przez julkaa » 2 lis 2008, o 12:11
---------- 19:19 07.05.2008 ----------
Jeśli chodzi, czemu się boję, to nie wiem. Wiem tylko, że jak daję partnerowi więcej swobody, tzn jak staram się nie narzucać, dać więcej przestrzeni, zająć sie sobą, to nie czuję się szczęsliwa. Wychodzi na to, że nie umiem być szczęśliwa w związku. Wtedy myśle, że taki związek nie ma sensu, bo każdy żyje swoim życiem, jakby był sam, że oddalamy się od siebie, że niebawem to wszystko się sypnie. Staram się dawać partnerowi tyle wolności, ile potzrebuje, że widzimy się rzadko ostatnio na chwile, nie dzwonimy nie gadamy na gg, bo on naprawde nie ma czasu. Dla mnie to nie ma sensu. Może jest już za późno. Zdystansował się, choć mówi że mnie kocha..
Wczoraj byłam u psychologa. Zapisał mnie na terapie, tylko że to dość kosztowna sprawa dla mnie, dlatego nie będe mogła w niej uczestniczyć. Postaram się poszukać czegoś bezpłatnego.
Piszę bo schemat powtarza się już w 4 związku. Zawsze jest to samo.
Dziękuję Ci za opinie, to pomaga mi troche uporządkować mysli, bo obecnie to już nie wiem co jest dobre a co złe..
---------- 11:11 02.11.2008 ----------
K!@$%!!!
Jestem wściekła!!na siebie!
Właśnie przeczytałam książkę Susan Forward "Toksyczne namiętności" i dopiero ona otworzyła otworzyła mi oczy. ponownie? Bo przeciez teraz sobie przypomniałam ten post po prawie pół roku i już wtedy czułam, że coś jest ze mną nie tak. a po lekturze utierdziałam się w tych odczuciach.
Tyle, że jest już za późno.
Odszedł w jedyny możliwy sposób: urwał wszelkie kontakty, nie odbiera telefonu. Juz przestałam wydzwaniać. niby się pogodziłam, ale gdzies tam się tli nadzieja, choc rozum wie, że nie ma podstaw.
Wiedziałam już w maju, ze coś nie tak, ze musze sie zmienic, zeby zacząc uleczyć związek, zeby go nie stracić.
Poszłam do psychologa-nie zroumiał o co mi chodzi. szukał zupełnie nie w tej sferze.
w sierpniu Poszłam do innego-byłam na terapii-po kilku spotkaniach uznał, ze juz ok, ale i on nie rozpoznał problemu, nie przyszło mu na myśl ze to obsesja na punkcie związku. leczył mnie na cos innego, nie pamiętam w sumie na co-jakies lęki niby, ok, ale jak widać mało skutecznie.
Od tamtego czasu do końca października moje zachowanie obsesyjne się nie poprawiło, wrecz przeciwnie, obsesja sie nasilała, a partner odsuuwał się jak tylko mógł, az 2 tygodnie temu przeczytałam: mam dość. potrzebuje powietrza. nie dotarło to do mnie, nie słuchałam o co mu chodzi, nie rozumiałam dlaczego sie dusi. jakbym zapomniała, ze to ja mam probolem.
Teraz. nie odzywa sie od tygodnia. ja nie chce go męczyć. męczyłąm go swoimi schizami duzo za duzo.współczuje mu ze tyle musiał przejsc. chciałąm go miec na własność. nie widziałam poza nim nic, nie miałam poza nim życia. wsystkie myśli, czyny skupiały sie wokół jego osoby.udusiłam go. po 3 latach nieustannej walki-razem. o nas.
jestem zła na siebie, bo to juz 3 powazny związek, a ten facet byl naprawde w porządku. tyle wytrzymał i zawsze byl miły, starał sie itp kiedys kochał szalenie...
jestem wsciekłą bo staciłam cos bardzo cennego
tak bardzo chciałabym to naprawic, ale nie moge prosic o setną szanse,. tyle razy prosiłam i zawsze sie zawodził. zawsze wracalismy do punktu wyjscia.
ta ksiązka uswiadomiła mi, ze tak naprawde zaden z moich związków nie byl stabilny, ze zawsze dochodiło do obsesji.
probowałam sama sobie pomóc-od 3 lat portale psychologiczne. przeczytałam mnóstwo poradników psychologicznych, ale widac to nie zminia człowieka. boje sie, ze znowu trafie na nieodpowiedniego terapeute
Chce pozbyc sie ze swojego zycia obsesji. chce utworzyc w koncu zdrowy i stabilny związek. albo chociaz zacząc umiec cieszyc sie zyciem.
od kilku lat moje zycie uczuciowe toczy się wokół leków, zazdrości, smutku, samotności, niedosytu i ciągłej burzy emocjonalnej.
boli mnie głowa
tak baaaardzo załuję, ze nie moge cofnąc czasu, tak bardzo załuję ze go utraciłam, przez swoja obsesje. to poczucie winy mnie dobija
od jakis 8 miesięcy nic poza związkiem sie dla mnie ni liczyło. zaniedbywałam siebie, prace, studia. nie czyniłam zadnych kroków ku jakies samorealizacji, tak jak zwykłam była byc osobą ambitnną, wzorową, tak teraz wegetuje, nie umiem odnależć sensu, radości. udało mi się zdobyć pracę o jakiej zawsze marzyłam-nie wyobrazam sobie robic w zyciu nic innego, w tej pracy chce sie rozwijac, a czuje jakby ten fakt iz ją mam nie docierał do mnie. nie umiem tego daru od losu docenic. mówią-chwyciłaspana boga za nigi, wykorzystaj to. do mnie nie dociera. podchodze z obojętnością i olewactwem, choc wiem ze jak ją stracę to nie wybacze sobie do konca zycia. mam okres próbny. powinnam sie wykazac. a ja potrafie w pracy myslec tylko o związku, płakac, probowac go ratowac. sic!brakuje mi sił po tych ciągłych walkach
pomocy
kurde, ja doskonale wiem, co powinnam, ale nie mam sił, proby konczą sie fiaskiem