Kochać za bardzo...

Problemy z partnerami.

Postprzez tytania » 2 maja 2008, o 22:04

Cała ta dziwna sytuacja z K., o której pisałam w nowym temacie sprawiła, ze dzisiaj trochę smutna i nostalgiczna byłam. Patrzę w przeszłośc i myslę ile straciłam... Jak mogłam być taka głupia i pozwolić mu odejśc? Nie walcząc... Już za późno :(
Jednak to myślenie o K. w jakiś dziwny sposób wpłynęło na patrzenie na P. Może przypomniało mi się, ze nie jego jedynego w życiu kochałam? Może ta tęsknota za K., jego odpowiedzialnoscią, ciepłem i dojrzałością sprawiła, żę związek z P. wydał się taki śmieszny w tej całej szamotaninie... Gdy K. zapytał mnie wczoraj czy to było coś poważnego (moj związek z P.) to czułam się inaczej niż zwykle gdy o tym myślałam. Przecież przeżywam rozstanie z P., boli ta strata, ale siedząc przy K. czułam się spokojna, nie myślałam o P. tylko o tym, ze K. zawsze był najbliższy mojemu ideałowi, dlaczego nam nie wyszło? Odpowiedziałam mu w końcu, że teraz to już nie istotne,bo i tak P. mnie zostawił.
Serce płata mi figle...
Może K. to właśnie ten bodziec, który miał mnie wyrwać z amoku? Trochę nieudany bodziec, bo jednak sprawia ból świadomośc, ze K. tez nie mogę mieć, ze on znalazł sobie kogoś lepszego ode mnie.... Ale tak czy inaczej całkiem skutecznie sprawił (przynajmniej tymczasowo), że P. przestał być taki "oczekiwany, ukochany, wymarzony".
Dlatego... Postanowiłam do niego dzisiaj zadzwonić. Pomyślałam, ze czuje się wystarczająco silna, żeby z nim najzwyczajniej w świecie porozmawiać, jak ze zwykłym kolega o głupotach. Tak po prostu. Zdałam sobie sprawę, zę ta blokada siedzi w mojej głowie, bo nie mogę pogodzić się z rozstaniem, ale skoro dzisiaj przestałam czuć tą chęc powrotu to mogę go usłyszeć, pogadać. Niezwykłe olśnienie, chwila normalności.
Zadzwoniłam.
I rozmawialiśmy tak po prostu. Byłam wesoła, radosna, tak sama z siebie. Usłyszałam, że cieszys ię, ze dzwonię, że ma nadzieję, ze będziemy rozmawiać częściej, że się niedłgo spotkamy, że pójdziemy gdzieś razem itd. itd. I odpowiedziałam mu "ok, jak będe miała więcej czasu (matura) to bardzo chętnie", ale o dziwo nie było to pełne nadzieji, wielkich planów co mu powiem gdy się spotkamy, nie było nawet oczekiwania, myśli "zróbmy to już, zaraz". Rozmawiałam z nim jak z każdym.
Wiem,że się uwolnie. Już niedługo...
Dzisiejszy dzień być może jest chwilowym olsnieniem, być może niedługo wróci nowa dawka bólu, ale narazie ciesze się tym powiewem zdrowia.
I tylko to,że K. tak daleko boli...
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez cosy » 4 maja 2008, o 19:28

I tak trzymaj Tytania. Wrzuc na luz i tak trzymaj.
Na pierwszym miejscu twoje sprawy a jesli sie znajdzie czas..to przyjemnosci np. spotkanie z P.
Po za tym fajnie ze mozesz sobie tak szczerze pogadac z K. pewnie myslisz ze szkoda ze to tylko taka przyjaźń, ale ciesz sie tym. To i tak jest dużo.

Buziaczki, i powodzenia na maturce, bo to już jutro sie zaczyna, co??
Połamania długopisa !!
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez tytania » 7 maja 2008, o 11:04

Dzięki Cosy za wierne odpisywanie na moje posty ;) U mnie nadal ok chociaż strasznie boję się egzaminu z matmy (polski i angielski poszedł ładnie).
Wiosna przyszła, na dworze zrobiło się przepięknie i ja dzięki temu też czuje się dobrze. Generalnie jest ok. Czasami najda jakies "cięższe myśli", ale już nie takie bolesne. Myśle, że narazie radzę sobie świetnie.
Z P. się nie widuje. Napisał mi smsa z życzeniami powodzenia na maturze i prosił, żebym dała znać jak poszło, więc tak zrobiłam ale poza tym nic... Jestem spokojna. Mam nadzieję, że to się nie zmieni jeśli się za jakiś czas spotkamy sam na sam. ALe nawet jeśli wtedy bedzie gorzej to i tak podniose się jakoś :) Dam radę :) Jeszcze tylko ostatnie egzaminy i wakacje a mam mnóstwo planów! jupi!
A co tam u Ciebie Cosy? Gra gitara? ;>
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez cosy » 7 maja 2008, o 19:42

Ja tak na chwilke wleciałam..

U mnie gitara chyba gra :D

Ostatnio mam pecha by spotykac na drodze pana D. Raz szłam z kolezanką na spacerek i go minęłysmy, to było w minioną niedziele, a drugi raz dzis, siedzialam w aucie niedaleko jego domu, a On kaurat podjechal autkiem pod dom. I tu i tu , było zwykłe czesc, czesc - a nawet moze i nie czesc, tylko z jego strony kiwnięcie głową, tak jakby mi chciał dzień dobry powiedziec. Jutro wybieram sie na msze w intencji jego mamy, wiec pewnie tez sie miniemy. Ale jakos na wymiane zdań nie mam ochoty..

I wiesz?? Dziś stwierdziłam ze juz sie chyba wyleczyłam. Rusza mnie to ze go zobacze ale juz nie tak. Mysle sobie, he, niech złajuę jaką fajną laske stracił!

No a po za tym, to moze i jakiś wątek miłosny pojawi sie w moim życiu, ale..na razie cicho sza..nie będe zapeszac.
Pozdrowionka :)
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez mg1986 » 7 maja 2008, o 20:15

wiesz co?? choc nie mialam nigdy takich sytuacji czuje się jakbym to wszystko ja sama pisała... nie wiem... czuję się, że jakbym miała napisać książkę o takim kimś jak Ty, pisałabym prawie dokładnie to samo...
Wciągnęłam się w czytanie Twoich postów niesamowicie...
I tutaj chyba nie chodzi nawet o przeczucie, intuicję, że jesteś jedną z takich "bratnich dusz", które kiedy się spotyka można się obyć bez słów...
To jest raczej przekonanie, że musisz być naprawdę bogatą wewnętrznie i niezwykłą osobą...


a dalej myślę sobie... co za płytki kalosz musiał być z tego P.
Pomyśl o tym jakbyś się z nim męczyła na długą metę i co by z Ciebie zostało po jeszcze jednym takim roku...
a na złe chwile radzę Ci zastosować może śmieszną, ale niejednokrotnie skuteczną metodę..
Wyobrazaj go sobie w sytuacjach, kiedy budziłby Twoje politowanie....
Może sobie coś przypomnij i krytycznie przeanalizuj, a może postaw go w jakiejś wymyślonej przez siebie sytuacji, w której wiesz, że zachowałby się płytko...
Myślę, że dla dobra sprawy to nic złego ... takie celowe zrażanie się do osoby przy użyciu wyobraźni.


PS> ja tez od dziecka cierpie na dysfunkcję zdrowotną (niedosłuch) i w podobny sposob motywowala ona moje zycie. mysle ze nawet duzo bardziej niz mysle...
dojrzalosc duzo duzo dalej posunieta, ale problem z poczuciem wlasnej wartosci posuniete niestety jeszcze dalej.
sto razy wieksze analizowanie, potrzeba udowadniania, zero lekkosci ducha mimo najwiekszych checi i mlodego wieku
mg1986
 
Posty: 5
Dołączył(a): 7 maja 2008, o 15:26

Postprzez tytania » 8 maja 2008, o 21:38

---------- 21:24 08.05.2008 ----------

Przyjaciółka powiedziała mi, że widziała P. z jego wcześniejszą dziewczyną. Przyciśniętych, współobjętych, uśmiechniętych...
Poczułam to uczucie mdłości zalewające mnie od ust przez gardło do serca. Ale szybko minęło. Zastąpiła je złośc, wściekłość.
Jeśli P. może coś zrobić, żeby mnie wkurzyć, zawieść, dobić to zrobi to na pewno... Jakimś magicznym sposobem zawsze mu się to udaje.
No tak, słabośc chakarteru wygrała i w duchu wymyśliłam wszystkie możliwe bluźnierstwa.
Przez sekunde w głowie pojawiły się wszystkie jego czułe słowa, gesty, rzeczy, które zrobił i to "Kocham"... a potem zastąpił je obraz jego obejmującego tę dziewczynę. Wściekłość to najlepsze słowo. Nie było łez tylko ta nienawisć. Wolę to niż płacz.
Zgryźliwie zauważyłam rozmawiając z koleżanką, ze czemu tu się dziwić skoro to jego bratnia dusza, jedyna kobieta, która go rozumie itd. itd.
Przez niego ciagle czułam się niedowartościowana. Przez niego w czasie naszego zwiazku miałam sny o niej, o ich miłości. Wpadałam w obsesje. Ale czy to byłą obsesja czy intuica. Wrócili do siebie?
To może dziwne, ale chciałabym, żeby do siebie wrócili. To by była demitologizacja jego świętości, tych wszystkich jego czułych słów, zapewnień... I jakiś mój dziwny triumf nad jego hipokryzją, zwykłością, powierzchownością. Tak, chcę, żeby do niej wrócił. Już tyle stracił w moich oczach przez te 3 m-ce. Niewiarygodne.
Rzeczywiscie boli, że wybiera ją, że mimo wszystkich moich starań w czasie naszego zwiazku ona okazuje się ważniejsza. Ale jednoczesnie mam świadomość, wreszcie nadeszła świadomosć, że on naprawdę nie jest mnie wart. I to jego rpzekonanie o własnej wyjątkowości, bycia ponad innymi jest tylko w jego głowie i do niedawna było w mojej. Jak on teraz marnie wypada w porównaniu chociażby z K. !
Zadzwoniłam do Ł. Powiedziałam, że jestem zła i ze źle mi z ta myślą. Ł. odpowiedizał jak zwykle rzeczowo... Po męsku nazwał sytuacje. "P. szuka laski, która mu wystawi du** a Ty jesteś głupia, że przejmujesz się tym ch****". Nie użyłabym tak dosadnych słów i nie wiem czy zgodzić sie z tokiem myślenia Ł który nigdy nie przepadał za P., ale... lżej mi z myślą, że P. jest zwykłym samcem.
Czuję się silniejsza. Mimo, zę tak zdenerwował mnie fakt obściskiwania się P. z Nią i mimo,że pewnie spotykajac ich na ulicu nadal poczułabym się zraniona. Mimo wszystko, do diabła, jestem silnijsza!
Niedługo odbędzie się ostateczny pogrzeb naszej miłości a ja nie będe długo nosiła żałoby.
Chętnie trzasnęłabym sobie teraz kieliszeczek burbona i zapaliła, ale nie piję ani nie palę, a dla P. nie zrobie wyjątku nawet w tak uroczystej chwili jak pogrzeb mojej miłosci do niego.
Mam nadzieje, ze wróci do Niej. Na mnie go już nie stać.

P.S. Być może pisze to pod wpływem adrenaliny i złości i gdy przejdzie to trochę bardziej ukuje, ale nie poniże się już przed nim. O NIE!

---------- 21:38 ----------

Teraz dopiero mogę odpisac na wasze posty dziewwczyny :) Kiedy wyrzucłam z siebie pierwszą dawkę emocji.
Mg, bardzo mi miło, że napisałas :) I to jeszcze tyle ciepłych słów pod moim adresem!
Nie musze wymyślać sytuacji, które zrazą mi P., bo on sam mi je dostarcza...
Teraz patrzę inaczej na nasz zwiazek i choć pewnie w sercu jeszcze tli się uczucie do niego to wiem, zę niszczył mnie i kolejne miesiace z nim doprowadziłyby mnie do ruiny.
Ale ten zwiazek był potrzebny, trzeba było dostać po dupie, zeby zmadrzeć, zeby wyrwać się z emocjonalnego dołka, zeby stać się kimś silniejszym. Przy P. szukałam siły, bo on jest osoba zdeterminowaną, pewną siebie. Przy nim na początku czułam się wyjątkowa, dlatego tak do niego ciągnęłam... Jak cma do swiatła, prawda? Często powtarzane i trafne określenie. Ale dopiero przez całe bagno tego zwiazku nazwałam wreszcie swój problem, zrozumiałam chory schemat, w który wpadam i mimo,że trochę boję się samotnosci to jednak zaczęła być ona ciekawa, pełna przygód w odkrywaniu siebie! Pierwszy raz od dawna jestem sama ze sobą, tylko ze sobą i nie czuje się źle. Chociaż teraz moje myśli nadal wracają swoimi ścieżkami do P. to jednak wszystko zmierza do tego,że zdrowieje. I juz niedługo będę się skupiać tylko na sobie. A tyle mam do odkrycia! I autentycznie się ciesze. I wierze,że mój kolejny zwiazek będzie dobry, ze stworze go z odpowiednim człowiekiem. I nawet jeśli z jakiś powodó też miałoby nam nie wyjsć to ja już nie przekrocze pewnych granic. Po prostu zaczynam odkrywać siebie, uśmiechac się do siebie, zauważać drobne rzeczy, za które warto się cenić! I tutaj muszę zaznaczyć, ze wyw szyscy bardzo mi w tym pomagacie!
Skoro już o tym mowa to wyrażę takze wielkie uznanie dla A. Przyjaciela mojego i P., który mimo,że z P. się wychowywał i mimo tego,ze są jak bracia to jednak okazuje mi wiele wsparcia, ciepła, potrafi być dyskretny, mogę mu ufać, zawsze jest obiektywny.
Wiele zawdzięczam Ł., który zawsze nazywa rzeczy po imieniu i który potrafi mną wstrząsnac i krzyknac "Przestań się użalać!"
Dla moich przyjaciółek, którym mogę się wygadać.
I dla K. Mężczyzny, którego nie doceniłam dawniej, a który stał się bodźcem do zmian.
I jeszcze jedno zdanko dla Cosy: trzymam kciuki za ten nowy romansik ;)
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez cosy » 8 maja 2008, o 22:37

Dziękuje Tytania,
Jutro będe sie z nim widziała na grillu - tylko kurcze jakos tak entuzjazm spadł. Troche sie boje...heh. No cóz zobaczymy. W weekend napisze jak było :)

Pozdrowionka
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez tytania » 9 maja 2008, o 17:15

Obudziłam się trochę spokojniejsza. Wygadałam się przed wami, przad A. i ulzyło mi.
Dzisiaj zadzwonił z pytaniem czy się z nim spotkam. Powiedziałam, że nie mam czasu. I może nawet odczuwam chorą sadysfakcję z tego, ze mu odmawiam, że nie jestem już na jego skinienie jak kiedyś. Nawet jeśli przez tę godzinę, którą mogłam mu poświęcić nie robiłam nic konstruktywnego (oglądałam tv z babcią).
Czy jestem zołzą?
W każdym razie nie spotkałam się z nim. Pomyślałam, ze mozę z mojej strony to źle tak go ciągle ignorować i mu odmawiać gdy prosi o spotkanie... Nie uratuje to naszej przyjaźni. Ale z drugiej strony... Co mi tam. Nawet nie wyobrażam sobie tego spotkania. A dzisiaj pewnie i tak kotłowałyby się myśli o Niej. O tym, że wczoraj ją przytulał, Bóg wie co robił... Gdyby był oschły czułabym się xle (porównywałabyms ię z nią), gdyby był miły albo w jakiś sposób zaczął mnie przytulać etc. tez czułabym się źle. Reasumujac jest źle kiedy on jest przy mnie. Dlatego odmówiłam.
Co o tym myślicie? Jak oceniacie moje zachowanie?
Za tydzień miną 3 m-ce od kiedy się rozstaliśmy. Kawałek czasu już jest. Jeszcze odrobinę i zapomnę zupełnie.
Wczoraj strasznie się wściekłam i byłam gotowa odgryźć mu głowę. Dzisiaj już nie jestem taka zła, wiec myśli o zachowaniu klasy i normalnych kontaktów wróciły, ale to nie zmienia faktu, zę strasznie dużo stracił w moich oczach i właściwie nie wiem jak z takim P. rozmawiać. Kim wogóle jest ten człowiek? Bo przecież nie tą samą osobą, która ukłądala ze mną przyszłośc, której pozwalałam się dotykac, której się zwierzałam.
Mam mail, który do niego napisałam krótko po naszym rozstaniu. JEstem zaskoczona szczerością, wairą w niego, otwartością swoich uczuć. I on tego nie doceniał i on to odrzucił... Teraz juz nie umiem i nie chcę ofiarowywać mu siebie, tego uczucia i zaangazowania, wyrozumiałości.
Powiedział mi, że lubie sprawiać ból. Sama nie wiem. Może rzeczywiscie teraz wolę mu wbić szpilkę niż pojednawczo powiedziec "wszystko będzie dobrze".
Czuję się odrobinkę zagubiona jeśli chodzi o moje nastawienie do niego. Ale zawsze mam w myślach to, ze chce być silna, ze nie chcę się dłużej poniżać. Jeśli musi się to teraz objawiać tym, że mogę mu powiedzieć "Nie mam czasu" to niech i tak będzie.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez cosy » 10 maja 2008, o 21:18

A pytałaś po co On chce się z Tobą spotkac??
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez tytania » 10 maja 2008, o 23:28

... On chce, żebyśmy odbudowali przjaźń. Tylko i aż tyle?
To, że podjeliśmy najlepszą decyzję i, że jemu jest dobrze z tym rozstaniem słyszałam tak często, że nie mam juz złudzeń o tym, że może chciałby wrócic.
Zresztą, nie wiele złudzeń mi zostało.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez cosy » 11 maja 2008, o 14:18

Trudno odbudowac przyjaźn gdy jedna osoba tego chce a druga chce czegoś więcej. Załóżmy ż sie zgodzisz, ze będą was łączyc relacje przyjacielskie i jemu to będzie odpowiadało. A co w sytuacji gdy On pozna jakąs dziewczynę?? wasza przyjaźń wtedy ulegnie degradacji i znowu będziesz cierpiała.
Ja tak to wiedzę, czarno to widzę.

Tytania;; pół światu tego kwiatu. Jeszcze znajdzie sie taki który będziec chiał by łączyło Cie z nim coś więcej niż tylko przyjaźń i to będzie piękne. To będzie coś co Cię będzie budowac a nie niszczyc.

Ja niestety nie wierzę w przyjaźń po związku, gdy nadal drzemią w nas uczucia do tego 'przyjaciela'.

Przytulam :)
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez tytania » 11 maja 2008, o 21:29

---------- 15:53 11.05.2008 ----------

Niedługo skonczą się matury. Będę spokojniejsza i będę miała więcej czasu. Myslę, że prędzej czy później się z nim spotkam. Prędzej czy później dojde do siebie zupełnie i przestanie mnie obchodzic z kim on się widuje, czy kogoś ma itd. Te rozmowy teraz beda pewnie kolezenskie. Wiecej nie umiem i nie chce mu dac, ale z czasem moze rzeczywiscie ulozyłoby się tak jak z Ł. ? Zreszta mamy mnóstwo wspólnych znajomych. I ta od niego nie uciekne, a siedzenie z nim przy jednym stole i nie odzywanie się ani słowem jest męczące. Poza tym im więcej czasu mija tym bardziej się boję tego spotkania. A nie chce się bac. Chce, żeby było normalnie.
Czemu właściwie mam myślec co będze jak on sobie kogos znajdzie. Może to ja znajde sobie kogoś szybciej? ;) A nawet jeśli nie i nawet jeśli widok jego z jakąś kobietą będzie bolesny to ostatecznie i tak pomoże mi tylko się od niego uwolnic. To nie ejst niestety moje pierwsze rozstanie, pierwszy miłosny zawód. Zniose to.
Za jakiś czas się z nim spotkam i zobaczymy. Wtedy naprawdę okaże się na ile jestem zdrowsza.

Nie pochwaliłas sie Cosy jak było na grillu? ;)

---------- 21:29 ----------

Jakaś smutna jestem dzisiaj. Wpadł do mnie A. Wspomniał, że P. do niego dzwonił, że wyjechał na jakieś kursy przygotowawcze do egzaminów i że jest strasznie zajęt i podekscytowany, ale także, ze ma jakąs ważną sprawę do A. No i A. zastanawia się co to takiego może byc.
A ja wyobraziłam sobie go pośród tłumu jakiś bab na tym kursie przygotowawczym. Pamiętam jak kiedyś mówił mi (jak dopiero się poznaliśmy i nasze kontakty pozostawały przjacielskie) ile fanych dziewczn jest na tym kursach, takich ładnych, utalentowanych... blabla... Smutno mi się zrobiło. Masz rację Cosy. Jednak boli nawet jak sobie człowiek tylko wyobrazi tę osobę w takiej sytuacji... Niedobrze mi jak go sobie wyobraże opowiadającego z nadzieją i ekscytacją w głosie o jakiejś dziewczynie. Po prostu niedobrze...
Chciałabym, żeby już sobie kogoś znalzł. Wtedy jakoś byłoby szybciej.... Rzecz, której się boję po prostu stałaby się i już.
Kobiety sa głupie. Zamiast odpuścic sobie na dobre ...
Chociaz moze nie powinnam umniejszac swoich zasług? Chyba i tak niezle sobie radze, co?
:( A jednak smutno
A może to tylko tęsknota za zainteresowaniem kogokolwiek moją osobą?
Jednak to rozstanie przprawiło mnie o trochę kompleksów. Łapie się na tym, że czasami analizuje swoje ciało i zaczynam sie pytac siebie: "a moze to mu sie nie podobalo?", "a moze to?". Ale prawda jest znacznie smutniejsza. Moje wnetrze, moj charakter mu sie nie podobal. Tak jak napisał tgrysek. Jestem zbyt dojrzała (w słowniku P. 'nudna')
Chciałabym, żeby skończyła się już ta matura, żeby już było jasne gdzie dostałam się na studia i czy wogóle się dostałam. Mogłabym się wreszcie zając sobą. Opracowac jakis plan. Uwolnic sie.
Ych.
Kiedy przpomina mi się P. Kiedy zaczynam tęsknic to probuje skupic uwagę na K. Z takim człowiekiem chciałabym byc... Ale K. nawet nie odpisał na moją głupią wiadomos na gg.
Chyba poczułam się samotna.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez cosy » 12 maja 2008, o 16:35

Nie wiem co Ci napisac. Te wszystkie relacje sa takie trudne..nie wiadomo jak postąpic...czy pozowli na coś , czy sobie zabronic. Jedne wielkie dylematy...:pocieszacz: Ale potwierdzam że bardzo dobrze sobie radzisz !! :)

A jak bylo na grillu..?? Postaram się to opisac już w moim temacie.
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez tytania » 15 maja 2008, o 14:02

---------- 17:40 14.05.2008 ----------

No matematyka już za mną :) Poszło może nie rewelacjnie, ale nieźle i nadal mam szansę na dostanie się na wymarzony kierunek. To dodaje mi sił.
Niestety nadal miewam sny o P. i o Niej. Straszne. Ostatnio np. śniło mi sie, że byłam z nimi na spacerze (?!) i on ciągle ją przytlał, głaskał, a do mnie mówił "odejdź, nie przeszkadzaj nam". I ona patrzyła na mnie tym wzrokiem co zawsze...
Obudziłam się ze łzami w oczac, dosłownie, nawet nie wiedziałam, że to możliwe. I taka zmęczona i zła, przybita... W takich chwilach pytam się samej siebie: ile jeszcze, ile jeszcze...?!
Byłam wczoraj w kościele. Z reguły do koścoła nie chodze. Pojawiam się tam raz na rok w wielkanoc, ale wczoraj przestraszona maturą pokornie poszłam (jak trwoga to do Boga!) :D Kazanie było bardzo dobre. Pomyślałam sobie o was i naszych wspólnych rozterkach. Chodziło o to, że nawet jeśli jakieś nieszczęścia na nas spadają to w ten sposób mówi do nas Bóg, tylko że człowiek nie chce tego dostrzec i załamuje się zamiast wysnuwac wnioski. Dużo w tym racji... Nawet jeśli ktoś nie jest wierzący to chyba lepiej z ta myślą "że tak miało byc", że w jakiś tajemniczy sposób świat działa na naszą korzyśc tylko, że my nie potrafimy tego dostrzec.
Oczwiście pomyślałam o P. (czasami mnie to wkurza, ze jednak wszystko odnosi się do niego, ael to przejdzie kiedyś...)
W każdym razie pomyślałam o tym, że mimo,że teraz boli to przecież jak dobrze, że się rozstaliśmy! Naprawdę jeste psychicznie zdrowsza! Dochodze do siebie. Tylko, że w tęsknocie nie zawsze chce przyznac, że tak właśnie miało byc. Układam nadal scenariusze: co by było gdby. A jedyny scenariusz jest taki, zę gdybym nadal z nim była to nie wiem co by ze mnie zostało... No i o ile dobrze, że tak własnie się spraw potoczyły...
Każdy ma wątpliwości co do tego cz Bóg istnieje czy nie, ale ostatecznie, jeśli jest jakaś siła, która nam pomaga, to ona wiedziała, że P. należy powiedziec " żegnaj" 8) Dodało mi to otuchy.
Kiedy z nim byłam to i tak śnił mi się z nią. Różnica polega na tym, że teraz to etap przejściowy, który minie.

---------- 14:02 15.05.2008 ----------

Sprzątam, trafiam na zeszyt z zapisanymi smsami od niego (strasznie sentymentalne ...). Otwieram na pierwszej lepszej stronie, czytam:
"Ja jestem pewny, że się nam uda, już ja się o to postaram. Czuję tą miłośc tak wyraźnie. Otworzyłem się na nią. Chce dla niej życ, dla Ciebie, z Tobą na zawsze. Kocham Cię"
2.02.08.
47 dni przed naszym rozstaniem, niecałe 2 m-ce przed naszym rozstaniem Tylko 47 dni przed rozstaniem...
Usiadłam i płakałam.
Nienawidzę go i kocham jednocześnie.

Jestem naprawdę zmęczona. Chcę, żeby to się już skończyło.

Nienawidze, nienawidze, nienawidze, nienawidze,nienawidze,nienawidze.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez zizi » 15 maja 2008, o 23:46

:pocieszacz:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 377 gości

cron