem (po cichu); pragne nauczyc sie wszysktkiego odnosnie manipulatorow i robotow mobilnych, pragne plawic sie w jakobianach, langrange'anianach, etc. i... nie moge, znow mam blokade, bez psychotropow nie potrafie skupic sie na dluzej niz minute... zawsze zwalalem to na znudzenie tematem, teraz widze, ze to otepienie umyslu...
inteligentnie? przeciez jestem niemal uposledzony...
laissez_faire
 

Postprzez laissez_faire » 7 maja 2008, o 23:28

glod przychodzi kolo 22... w telewizji dzisiaj beredzil Wildstein (ja go po prostu nie lubie jako czlowieka), a ja nadrabialem zalegle trzy posilki...

zdjecie ktore wkleilem to zamierzchle czasy z Innsbrucka... raz w tygodniu wycieczka na dwutysiecznki, basen trzy razy w tygodniu, capoeira/ salsa (w zaleznosci od humoru) i niemal kazdy grosz przeznaczony na jedzenie sporzytkowany na prosecco, obstschnapsy, Zippera w ilosciach nieprzyzwoitych...
wrocilem juz prawie rok temu do domu, mojej katowni i zwyklem uspakajac nerwy 'trzaskiem' drzwiczek od zawsze przepelnionej lodowki...
przytylem 15 kg napelniajac rozciagnieta w dziecinstwie skore... waze teraz 80, czyli tyle co 10 lat temu...
nabranie masy miesniowej mnie nie kreci... im mniej ciala tym lepiej, ale ja cholera chce byc silny!!! sprawny fizycznie, chce uciec od wspomniej gdy zawsze ostatni, zziajany, czerwony z wysilku... bieganie! musze zaczac biegac! ale nie ma jeszcze tyle samozaparcia, a poranki wciaz sa zbyt przepelnione nienawiscia do nadchodzacego dnia, zeby rano wyjsc i tak przez godzinke uciekac sobie przed swiatem ...
silownia... czuje mnieprzyjemne cisnienie w glowie; takiego bolu nie lubie... a przeciez stosuje male obciazenie na duza liczbe powtorzen?
glupie to niesamowicie, ale mam obsesje, ze jak naprawie cialo, to latwiej bedzie mi sie zajac dusza... tak jestem swiadomy, ze to wymowka...
laissez_faire
 

Postprzez prince » 8 maja 2008, o 12:37

W mojej wypowiedzi nie bylo ani trochę szyderstwa czy sarkazmu,a tym bardziej litości.Ja mam tylko ten sam problem,bo nie lubię swojego fizycznego wyglądu.
Nie musisz mi być za nic wdzięczny i niech to ze nie jesteś nie wprawia Cię w żadną rozterkę.Przecież jesteśmy tu ewentualnie po to by sobie pomagać a nie dziękować.
Tak,uważam ze wyrażasz się bardzo inteligentnie.Ja lubię czytać inteligentne teksty mimo ze twoje,pisane ostatnio,nie należą do najoptymistyczniejszych.Ale mi to nie przeszkadza.

Dobra,w sumie to większość mojego poprzedniego wpisu była zbędna,oprócz ostatniego zdania:"Trzymaj się".Bez litości,może jedynie z odrobiną(bo więcej byś nie chcial)wciąż odczuwanej empatii.

prince
prince
 

Postprzez laissez_faire » 11 maja 2008, o 21:29

---------- 11:21 09.05.2008 ----------

... kolejny somnabuliczny poranek... o tyle dobrze, ze moge powiedzec, ze to nie 'ja', tylko powoli ustepujace toksyny wpedzily mnie w ten stan odretwienia...

Prince... nie wiem, co napisac... sciskam... teraz juz moge, bo wszelkie przeslanki na niebie i ziemi wskazuja, ze coraz blizej mi do heretyka :) one mnie tego ucza... pojawiaja sie z nikad i sa jednoznacznie gotowe na troche zapomnienia... wciaz uciekam, jednak coraz wolniej!
zabije w sobie ten cholerny homoseksualny pierwiastek, chocbym mial na to poswiecic cale zycie!

---------- 09:10 11.05.2008 ----------

kiepskim jestem morderca... czytam obecnie 'lubiewo', glupio nazwana pierwsza polska gejowska powiescia... nie, to opowiesc o ciotach, a raczej o wymarlym swiecie prawdziwych ciot, wypartym i zmarginalizowanym w czasach obecnych... po stokrosc wolalbym byc takim wyniszczonym, brudnym, majacym jeden cel w zyciu, pedalem niz bawic sie w hipokryzje gejostwa...
meczy mnie to ostatnio... tylko dlacego? chyba lubie nienawidzic sie pod tym katem...
ale mniejsza o ten temat, bo robi sie nudno... w 'lubiewie' cos umarlo... umarlo miasto... konkretnie wroclaw... moj wroclaw tez jest wypierany przez nowy bruk, nowa urbanistyke, wypielegnowane parki, fasady budynkow, jakby wiezione pod warstwa swiezej jaskrawej farby... ta rozbuchana renowacja sprawia, ze sie gubie, ze juz tylko nad odra z tanim winem wrod chaszczy, ktore co roku tam zawladniaja sciezkami, czuje sie nieprzytloczony tym wszystkim... wolny w pewnym sensie...
urodzilem sie w brudnym wroclawiu; wroclawiu, ktory mial niepowtarzalny kilmat i zakochalem sie w tym miescie... chca mi odebrac moje miasto tandeta skierowana do turystow...
smutno mi... wczoraj obejrzalem 'moja droga wendy' sredni film, z niewykorzystanym potencjalem scenariusza Larsa von Triera ale i to wystarczylo... plakalem, ale tak naprawde (nie po cichu z usiechem na ustach)... drugi raz od 15 lat... poprzednim razem patrzylem na motyw smierci mlodego chlopaka, ktory biegl po autograf swojej ulubionej aktorki teatralnej w obrazie almodovara 'wszystko o mlodej matce' (moze nawet juz o tym wspominalem w ramach tego forum)... mlody czlowiek, ktory nie zdazyl zrealizowac sie w zyciu, lub tego zycie zmarnowac (ale przez caly czas majac szanse), chyba nie ma niczego innego, co by mnie bardziej wyniszczalo...
ja szansy nie dostalem, a smutno mi chyba wlasnie dlatego, ze udalo mi sie wkoncu troche rozkrecic swoje szare dni... zabawa w zycie, ktora snuje zaczyna mnie przerastac... za duzo znajonych, za duzo tym samym klamstw, za duzo metnych planow i pozornych mozliwosci i te dwa numery 210 i 1010 dwa akademiki i dwie dziweczyny...
patrzylismy w gwiazdy, przytulila sie do mnie, kladac ufna glowe na mojej piersi, byla tak bardzo spragniona czulosci... stanolem troche bokiem, by nie wyczula, ze mam wzwod i bylo mi dobrze, moglo by byc tak juz zawsze... ale NIE NIE kurwa NIE!!! fikcja, klam... przeciez ja nie potrafie zyc z drugim czlowiekiem... przeciez nawet, gdybym sie na niej polozyl to i tak tego wzwodu by nie wyczula... pozniej spotkanie z kumplami, piwko, piwko... fajki i 'ooo jacek mogl wczoraj wyruchac', 'ble ble ble'... kocham tych gosci i nienawidze ich zarazem...
gubie sie... i cholera nie wiem, czy mi ten implant jest do czegokolwiek potrzebny ;/
ide sobie...

---------- 21:29 ----------

sprostowaie: hmmm zastanawiam sie dlaczego napisalem '...mlodej matce' zamiast '...mojej matce', nie byla to literowka, ktorych w moim zywocie niepoprawnego dyslektyka cale mnostwo [otello oczywiscie, a nie ottelo itd.]... nie, jakos podswiadomie zmienilem ten tytul... moze balem sie uzyc slowa 'mojej'?!
laissez_faire
 

Postprzez laissez_faire » 12 maja 2008, o 00:02

Michal, czy zdajesz sobie sprawe, ze wiecej emocji wzbudziloby we mnie kilkakrotne nabicie sie na twoj but i piesc, jako forma kontaktu fizycznego z normalnym facetem, niz sex z kobieta, ktora uleglaby mojemu watpliwemu urokowi... kiedys brzydzil mnie wyglad lechtaczki... teraz fascynuje mnie wszystko co, jeszcze niedawno tak odstreczalo... jednak cipy maja to do siebie, ze jesczcze dolaczona jest do nich wlascicielka z cala swoja skomplikowana osobowoscia.... ja niestety na prosty, uczciwy uklad nie moge sobie pozwolic... musze kochac, by 13 cm penis i to jedno nieszczesne jadro nie mialy wiekszego znaczenia... kochac nie potrafie...
laissez_faire
 

Postprzez laissez_faire » 12 maja 2008, o 20:47

a Ty bys to zaakceptowal?
no wlasnie...
laissez_faire
 

Postprzez laissez_faire » 12 maja 2008, o 21:01

nie o to pytalem...
laissez_faire
 

Postprzez laissez_faire » 12 maja 2008, o 21:33

:(
laissez_faire
 

Postprzez laissez_faire » 12 maja 2008, o 21:59

nie, kumple z NOPu mnie agituje ;]
dzieki, ze probujesz podjac ze mna dialog, ale wciaz mam badzo nasrane w glowie i jestem ciezkim rozmowca...
najpierw musze pokochac zycie, a dopiero pozniej bede to sobie jakos ukladal...
mam nadzieje, ze i ty wyjdziesz na prosta!
trzymaj sie
laissez_faire
 

Postprzez laissez_faire » 12 maja 2008, o 22:16

to czemu o tym wczesniej nie wspomniales?! trzeba za to wypic ;]
Ostatnio edytowano 12 maja 2008, o 22:18 przez laissez_faire, łącznie edytowano 1 raz
laissez_faire
 

Postprzez laissez_faire » 12 maja 2008, o 22:24

pacyfizm wywolany niechecia wobec WKU to wiesz... nie tedy droga...
laissez_faire
 

Postprzez laissez_faire » 19 maja 2008, o 19:14

pozornie wrocilem...
w kuchni miarowo kapie woda, wpedzajac mnie jakby w mantre, przywodzac na mysl zywe jeszcze wspomnienia... Xenia zerwala sie z lozka i podbiega do kranu, stwierdzila, ze nie zasnie (choc byla 6 rano, a my dopiero co wrocilismy ze wzgorza, z ktorago po raz kolejny sycilem oczy nocna panorama innsbrucka), deptajac po mnie przy tym... oddalo to cala jej osobowosc, osobowosc ktora kiedys kochalem, a teraz wykorzystywalem do przywolania wszystkich tych niesamowitych momentow, ktora spedzilismy razem... kiedy to bylo? to juz rok odkad innsbruck jawi sie jedynie jako mrzonka, ktora teraz jakby ozyla... ale ja nie chcialem bawic sie w ten onieryzm... chcialem tam byc, bo przeciez bylem... cos mi umknelo... przenioslem sie w czasie: przedwczoraj bylem w innsbruckw 17 maja 2007, inni juz wyjechali, moj projekt zbilza sie ku koncowi, a ja zabijam kazda mijajaca sekunde szalem uniesien; wczoraj w nocy byl koniec lipca 2007 i wyrzucono po raz kolejny [autokar jako lodz na rzece styks], gdzies tam do satecznego zycia, gdzies tam by zmierzyc sie po raz kolejny z narastajaca nerwica...

spontaniczna decyzja i tak Alicja jade z toba autostopem do Ljubjany... jeszcze chodzmy tylko na darmowy koncert Fisza/ Emade (tworzywo sztuczne) i juz o 4 mozemy udac sie w kierunku A4; to ja? gdzies jade? ucieknijmy, oni chca bym przespal sie z ta dziewczyna z pokoju 1010, a ja... ciiiii... oni nic o mnie nie wiedza, ty tez nie masz pojecia... jedziemy... udajemy, ze morzy nas sen, bo choc to stop, to jednak, zgubilismy motyw drogi, chcemy tylko dotrzec... 22 godzin, a ja juz cieszylem sie, ze bedziemy marznosc/nocowac na granicy slowensko-austriackiej... za latwo... 22 godziny i prysznic, wygodne lozko i znowu sen... ljubljana? tysiace malolatow z gwizdkami... nie mam potrafie otwrzyc sie na to co mnie otacza, chodzmy na kawe, chce trwac bez zbednych mysli;
i wdziera sie ta nieodparta pokusa... innsbruck to tylko 400 km; moj innsbruck i Xenia i... i nie wiem co jeszcze, ale czuje, ze musze, czuje, ze nie chce, ale nie mam wyjscia...
papa Alicja i od ciebie uciekam, jade gdzies tam do serca tyrolu, by doswiadczyc ten bol raz jeszcze... przeciez wiem, ze wlasnie tak bedzie...

i nie bylem dzisiaj na kolokwium i wszystko sie pieprzy... w mojej glowie sie pieprzy... i nie wiem ktory jest w koncu rok?

i kocham jednego chlopaka z ljubljany... kocham, bo nie pociaga mnie fizycznie... bije z niego tak niesamowity spokoj, dlatego kocham...
i widzialem piekna pare w Monachium i pragnalem obydwoje...

a teraz gdzie ja jestem?
zgubilem sie...
laissez_faire
 

Postprzez Filemon » 19 maja 2008, o 19:56

już mi Cię nie żal... - a kiedyś było...
i nie dla mnie Twoje teatry... :P :?
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Następna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 271 gości

cron