Dlaczego żonaci zdradzają?

Problemy z partnerami.

Postprzez klemens » 29 kwi 2008, o 21:39

wyszła za mnie za mąż więc najgorszy chyba nie byłem. ona po prostu po ślubie zgłupiała. z fajnej dziewczyny zmieniła się w potwora. czasem tak bywa, a szkoda, bo chciałem z nią iść przez życie.
klemens
 
Posty: 17
Dołączył(a): 20 lis 2007, o 15:56

Postprzez ewka » 30 kwi 2008, o 01:32

klemens napisał(a):wyszła za mnie za mąż więc najgorszy chyba nie byłem. ona po prostu po ślubie zgłupiała. z fajnej dziewczyny zmieniła się w potwora. czasem tak bywa, a szkoda, bo chciałem z nią iść przez życie.

Kolega w pracy po pół roku małżeństwa rozszedł się z żoną... byli na odległość wcześniej, weekendowe narzeczeństwo... i gdy blisko - okazało się, że to jedna wielka farsa jest. Okropność. Coś takiego, jak instytucja narzeczeństwa (poznawania, rozmów przede wszystkim)... jakoś tak zanika i potem wyłazi taka żaba. No przykro mi;(
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez nana » 30 kwi 2008, o 08:09

Pewnie, że pytałam. Standardzik "żona mnie nie rozumie, nie dogadujemy się", ale jak już mówiłam nie uważam, żeby to była prawda. Moim zdaniem, to chęć "przygody" nimi kieruje:(
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez agik » 30 kwi 2008, o 08:53

Myślę podobnie, jak Nana.
"chęc przygody"...
Poza tym, ktoś, kto tak robi, to leń i tchórz. Może i fajnie jest wytarzać się z jakąś "kobietą na chwilę" po łące, ale jeszcze fajniej jest wrócić do żonki- do domowych obiadków, spokojnego seksiku i bezpiecznego domku.
A polowanie potrafi być przyjemne. Myślę, że taki gość udowadnia sobie, że jeszcze zegar tyka.
A przecież zony nie krzywdzi- bo ona o tym nie wie... czeka sobie spokojnie w domu, próbuje zapewnić szczęsliwe dzieciństwo dla pociech i myśli, ze to, co robi, jest po to, żeby im wszystkim się dobrze żyło...

W sumie to żałosne...
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez echo » 1 maja 2008, o 23:43

zgadzam się teorią chęci przygody.
Rozszerzając tę teorię : części osób doskwiera monotonia, coś przeszkadza, czegoś brak, trudno wykrzesać zakochanie po wielu latach związków średniej jakości. Wszyscy piszą , że trzeba o tę jakość dbać i to prawda, ale nie wszyscy to potrafią, nie wszyscy są wytrwali, pomysłowi, mają czas, kasę i bóg wie co jeszcze drugiej stronie brakuje, więc robi się kiepsko, średnio, nudno, albo beznadziejnie.
Dlatego ci nieusatysfakcjonowani własnymi związkami najpierw snują marzenia , a potem albo z nimi pozostają, albo próbują je urealnić, co kończy się przynajmniej dla jednej ze stron fatalnie.
A że niestety żadnej kary na zdradę nie ma, nawet społecznie staje się to akceptowane, bo trzeba przecież walczyć o własne szczęście (że kosztem innych jest często pomijane) - to jaki problem ? hulaj dusza piekła nie ma.

Pozostaje tylko liczyć, że choćby część ludzi będzie na tyle dbała o wspólne szczęście i mimo upływu czasu będzie zadowolona z siebie i swojego życia , że nie złamie serca innej osobie/osobom i ze my trafimy na takich ;).
Bo chyba na wprowadzenie kar nie mamy co liczyć, choć osobiście chciałabym choćby finansowe, może skąpców powstrzymałoby to ;) Bo na morale liczyć już nie ma sensu.
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez nana » 2 maja 2008, o 10:07

Powiem szczerze, że mam o tyle dobrze, że jestem "po drugiej stronie", ale... zawsze staram sie sobie wyobrazic, co czuje żona... przeraża mnie to. Może kiedyś w końcu życie mi się ułoży i to ja będę żona? I co wtedy? Zawsze myślę, że no ok, jeśli dziewczyna jest zjawiskowa, ma w sobie masę sexapelu i na dodatek uwodzi faceta, no to nawet bardzo wiernemu mężowi może być trudno się oprzeć, a jeśli dojdzie do tego np. delegacja służobwa i alkohol... tak to sobie zawsze wyobrażałam... że to "te dziewczyny" kuszą. Zdradzona kobieta chętnie z "tej drugiej" robi najbardziej winną. Tak jest lepiej, bo łatwiej mężowi wybaczyć? Ale wiem, że tak nie jest!
Mam taką teorię, że w przypadku zdrady odpowiedzialność nie leży po stronie "uwodzącego" tylko po stronie tego co zdradza (żonatego/mężatki). W końcu to on przysięgał na dobre i na złe... ?!
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez felicity » 3 maja 2008, o 16:34

dla mnie to osoba która zdradza i nie ma to znaczenia czy facet czy kobieta to jest jawny dowód braku dojrzałości, pewnie że nawet silny człowiek jak nałożą mu się trudności w jednej chwili i w jedny czasie może się złamac, ale wiecie co dla mniej est kluczem do oceny takiego delikwenta? jak on się zachowuje po zdradzie, czy dalej mataczy czy ma skrupuły i wyrzuty sumienia czy robi coś aby sytuacje poprawić czy przyznaje się do winy i odpowiedzialnie ponosi konsekwencje czy ucieka się do dalszych kłamstewek. NO i druga sprawa motyw: słabość, załamanie, chęć nowości i inne oszustwa i niejednokrotnie obwinianie żony o jego słabą wolę.
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: Dlaczego żonaci zdradzają?

Postprzez Ninoczka » 5 maja 2008, o 14:42

nana napisał(a):ufff... wiem, że właśnie wsadzam kij w mrowisko, ale liczę, że zamiast ściągnięcia gradu nagany na własną osobę rozpocznę dyskusję na temat zjawiska zdrady.

Dużo tu pisze osób zdradzonych (ba! mnie też niedawno zdradzono, więc rozumiem to uczucie doskonale), ale ja niestety często mam okazję obserwować sytuację "z drugiej strony". Zwyczajnie lgną do mnie znajomi żonaci mężczyźni. Obserwuję to zjawisko z pewnym niesmakiem od lat. Święta nie jestem, ale mam poczucie przyzwoitości. Zjawisko mi się nie podoba!

Oczywiście mogę powtórzyć wam "wymówki" i slogany, które stosują żonaci mężczyźni "usprawiedliwaiając" swoje propozycje rzucane w moim kierunku, ale ciekawa jestem waszego zdania. Dlaczego żonaty facet, który przyrzekł jakiejś kobiecie "na dobre i na złe i póki śmierć nas nie rozłączy", który ma dzieci z których jest bardzo dumny (w skrajnym przypadku córka była modelką i to niemal w moim wieku!), który ma ładną i zdabaną żonę (część żon widziałam osobiście i są obiektywnie ładne), który ma poukładane życie (i nie chce go zmieniąc), który itd itp poszukuje możliwości zdrady? Podkreślam szuka! i podkreślam, że szuka jej w osobie, która obiektywnie rzecz biorąc nie urzeka urodą (o czym świadczą mało entuzjastyczne reakcje panów stanu wolnego). Zaznaczam, że sytuację większości panów trochę znam i trudno powiedzieć, że im się nie układa w małżeństwie. Kryzys wieku średniego? Tajemnicza magia "kochanki"?

Zastanawia mnie to. Może to jakieś szersze zajwisko, tylko nikt o tym nie mówi? oczywiście ze zjawiskiem potrafię sobie radzić, ale nie wiem właściwie po co IM to wogóle potrzebne?

Przyczyn jest wiele,dlaczego zdradzają,ale często jest tak,że przy żonie udają wzór cnót,podczas gdy naprawdę stają się zwykłymi łachudrami,co tylko wódka ,spiew,kobiety(często o 20lat młodsze od żony:P).w takim wypadku więc diagnoza jest jedna-ROZWÓD i poznanie kogoś porządnego.
Ninoczka
 
Posty: 59
Dołączył(a): 19 lut 2008, o 19:29
Lokalizacja: Wrocław=Sin City...

Postprzez mahika » 5 maja 2008, o 15:06

w takim wypadku więc diagnoza jest jedna-ROZWÓD i poznanie kogoś porządnego.


I co, kolejny ślub i to samo???
A ten porzadny to po ślubie czy wspólnym zamieszkaniu w tzw konkubinacie nie zmieni sie?
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez Honest » 5 maja 2008, o 16:34

---------- 16:23 05.05.2008 ----------

klemens napisał(a):Ewka pisze, że "powody" znajdą się zawsze. często są POWODY. Moją byłą żonę zdradziłem bez wyrzutów sumienia po nie całym roku małżeństwa. Poniżała mnie publicznie, wyzwiska i obelgi były na co dzień. Kiedy chciałem z nią rozmawiać na ten temat była awantura na całego - ja byłem wszystkiemu winien. Przy kochance poczułem się potrzebny i doceniany, czułem się mężczyzną. Na szczęście zakończyłem małżeństwo po 2 latach i chyba trwało ono tak długo tylko dlatego, że kochanka dodawała mi siły na kolejny dzień.
Nie żałuje romansu. Może zamiast zdrady powinienem był odejść od razu...


Klemens, bardzo się cieszę, że tak zakończyła się Twoja historia i doprawdy Cię rozumiem. Trudno nawet nazwać zdradą to co zrobiłeś - moim zdaniem to była droga do wolności. Prawda - mogłeś odejść, ale... ale... rozumiem Cię.

---------- 16:34 ----------

nana napisał(a):Mam taką teorię, że w przypadku zdrady odpowiedzialność nie leży po stronie "uwodzącego" tylko po stronie tego co zdradza (żonatego/mężatki). W końcu to on przysięgał na dobre i na złe... ?!



Nana, całkowicie się z Tobą zgadzam!!!!! Ileż to razy wyzywa się kochanicę od różnych, a mąż otrzymuje o wiele mniejszy cios, nawet mu się wybacza, przy czym ona zawsze jest k... A kto przed Bogiem przysięgał??? Ona??? Nie!


Mam takie jedno przemyślenie dotyczące tematu zdrady. Nie popieram tego, oburza mnie to, ale... jeśli kobieta/ mężczyzna po ślubie przestaje o siebie dbać, u kobiety na nogach warkocze można pleść, mężczyzna pachnie tygodniowym potem, do ręki ma więc przyklejony pilot od telewizora, to przepraszam, ale nie dziwię się, że nagle partner zaczyna dostrzegać powabne kobiety czy uśmiechniętych mężczyzn... Absolutnie nie usprawiedliwiam tego, uważam, że najpierw trzeba próbować ratować związek, ożywić go, nadać witalności... Jednak, jak już ktoś zauważył, nie każdy ma taką fantazję, energię i czas...
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez Inek » 5 maja 2008, o 21:07

Hej,

Ze pozwole sobie wtracic... Przypomniaj mi sie stare powiedzenie, ze wina zawsze lezy po obu stronach - najczesciej zony i tesciowej :lol:
Ale nawiazujac do zdrady zauwazylem pewna prawidlowosc - czlowiek, ktorego pasje daleko wybiegaja od grzebania przy samochodzie, wynikow ostatnich spotkan pilki noznej i wyrabiania przyciskow przy pilocie od telewizora, rzadko, albo wcale nie zdradzaja...
Nie jest to tak, ze osoba, ktora ma zainteresowania, i ma w czym, od czasu do czasu, utopic troche czasu, nie zdradza?
To tylko takie moje male spostrzezenie... Czy moze rzadziej zdradzaja tylko dlatego, ze jest ich duzo, duzo mniej od "normalnych" facetow?

Inek.
Inek
 
Posty: 36
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 10:13

Postprzez wielorybica » 5 maja 2008, o 21:16

hmmm myślę, że w związkach, w których wszystko gra zdrady nie ma...pomijając patologicznych zdrajców, którzy nie są i nigdy monogamistami/kami nie byli rzecz jasna, a jeśli coś nie gra to juz bardzo indywidualna kwestia związku, więc pewnie powodów tyle, ile związków, w których zdrada traktowana jest jak remedium na te problemy właśnie.
co do oskarżania tej trzeciej...hmmm te trzecie też mają sumienia i bycie w związku z żonatym facetem też nie jest dla nich bułka z masłem...tak chcę mniemać.
no i jeszcze jedna kwestia od strony tej trzeciej...chyba nikt zdrowy na umyśle nie pcha się w związek z żonatym, więc kwestia uwodzenia jak dla mnie odpadam no chyba że chodzi o jednorazowy seks, no ale wtedy to już skurwysyństwo (dobitnie rzecz ujmując) ze strony wodzącej/ego na pokuszenie...
Avatar użytkownika
wielorybica
 
Posty: 458
Dołączył(a): 17 gru 2007, o 01:40

Postprzez echo » 5 maja 2008, o 22:57

"myślę, że w związkach, w których wszystko gra zdrady nie ma..."
problem jest taki, że niewiele jest związków w których wszystko gra non-stop. Życie zmienia się , a wraz nim nowe wyzwania, pokusy. Bardzo trudna sprawa dla wytrwałych i silnych.
O właśnie - ślub to poza tzw. miłością powienien być test na siłę psychiczną i wytrwałość oraz skłonność do kompromisu.
Problem drugi jest taki, że jest dużo głupców (płci obojga) , którzy włażą w te związki na bezczela lub nieświadomie i kara dla nich żadna. więc hulaj dusza piekła nie ma. A szkoda ;) pogrilowałoby się troszkę ;)
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez wielorybica » 5 maja 2008, o 23:11

wiesz aż tak naiwna nie jestem, że granie rozumiem jako brak problemów jako takich...rozumiem to raczej jako stan, w którym nad problemem obojgu chce się pracować i przezwyciężąć...
Avatar użytkownika
wielorybica
 
Posty: 458
Dołączył(a): 17 gru 2007, o 01:40

Postprzez nana » 8 maja 2008, o 14:21

jej... i znów... dostałam zaproszenie na kolację od żonatego faceta... czy ja ich jakoś przyciągam? wogóle mi na tym nie zależy. a jednak ciągle mnie to spotyka.
czasami myślę, że może to jedyne co może mnie spotkac:(((
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: AngelLar i 137 gości