wróciłam dziś do domu i czułam się bardzo źle psychicznie,zresztą nadal się czuję jak śmieć,powiedziałam o tym chłopakowi licząc na wsparcie,jakieś dobre słowo,przytulenie choćby,a on jakby w ogóle nie zwrócił uwagi mówi:co kupić w sklepie i że idzie.
Rozpłakałam się że mnie olał i położyłam do łóżka,a on włączył sobie film i zaczął oglądać.Nawet nie zwrócił uwagi.
Przed chwilą się obudziłam i zapytałam dlaczego się tak zachował,że to mnie bardzo zabolało...
Odpowiedział że chyba się już przyzwyczaił do moich złych dni i że też chce mieć trochę spokoju
Ręce mi opadły
Czy zbyt wiele wymagam?Czy pocieszenie kogoś komu źle i przytulenie go to zbyt wielki ciężar dla drugiej osoby szczególnie bliskiej?
Dlaczego ludzie gdy widzą kogoś przewlekle chorego,tyle że fizycznie,są gotowi pomagać mu,skakać wokół niego jak małpy,a gdy taka choroba dotknie już niewidoczną okiem psychikę,to nagle po czasie dowiaduje się że stał się ciężarem?I to od bliskiej osoby
Wytłumaczcie mi
Nie mogę zrozumieć ani pozbierać się po tym co powiedział
Jest mi jeszcze gorzej niż było.....
Zastanawiam się czy to wszystko ma w ogóle jeszcze jakiś sens,czy tylko już zmierza do ślepej uliczki
To całe leczenie,żarcie tabletek,układanie sobie życia....jak nie mam z kim to po co?
Dla siebie samej niczego nie chcę,nawet życia...to najbliżsi są powodem tego że tu ciągle jeszcze jestem...a przynajmniej zawsze byli