... każdy ma problem ...

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

... każdy ma problem ...

Postprzez Orm Embar » 9 maja 2008, o 07:54

Hejka ludziska,

A teraz będzie o mnie ... i to nie dlatego, że chcę podzielić się jakąś rewelacyjną myślą, ale dlatego, że każy przeżywa trudny czas - i padło na mnie.

Wiecie co jest najgorsze w zaawansowanym jąkaniu u dzieciaka? Blokada normalnej społecznej aktywności. Pamiętam lęk i szybsze bicie serca za każdym razem, kiedy musiałem powiedzieć w spożywczaku "chleb", pamiętam chodzenie do sklepu samoobsługowego trzy kilometry dalej. Podczas terapii mój psychospec uświadomił mi, jaki to był koszmar - postawił mi przed oczyma prosty fakt, że całymi latami dzień w dzień przeżywałe koszmarny lęk. Moje bycie w społeczeństwie, moje ucieczki od ludzi, samotnictwo i takie tam sprawy tak zmieniały moje uczenie się bycie z ludźmi (zarówno tych dobrych jak i tych złych elementów), że naprawdę nie rozumiałem wielu, prostych mechanizmów, działających w tzw. społeczeństwie. Taki był trochę ze mnie Caspar Hauser...

Do tego chory dom, nienormalne relacje, wykorzystanie seksualne i sto tysięcy tego typu rzeczy. Jeny, jaki burdel. Kuźwa, jak ja to przeżyłem?

Mam takie fajne poczucie, że sprzątnąłem fundamenty. Jestem pogodnym facetem. Lubię ludzi. Do nikogo nie mam żadnych pretensji - dojrzałem pod tym względem. Jak idę do sklepu, nawet gdy mam gorszą fazkę z jakaniem, radzę sobie.

Dobijam do połowy średniego żywota. Czasami smutno mi bardzo, że tyle lat poszło na marne - ale potem uświadamiam sobie, że skoro moje życie było jakie było, to nie poszły na marne, bo poszły na wyjście z takiej sytuacji, w jakiej się znalazłem. Nauczyłem się brać swoje życie takim jakie ono jest...

Wiecie co mnie boli?

Powinienem rozwiązać ostatni problem: wykuć sobie swoje miejsce w życiu, zacząć walczyć o pieniądze, zmienić zawód, sprzedawać siebie, przyjąć fakt, że muszę podejmować rywalizację...

Tak, wiem, brzmi to enigmatycznie, ale - widziecie - jestem takim trochę typem obserwatora myśliciela. Mam też w duszy sporo ochoty, zdolności i cech gościa mocno aktywnego - ale żeby je uaktywnić, muszę naprawdę się szarpnąć na wiele spraw.

To jakoś tak, jakbym stał na rozdrożu: albo będę sobie dalej żył jak żyję, albo bojąć się koszmarnie odważę się zacząć walczyć o przezycie lat, które mi zostaly, w sposob jak najpelniejszy i jak najbardziej intensywny. Jeśli wybiorę drugą opcję, jeśli się na nią odważę, i jeśli choć część rzeczy mi się uda, wiem, że będę miał za jakiś czas poczucie, że w pełni rozwiązałem swoje problemy i jestem wolny, ale cena jest taka, że mogę też mocno się potłuc. Jeśli wybiorę opcję pierwszą, będę dalej kim jestem - ale być może za lata uznam, że zmarnowałem czas, który mogłem pięknie spożytkować i będę umierał z żalem za zmarnowanym życiem.

Wiem, brzmi dziwnie, ale tak teraz mam.

Eh, spadam pomyśleć :)

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Justa » 9 maja 2008, o 08:36

Wiesz Maks, tez jestem w tym momencie zycia. Na rozdrozu. Z potrzeba zdecydowania i podjecia wyzwania lepszego kreowania przyszlosci. Podjecia decyzji, co tak naprawde chce robic przez nastepne lata zycia.

Z jednej strony piekny czas - marzyl mi sie kiedys. Mozliwosc wyboru. Pieknie brzmi. A z drugiej - ...jakiego wyboru dokonac...? Czy potrafie porzucic swoje wycofanie i obserwacje rzeczywistosci na rzecz zaangazowania w rynek, podjecia rywalizacji i byc moze lepszych pieniedzy...?

Kielkuja rozne przemyslenia...
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez agik » 9 maja 2008, o 10:03

Mam wrazenie, zę ten list napisałeś, zeby jakoś uporządkować swoje myśli. Ale wzbudził we mnie kilka refleksji, to napiszę :)
Myślę sobie, że każda zmiana w zyciu chyba jest związana z ponoszeniem jakichś kosztów.
Piszesz o zawalczeniu o zaznaczenie swojego miejsca i o gratyfikacjach z tym związanych.
Najpierw sobie pomyślałam, ze nie warto "sprzedawać się" ( jak to ująłeś), ale potem mi przyszło do głowy, ze może chodzi Ci o coś więcej- o to, zeby nie zatrzymywać Twojego rozwoju.
Chyba masz pęd do zmiany...
Może trzeba Ci kogoś w rodzaju cheerleaderki? Kogoś, kto uparcie będzie twierdził- "dasz radę, Maks!!! Dasz radę!"

No bo właściwie, czemu miałbyś nie dac? Potłuc można się zawsze, ważne tylko, na ile dotkliwe są te potłuczenia.
Moze wystarczy ocenic- siniak, który zniknie za 3 dni? Czy przetrącenie kręgosłupa?

Jeszcze pomyślę

Pozdrawiam serdecznie
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez bunia » 9 maja 2008, o 10:24

Obys tylko w ten sposob nie musial sobie nic udawadniac....to tak na marginesie....spiesz sie powoli :roll:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Re: ... każdy ma problem ...

Postprzez kropka75 » 9 maja 2008, o 11:26

Orm Embar napisał(a):Powinienem rozwiązać ostatni problem: wykuć sobie swoje miejsce w życiu, zacząć walczyć o pieniądze, zmienić zawód, sprzedawać siebie, przyjąć fakt, że muszę podejmować rywalizację...

Tak, wiem, brzmi to enigmatycznie, ale - widziecie - jestem takim trochę typem obserwatora myśliciela. Mam też w duszy sporo ochoty, zdolności i cech gościa mocno aktywnego - ale żeby je uaktywnić, muszę naprawdę się szarpnąć na wiele spraw.

To jakoś tak, jakbym stał na rozdrożu: albo będę sobie dalej żył jak żyję, albo bojąć się koszmarnie odważę się zacząć walczyć o przezycie lat, które mi zostaly, w sposob jak najpelniejszy i jak najbardziej intensywny. Jeśli wybiorę drugą opcję, jeśli się na nią odważę, i jeśli choć część rzeczy mi się uda, wiem, że będę miał za jakiś czas poczucie, że w pełni rozwiązałem swoje problemy i jestem wolny, ale cena jest taka, że mogę też mocno się potłuc. Jeśli wybiorę opcję pierwszą, będę dalej kim jestem - ale być może za lata uznam, że zmarnowałem czas, który mogłem pięknie spożytkować i będę umierał z żalem za zmarnowanym życiem.

Wiem, brzmi dziwnie, ale tak teraz mam.

Eh, spadam pomyśleć :)

Maks

A teraz? Nie masz miejsca w życiu? Odczuwasz finansowy niedosyt? Czujesz parcie na nowe zajęcie, nowy zawód?

Bo chyba nie zamierzasz walczyć w tym dzikim tłumie tylko dlatego, że inni tak robią? Nie chcesz pędzić po coś tam w dali, bo inni wokół pędzą? Mam nadzieję, że nie...
kropka75
 
Posty: 178
Dołączył(a): 22 sie 2007, o 12:49

Re: ... każdy ma problem ...

Postprzez ewka » 9 maja 2008, o 12:25

Orm Embar napisał(a):Jeśli wybiorę opcję pierwszą, będę dalej kim jestem - ale być może za lata uznam, że zmarnowałem czas, który mogłem pięknie spożytkować i będę umierał z żalem za zmarnowanym życiem.

Jakoś nie umiem sobie wyobrazić, że na dzisiaj źle Ci z sobą takim wg opcji pierwszej... może po prostu trochę za ciasno? Opcja druga z kolei... widzę faceta goniącego za kasą, sprzedającego siebie (jak to określasz) - co mi z Twoim wizerunkiem dzisiejszym też jakoś nie pasuje.

Opcja pierwsza wyklucza pięknie spożytkowanie swojego czasu na tym łez padole? Dlaczego?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez melody » 9 maja 2008, o 20:37

Maks, ja to widzę mniej więcej tak - przeżywasz trudny czas związany z podjęciem ważnej życiowej decyzji. Stagnacja (bo jak piszesz:"Jeśli wybiorę opcję pierwszą, będę dalej kim jestem - ale być może za lata uznam, że zmarnowałem czas, który mogłem pięknie spożytkować i będę umierał z żalem za zmarnowanym życiem") kontra transcendencja (czyli:"Jeśli wybiorę drugą opcję, jeśli się na nią odważę, i jeśli choć część rzeczy mi się uda, wiem, że będę miał za jakiś czas poczucie, że w pełni rozwiązałem swoje problemy i jestem wolny, ale cena jest taka, że mogę też mocno się potłuc")

I tu widzę padający cień. Jest to cień zalęknionego dziecka, które znów (być może już po raz ostatni) zostaje wysłane do sklepu, by kupić ten cholerny chleb, gdy tymczasem nie sposób wypowiedzieć słowo będąc jakby na bezdechu (sytuacja bynajmniej mało komfortowa/bezpieczna).

Potrzeba bezpieczeństwa. Jak jest z tym u Ciebie?
Przyszło mi to do głowy poniekąd przez pryzmat siebie samej. Jednym słowem - zauważyłam, że moja potrzeba bezpieczeństwa niejednokrotnie ściera się z moimi wysokimi aspiracjami i wówczas nie wiem jaką podjąć decyzje. Lęk. To on mnie jeszcze ogranicza. A Ciebie?
Z drugiej strony taki lęk to tez drogowskaz:" Uważaj chłopie, bo wchodzisz właśnie na drogę dotąd przez Ciebie nie uczęszczaną. Be careful!"

Cokolwiek postanowisz (a to już sam wiesz najlepiej), życzę Ci wszelkiego powodzenia :)

mel.
melody
 

Postprzez prince » 9 maja 2008, o 22:32

Witaj Maks.
Wyobraz sobie ze dziś to ostatni dzień Twojego życia.I załóżmy ze kilka lat temu wybrałeś drugą opcję,zaryzykowałeś,zmieniłeś pracę,opłacało się,kupa kasy na koncie,niestety kosztem wolnego czasu,jest prestiz,kasa,wygody...
I czego wtedy najbardziej będzie Ci żal?Może widoku z tych gór których nigdy nie zdobyłeś?Może zapachu lasu po którym nigdy nie chodziłeś?Moze burzącego czuprynę wiatru(chociaż przypomina mi się ze preferujesz raczej strzyżenie na zero) który mógłby ponieść Cię w żagłówce hen daleko?Może rozkosznego merdania ogonem Twojego psa na widok smyczy którą bierzesz do ręki?

Może...niestety nie miałeś na to wszystko czasu...bo rzuciłeś się w wir pracy,umacniania pozycji,robienia kasy...która w chwili śmierci nie ma zadnego znaczenia...

pozdrawiam serdecznie

prince
prince
 

Postprzez Sinuhe » 10 maja 2008, o 15:19

Heja Orm
Lata lecą a człowiek zupełnie naturalnie chce coś osiągnąć.
Nie chcę tutaj urazić Prince'a, ale jego wizje są dla mnie raczej obce.
Jedynymi kompetentnymi ludźmi, którzy mogą się wypowiedzieć w temacie tego, czy większą wartość ma sukces, czy rezygnacja z niego, mogą być ci, którzy wznieśli się na finansowe wyżyny i albo na nich pozostali, albo właśnie zrezygnowali.
My tutaj jesteśmy sobie zwykłymi ludzikami, którzy mogą sobie tylko pogadać.
A wypada mieć nieco uczciwości wobec własnej osoby i zadać samemu sobie pytanie , czy rzeczywiście nie chce się wysokiego statusu i dużej gratyfikacji finansowej - czy to tylko skrywane przeświadczenie, że się nie posiada przymiotów, które mogą pomóc w zdobyciu tego.
Sukces ma swoją cenę i wymaga bardzo wielkiego skupienia się na jednym. Być może czasem kosztem spojrzenia na otaczający świat - ale nie wszyscy możemy biegać po łąkach i paść owce szczęśliwi takim trybem zycia.
Często słyszę wzgardliwe oceny, jakimi szaraczki obdarzają ludzi zamożnych. Często są to zarzuty ogłupienia pieniądzem, karierą, ślepoty na świat. Jakoś wśród mających się za jedynych sprawiedliwych szaraczków, widzę dokładnie to samo, co zarzucają innym. Tylko łatwiej zarzucić zaślepienie kasą tym, co ja mają, niż ją zdobyć samemu - a z reguły ci ludzie wypłakują się, że mają za mało.
Jeżeli ktoś realizuje się w swojej dziedzinie i czuje się w niej spełniony, to wszystko w porządku. Potrzeba stabilizacji finansowej to zupełnie normalna sprawa a poza tym człowiek zyskuje potwierdzenie, że posiada odpowiednie zasoby charakteru, mobilizacji i umysłu, by umieć osiągnąć to, co nazywa sukcesem.
Smak zwycięstwa ma wartość.
Jeżeli ktoś nie wytrzymał tempa i stwierdził, że sobie odpuszcza - to w porządku, bo wie o czym mówi.
Jeżeli ktoś rezygnuje z władzy i pieniędzy, by oddać się sadzeniu pomidorów - to też to jest zrozumiałe.
Jeżeli ktoś osiąga, co chce i czuje sie w tym, jak ryba w wodzie nawet poświęcając cały czas temu, to jest spełniony i niekoniecznie musi w chwili śmierci tego żałować.
Polecam tak w ogóle trochę zdrowego nietzscheanizmu.
Ja sam na razie jestem na etapie chęci osiągnięca sukcesu. Wczoraj na imprezie z okazji oddania do ruchu instalacji słyszałem, że razem z kolegą jesteśmy młodymi wilkami, że w poprzednim miejscu bym zgnuśniał. Ja wiem, że awans mnie cieszy, ale mam o wiele większe aspiracje. To jest po prostu kolejny etap.
Uważam, że dam radę mieć czas na to, by się czymś zachwycić, by coś przeczytać, gdzieś pojechać.
Może coś osiągnę, może nie.
Nie wierzę w to, że każdy na łożu śmierci ma napawać się wspomnieniami wiatru we włosach, przeprawy przez rzekę, czy innymi temu podobnymi.
Jeżeli Prince uważa, że to, co uznaje za ważne ma wypełniac jego zycie, to oczywiście, że to ma sens i uzasadnienie. Jeżeli nie czuje potrzeby posiadania większych zasobów finansowych, osiągania sukcesu zawodowego to znaczy to tyle, że tak jest skonstruowany i może być szczęśliwy będąc w zgodzie z własnymi przekonaniami. Tak patrzyłem wczoraj na ludzi, których uważam za maszynki do osiągania sukcesu i czuję w wielu z nich jakąś pustkę, widzę na nich pewne kajdany.
Ale nie tylko na nich.
Osiągnięcie sukcesu to tylko pewne tło. Satysfakcja i poczucie realizacji nie muszą z nim iść w parze, ale oczywiście mogą.
Po smierci ojca bylismy latami ubogimi krewnymi.
A ja po prostu chcę mieć możliwość finansową wyjazdu, gdy tego potrzebuję, chcę miec na ciuch, książkę, film, muzykę itd. Chcę miec zaplecze finansowe, gdy zepsuje mi się pralka, chce sobie zamienic moje wiekowe cinquecento na coś, co nie daje obawy, że stanie gdzieś po drodze.
Może kiedyś będę miał dzieci, to chciałbym im zapewnić edukację.
Znam ludzi, którzy stali się mechanizmami o ograniczonych horyzontach po walce o władze i pieniądze a znam i takich, którzy korzystają z dużych efektów swojej pracy i są szczęśliwi.
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez Orm Embar » 11 maja 2008, o 00:30

Justa napisał(a):Wiesz Maks, tez jestem w tym momencie zycia. Na rozdrozu. Z potrzeba zdecydowania i podjecia wyzwania lepszego kreowania przyszlosci. Podjecia decyzji, co tak naprawde chce robic przez nastepne lata zycia.

Z jednej strony piekny czas - marzyl mi sie kiedys. Mozliwosc wyboru. Pieknie brzmi. A z drugiej - ...jakiego wyboru dokonac...? Czy potrafie porzucic swoje wycofanie i obserwacje rzeczywistosci na rzecz zaangazowania w rynek, podjecia rywalizacji i byc moze lepszych pieniedzy...?

Kielkuja rozne przemyslenia...


Hejka Justa (reszta jutro),

Wiesz co, bliskie mi to jest... Oczywiście kasa jest strasznie ważna, jest poza tym prostym wyrazicielem tego, ile się nauczyliśmy, ale nie wiem czy miewasz takie wrażenie, że to wycofanie się i unikanie decyzji to taka szersza sprawa...

To nie chodzi wcale o to, żeby założyć sobie "fura, skóra i komóra", ale żeby przestać się chować po kątach - choćby i kątach najmądrzejszych rozmyślań - i zacząć walczyć o samorealizację. Walczyć w społeczeństwie, walczyć z samym sobą, walczyć z przeciwnościami ograniczeń...

Czasami wydawało mi się, że u samych fundamentów DDA leży taki jakiś wpojony nam zakaz dbania o siebie, brania co nasze, zakaz śmiałego sięgania po coś, czego chcemy... Jeszcze potem nam dokładają w łeb, że jak nie chcemy dla siebie, i dbamy tylko o innych, a już broń cię panie boże (oraz Allahu i Buddo) nie rywalizujemy, to dopiero wtedy jesteśmy dobrzy...

Nie miałaś wrażenia, że to nie chodzi wcale o sto tysięcy na drobne wydatki, ale właśnie o gotowość intensywnego ruszenia w swoją podróż przez życie?

M.
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Justa » 12 maja 2008, o 14:58

Maks,
mam chyba podobnie... Wycofanie i obserwacja daja satysfakcje i rozwijaja, a jednoczesnie w jakis sposob rodza mysli, ze chyba nie do konca wykorzystuje wlasny potencjal dzialania, podejmowania nowych wyzwan, przezwyciezania trudnosci.

Tak, zdalam sobie sprawe, ze ja wcale nie walcze o wlasna samorealizacje na tyle, na ile byloby mnie stac. Ze mam duzo wiekszy potencjal. A NIE WIEM dlaczego nie walcze.

Ja raczej nie z tych, co narzekaja, ale raczej zauwazaja i dzialaja.

Dobrze ujales sprawe - gotowosc ruszenia w podroz. By walczyc ze soba i przeciwnosciami losu, by podejmowac wysilki, by cieszyc sie sukcesami.

Mnie chyba troche blokuje mysl, ze nie trafie, ze wkrocze na droge, na ktorej nie odnajde siebie... a Ciebie co?
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez Orm Embar » 15 maja 2008, o 11:26

Justa napisał(a):Mnie chyba troche blokuje mysl, ze nie trafie, ze wkrocze na droge, na ktorej nie odnajde siebie... a Ciebie co?


Tak, ruszyć się... Podjąć tak w samej głębi serca decyzję, że nie będę chował się w szarej bylejakiej codzienności, ale zacznę szukać realizacji swojego życia...

Co mnie blokuje? Tak z marszu wymienię kilka rzeczy:

1. wspomnienie bardzo trudnych czasów - długich, strasznych lat;
2. obawa przed klęską, i to taka trochę wyolbrzymiona obawa... może nawet raczej brak gotowości do przyjęcia nieuchronnych porażek jako czegoś normalnego;
3. wstyd, wstyd, wstyd... wstyd, że kiedyś było tak fatalnie.

Sporo o tym myślę, Justa, bardzo dużo, i nie odpuszczę tego tematu aż nie skończę sprzątania w tym zakresie - choćby i zajęło to kilka miesięcy.

Wiesz co, Justa, na dobry początek rodzi się we mnie NIEZGODA - niezgoda na to, żeby marnować swoje życie...

spadam, ale wrócę :)

M.
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Księżycowa » 17 maja 2008, o 13:01

Podoba mi się takie nastawienie :) .
Księżycowa
 

Postprzez Orm Embar » 31 maja 2008, o 23:30

Cześć,

Trudno mi to idzie... W sumie to dobrze, że idzie mi trudno... Nauczyłem się czegoś podczas swojej psychoterapii: czasami warto dać spokojnie dojrzeć pewnym sprawom, choć i nie pozwalać im na zbyt długie dojrzewanie.

Pytałem siebie, zaglądając w swoją duszę i w swoją przeszłość, jak opisałbym trzy największe problemy z tym, nad czym teraz chcę popracować. Kolejność nie są przypadkowa, choć czasami pewnie te trzy elementy mogą zamieniać się miejscem na podium:

3. (brązowy medal): NIEWIARA W SIEBIE - czyli stan wyćwiczony latami takich sytuacji, w których musiałem użyć mowy, żeby coś "załatwić", i albo podejmowalem wysiłek i przegrywałem, albo - najczęściej - nie podejmowałem wysiłku i uciekalem;

2. (srebrny medal): RATOWANIE INNYCH I DBANIE O INNYCH - to już bajka o współuzależnieniu, tutaj tak subtelnym, że polegającym na martwieniu się o to, co sobie inni o mnie pomyślą i "dbaniu" o to, żeby ich wrażenia były jak najlepsze;

1. (mistrz świata): ZAKAS OSIĄGANIA SUKCESU - coś wszyte w duszę bardzo głęboko, coś z bardzo wczesnego dzieciństwa, taki zakaz zajęcia miejsca na podium, zakaz pozwolenia sobie na wygrywanie, zakaz bycia dumnym... Jakieś takie baaardzo mocne podskórne przekonanie, że mi nie wolno stać się kimś, jeśli tylko mialoby to zagrozić pozycji i dobremu samopoczuciu kogokolwiek...

na dzisiaj tyle. nie mam siły czytać tego co mi napisaliście i odpowiadać - postaram się to zrobić jutro.

Powiem Wam jednak, że mam fajne wrażenie ruszania na bój o skruszenie ostatnich murów swojego więzienia... Bardzo to fajne. :-)

spadam do wyra

Maks (Orm)
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Justa » 1 cze 2008, o 00:25

Jestem, czytam, przemyśliwuję.

Zastanawia mnie Twoj złoty medal i nie jestem do konca przekonana, czy to na pewno chodzi o wewnetrzny zakaz sukcesu. Wydaje mi sie, ze czesto stawiasz sobie poprzeczki, pokonujesz je i odnosisz sukcesy (organizacja imprezy dla osob z problemem jakania, psychoterapia). I ze sprawia Ci to radosc.

Nie wiem, czy na pewno dobrze Cie rozumiem.

Ja powoli lecze sie z ratowania innych i dbania o ich interesy. Z tego, ze ich dobro ma byc przedlozone przed moje... bo w koncu, jak ja o siebie nie zadbam, to kto? Da sie wypracowac. Choc nie tweirdze, ze zawsze, wszedzie i do konca.
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Następna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 32 gości