Po moim wyjezdzie do Niemiec nie utrzymywałam kontaktu z mężem , nie dlatego ze nie chciałam , to on sobie nie życzył. Jeszcze przed sama podróżą powiedział : "nie masz po co wracać" ..... Kontaktowałam się jedynie z córką . To chyba była sobota ....... zadzwoniłam do domu , chciałam porozmawiac z dzieckiem. Nikt nie odbierał telefenu , ale pomyślałam że może wyszli do kina lub którejś z babć ( to był wieczór ) . Dzwoniłam potem co jakis czas , ale tylko cisza w słuchawce. Kiedy godzina stała się pózna ok. 23:00, zaczęłam się denerwować. Wysłałam smsa do męża z pytaniem gdzie są i dlaczego o tak póznej porze nie ma ich jeszcze w domu......nie odpowiedział . Wysłałam kolejnego, potem jescze kilka , dzwoniłam na komórkę męża , ale nie odpowiadał. Martwiłam się o córkę , było juz chyba około 2 w nocy. Nie wytrzymałam ....zadzwoniłam do teściowej , która nie miała o niczym pojęcia.Twierdziła ,że miał pojawić się u niej na obiedzie , ale takze i u niej go nie było. W tym samym czasie dostałam smssa zwrotnego od męża treści : " Z nami wszystko oki , jesteśmy u mamy "..............Ja akurat z nia rozmawiałam , więc jak to możliwe ? czyzby teściowa mnie okłamała???? Zaprzeczyła ,że mąż jest u niej .Wtedy juz zaczęłam się domyślać ,że jest z moim dzieckiem u swojej kochanki.Chciałam żeby to nie była prawda. Następnego dnia , w niedzielę dzwoniłam do domu cały dzień.Nikt nie odbierał , tz że jeszcze nie wrócili. Zaczęłam wariować , nie mogłam sobie znależć miejsca . Ponownie zadzwoniłam do teściowej , nareszcie zdobyłam się na odwagę i powiedziałam jej o wszystkim , o tym że mnie bił o jego wyskokach , o tym w jaki sposób się zachowuje i ze spotyka sie z inna kobieta . teściowa nie mogła uwierzyć, ale wysłuchała mnie - to najwazniejsze. Wieczorem dostałam w końcu informację ,że mąż z córką są w domu. Zadzwoniłam .....córka wyrażnie była przestraszona , kiedy powiedziałam ze się martwiłam , ze nie wiedzialam gdzie jest i zapytałam gdzie była.Słyszałam jak zapytała męża , czy może mi powiedzieć . Byli u niej.......... Myślałam ,że mi serce pęknie.......Bardzo bolało . Zapytałam męża dlaczego tak się zachowuje , dlaczego wciaga w to wszystko nasze dziecko , jego odpowiedz " to mooje życie , i bedę robił , co chce " Szlag mnie trafił ...... Próbowałam jeszcze póżniej z nim rozmawiać na ten temat , bez skutku zawsze te same argumenty. Czułam się jak zbity pies. W międzyczasie starałam się załatwić sobie zmianę w pracy by mieć mozliwość szybszego powrotu do domu , nie udało się.......
Wróciłam , on z kamienną twarzą i potworną obojętnością przywitał mnie w domu. Tak jakbym była kimś obcym .....Bolało
Trudno było skłonić go do rozmowy , w końcu jednak powiedział , że już mu na mnie nie zalezy i że chyba chce rozwodu ................???????Nie mogłam uwierzyć!!!!! Nie chciałam tego , tyle lat jesteśmy razem , przeciez kocham go mimo wszystko , mimo bólu jaki mi wyrządza .........Prosiłam go o to by się zastanowił nad własnym postępowaniem, żeby przemyślał.......powiedział "zobaczymy". Zaczęłam szukać pracy, w ciągu tygodnia znalazłam , w tej chwili jestem na okresie próbnym i mam nadzieję ,że mi się uda . Nie zrobiło to na nim i tak wrażenia ,że postanowiłam na stałe wrócić do kraju , właściwie było , jest mu to obojętne. Niedługo potem powiedział , że zerwał kontakt z ta kobietą ......W głębi duszy cieszyłam się ale zastanawiałam się dlaczego ? i czy to rzeczywiście prawda?. Jak się pózniej okazało okłamał mnie ...... Nadal utrzymywał z nią kontakt , czy się spotykali - nie wiem , ale napewno wymieniali się smsami. Jednego udało mi się przeczytać - od niej ( on swoje zaraz kasuje , wyłacza dzwonek żebym nie słyszała sygnału , ukrywa przede mną komórkę ) : Śpij słodko mój najdroższy , czekam na Ciebie , kocham Cię ...............Nie pamiętam dokładnie swoją reakcje , ale to był jakiś potworny popłoch , strach przed utratą - wiedziałam że ona nim manipuluje , że ciągnie go w swoje sidła , a ja nie mogłam nic zrobić .Zastanawiałam się czy do niej napisać ? ale co??? już sama nie wiem , co jeszcze mogłabym zrobić ........Walczę o niego, czy mi się uda??? W tym tygodniu powtórka z rozrywki , pod pretekstem spotkania z kolegą był u niej . Znowu nie odpowiadał na moje telefony. Wszyscy mówią " bądz na to bojętna " , ale jak to mozliwe ?Nie potrafię przejść obok tego do porządku dziennego. Jestem zdruzgotana całą tą sytuacją i nie mam już siły . Nie chce mi się żyć , nie radzę sobie ......Teraz jest jeszcze ze mną , ale mówi że chce z nia zamieszkać .......nie mówi kiedy zamierza to zrobić .Nie mówi nic .......ŻŻyje jak we śnie , nie mogę spać , szchudłam 10 kilo . Nie mogę się pozbierać ........ W niedzielę moje dziecko ma komunię ..........Farsa , rodzina w komplecie ale ..........Nie wiem co robic , jak postępować żeby przekonac go do siebie , do tego ze jeszcze nie wszystko stracone ,że tworzymy rodzinę , że wszystko można sobie wybaczyć i próbować na nowo coś zbudować. Jak mam walczyć o niego ?? Co mówić , czego nie mówić. Jak postępować ,żeby nie miało to wpływu na córkę. Nie chce rozwodu , nie chcę go stracić ...................czuję że wymyka mi sie wszystko , co do tej pory trzymało mnie przy zyciu........