Własność

Problemy z partnerami.

Własność

Postprzez ewka » 6 maja 2008, o 12:09

To fragment książki, którą spotkałam w sieci. I bardzo mi się spodobał i chyba warto przeczytać choć ten kawałeczek;)

Jeśli wiesz, gdzie przebiegają granice własności, rozumiesz, kto jest czego właścicielem. W przypadku nieruchomości mówimy, że Sam lub Susie są „właścicielami” działki i nieruchomości, które się na niej znajdują. Pojęcie własności jest równie ważne w dziedzinie relacji międzyludzkich. Jeśli wiem, gdzie przebiegają granice w naszym związku, wiem również, kto jest „właścicielem” takich rzeczy, jak uczucia, postawy i zachowania. Wiem, do kogo one „należą”. Jeśli w jednej ze wspomnianych dziedzin pojawiają się problemy, wiem, czyją są własnością. Taki związek jak małżeństwo wymaga, aby oboje partnerzy mieli poczucie, że są „właścicielami” swojego życia.

Niedawno spotkałem się z małżeństwem, w którym brakowało takiego poczucia (wspomina dr Cloud). Caroline i Joe przyszli do mnie po radę, jak położyć kres nieustannym kłótniom i awanturom. Kiedy zapytałem, o co się kłócą, Caroline odpowiedziała:
– Mąż cały czas chodzi zagniewany. Złości się na mnie, sprawiając mi tym ogromny ból. Czasami jest bardzo złośliwy.
– Co tak cię denerwuje? – zapytałem męża.
– To, że żona cały czas próbuje przejąć kontrolę nad moim życiem – odpowiedział bez namysłu.
Wyczułem, że rozmowa zaczyna przypominać pingpong, dlatego spojrzałem na Caroline i zapytałem:
– Dlaczego starasz się przejąć nad nim kontrolę?
– Jest tak zaaferowany własną osobą, że nie potrafi poświęcić mi chwili czasu i uwagi – odparła bez wahania. Każde obwiniało partnera o swoje niewłaściwe zachowanie.
Widząc, że kontynuowanie rozmowy w tym stylu może być pouczające, zapytałem:
– Dlaczego ją ignorujesz?
– Ponieważ cały czas zrzędzi i stara się mnie zdominować.
Po prostu muszę się od niej uwolnić – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.
Podjąłem ostatnią próbę skłonienia któregoś z nich do „wzięcia w posiadanie” własnych zachowań i zapytałem Caroline, dlaczego zrzędzi.
– Narzekam, ponieważ nie chce zrobić niczego, o co go proszę – odrzekła, nie ustępując ani o cal.

Zadawałem kolejne pytania: „Dlaczego…?” W odpowiedzi zawsze wskazywali drugą osobę. Przyznanie się do określonych postaw i zachowań przypominało ping-pongową piłeczkę, którą odsyłali partnerowi za każdym razem, gdy lądowała po ich stronie. Żadne nie chciało „wziąć w posiadanie” własnych zachowań i przyjąć za nie odpowiedzialności. Byli przekonani, że ich postępowanie jest w sensie dosłownym „spowodowane” przez drugiego.

Marzyłem, aby Joe powiedział coś w rodzaju: „Okazywałem gniew, ponieważ jestem zbyt niedojrzały, aby zareagować w bardziej pozytywny sposób. Przykro mi z tego powodu i wiem, że potrzebuję pomocy. Chciałbym umieć kochać żonę i okazywać jej to we właściwy sposób niezależnie od tego, jak ona postępuje. Czy może mi pan pomóc?” Taka reakcja byłaby jak muzyka dla uszu każdego terapeuty, jednak nasza rozmowa w niczym nie przypominała tej pięknej symfonii dźwięków.

Pomyślałem, że jestem świadkiem sceny, która rozegrała się w ogrodzie Eden, gdy Bóg przemówił do Adama po upadku (zob. Rdz 3,1–13). Adam nie posłuchał Bożego przykazania i zjadł owoc z drzewa poznania dobra i zła. Nie było co do tego żadnych wątpliwości, lecz gdy Pan Bóg zapytał go, co się stało, podobnie jak Caroline i Joe, odmówił przyznania się do własnych czynów.
– Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść? – zapytał Bóg.
– Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem – odparł bez wahania Adam. Mężczyzna zrzucił na żonę winę za własne postępowanie. Podobnie postąpił Joe, który pod tym względem przypomina każdego z nas. „Zrobiłem to… ponieważ ty uczyniłeś to i to”. Podobny problem Pan Bóg dostrzegł u Ewy. Kiedy zapytał ją, dlaczego zjadła zakazany owoc, przedstawiła własną wersję wydarzeń:
– Dlaczego to uczyniłaś? – zapytał Pan Bóg.
– Wąż mnie zwiódł i zjadłam – wyjaśniła kobieta. Usprawiedliwiła własne postępowanie podstępem węża. „Gdyby nie on…”

W istocie Caroline i Joe, podobnie jak Adam i Ewa oraz każdy z nas, dawali do zrozumienia: „Gdyby nie ty, byłbym bardziej kochającą i odpowiedzialną osobą”. Wyraźne określenie granic pomaga w ustaleniu, gdzie kończy się obszar należący do jednej osoby i rozpoczyna obszar będący we władaniu drugiej. Na czym polega problem i na czyim obszarze się znajduje? Czy należy do mnie, czy do ciebie? Kiedy poznamy granice, będziemy wiedzieli, czy rzeczywiście powinniśmy borykać się z danym problemem. Na przykład Joe odmawiał wzięcia odpowiedzialności za własne uczucia, zaś Caroline nie przyznawała się do swoich zachowań. Kwestia „własności” jest bardzo ważna w każdej relacji, a szczególnie w małżeństwie.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez zizi » 7 maja 2008, o 11:00

Ewka bardzo dziękuje ci,że o mnie pomyślałaś.

ciekawy ten fragment.

Szczególnie analiza tego dialogu Sama z żoną.

To prawda,że najbardziej wkurzamy sie na innych gdy robią coś czego my w sobie nie lubimy.
Często rozmawiając tak na prawdę nie rozmawiamy...tylko odbijamy pingponga

tak na prawdę ciężko jest wsłuchać sie w racje drugiej osoby...
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez ewka » 7 maja 2008, o 16:23

Niestety, w takich mechanizmach tkwimy... a one w niczym nie pomagają.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 315 gości