zastanawiam sie ...............za czym ja tak płaczę?
dlaczego nie potrafię odkochać sie.....mimo,że on jest taki okrutny
Dzisiaj coś się wydarzyło
wieczorem syn wywrócił sie i złamał rękę...
byłam wtedy jeszcze w pracy.Córka zadzwoniła,że syn ma spuchniętą rękę,że boli go...powiedziałam ,że jak najszybciej przyjadę i wezmę go na pogotowie....w międzyczasie zadzwoniłam do sąsiadki,żeby poszła zobaczyć jak on sie czuje ...poprosiłam córkę,żeby zadzwoniła do taty,żeby przyjechał do syna..."tatuś" powiedział,że nie może
wylądowaliśmy w szpitalu....prześwietlenie...wyszło złamanie z przemieszczeniem...lekarz zastanawiał się czy nie zostawić syna w szpitalu na składanie tej reki...w końcu po dokładnej analizie stwierdził,że nastawi rękę w znieczuleniu...tak też zrobił...spędziliśmy w szpitalu trzy godziny...gdy czekaliśmy na badanie,które zadecyduje czy będzie operacja czy nie...nie wytrzymałam..
napisałam smsa do kaktusa...(on mimo,że wiedział przecież ,że syn coś sobie zrobił...nawet nie zadzwonił...pomyślał,że to błahe
)
Napisałam,że jesteśmy w szpitalu...czekamy na decyzję lekarzy o operacji..,że DZIĘKUJĘ MU,ŻE MOŻEMY NA NIEGO LICZYĆ...
zaraz oddzwonił..gdzie jesteśmy....mówił,że przyjedzie...
przyjechał jak już wychodziliśmy...
na parkingu przed autem powiedział..dlaczego nie chcesz spotkać się...
powiedziałam,że chcę...tylko w takim czasie,żeby i mnie i jemu pasowało...on natychmiast zaczął się wkurzać,pytał czy ja nie rozumię,że on pracuje...
zaczął się wkurzać,że jak zwykle on wszystko pieprzy....że nie pomógł rannemu synowi też oczywiście spieprzył...tak powiedział..
czułam się słabo(nie napisałam wam wcześniej,że zemdlałam gdy lekarz nastawiał rękę synowi....)
powiedziałam kaktusowi,że nie mam ochoty kłócić się....muszę zaopiekować się synem.
jak chce spokojnie porozmawiać..to umówmy sie...
zapytałam czy chce sie kłócić....wciąż był najeżony...
powiedział,że nie chce się kłócić...
umówiliśmy sie na sobotę...
niestety nie widzę w nim cienia skruchy
on zachowuje się tak jak to on byłby pokrzywdzony
w głowie mu sie pomieszało....
jak ja mam z nim w sobotę rozmawiać??????
jak wróciliśmy do domu znów napisałam do niego smsa
"Że nie spodziewałam sie tego po nim"
"Czego" odpisał
"że nie masz serca"wysłałam
a on na to"jakbym nie miał serca to bym nie przyjechał"
Tak! ... przyjechał...
A potem na parkingu wkurzał sie...
on nie potrafi przyznać sie do winy...przeprosić...
jak ja mam z nim rozmawiać????
dać sobie spokój??
a ja już dziś w pracy myślałam ...daj mu szanse..może jest załamany..nie wie jak zacząć?