Witam wszystkich
Czytam codziennie wszystkie wasze wpisy, wątpliwości i cheć przemiany.. ja też 4 lata temu podjęłam wyzwanie, terapia, facet który wspierał mnie w tym. Teraz znów jestem w punkcie wyjscia, moze sie myle, ale tak sie czuje... depresja, rezygnowanie z kolejnych planów, mialam do napisania tylko prace zeby skonczyc studia nie zrobilam tego... nie ma to dla mnie juz znaczenia, rozstalam sie z tym jedynym ponad pół roku temu a ja nadal o niczym innym nie mysle. Był ktoś kto chciał cos ze mna stworzyc, odepchnęlam go bojąc sie kolejnego rozczarowania. znów jestem w domu rodzinnym majac 30 lat, nie mam nic... nawet nie walcze, poddalam sie jak zawsze, czyli znów sie cofnelam w tył a taki wysiłek podjełam, znów ubieram maski obojętności, twardej babki która nie potrzebuje nikogo do szczescia. Wszystkich odpycham zachowaniem, moze tez depresją także krytyką i ostrym słowem... wiem trace duzo, ale nie daje juz rady, czuje jak sie staczam znów w dół, i coraz mniej osob obok mnie którzy chca słuchac jak mi zle itd. na terapie nie moge chodzic gdyż pracuje wiec dojazdy sa wykluczone, najgorsze ze szkole zawalilam bo nie umiem powiedziec nie w pracy, ze potrzebuje wolne ze tego nie zrobie bo to nie nalezy do mnie. czuje sie taka do niczego, brakuje mi pewności siebie i inni to wykorzystują skutecznie. jestem na siebie zła i nie mam juz siły walczyc o lepsze jutro, bo ja juz nie widze nic dobrego... chyba jestem skazana na depresje, wiecznie zle, i nie chce nikogo obciazac sobą, izoluje sie... załosne to wszystko, wiem ze inni maja gorsze problemy a ja nie mam tak zle. mam prace, co jesc, ale juz sama nie wiem czy ta moja praca to nie jest ucieczka od problemów. nie wierze juz w nic.... bycie DDA to ciagla walka ze sobą, brakuje mi kogos kto da mi kopa w tylek, chociaz wiem ze powinnam sama siebie mobilizowac. nie potrafie....